Przepraszam za kilkudniowe opóźnienie.Nie było mnie w weekend w domu.Ale mam nadzieję że wybaczycie.A oto fanfick.
Tytuł : Sztuka, czy nie sztuka
Na lekcji muzyki nie obyło się bez wrzasków. Pan Georgio Clifford musiał co chwila uspokajać bandę rozchichranych dzieciaków.
- Cisza! - krzyknął głośno nauczyciel - Kto powie choćby słowo, to po dwie jedynki i za drzwi!
To skutecznie uciszyło każdego. Georgio był nauczycielem muzyki i nie nawidził ani tej pracy, ani uczniów. Zawsze chodził wiecznie niezadowolony, bo tu krzywo, tu alt za chichy, tam tenor zbyt wysoki, wszystkiego się czepiał.
Tym razem czepiał się nawet szczegółów dotyczącego szkolnego przedstawienia o legendzie Bazyliszka - potwora zamieniającego ludzi w kamień swoim wzrokiem. Wszystkiego było pełno, a przedstawienie miało się odbyć za tydzień. Oszaleć można!
- Dobra, a teraz mnie słuchać uważnie! - dalej krzykliwym tonem kontynuował Georgio - Trzeba nam tych dwoje, co tam zeszli do podziemi, kolesia, który miał ich ostrzec, alchemika całego i oczywiście kogoś do roli Bazyliszka! Kto chętny?!
Nikt nie odpowiedział.
Georgio zmierzył uczniów nienawistnym wzrokiem, pufnął z niezadowoleniem i powiedział przez zaciśnięte usta:
- Nikt? Dobrze! Będzie poborowo i nie przyjmuję odmowy! - nauczyciel wlanął pięścią w stół, aż echo uderzenia przeszło po całej sali - Bazyliszkiem będzie gruby klocek, czyli wasz kolega Tom, Jasiem i Małgosią będą Brittany i Szymon, ich rodzicami Alvin i Żaneta, alchemikiem Teodor, znakiem ostrzegawczym będzie Gilbert, a Eleonora z Julią, Mają, Olivią robią za chórek i to tyle! Ktoś ma jakieś nieuzasadnione uwagi?!
Gilbert podniósł rękę.
- Słucham - rzucił oschle Georgio.
- Dlaczego mam być znakiem ostrzegawczym? Nie lepiej, żebym ich kontrolował jak na granicy celnej? Wtedy wydałbym stosowne pozwolenie.
Przez klasę przeszedł szmer rozbawienia. Pan Georgio poczerwieniał z gniewu na twarzy jeszcze bardziej.
- Gilbert McClinton opuszcza tę salę z dwiema jedynkami i to w podskokach, już!
- Ale dlaczego? - zapytał szczerze zdziwiony Gilbert - Przecież pan się pytał, czy ma ktoś nieuzasadnione... - nie dokończył wypowiedzi, bo Georgio już rzucał w niego zeszytem do nut, którego lubi używać w charakterze broni.
- Wynocha!
Po chwili Gilberta już nie było. Nauczyciel sapał ze złości i szybko wpisał to, co planował, czyli dwie jedynki do rubryki przy Gilbercie. Potem tym samym wzrokiem, co poprzednio, popatrzył po pozostałych i zapytał groźnie:
- Ktoś jeszcze chce zarobić jedynki?
Odpowiedzią była cisza. W końcu Georgio uspokoił się i powiedział:
- Weźcie sobie role i zacznijcie się uczyć, bo przedstawienie tuż tuż - i w tym momencie zadzwonił upragniony dzwonek. Część klasy udała się szybkimi krokami na korytarz, a wybrani do przedstawienia wzięli swoje role (Teodor wziął rolę dla Gilberta) i również opuścili salę. Gilbert stał przy parapecie na przeciwko sali do lekcji muzyki, a przyjaciele widząc go, podeszli do niego. Brittany zapytała całkiem poważnie:
- Nie możesz sobie czasem darować tych żartów? Widzisz, jaki on jest.
- Jakbym mu powiedział, że jest panem muzyki, to dopiero wtedy byłby żart - zaczął niemrawie Gilbert - a poza tym, to on ze mnie robił jaja mówiąc, że będę robił za znak ostrzegawczy. Dzięki Teo - wziął swoją rolę od Teodora i pobieżnie ją przejrzał. Niczego ciekawego nie widział w swojej roli, jedynie tekst był długi. Chłopak skrzywił się.
- Nie ma za co - odparł Teodor.
- Ja tu widzę pewną trudność tekstową - ciągnął Gilbert - O! W tej roli mam mówić: "Kochani, nie zbliżajcie się do podziemi. Najlepiej idźcie do domu". Phi! Ja bym powiedział tak: "Halt! Tu jest przejście dla bardziej ogarniętej ekipy, idźcie lepiej nazbierać grzybów na zupkę. Gleba wtedy zazna spokoju, a w waszych żołądkach będą trawiły się resztki pięknej leśniczówki w Kanadzie. Chyba, że macie pięćset euro i paczkę gum Orbit, to wtedy będziecie mogli wejść. Bazyliszki nie nawidzą smrodu z jamy ustnej, więc zaopatrzcie się w miętówki".
Wiewiórki i wiewióretki parsknęły śmiechem.
- Hahaha, to by było dobre! - pochwalił Alvin - Jaja na przedstawieniu, a Georgio pali się z gniewu tak bardzo, aż by kurtyna spłonęła!
- Hahaha, widzę że tryskasz humorem! - zaśmiał się Gilbert.
- Wiecie, że to przedstawienie z elementami humoru nie byłby takim złym pomysłem? - podchwyciła Żaneta, cała spłakana ze śmiechu. Szymon podał Żanecie chusteczkę, wiewióretka przetarła oczy, potem włożyła okulary na nos.
- Ale Georgio w życiu się nie zgodzi - ostudził entuzjazm Teodor. Wszyscy popatrzyli na niego.
- Coś w tym jest... - przytaknął zamyślony Szymon - Ale zapomnieliście wszyscy o ważniejszej rzeczy: testy.
W tym momencie wszystkim dobry nastrój gdzieś zniknął, bowiem Szymon miał rację.
- Musiałeś przypominać? - Eleonora popatrzyła z wyrzutem na okularnika.
- Tak, czy tak Żaneta by wam przypomniała, jak nie ja - odparł poważnie Szymon. Żaneta się lekko zarumieniła.
- Szymon ma rację - przyznał Gilbert, po czym zadzwonił dzwonek na matematykę - O nie, język liczb teraz jest.
Wszyscy narzucili plecaki na sobie i powędrowali do sali matematycznej w ponurych nastrojach, bo miał być test. Poprawka: Szymon i Żaneta byli przygotowani, reszta będzie musiała sobie jakoś poradzić. Niemniej miejmy nadzieję, że test wyjdzie im w miarę pozytywnie.
***
Po lekcjach wszyscy (Brittany, Żaneta, Eleonora i Gilbert) postanowili spotkać się u Alvina i chłopaków, żeby obgadać temat przedstawienia. Zgromadzili się w pokoju chłopaków i Alvin zaczął:
- Musimy zrobić to przedstawienie w wersji humorystycznej, bo inaczej nikt się nie zainteresuje. To, co nam dał Georgio, to jakieś nudy. Jakieś pomysły?
- Możemy go zapytać - zaproponował Teodor, lecz wszyscy pokręcili głowami.
- Lepiej mu tego nie mówić, bo się wkurzy i da nam górę jedynek i nie wybrniemy z tego - powiedziała smutno Eleonora.
- Ale skoro przedstawienie ma być śmieszne, to się nie odbędzie, bo Georgio każe nam grać te kwestie, które są nam przydzielone - zauważył Teodor. Szymon z Żanetą popatrzyli na niego z podziwem w kwestii logiki. Miał rację.
- To prawda, ale kto powiedział, że nie możemy improwizować? - zapytał Szymon z błyskiem w oku. Tego nikt nie wziął pod uwagę.
- To ma sens... - przytaknęła Brittany - Możemy udać, że się nauczyliśmy, a potem sami będziemy wymyślać dialogi na bieżąco, bo i tak Georgio nie będzie mógł nam na scenie nic zrobić.
- Ale po przedstawieniu zrobi nam dym - mruknęła Żaneta.
- Nie cykajcie się tym tańczącym patykiem - machnął ręką Gilbert - On jedynie może uczyć krowy równego muczenia, a nie przedstawienia. Równie dobrze mogłaby to robić pani Ortega. Właśnie, ona by się na humor zgodziła...
- No... - przytaknęły smutno wiewiórki. Potem Alvin wstał i zwrócił się do reszty:
- To co, olewany naukę ról i improwizujemy, czy jedziemy standardowo?
- Chłopie, jak chcesz, to możesz za mnie wkuwać, ale ja na pewno będę improwizował, jestem w tym najlepszy! - Gilbert uniósł dumnie pierś. Wiewiórki się uśmiechnęły.
- No to załatwione! - Alvin zatarł ręce - To jak, runda w WoW-a?*
- Jasne! - przytaknęła reszta towarzystwa i zaczęli grać. Potem Gilbert z wiewióretkami rozeszli się do swoich domów i jedyne, na co się przygotowali przez następne dni, to testy. Dlaczego ten maj się tak musi przedłużać? Niech już jest czerwiec!
***
Nastał nareszcie upragniony dzień przedstawienia. W szkolnej gablotce widniała informacja, że będą tylko pierwsze cztery lekcje, a po nich nastąpi przedstawienie klasy muzycznej o Bazyliszku. A po przedstawieniu do domu. Uczniom było to na rękę, bo wcześniej pójdą do domów, lecz nie wiedzieli, co ich na przedstawieniu czeka. A czekała na nich niespodzianka.
Cztery godziny później. Za kurtyną Georgio nerwowo krążył po kulisie i przypatrywał się przygotowującym się do wyjścia na scenę.
Wkońcu zajrzał za kutrynę i zobaczył schodzących się uczniów całej szkoły do sali gimnastycznej, gdzie miało właśnie odbyć się przedstawienie.
- Już się schodzą - powiedział sucho - Wiecie, co macie robić.
- Jasne, psze pana - przytaknął Tom, najpulchniejszy z klasy - Ale mam mały problem.
- Jaki?! - Georgio o mało nie szarpnął kurtyną, którą trzymał.
- Ta głowa nie chce mi wejść - Tom próbował założyć głowę Bazyliszka, ale widać było, że wszystko zmierza do nieuchronnej katastrofy i komizmu. Akurat Georgiemu nie było do śmiechu. Czuł, że za chwilę go szlag trafi.
- Do licha z wami! Trzeba było tyle hamburgerów nie żreć, żarłoku! - krzyczał Georgio w stronę Toma - Załóż sobie wiadro na głowę i powiedz na scenie: "Jestem grubą niezdarą bez głowy!".
Gilbert zachichotał, ale gdy Georgio przeniósł groźny wzrok na niego, od razu zamilkł. Błagał w myślach, żeby to przedstawienie jak najszybciej się skończyło. Wiewiórkom zrobiło się żal Toma, gdyż to po części nie jego wina.
Wiewiórki popatrzyły się na Żanetę w nadziei, że coś wymyśli, lecz Żaneta pod wpływem stresu niczego nie potrafiła wymyślić. Żaneta z kolei popatrzyła błagalnie na Szymona. On był jedyną nadzieją. W końcu wstał, podszedł do Toma.
- Masz scyzoryk albo multitool?** - zapytał.
- Zaczekaj chwilę... - Tom przeszukiwał stolik z różnymi rzeczami - Jest! - przyniósł Szymonowi scyzoryk. Szymon przeciął pionową kreską policzek Bazyliszka z jednej strony, a potem zrobił to samo z drugiej. Odłożył narzędzie, podał Tomowi głowę i powiedział:
- Przymierz.
Tym razem Tomowi udało się włożyć głowę. Dał znak uniesionego kciuka, że wszystko gra. Nastała ta godzina przedstawienia.
- Dobra dziewczyny, wchodzić! - ponaglił Georgio pewny, że całość przedstawienia pójdzie po jego myśli. Czy aby na pewno? Eleonora, Olivia, Julia i Maja weszły na scenę i od razu rozległy się głośne brawa. To był dopiero początek zabawy. Dziewczyny przez parę minut zaśpiewały cztery piosenki, mające wprowadzić do przedstawienia.
Kiedy skończyły, Georgio syknął:
- Teraz wy, ruchy, ruchy, ruchyyyy! I pamiętać o swoich kwestiach!
Alvin, Szymon, Teodor, Gilbert, Brittany i Żaneta weszli na scenę w określonym porządku. Teraz miała być scena, w której dzieci (Brittany i Szymon) miały wejść do podziemi, ale zatrzymał ich strażnik (Gilbert). Puścił do nich oko i zaczął najnormalniej w świecie mówić:
- A dokąd to małe ratlerki się wybierają? Jeżeli na grzyby, to do pobliskiego lasu, bo w podziemiach prawdziwki nie rosną. A poza tym nie rosną, bo skończyły się waurunki do ich hodowli. Teraz hoduje się duże jak chałupa bazyliszki. Słyszeliście o nich?
Georgio wytrzeszczył oczy i otworzył usta z niedowierzania. "Przecież tak tam nie pisało! Co za nicponie!" - pomyślał ze złością nauczyciel, lecz zanim dokonał jakiegokolwiek kroku, to Szymon powiedział:
- Nie, ale z przyjemnością je zobaczymy, tak siostrzyczko? - zapytał Szymon Brittany.
- Jasne, przecież nie będę tu stała jak osioł! - odparła Brittany, udając powagę.
Georgio pobladł, usiadł i postanowił się nie ruszać. Reszta uczniów była mocno zainteresowana przedstawieniem i rozwojem akcji. Sala zaśmiała się po tej wypowiedzi.
- Dobrze, ale najpierw Ausweis bitte*** - powiedział strażnik Gilbert, wyciągając rękę w ich stronę. Alvin zatkał sobie pyszczek łapką, by się nie zaśmiać, ale widownia to zauważyła i zaczęła chichotać. Szymon przetrząsnął kieszenie i podał Gilbertowi paczkę gum Orbit. Ten otworzył usta z wrażenia.
- Hej, skąd wiedziałeś? - przez salę przeszła fala śmiechu.
- Moi rodzice - Szymon wskazał Alvina i Żanetę stojących na scenie niedaleko - wykazali u mnie obecność przejrzenia innych.
- A to wiele wyjaśnia - Gilbert zamaszystym ruchem odebrał paczkę gum i powiedzia: - Możecie wbijać do podziemi, chyba impreza się już rozkręciła! - strażnik Gilbert zszedł za kulisy. Po chwili na scenie słychać były jęki i warczenie. Siostra Brittany zapytała:
- Co to takiego?
- Nie wiem - odparł brat Szymon - Chyba komuś żołądek fermentuje z tych bazyliszków.
Sala była co raz bardziej rozbawiona. Za chwilę na scenę chwiejnym krokiem wszedł Tom Bazyliszek. Kiedy przystanął obok Szymona i Brittany, zapytał donośnym głosem:
- Lubicie placki?
Sala znowu się roześmiała. To przedstawienie naprawdę stało się interesujące.
- Aaaaa! - krzyknęła Brittany - Na pomoc! To ten zwyrodnialec z zatrutymi grzybkami! Przysłać tu alchemika!
Teodor podszedł do wiewiórek i Toma i zapytał:
- W czym mogę państwu pomóc?
- Pozbądź się gooo - zachęcił Szymon, wskazując Bazyliszka.
- Ale jak? - zapytał alchemik Teodor.
- Nie wiem, to ty tu jesteś od alchemii, a nie ja! - protestował Szymon.
- Ale kiedy ja nie umiem... - Teodor usiadł na scenie i zapatrzył się w widownię, która już płakała ze śmiechu. W końcu Żaneta się zlitowała i podała Teodorowi małe lusterko. Ten wziął, przyglądał się temu lusterku chwilę, potem wstał i powiedział do Bazyliszka:
- Niech no ja wezmę to lustro z plastiku i trzepnę ci tym po głowie, aż zaboli! - Teodor rzucił lusterkiem w Bazyliszka i zszedł ze sceny. Widownia zaśmiała się tak głośno, aż się szyby zatrzęsły. Reszta patrzyła na to z szeroko otwartymi ustami, ale Tom sobie przypomniał za późno, że się miał przewrócić i jedyne, co zrobił, to łupnął sobą na scenę, aż podłoga zaskrzypiała. Spłakani już byli wszyscy ze śmiechu. Dzieci ucieszyły się z uwolnienia od Bazyliszka, który starał się leżeć na scenie nieruchomo, ale co chwila się po nodze drapał. Rodzice (Alvin i Żaneta) przytuliły uwolnione dzieci. Ojciec wyraźnie faworyzował córkę, a matka syna. Potem weszli wszyscy grający na scenę, zaśpiewali piosenkę końcową i ukłonili się. Eleonora na scenie podeszła do Teodora i przy wszystkich pocałowała go mocno w oba policzki, aż się zarumienił. Sala zaczęła klaskać i wyć z radości.
- Skąd ty znasz takie teksty? - zapytała roześmiana Eleonora.
- A tak, jakoś wyszło - odparł onieśmielony Teodor.
- Nieźle Teodorze! - Gilbert klepnął po przyjacielsku Teodora - Najlepszy tekst, jaki usłyszałem.
- Dzięki - odparł Teodor i wszyscy zeszli za kulisy.
Zaś reszta towarzystwa szkolnego, zgodnie z obietnicą mogli udać się do domów, toteż tak uczynili. Za kulisami Georgio cały pobladły powiedział tylko tyle:
- Muszę udać się na tygodniowy urlop.
I to by było na tyle z konsekwencji. Jedyną konsekwencją mógł być udany występ, który został przyjęty przez całą szkołę jako kabaret roku.
***
Po tygodniu nie było żadnych nieprzyjemności. Georgio nie proponował klasie żadnych udziałów w przedstawieniach, dał im spokój. Zaś inni nauczyciele nie robili lekcji, ponieważ omawiali to, co się działo na scenie. Czy można sobie wyobrazić lepsze lekcje, niż omawianie przedstawienia?
Po lekcjach wiewiórki postanowiły uczcić udany występ i udali się do pobliskiej lodziarni, która podobno jest najlepszą lodziarnią w mieście. Byli naprawdę szczęśliwi, że sztuka się udała. Kupili sobie po lodzie, każdy swój ulubiony smak i zaczęli dyskutować na temat tego, co będą robić przez najbliższe wakacje, choć do wakacji zostało jeszcze trochę czasu.
KONIEC
*WoW (World of Warcraft) - popularna gra komputerowa, która przenosi gracza w świat fantasy.
**Multitool - multinarzędzie, składające się z różnych przyrządów: noża, wytrycha, śrubokrętu, a może służyć też jako nożyce.
***Ausweis bitte (niem.) - Poproszę paszport.
Cu-dow-ny fanfick! Tak jak każdy... masz talent chłopaku! Przepraszam, że się nie rozpiszę ale muszę wracać do nauki.. ;(
OdpowiedzUsuńHaha sama się zaczełam sśmiać i wyobrażać to przedstawienia i nauczyciela całego czerwonego XD haha nieźle :D
OdpowiedzUsuńKtoś to widzę jest nie tylko fanem wiewiórek ale i konkretnym fanem "Felixa". "Płapka Nieśmiertelności" się kłania. :)
OdpowiedzUsuń