Zapraszam do czytania kolejnego fanficka od Pablo.
Tytuł : Dziwna podróż
Szymon odprowadził resztę wiewiórek na peron kolejowy. Było mu bardzo smutno, że nie może z nimi jechać na wycieczkę klasową, a to z powodu Henry'ego Hamptona, nauczyciela informatyki, który miał już nauczkę u dyrektora Jonathana Levy'ego. Postanowił zemścić się na Szymonie i oblał jego test. Skandal! Teraz mały geniusz musi zostać i poprawić test, który zdałby nawet przedszkolak, ale tak to już jest z nauczycielami. Wyżywano się na nich i teraz trzeba mieć ofiarę, by pokazać swoją wyższość. I tym nieszczęśliwcem był Szymon Seville.
Gromadka uznała, że chociaż jest trochę czasu do odjazdu, to lepiej już zająć miejsca. Otrzymali od Panny Ortegi, ich wychowawczyni bilety i wsiedli do środka. Przyjaciele od razu spostrzegli ze swoich biletów, że nie będą siedzieć razem.
- No nie! - krzyknął oburzony Alvin - Ja na pewno nie będę siedział z Amandą i jej koleżaneczkami w jednym przedziale, o nie!
Brittany na samo imię tej plastikowej blondynki, nie lubianej przez nikogo, oprócz jej koleżanek, popatrzyła na Alvina smętnie. Alvin to zauważył, objął wiewióretkę ramieniem i powiedział:
- No już, już, ja dopilnuję, aby nigdy do tego nie doszło!
- Jasne - mruknęła Brittany.
Teodor z Eleonorą również z niesmakiem patrzyli na numery, do których zostali przydzieleni. Natomiast Żaneta do tej pory nie pisnęła ani pół słówkiem, odkąd tu dotarli. Było jej żal Szymona i bardzo chciała, aby z nimi pojechał i oczywiście żeby siedział obok niej. Niestety, to było w tej sytuacji niemożliwe.
Szymon przypatrywał się wszystkim po kolei, potem na resztę klasy, która dochodziła, na bilety i wpadł na pomysł. Może jeszcze uda się posadzić Alvina i Teodora z wiewióretkami.
- Podajcie mi bilety, mam pewien pomysł - poprosił Szymon.
- Po co? - zapytała Eleonora - Chcesz, żebyśmy z tobą zostali?
- A chcesz być z Alvinem, Teodorem i siostrami w jednym przedziale? I dobiorę trzy zaufane i lubiane przez nas osoby, więc już nie pytaj - uciął okularnik. Reszta popatrzyła na Szymona z wdzięcznością.
- Naprawdę to zrobisz? - zapytała pełna nadziei Brittany - Naprawdę miło z twojej strony, ale my za chwilę odjeżdżamy.
- Załatwię to raz, dwa! - i już Szymon wyszedł do reszty klasy przed pociągiem. Natknął się na Grzesia, Horacego i Adriana, którzy mieli te bilety, których Szymon potrzebował. Przywitał się z nimi i od razu przeszedł do sedna sprawy:
- Proszę was, zamieńcie się tymi biletami, żależy mi na tym, by moi bracia siedzieli z dziewczynami, plis - błagał ich okularnik.
- No dobra - Adrian przekazał Szymonowi trzy bilety, a Szymon dał te bilety, które miały wiewióretki - ale pamiętaj, że to robimy tylko dla ciebie! - klepnął Szymona w ramię.
- Dzięki - i już Szymon skierował się do przedziału wiewiórek.
Wręczył siostrom bilety.
- Naprawdę dzięki, wyświadczyłeś nam przysługę - podziękowała Eleonora, a Żaneta mimowolnie uśmiechnęła się. Usiadły na swoich miejscach i z uśmiechem patrzyły na chłopców.
- Więc witajcie, moje panie! - uśmiechnął się Alvin, ale spokój trwał krótko, bo do przedziału weszły Amanda i jej koleżanki. Szymon zaraz przystąpił do interwencji:
- Dziewczyny, wybaczcie, ale tu już jest zajęte.
Amanda popatrzyła na niego nienawistnie, podobnie jak jej koleżanki.
- Co ty jaja ze mnie robisz, kujonie mały?! - obruszyła się Amanda. Żaneta poczerwieniała na twarzy z gniewu, ale zanim coś powiedziała, Szymon powiedział łagodnie:
- Ten przedział należy do Gilberta, Olivera i Eda. Więc bądźcie takie uprzejme i oddajcie mi bilety, bo nastąpiła pomyłka. Jesteście przydzielone do innego przedziału.
- Nie kłam! - wrzasnęła na niego Cho i Alvin postanowił pomóc bratu. Poprostu wziął bilety, przekazał je Szymonowi i donośnym głosem zaapelował:
- Szymon nigdy nie kłamie! A teraz wynocha, bo chłopaki idą! - i wypchał nieproszone dziewczyny z przedziału.
- Ale... - próbowała protestować Amanda.
- Nara! - odparł Alvin i za Szymonem zamknął przedział. Odwrócił głowę w stronę Brittany i rzucił:
- A nie mówiłem, że one tu nigdy nie siądą? To nasz teren!
Brittany uśmiechneła się lekko. Przynajmniej nikt nie zakłóci ich spokoju.
Tymczasem Szymon dotarł do Eda, Olivera i Gilberta, wyjaśnił im krótko, o co chodzi, a oni szybko wymienili bilety. Oliver poszedł dać bilety Amandzie i jej koleżankom. Po chwili wrócił.
- Dzięki, stary! - Ed klepnął Szymona w ramię - O to mi chodziło! Nareszcie będziemy z chłopakami i dziewczynami!
- Jest tam Żaneta, prawda? To będzie o czym gadać - dodał Gilbert. Szymon spojrzał na niego znacząco.
- Gilbert, wiesz, że jesteś członkiem naszej paczki, Żaneta jest, ale pamiętaj, Żaneta znaczy dla mnie wiele, dlatego cię wziąłem, bo ci ufam, chociaż jesteś pozytywnie walnięty. Nie zepsuj tego.
- Ale spoko Szymon, z Żanetą się tylko przyjaźnimy, to wiesz - zastrzegł szybko Gilbert.
- W porządku - poklepał Gilberta po ramieniu - A teraz dołączmy do reszty.
Weszli do ich "wynajętego" przedziału. Szybko wiewiórki przywitały się z chłopakami i nadszedł czas rozstania z Szymonem. Alvin, Teodor, Ed, Oliver i Gilbert zrobili z nim misia oklepywacza, Brittany i Eleonora uściskały go mocno, a Żaneta ze łzami w oczach przytuliła długo Szymona. Potem dała mu całusa w policzek i powiedziała:
- Będziemy czekać na ciebie.
Szymon starł łzę z policzka Żanety i uśmiechnął się do niej.
- Nie martwcie się o mnie. Zaliczę ten test u tego parkomata i śmigiem przybywam.
Żaneta znowu się uśmiechnęła, ale tylko na chwilę.
- Bywajcie! - pożegnał resztę Szymon i wyszedł z pociągu. Reszta obserwowała go ze smutnymi minami. Żaneta najbardziej się za nim oglądała, a kiedy zniknął za rogiem dworca, westchnęła.
- Nie matrw się Żan - próbowała pocieszyć wiewióretkę Eleonora - za dwa dni będziemy w komplecie.
- Masz rację - przytaknęła okularnica, wyjęła ze swojej torby książkę i zaczęła czytać. To będzie dłuuuga podróż.
***
Pociąg snuł się między drzewami, mostami, małymi miejscowościami z prędkością żółwia. A to co chwilę trzęśnie, to szyny zapiszczą, po prostu jazda ekstremalna.
- O rany, chyba tu przeglądu nie robili - narzekał Ed - normalnie jak w kopalni. A jak wolno jedzie? Nie no, w tym tempie to za dziesięć lat nie dojedziemy!
- Przynajmniej szkoły nie będzie - rzucił Alvin od niechcenia.
- Będzie szkoła, ale w pociągu - sprecyzował Oliver, również czytając książkę.
- Szkoła w pociągu przy takich jękach? - zdziwił się Teodor - No to powodzenia z taką szkołą.
- Najważniejsza zasada jest taka - ciągnął Oliver - że edukacja może być odbyć się zawsze i wszędzie, nawet w tak niewyspecjalizowanych pojazdach, jak pociągi.
- Haha, mówisz zupełnie, jak Szymon! - rzucił ze śmiechem Alvin i od razu napotkał smutne spojrzenie Żanety.
- Sorki - powiedział Alvin do Żanety i w tym monencie zapadło pełne w napięciu milczenie. Przerwało je po kilku minutach burczenie w brzuchu Teodora.
- Czas coś zjeść - Teodor wyjął z plecaka zawiniętą w folię aluminiową kananpkę, odwinął ją i zaczął ją jeść ze smakiem. Chwilę później Eleonora poszła w jego ślady i też jadła.
- Nie mówcie, że będziecie teraz jedli - rzucił Ed.
- A ty nie mów, że teraz będziesz nam przeszkadzał! - odpaliła Eleonora.
- Wcale nie miałem takiego zamiaru - zastrzegł szybko Ed i zamilkł.
- Ej - zaczął Gilbert - a wiecie, że gram teraz w symulator pociągów i jest dokładnie tak samo, jak teraz?
Oliver rzucił okiem na ekran laptopa.
- Grasz w symulator pociągów w pociągu? - podniósł brwi.
- Ale i tak najlepsze są mody do tego. O, tu naprzykład - Gilbert wskazał palcem nazwę moda, który wpisał do gry - to jest mod, który pozwala wyrzucać pijaków już w trakcie jazdy! Albo podrywać pasażerki. I za to kocham tę grę! - pocałował w ekran laptopa, aż Brittany i Eleonora zachichotały.
Alvin wychylił się w stronę Gilberta.
- A masz mod na jazdę bez szyn? - zapytał Alvin.
- Nie, ale ma za niedługo wyjść - odpowiedział Gilbert, skupiając się na grze.
- Jak to? Przecież mod miał być na forum.
- Ale przesunęli termin, bo podobno podczas testów, były takie lagi, że na przykład pociąg zaczynał migać, albo latać jak sanie Mikołaja.
- Ech - westchnął Alvin i nic już nie powiedział.
Do przedziału wiewiórek i chłopaków wszedł Adrian.
- U was też takie nudy? - zapytał.
- Tu jest tak nudno, że mógłbym wyjść na grzyby i tu wrócić - odpowiedział Oliver, chowając książkę do plecaka.
- Dokładnie - przytaknęła Brittany.
- A ty w co grasz? - Adrian zwrócił się do Gilberta, który z wysuniętym językiem klikał w klawiaturę laptopa.
- W symulator pociągu - odparł Gilbert - a teraz cicho, bo jadę fajną trasą.
- Dobra - przeciągnął się Adrian - to ja tu potem wpadnę - i wyszedł.
Po chwili pociąg zatrzymał się na peronie, gdzie wsiadała jedna osoba. Gdy już gość wsiadł, krzyknął donośnym głosem:
- HEEEEEEJ, DRUŻYNO! PRZYGOTUJCIE SIĘ NA MAŁĄ DAWKĘ OGNIA!
Wszyscy popatrzyli po sobie i właśnie zdali sobie sprawę, do kogo należy ten głos. To nauczyciel wychowania fizycznego, Cyryl Watkins, zwany przez niektórych "Arni", gdyż budową ciała przypominał Arnolda Schwarzeneggera. Bezwzględny i nieubłagalny. Usiadł w przedziale, za wiewióretkami i chłopakami.
- Jeszcze jego tu brakowało - mruknęła Brittany - a miała być bezstresowa wycieczka.
Jakby w jej odpowiedzi do ich przedziału weszła pulchna pani z małym ratlerkiem na smyczy. Zapewne spóźnialska.
Usiadła przy oknie obok siedzących uczniów Studia 21 i straciła zainteresowanie innymi pasażerami.
Teodor nachylił się do Alvina i szepnął:
- Nie ma miejsc w pociągu?
- Są, tylko wsiadła tu specjalnie, babsztyl z trzęsącą się kaszanką - odszepnął Teodorowi Alvin.
Tymczasem Gilbert zamknął klapę laptopa i wyjął kanapkę. Mały york popatrzył na łakomy kąsek i zaczął szczekać.
- Już, już mój ciupciulinku - mówiła pani do swojego pupilka - już zadbamy o to, byś się nie zatruł tymi zmielonymi kromkami ze sklepu. Pani da ci coś zdrowego - i zanurzyła ręką w torbie. Wszyscy popatrzyli to na kanapkę Gilberta, który w połowie drogi do ust zatrzymał się, patrzyl na pulchną kobietę, która odwijała już cukierek z papierka.
- Przepraszam bardzo - zaczął uprzejmie Gilbert - ale ma pani coś przeciwko mojej kanapce?
Kobieta nie odpowiedziała, bowiem zajęta była karmieniem małego potwora cukierkami. Potraktowała pytanie Gilberta w sposób ignorujący.
Ten łapcywie zjadał cukierki, które plątały się po ziemi i aż nie przyjemnie się robiło, jak się na to patrzyło. Kiedy skończył, odwrócił się do Gilberta i zaczął szczekać.
- Halo, proszę pani, ja tu jeść próbuję, a ten mały potwór przeszkadza mi w konsumpcji! - i spojrzał groźnie na szczekającego yorka - nie charcz mi tutaj! Idź po cukierka!
Ale mały york jeszcze donośniej zaczął szczekać. Reszta kolegów postanowiła choć na chwilę zatkać uszy, bo ten piesek szczekał tak głośno, że bębenki uszne mogły pęknąć.
- Widzisz ciupciulinku, jaka ta dzisiejsza młodzież jest niewychowana? Aż wstyd gdziekolwiek z nimi iść. Ignoruj ich, bo to nieuki - mówiąc tak, kobieta głaskała swojego yorka.
Żaneta po raz pierwszy od tych dwóch godzin odezwała się donośnym głosem:
- Proszę pani! My nie jesteśmy niewychowani, ani tym bardziej nieukami! Nie zna nas pani, więc proszę nie obrażać!
Na tej pulchnej kobiecie ta uwaga nie zrobiła żadnego wrażenia.
Za to Brittany, Eleonora i chłopcy popatrzyli na nią z uznaniem.
- Widzisz mój ciupciulinku? - kontynuowała dalszy ciąg tego monologu ta kobieta - Nawet potrafią pyskować. Jakie to skandaliczne!
Mały york ani na chwilę nie zamknął paszczy. Szczekał już na wszystkich. Do przedziału wszedł wuefista i powiedział:
- Konduktor kazał pani się przesiąść, bo podobno ten mały potwór straszy małe dzieci!
Kobieta wytrzeszczyła na niego oczy, ale nie protestowała, tylko zabrała rzeczy i wyszła rzucając:
- Powiem to konduktorowi, bo w to nie wierzę! Ciupciulinek, idziemy! - i po chwili już ich nie było.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Winien braku Szymona odpowie za te niegodziwości, które nas spotykają! - powiedział Gilbert z premedytacją. Zrobił ostatni kęs, spakował prowiant i zwrócił się do reszty:
- Zagramy w grę słowną? I tak nie ma co robić.
- Nie chcemy, dzięki - odparła Żaneta, próbując ukryć smutek i tęsknotę za Szymonem.
- Hej, Żan, przestań już tak rozpaczać, Szymon będzie z nami lada chwila - próbował pocieszyć Ed.
- Ja akurat teraz o nim nie myślę - odparła sucho Żaneta, choć prawda była zupełnie inna.
- Ed! - krzyknęła znacząco Eleonora, posyłając mordercze spojrzenie Edowi. Ed się zmieszał.
- No przepraszam, chciałem tylko pocieszyć.
- To ci to niestety marnie wyszło - zauważył Teodor - a teraz na chwilę zajmijmy się sobą - mały mistrz kuchni wyjął słuchawki, mp3 i zaczął słuchać. Wiewióretki uśmiechnęły się do Teodora z wdzięcznością. Teodor odwzajemnił uśmiech.
- Co powiem, to źle... - mruknął ponury Ed.
Przez kolejną godzinę mieli spokój, a po nim do przedziału wszedł Adrian.
- Co robicie? Macie ciszę dzienną?
- Chyba ciszę przed burzą - sprecyzował Alvin, niezadowolony z zakłóconego spokoju.
- Oh, dajcie spokój! - machnął ręką Adrian - Cieszcie się, przynajmniej nie musicie siedzieć w towarzystwie Amandy, Samanthy i Cho, ale one są nudne.Nawet wprowadziły w naszym przedziale dyktaturę, kumacie to?
- Jak się tak dajecie tym laskom... - bąknął Gilbert.
- A jak sam jesteś taki mądry, to ty ich doprowadź do porządku i przywróć nam demokrację, bo czuję, że za chwilę wyrzucę je siłą z pociągu!
- It's not my problem - Gilbert uniósł ręce w geście: "Radź sobie sam. Jesteś przecież facetem". Adrian pufnął z niezadowoleniem i wyszedł.
- Co za burak - rzucił od niechcenia - Mądry jest na gębie, ale w czynie to nawet palcem nie ruszy.
Od tej pory nikt nie wypowiedział się ani słowem, a przejazd pociągiem był tak męczący, że można było w nim zamieszkać i spać od rana do wieczora. Pisk po szynach stawał się w miarę znośniejszy, a wstrząsy mniej uciążliwe. To już lepiej było wynająć jakiś autokar, by mieć wygodę podczas podróży i gdzie nikt by się nie wciskał tam, gdzie nie trzeba, bo w tym pociągu było dużo miejsc. To wszystko przez ludzką złośliwość. No ale cóż, takie życie.
Jakieś dziesięć minut od odejścia Adriana, do przedziału wszedł barczysty mężczyzna, koło czterdziestki. Jego muskuły chyba dorobiły się efektów, bo były naprawdę ogromne. Usiadł na tym siedzeniu, gdzie poprzednio siedziała nazwana przez Alvina "Kaszankowa baba", wyjął telefon i odebrał połączenie. Wszyscy siedzieli w milczeniu.
- Halo? - rzucił jegomość - Krzychu?! No, to ja, Bury! Słuchaj, musisz mi w końcu powiedzieć, co z tym informatykiem? Nie będę czekał na jego przybycie, jak królowa do Hollywood... Dobra, nieważne! Powiedz mu, że jak się nie zjawi, kartofel mały, to inaczej z nim pogadam! Ja muszę grać w Battlefielda i tyle! NARA! - wyłączył się i popatrzył po pozostałych groźnym wzrokiem.
- Co się tak gapicie, maluchy?! - ryknął Bury.
Nikt nie odważył się odpowiedzieć i każdy spuścił głowy, byleby nie patrzyć na tego oprycha.
- No! I tak ma być! - ryknął z zadowoleniem, wyjął telefon i zaczął grać.
Niestety, po piętnastu minutach w drzwiach stanął Watkins i popatrzył groźnie na nowego przybysza. Ten wkońcu podniósł wzrok:
- O co chodzi?! - rzucił ostro Bury, ale Watkins nie dyskutował, tylko wziął od tyłu Burego za szyję, potem go popchnął i kopnął w zad, aż zajęczał.
- Mówiłem, że te przedziały są zajęte! GŁUSI WSZYSCY JESTEŚCIE, CZY CO?! - i zamknął drzwi. Wszyscy popatrzyli na siebie z przerażeniem, a Żanecie już zaczynały spływać łzy. Brittany i Eleonora już przytulały siostrę.
- Nie płacz Żan, jesteśmy z tobą - pocieszała Brittany.
- Tak, Watkins już nikogo tu nie pozwoli wpuścić - dodała Eleonora. Zaś chłopaki patrzyli na wiewióretki smutno. Gilbert zabrał głos:
- Jeżeli następna wycieczka klasowa odbędzie się pociągiem, to ja na pewno nie pojadę.
Reszta przytaknęła Gilbertowi. To, co się działo w tym pociągu przechodziło ludzkie pojęcie. Postanowili się na parę minut zdrzemnąć. Nie dbając już o nic, wszyscy ułożyli się na siedzeniach tak wygodnie, jak mogli i zasnęli.
***
Po godzinie jazda pociągiem dobiegła końca. Cała klasa wysypała się na peron Dworca Centralnego w Nowym Jorku w sromotnych nastrojach, a mieli powód: niewygodnie, zbyt hałaśliwie i nieproszeni goście, którzy przeszkadzali. Mieli tego dość, podobnie jak pani Oterga i pan Watkins. Postanowili nie męczyć zbytnio młodzieży, chociaż Watkins zaproponowałby biegi na rozruszanie kości, ale wyjątkowo darował sobie. Będzie jeszcze okazja pomęczyć. Dotarli do wynajętego hotelu i tam wszyscy odpoczywali. To była naprawdę dziwna podróż.
KONIEC
Ciekawe :3
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńZnowu Kosik...
OdpowiedzUsuń