sobota, 23 maja 2015

Fanfick - Szkolny sąd

Na wstępie chciałam powiedzieć , że dziękuję Pablo za te wszystkie fanficki i za jego pracę.A teraz zapraszam do czytania.

Tytuł : Szkolny sąd


Od nowego roku szkolnego w szkole muzycznej Studio 21 zmieniło się wiele rzeczy. Przede wszystkim dyrektor Jonathan Levy zatrudnił nową sekretarkę szkolną, zlikwidował stołówkę (z powodu rzucania jedzeniem), a nawet pozwolił samorządowi szkolnemu na założenie sądu uczniowskiego.
W tym momencie odbywała się rozprawa w sali chemicznej przeciwko Teodorowi, który podobno naklejał przy napisach szkolnego sklepiku: "tanio", "smacznie", "zdrowo" słowo "nie". A to po części była prawda, ponieważ szkolny sklepikarz, pan Konstanty Corbel żerował na uczniach, podnosząc ceny najlepszych smakołyków, a sprzedając tanio produkty prawie przeterminowane. Uczniowie co prawda buntowali się przeciwko temu, ale panu Konstantemu to nie przeszkadzało. Po prostu zrobił to, co uważał za słuszne. Co do Teodora, to on rzeczywiście nakleił słowo "nie" przy każdym wyrazie, ponieważ nie mógł znieść tego, że jego ulubione smakołyki cenowo poszły w górę. I za to teraz jest przesłuchiwany. Co za niesprawiedliwość!
Sędzia uczniowski, Lucy Mendel, po raz kolejny trzasnęła młotkiem o biurko, aż w uszach dudniło.
 - Cisza! - krzyknęła - Teraz zajmiemy się sprawą szkolnego sklepiku, ale zanim to nastąpi, pozwolę przedstawić sobie podwykonawców - Lucy wskazała ręką siedzących po lewej Gilberta i Julię, jako obrońców, a po prawej stronie - Samanthę i Cho jako adwokatów - Oto Julia i Gilbert, moi obrońcy, a tu adwokaci: Samantha i Cho.
W sali chemicznej siedzieli Alvin, Szymon, Brittany, Żaneta, Eleonora, Ed, Oliver i Adrian, którzy smutno patrzyli na stojącego przed sędzią Teodora. Miał taką minę, jaką mają skazańcy przed wyrokiem. Lucy kontynuowała:
 - Oskarżony Teodor Seville jest oskarżony o... - nie dokończyła, bo Gilbert już przerwał:
 - Czemu dwa razy oskarżony? Ja tu widzę tylko jedno oskarżenie.
Sala mimo powagi sytuacji zaśmiała się. Przy Gilbercie możnabyło się rozluźnić i pokonać w ten sposób przeciwności losu. Lucy spojrzała na Gilberta groźnym wzrokiem.
- Gilbert McClinton zamyka paszczę i się nie odzywa niepytany!
 - Mam to napisać? - zapytała Cho, niezadowolona, że musi pisać na klawiaturze, nie dość że szybko, to jeszcze z błędami.
 - Oczywiście, że nie, kretynko! - krzyknęła Lucy, waląc młotkiem. Pozostali zatkali uszy - Pisz to, co dotyczy sprawy, bo inaczej pójdziesz na fizykę!
To poskutkowało. Zaczęła pisać to, co Lucy zaczęła od początku. Lucy westchnęła teatralnie i dalej mówiła:
 - A więc Teodor Seville jest oskarżony o dewastowanie sklepiku szkolnego napisami "nie". Co oskarżony na to?
Teodor dalej patrzył na Lucy smutno i powiedział:
 - Uważam, że ten sąd to jakaś głupota.
Gilbert omało się nie zakrztusił wodą, którą akurat pił. Po prostu wypluł wszystko na ziemię i zaśmiał się głośno. Przez salę przeszedł cichy śmiech. Lucy cała czerwona z gniewu bezskutecznie waliła młotkiem. Kiedy sala się trochę uspokoiła, to Gilbert dalej się śmiał.
 - A ciebie co tak bawi?! - warknęła w jego stonę Lucy.
- A to, że to rzeczywiście głupota, haha!
- Zamknij się, bo zaraz każę cię zamknąć w szkolnej piwnicy! A tam ponoć straszyyy...
To podziałało. Gilbert w momencie się uspokoił i próbował na wszelki wypadek się nie odzywać, ale to tak nie działa. Kawalarze już tak mają.
 - To nie jest odpowiedź - odparła sucho Lucy - Proszę o inną odpowiedź.
 - No zrobiłem to i co z tego? - Teodorowi napływały łzy do oczu, ale powstrzymał się od płaczu.
 - A z tego, że za taki czyn możesz siedzieć w szkolnym więzieniu! Nie zdajesz sobie z tego sprawy?! - Lucy już się nakręcała. Ta rola sędziego do niej pasowała. Teodorowi zaczeło szybciej bić serce. Był cały podenerwowany tym odpowiadaniem.
 - Nie słuchaj jej, Teo! Nie ma żadnego szkolnego więzienia! - Eleonora próbowała stanąć w obronie Teodorowi, rzucając wściekłe spojrzenie Lucy.
 - Cisza! - Lucy walnęła donośnie młotkiem - Ci, co nie są świadkami, nie odzywają się!
 - Phi! - prychnęła Eleonora.
- A w sumie jakby było, to i tak tam nie pójdę! - odparł Teodor, krzyżując ramiona. Lucy była prawie na granicy załamania nerwowego. Wszyscy patrzyli na Teodora z podziwem. Nikt by nie powiedział, że taki słodki, niewinny Teodor mógłby w ten sposób odpowiadać.
 - Dobra, wystarczy już tych żarcików! - Lucy klepała tym młotkiem coraz mocniej, aż zęby bolały - Teraz oddaję głos obrońcom!
Julia chrząknęła i powiedziała:
 - Wysoki sądzie, uważam, że Teodor powinien zostać uniewinniony, przecież niczego złego nie zrobił. Wszyscy wiemy, że pan Konstanty podnosi ceny najlepszych produktów, a starych obniża, więc te kartki jak najbardziej pasują - Julia uśmiechnęła się do Teodora, by mu dodać odwagi. Lucy wytrzeszczyła na nią oczy.
- Że jak?! Uniewinniony?
- Jesteśmy obrońcami, hello śpiąca królewno! - Gilbert zrobił taką minę, aż się wszyscy zaśmiali. Walenie młotkiem ucichły śmiechy.
- Dobra, wystarczy tego, Gilbert! A teraz niech adwokaci się wypowiedzą... A ty co tam tak klikasz?! - Lucy zwróciła uwagę na Cho, która coraz szybciej pisała na klawiaturze. Cho podniosła głowę.
 - No piszę protokół - wydukała. Lucy zacisnęła pięści.
 - A to, co Teodor mówił, napisałaś?
 - Tak - mruknęła Cho, która już wolała być na fizyce, niż słuchać wrzasków Lucy. Lucy przewróciła oczami.
 - Dobra, mówcie, bo czuję, że mnie coś trafi. Do licha z wami! - rzuciła sędzia, cała purpurowa z gniewu.
 - A więc - zaczęła Samantha, wstając, chociaż nie było takiej potrzeby - Ja myślę, żeby skazać tego pulchnego wiewióra na więzienie.
Teodor spuścił głowę. Eleonora poczerwieniła na twarzy z gniewu tak bardzo, że nie wytrzymała, wstała i skierowała się do Samanthy. Wszyscy patrzyli na małą, zdenerwowaną wiewióretkę.
- O nie, nikt nie będzie traktował Teosia w ten sposób!
Podeszła do Samanthy i spuściła jej z liścia tak mocno, że aż dźwięk klasnięcia był dwa razy głośniejszy, od walenia młotkiem. Ofiara zajęczała z bólu. Wszyscy patrzyli na to z szeroko otwartymi oczami.
 - Zapamiętaj sobie jedno! - zaczęła Eleonora cała naładowana - Jeżeli tylko ktoś coś złego powie o Teodorze, ten niech sobie już szykuje bandaż, bo lico może tego nie wytrzymać! - Lucy cały czas waliła młotkiem, aż Eleonora po prostu go wzięła z rąk Lucy, otworzyła najbliższe okno i... wyrzuciła go! To się nazywa komuś grać na nerwach! A Eleonora należała do dziewczyn najtwardszych, nikomu nie daje sobą pomiatać! Gilbert wstanął.
 - Brawo Eleonoro! Dzięki tobie sprawa zakończona! Idziemy na lody!
 - Na żadne lody, leniuchu! - Eleonora już się przykładała, by mu spuścić w policzek, ale Gilbert ją powstrzymał.
 - Dobra, żartowałem. Idziemy na fizykę.
Eleonora już nie zwracając na nic uwagi, wzięła omniemiałego Teodora za łapkę i poszli razem do sali fizycznej.
Lucy od zabrania młotka stała z otwartymi ustami, nie mogąc wydobyć słowa. Samantha poszła z Cho do toalety, by opłukać policzek wodą.
 - Ta mała koza zapłaci za to! Auuuu... - stękała Samantha.
Tymczasem pozostali wyszli z sali, zostawiając osłupiałą Lucy samą.
 - Macie bardzo energiczną siostrę - powiedział Szymon.
 - Oj tak... - przyznała Żaneta - Lepiej jej nie wchodzić w drogę.
 - O rany, to ona jest bardziej wścieknięta od ciebie, Britt - zauważył Alvin, ale zaraz napotkał groźne spojrzenie Brittany.
 - A chcesz się przekonać, jak ja się potrafię wściec?! - wycedziła zła Brittany.
 - Nie, nie, no co ty! - uspokajał Alvin - Tylko wiesz, co miałem na myśli...
 - Oh, zamknij się lepiej! - Brittany w złym nastroju już podążała do sali fizycznej. Alvinowi zrobiło się głupio.
 - Jak ja się potrafię wydurnić, no ja nie wierzę po prostu... Ech... - westchnął teatralnie Alvin. Weszli wszyscy do sali fizycznej i czekała ich przykra niespodzianka: test.
***
Po teście wszyscy opuścili salę fizyczną w markotnych nastrojach. A jeszcze miała być rozprawa przeciwko Żanecie! A za co? Za pomaganie kolegom na informatyce. To się nazywa mieć tupet, żeby nauczyciel poskarżył Lucy i to uczennicy w dodatku, żeby wymierzyła jej sprawiedliwość. Żaneta powiedziała sobie, że już nikomu nie pomoże.
Znów w przygnębiających nastrojach skierowali się pod salę chemiczną, bez Eda, Olivera, Adriana, Julii i Olivii, ponieważ nie chcą Żanety stresować. Weszli do sali i od razu każdy zajął stanowisko. Żaneta stanęła w tym miejscu, gdzie Teodor, Gilbert na miejsce obrońcy, a reszta na poprzednich miejscach. Lucy wreszcie oznajmiła:
 - Z przyczyn oczywistych nie mogę używać młotka i nie mogę powoływać adwokatów, więc od razu przejdę do sprawy - Lucy przewertowała jakieś kartki i kontynuowała: - Żaneta Miller została oskarżona za pomoc kolegom podczas testu z informatyki. Czy to prawda?
 - Tak - westchnęła smutna Żaneta
- Ale tylko powiedziałam jedną rzecz, a mianowicie, gdzie mają znaleźć dane narzędzie, więc nie uważam tego za pomoc na teście. Zresztą pomoc nie dotyczyła pytań na teście.
 - Nieważne - ucięła Lucy - Pomoc została udzielona, więc to traktowane jest jako podpowiedź.
Tym razem Szymon się zdenerwował.
 - Chwila moment! Nie uważam, że zdanie: "Uruchomcie Panel Sterowania" było jakąkolwiek podpowiedzią na teście. Na teście nie było pytania, jak dostać się do panelu sterowania!
 - Szymon Seville nie odzywa się niepytany! - krzyknęła Lucy. Czuła, jak się poci z nerwów.
 - Phi! - prychnął Szymon, siadając.
 - Tu obowiązują pewne procedury postępowania, jakby ktoś nie wiedział - Lucy znowu przeglądała kartki, potem przeniosła wzrok na Żanetę i powiedziała:
 - Oddaję głos obrońcy, bo adwokatów nie mam.
Gilbert popatrzył na Żanetę i powiedział:
 - Jestem za uniewinnieniem. Tak w ogóle, to ten sąd faktycznie jest nudny...
- Dziękuję mojemu obrońcy za zdanie - przerwała Lucy - A teraz czas na wyrok.
Wszyscy oczekiwali na wyrok, jaki miał zapaść. Żaneta była bardzo podenerwowana, bowiem wiadomo było, że nie zrobiła niczego niedozwolonego. Lucy coś kreśliła na kartce, w końcu wstała i powiedziała protektonalnym tonem:
 - Skazuję Żanetę Miller na karę pracowniczą w pracowni komputerowej przez trzy dni. Koniec rozprawy - Lucy wyszła z sali. Żaneta miała taką minę, jakby kazano jej zjeść przeterminowany jogurt. Wszyscy popatrzyli na wiewióretkę smutno.
 - Sorki Żan, robiłem, co mogłem - Gilbert rozłożył ręce.
 - Nie musisz przepraszać, to nie twoja wina - odparła Żaneta i wyszła z sali. Szymonowi zrobiło się żal Żanety. Wolałby, żeby to on wykonywał karę, byle nie Żaneta. Obwiniał się tym, że Hampton się na niego zemścił i oskarżył okularnicę za pomoc na teście. Już miał za nią iść, gdy Brittany zatrzymała go łapką.
- Szymon, Żaneta musi być na razie sama, albo najlepiej my z nią pogadamy - powiedziała łagodnie Brittany - Spróbujemy ją uspokoić - wzięła Eleonorę i podążyły do sali informatycznej. Szymon cały smutny powędrował do sali historycznej. Alvin, Teodor i Gilbert również byli w ponurych nastrojach.
 - Co za hebel - stwierdził Gibert - Żaneta musi odbębnić karę tylko dlatego, że Szymon zepsuł humor Hamptonowi swoją wiedzą i wynikami olimpiady.
 - No - przytaknął Alvin - Chodźmy na tą historię.
Gilbert i Teodor podążyli za Alvinem. I tak nie mieli wyjścia, bo po historii mieli jescze dwie lekcje.
Tymczasem w sali komputerowej Żaneta powiedziała panu Hamptonowi, że otrzymała karę. Hampton popatrzył na wiewióretkę spod przymrużonych powiek i powiedział:
 - A więc masz za zadanie doprowadzić te komputery do porządku.
 - A co mam konkretnie zrobić? - zapytała smutno Żaneta.
- Sformatuj komputery, tylko nie wpuszczaj tu tego oszusta Seville'a, bo każę ci przedłużyć karę i będziesz wykonywała masę innych rzeczy! - nauczyciel pogroził palcem - A teraz muszę wyjść, klucze będą w drzwiach, możesz się zamknąć na wszelki wypadek - Hampton wyszedł z sali. Żaneta usiadła na krześle i się rozpłakała. Do sali weszły Brittany i Eleonora. Od razu, bez słowa przytuliły siostrę.
 - Za co ja muszę cierpieć? Przecież tylko powiedziałam, gdzie ci gamonie mają wejść - mówiła między łzami Żaneta.
 - Już dobrze siostra, jesteśmy przy tobie - uspokajała Brittany - pomożemy ci, oczywiście.
 - Nie znacie się na tym, muszę sama to zrobić.
 - A Szymek nie może tu przyjść i ci pomóc to zrobić? - zapytała Eleonora. Żaneta popatrzyła na nią smutno.
 - Ten "Pan informatyk" zakazał mi wpuszczania Szymona, bo inaczej da mi większą karę - odparła Żaneta, chowając pyszczek w dłoniach.
 - Nie no, on nie może tak sprawy stawiać jasno! - oburzyła się Eleonora - Trzeba coś z tym zrobić!
- Nic nie mów - uspokajał ją Szymon - Ja wiem, jak to zrobię - Szymon wyjął z plecaka minikomputer, włączył go i zaczął w przyśpieszonym tempie pisać na klawiaturze. Brittany i Eleonora patrzyły na niego z podziwem. Po chwili Szymon powiedział:
 - Włączcie wszystkie komputery.
Wiewióretki spełniły prośbę Szymona. Zaczekał, aż wszystkie komputery się odświeżą po starcie, poklikał chwilę w swój komputer, spojrzał po kolei na siostry i zapytał?
 - Gotowe na odbębnienie kary?
 - Tak! - przytaknęły szybko wiewióretki. Szymon kliknął w klawisz i po chwili wszystkie komputery zaczęły proces formatowania dysków i instalacji systemu po nim. Wyłączył swój minikomputer, objął ramieniem Żanetę, która się rumieniła i powiedział już weselej:
 - Kara zakończona. Kiedy dyski się sformatują, to zainstalują system i będą śmigać, jak po zakupie.
Brittany i Eleonora uściskały Szymona, były mu wdzięczne, że jednak nie zostawił Żanety samej z problemem. Ten się tylko uśmiechnął.
- To teraz możemy iść na angielski, i tak po dwóch godzinach będą gotowe - Szymon wyszedł pierwszy, by sprawdzić, czy Hampton nie idzie. Korytarz był pusty. Wyszedł i na wszelki wypadek poszedł w stronę sali do języka angielskiego. Dobrze, że to zrobił, bo z zakrętu korytarza wyszedł Hampton i zauważył wiewióretki zamykające salę na klucz. Czyżby tak szybko Żaneta skończyła formatować komputery? Niemożliwe. Podszedł do nich i zapytał:
 - Komputery sformatowane?
 - Formatują się, a po nim zainstalują się systemy - odparła Żaneta, próbując zachowywać się normalnie. Nauczyciel zmrużuł oczy.
 - A ty coś taka czerwona, jak burak?
 - To... od promieniowania pochodzącego z monitora - odparła szybko Żaneta, byleby nie wyjawić prawdy - czasem tak mam, ale to za chwilę minie.
 - Hmmm... - Hampton podrapał się w brodę - skoro tak, to możesz iść.
 - To dowidzenia! - powiedziała Eleonora, wzięła Żanetę i Brittany pod rękę i szybko skierowały się do sali językowej.
Hampton popatzył na nie chwilę, wszedł do sali i na widok formatujących się komputerów sapnął ze złością:
 - Ta mała okularnica myśli, że się dałem nabrać na jej sztuczkę z promieniowaniem! W życiu nie słyszałem takich bzdur! To był ten cały Seville, a mówiłem jej, by go tu nie wpuszczała! No cóż, kara będzie większa! - zatarł ręce - zero ocen dobrych, od dziś będzie miała tróje na koniec, a jak to nie poskutkuje, to będą dwóje, aż do zagrożenia! Jaki ja jestem genialny, hahahahahaaaa... - zaśmiał się złowrogo, aż prowadzący lekcje piętro wyżej mogli go wyraźnie usłyszeć. Po chwili jednak się uspokoił i pozostał, by przypilnować komputery. Właśnie! Zaczeka tu na Żanetę, a jak wejdzie Szymon, to będzie go miał w garści. To się nazywa zły typ nauczyciela. Z cwaniacką miną usiadł za ścianą działową, gdzie znajdował się szkolny serwer i postanowił zaczekać.
***
Po dwóch godzinach wiewióretki w towarzystwie Szymona szli w kierunku sali informatycznej, by sprawdzić postęp prac.
Nie wiedzieli jednak, co się święci. Byli przekonani, że plan pomagania i krycia Żanety odbył się zgodnie z planem. Lecz zanim dotarli do pracowni komputerowej, na ich drodze stanęły te szkolne landryny: Amanda, Samantha z lodem na policzku i Cho, które miały porachunki z Eleonorą, która spoliczkowała Samanthę za obrażanie Teodora. Amanda bez wstępów popchnęła Eleonorę, aż prawie upadła. Na szczęście Brittany i Żaneta złapały ją.
 - Myślisz, mała blondyno, że możesz tak nami rządzić?! - ryknęła Amanda - To cię nauczymy smarkulo, że się z nami nie zadziera!
 - Milcz! - prychnęła Eleonora.
 - Amanda, zabierz swoje koleżanki i wynocha stąd - powiedział groźnie Szymon - mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z wami.
 - Spadaj okularniku, bo ci szkiełka rozwalę! - Tym razem Cho popchnęła Szymona, aż się przewrócił. Żaneta i Brittany poczerwieniały z gniewu. Już miały się im odpłacić, gdy znikąd pojawił się Alvin w towarzystwie Teodora i Gilberta.
Gilbert i Alvin popatrzyli się na konkurencyjną trójkę morderczym wręcz spojrzeniem i Alvin zaczął:
 - Posłuchajcie mnie panienki, albo dacie Eleonorze i nam spokój, albo inaczej to załatwimy! Podobno potrzebują kogoś do sprzątania sal po lekcjach, a pani sprzątaczka sama nie da rady, więc co, zgłosić was?
 - Zapomnij! Phi! - prychnęła Amanda z pogardą, wzięła swoje koleżanki i odeszły. Gilbert popatrzył na Alvina podejrzliwie.
 - Wymyśliłeś to, prawda?
 - Jasne, że tak! - Alvin klepnął Gilberta w plecy, po czym zwrócił się do poszkodowanych: Szymona i Eleonory: - Nic wam nie jest?
 - Nic - odparł Szymon, poprawiając okulary.
 - Jest OK - powiedziała Eleonora, która rozpaczliwie szukała plecaka. Podniosła wzrok i zobaczyła uśmiechniętego Teodora z jej plecakiem. Podał Eleonorze, a ona go uściskała.
 - Dzięki, Teo.
 - Nie ma za co - odparł Teodor.
 - Hej, a gdzie wy tak szliście, jeśli można wiedzieć? - zapytał Gilbert.
- Do sali informatycznej - odparła smutno Żaneta - miałam formatować komputery, ale coś czuję, że Hampton się nie nabrał na tą sztuczkę.
 - Jaką sztuczkę? - zainteresował się Szymon.
 - Zapytał mnie, czemu jestem czerwona jak burak - ciągnęła Żaneta - a ja mu powiedziałam, że to od promieniowania z monitorów.
 - Tak, na pewno nie dał się nabrać - westchnął Szymon, ale widząc smutne spojrzenie okularnicy dodał: - No ale nie mogłaś o tym wiedzieć. Niech tylko coś powie, to pożałuje, zresztą wie, jaką nauczkę dostał od dyrektora.
 - Donosicielstwo niczego nie rozwiąże - stwierdziła poważnie Brittany - raz podziałało, ale już nie na naszą korzyść, tym bardziej na waszą. Trzeba z nim jakoś przeżyć.
Wszyscy popatrzyli na Brittany uważnie. Miała rację, nie można na niego cały czas donosić. W końcu w ponurych nastrojach dotarli do sali, weszli i zamknęli drzwi. Rozejrzeli się po sali, po czym Szymon oznajmił:
 - Kompy są w porządku, więc kara zaliczona.

Niestety w tym momencie z zaplecza wyszedł Hampton z groźną miną. Wszyscy spojrzeli na niego i poczuli, jak im serce staje w gardle. Hampton zaczął:
 - Nie Seville, kara nie została zaliczona! Kara teraz będzie większa!
 - Jak to? - zapytał Alvin.
 - Wasza koleżanka - nauczyciel wskazał trzęsącą się ze strachu Żanetę - nie wykonała swoich obowiązków, związanych z wyrokiem sądowniczym, ponieważ zrobił to niejaki Szymon Seville!
Szymon poczuł, jak się pali z gniewu. Co za skandal!
 - A nawet jakby, to i co?! Obniży pan jej oceny na koniec roku?! - rzucił oschle Szymon. Alvin i Gilbert położyli rękę na ramieniu, by w razie czego nie narobił głupstwa. Na szczęście nie miał takiego zamiaru.
 - Właśnie, że tak zrobię do momentu, kiedy zacznie wykonywać rzetelnie swoje obowiązki! A rubryki na jedynki są wciąż wolne, więc mogę je w każdym momencie wpisać. A jak będziesz mi wchodził w drogę, to Żaneta szybciej będzie zagrożona! I poprawka w sierpniu murowana, a to tylko będzie twoja wina, hahahahaaa... - zaśmiał się szyderczo Hampton. Szymon z gniewu wyszedł z sali, trzaskając drzwiami. Żaneta po chwili z płaczem również opuściła salę. Pozostali z braku lepszych pomysłów pożegnali się z nauczycielem i również wyszli z sali. Ponieważ był to koniec zajęć, to każdy rozszedł się do swojego domu w całkowitym milczeniu.
***
Wieczorem przed domem wiewiórek na schodach siedział Alvin i obejmował Brittany ramieniem. Było mu jej żal dlatego, że z kolei wiewióretce było żal Żanety, która całe popołudnie płakała. Ten wredny Hampton, nigdy sobie nie odpuści, ale doczeka się jeszcze świeczka wieczora! Brittany po chwili wtuliła się mocno w Alvina. Alvin głaskał Brittany po głowie, mówił do niej ciepłymi słowami, próbował ją pocieszać. Lecz jak tu kogoś pocieszyć, skoro panowała taka atmosfera, jakby ktoś wyrządził komuś bolesną krzywdę. Siedzieli tak i nie odzywali się do siebie, bowiem byli zamyśleni.Teodor zaś siedział z wtuloną do niego Eleonorą, bowiem również byli smutni. To wszystko przez ten sąd szkolny. Trzeba go zlikwidować!
Szymon natomiast siedział w piwnicy i czytał pewnien podręcznik, ale myśli o smutnej Żanecie nie dawały mu spokoju.
 - Przecież nie mogłem pozwolić, aby sama odrabiała karę tylko i wyłącznie z powodu mojej olimpiady, to jakiś żart! - mówił Szymon sam do siebie - Hampton wymaga chyba niedorozwiniętych uczniów, skoro Ci, co wiedzą lepiej są traktowani jak śmieci. A to wszystko przez Lucy i jej cholerny sąd uczniowski! Cóż za niedorzeczny pomysł! - walnął pięścią w stół, zły i na Lucy i na siebie. Nagle doznał olśnienia.
- Wiem, co zrobię! Najpierw doprowadzę do upadku ten sąd, a potem po raz pierwszy w życiu ukorzę się przed tą amebą informatyczną, prosząc go o to, by mnie wstawił tróję na koniec roku, a żeby w zamian dał Żanecie szóstkę! Tak właśnie zrobię! - okularnik wybiegł z piwnicy z prędkością światła, wymijając idących w jego stronę Alvina, Brittany, Teodora i Eleonorę. Zatrzymali się i popatrzyli na idącego do pokoju chłopaków Szymona.
 - Powiecie mi, co to było? - zapytała Brittany.
 - Nie wiem, ale się tego dowiemy - odparł Alvin - Chyba znowu ma jakieś genialne rozwiązanie wszystkich problemów.
Cała czwórka postanowiła sprawdzić, co tak ożywiło małego geniusza. Weszli do pokoju i Alvin zaczął:
 - Szymek, powiesz nam o co chodzi?
Szymon odwrócił się do reszty wiewiórek i powiedział:
 - Zrobię dwie rzeczy: pierwsza - pomożecie mi pozbyć się tego sądu, bo to on tak źle wpływa na Hamptona, a dwa, to ukorzę się przed nim, prosząc o słabą ocenę dla siebie, a o szóstkę dla Żanety. Genialne?

Wiewiórki popatrzyły na Szymona z szeroko otwartymi oczami.
 - Jesteś w stanie to zrobić? - zapytała Brittany, wciąż nie dowierzając.
 - Dla Żanety jestem w stanie nawet w ogień skoczyć - odparł odważnie okularnik i poszedł się przewietrzyć. Chwilę później wiewióretki pożegnały się z Alvinem i Teodorem i poszły do domu, by odpocząć. Nie chciały na razie nic mówić Żanecie, będzie to dla niej niespodzianka. To był ciężki dzień, ale kto wie, czy jutro nie będzie lepszy?
***
Nasptępnego dnia w sali informatycznej Hampton klikał na klawiaturze laptopa i na nikogo nie zwracał uwagi. Klasa miała luźną lekcję przed wystawianiem ocen, więc to była idealna okazja dla Szymona, by podnieść oceny Żanecie. W pewnym momencie chrząknął głośno, po czym uniósł dłoń. Hampton popatrzył na niego znad laptopa.
 - Słucham Seville, o co chodzi? - spytał nie całkiem miło nauczyciel.
 - Chciałbym, aby mi pan wstawił tróję na koniec roku - powiedział jednym tchem Szymon.
Klasa i nauczyciel spojrzeli na niego niedowierzając w to, co przed chwilą wypowiedział. Hampton potrząsnął głową, by się upewnić, że się nie przesłyszał.
 - Czy mógłbyś to powtórzyć? - zapytał wolno nauczyciel, omało nie przewracając kubka.
 - Poproszę o tróję na koniec roku z informatyki dla pańskiej satysfakcji, ale mam tylko jeden warunek.
 - Jaki? Ja chyba śnię - wydukał Hampton czując, że gdzieś w środku tańczy jego cały organizm ze szczęścia.
 - Chciałbym, aby Żaneta Miller otrzymała ocenę celującą na koniec roku, ponieważ się jej należy - odparł głośno Szymon, krzyżując ramiona. Żaneta patrzyła na Szymona szeroko otwartymi ustami. To chyba sen.
 - Seville, czy ty czegoś nie brałeś ostatnio? - zapytał wciąż zdziwiony nauczyciel. Nie wierzył, że kiedykolwiek mogłoby dojść do takiej sytuacji.
 - Mówię poważnie! - rzucił Szymon - Dla mnie trója, a dla Żanety szóstka.

Hampton przetrawił to, co usłyszał. Wprawdzie, tylko Maurycemu przysługiwała szóstka (za podlizywanie tak naprawdę, a nie za wiedzę), ale skoro jego największy rywal upada na kolana przed nim... to raczej będzie w stanie zrobić. Po chwili wpisał w dzienniku na koniec semestru przy Szymonie: "dostateczny", a przy Żanecie: "celujący". Tak, to wystarczy, by mógł się okazać wyższym od tych dwóch małych geniuszy. Zamknął dziennik, popatrzył na Szymona z uśmiechem i powiedział:
 - Twoje życzenie spełnione Seville.
Do końca lekcji nikt nie grał w głupie gry.
***
Po lekcji, zaraz po wyjściu z pracowni komputerowej, Żaneta z niepohamowanej radości, wskoczyła Szymonowi na ręce i wycałowała go w policzki. Pozostali przyglądali się temu z uśmiechem. Wiewióretki cieszyły się, że Żaneta znów żyje pełnią życia. Po chwili wiewióretka zeszła z ramion osłupiałego i całego czerwonego, jak buraczek Szymona i ze łzami pełnymi radości powiedziała:
- Dziękuję Szymon, jesteś cudowny.
- Nie ma za co, to jest forma przeprosin za to, że miałaś karę i...
 - Nic już nie mów, jesteś moim najlepszym przyjacielem na świecie - Żaneta wtuliła się w Szymona. Czerwieńszym raczej nie będzie. Odwzajemnił uścisk. Teraz poczuł spełnienie obowiązku. Pozostali zaczęli AWWWWować. Parka wcale się tym nie przejęła, oboje odczuli ulgę. Teodor poszedł w ślady brata i objął nieśmiało Eleonorę ramieniem. Alvin zrobił to samo z Brittany, na co wiewióretka przyjęła z uśmiechem i również go objęła. Oczywiście po przyjacielsku. Kiedy skończyli, na twarzy Szymona malował się uśmiech i bez wstępów oznajmił:
 - Dobra, a teraz czas dać wyrok temu sądowi - wziął Żanetę za łapkę i podążali w stronę sali chemicznej. Żaneta wcale nie protestowała, była tak zarumieniona, że słowa nie mogła wydobyć. Reszta wiewiórek ruszyła za nimi. Gdy dotarli pod drzwi pracowni chemicznej, Alvin zatarł ręce.
- No, skopmy ten sąd Lucy tam, gdzie boli, a gdzie boli, to już mnie mało interesuje - i pierwszy wszedł do środka, reszta gromady weszła za nim. Nie zdziwili się, gdy zobaczyli Lucy, urzędującą przy biurku. Coś pisała na papierze. Podniosła głowę znad papieru i ujrzała Alvina, Szymona, Teodora, Żanetę, Brittany i Eleonorę. Natychmiast przerwała pracę, popatrzyła na nich chwilę i powiedziała:
 - Wiem, że przyszliście mnie dobić, ale lepiej sobie darujcie. Od dzisiaj sąd szkolny zostanie zlikwidowany.
Zanim Alvin zaczął mówić, to wszyscy stanęli w osłupieniu. Ta wiadomość wywołała na nich wielkie wrażenie. Lucy sama decyduje się zlikwidować szkolny sąd? To chyba najszczęśliwszy dzień w życiu wiewiórek.
 - Ale tak na serio? - zapytał Teodor. Lucy pokiwała głową.
 - Tak, a teraz już idźcie, dokończę tylko raport, przekażę go dyrektorowi i idę do domu, muszę odpocząć - mówiąc to, Lucy kiwnęła im ręką na pożegnanie i powróciła do pisania. Wiewiórki opuściły tę salę w kompletnym zdumieniu.
Nie spodziewali się tego, ale to dla nich nawet lepiej. Nie czekając ani chwili dłużej, wybiegli ze szkoły z taką radością, jakby im udowodniono, że Święty Mikołaj istnieje i że faktycznie rozdaje prezenty. Alvin po chwili klasnął w ręce i zapytał:
 - No, to kto ma ochotę na lody? Ja stawiam!
 - Ja! - krzykneła uradowana Brittany, całując Alvina w policzek - Truskawkowe poproszę!
 - Ja z Eleonorą miętowe! - dodał radośnie Teodor, Eleonora natomiast pokiwała szybko głową.
 - A my z Żanetą weźniemy malagę - powiedział Szymon, a Żaneta również pokiwała głową, wciąż nie mogąc uwierzyć, że jej najlepszy przyjaciel zrezygnował z oceny dla niej. To był piękny gest ze strony Szymona. Oby było takich więcej na świecie.
Alvin pokiwał głową, że zapamiętał i ruszyli zadowoleni w stronę lodziarni, bo takie chwile należy uczcić. Kupili po lodzie (Alvin oczywiście zapłacił), rozsiedli się wygodnie w parku niedaleko szkoły i zaczęli opowiadać, śmiać się, a potem bawić.
To było dla naszych wiewiórek prawdziwe święto - brak szkolnego sądu równa się brak kłopotów.

KONIEC

3 komentarze:

  1. Świetne, świetne, świetne! Jesteś genialny *o* Książkę napisz :D
    Chyba najbardziej lubisz Szymona i Żanetę hmm? :)
    Czekam na twoje kolejne fanficki! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad książką pracuję... Wiesz, nie chcę dyskryminować pozostałe wiewiórki, ponieważ bardzo je lubię, ale jakoś mam większy sentyment do Szymona i Żanety, bo to mózgi, a ja też taki jestem... Staram się w moich fanfickach wprowadzić "Alvittany", "Simonette" i "Theonore" po równo, ale czasami są pewne nieciągłości, ale będę się starał pisać tak, by żadna para nie była poszkodowana, a tego bym nie zniósł, jakby któraś ucierpiała... Jeszcze raz dziękuję za docenienie mojej pracy, to dla mnie największa nagroda i motywacja do dalszego pisania :)

      Usuń