środa, 27 maja 2015

Fanfick - Kędzior

Nie mam zbytnio czasu na długi wstęp ponieważ muszę jeszcze odrobić chemię.Także zapraszam do czytania.

Tytuł : Kędzior


Alvin, Szymon i Teodor siedzieli pod drzewem w parku i zastanawiali się, co robić. Jedno było pewne: wszystko, byle się nie uczyć (może poza Szymonem, który i tak wszystko wiedział).
 - Chodźmy na te kajaki, co otwarli niedawno - zaproponował Teodor.
 - To dobry pomysł - przytaknął Szymon. Alvin zaś pokręcił głową.
 - Nieee, bo to trzeba tymi wiosłami machać, a mi się nie chce.
No tak, Alvin mógłby robić wszystko, byle pewnych rzeczy nie musiał wykonywać sam. Należał do osób raczej leniwych, z luzackim podejściem do życia. Szymon pufnął z niezadowoleniem:
 - Słuchaj, bo jeżeli chcesz coś robić i jednocześnie nie robić, to ja w takim razie idę do domu, bo nie będę marnował bez sensu czasu na twoje lenistwo!
Alvin spojrzał na Szymona z ukosa.
 - To idź, ja się tu trochę zdrzemnę... - i nie dokończył wypowiedzi, bo nagle przy chłopakach stanął wysoki, pulchny nieco wiewiór ze sterczącym futrem, ubrany w żółtą bluzę z czerwoną literą K. Od razu rozpoznali przybysza.
- Kędzior! - krzyknęli jednocześnie bracia. Zrobili z nim misia oklepywacza.
 - Siemanko, ziomeczki moje! - uśmiechnął się Kędzior - Jak tam życie?
 - A leci! - odparł wesoło Alvin, ale zaraz zmarszczył czoło - A ty co tu robisz?
 - Właśnie - podchwycili Szymon i Teodor. Kędzior chwilę popatrzył na nich i powiedział:
 - A postanowiłem trochę wyjść, że tak powiem z dziupli i się rozejrzeć po mieście. Dawno was nie widziałem, więc myślałem, że się z wami spotkam. I oto spotkanie!
Rzeczywiście, można wyczytać z min Alvina, Szymona i Teodora, że nie widzieli swojego kolegi już od zeszłych wakacji. Trzeba to nadrobić. Alvinowi wpadł do głowy pomysł:
 - Słuchaj, skoro już tu jesteśmy, to weźmy coś róbmy, to trzeba uczcić.
 - Koniecznie - przytaknął Kędzior i wyjął z kieszeni bluzy jakąś kartkę, rozwinął ją i pokazał przyjaciołom - Co wy na to?
Kędzior pokazał braciom plakat, na którym widniała informacja o zawodach w kajakarstwie.
Bardzo lubiał ten sport, miał więc nadzieję, że uda się mu namówić chłopaków. Ucieszyli się z tego.
 - Super - pokiwał głową Teodor - wreszcie coś ruchliwego.
 - Tak! - podchwycił Alvin, ale Szymon i Teodor popatrzyli na niego znacząco. Alvin to zauważył.
 - No co? - zapytał.
 - Przecież Ci się nie chce machać wiosłami - przypomniał Szymon. Alvin machnął łapką.
 - Ale, co było, to było. A teraz idziemy na kajaki.
I tak cała czwórka ruszyła w stronę nowo otwartej kajakarni, by się zapisać na zawody. Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że przy okienku rejestracji stali Justin i Charlene. Chłopcy skrzywili się nieco, bo liczyli na to, że będą konkurować z jakimiś lamerami, a nie z tymi wiewiórkami. Justin na ich widok uśmiechnął się:
 - Jak tam chłopaki? Macie ochotę na mały zakład?
 - Z takim kanciarzem, jak ty? - prychnął Alvin - Wolne żarty!
 - A kto powiedział, że kantuję? - wyszczerzył zęby wiewiór w uśmiechu - No chyba, że się boicie przegrać, czy coś...
- Justin, daj spokój - przerwała mu Charlene - on żartuje.
 - Nie wątpię - wtrącił Kędzior - bo dlatego, że raz przegrał zakład.
Ta wiadomość wywołała u pozostałych wielkie wrażenie.
 - Zakładałeś się z Justinem? - nie mógł uwierzyć Teodor.
 - Tak - przytaknął Kędzior, po czym odwrócił się do skwaszonego Justina - to było w lipcu rok temu, prawda?
 - Mhm - mruknął Justin, który całkowicie stracił humor - I wygrałeś, tak tak, wiem.
 - Stare czasy - machnął łapką Kędzior - A teraz lećmy z tym koksem.
Alvin, Szymon i Teodor podążyli za Kędziorem, zostawiając zachwyconą Charlene i czerwonego ze złości Justina samych. Wiewiór w końcu się uspokoił, wziął Charlene pod ramię, uśmiechnął się do niej i zapytał:
 - Masz małą ochotę na kajakowanie? - Justin odebrał swoje bilety z kasy.
 - Ale pod warunkiem, że nie będziesz z nimi konkurował - zastrzegła szybko wiewióretka.
- To są zawody, a nie wolny spływ po rzece - zauważył Justin, ale widząc karcące spojrzenie Charlene, zreflektował się - Ale dla Ciebie mała, mogę przegrać. I tak nie ma nic wartościowego do wygrania.
 - I oto mi chodziło - Charlene musnęła policzek Justina, aż się zaczerwienił - Chodźmy powiosłować.
Justin cały uradowany, wziął wiewióretkę za łapkę, podeszli do swojego kajaku, weszli do niego, Justin wziął wiosła i zaczął oddalać się na środek jeziora.
Tymczasem u wiewiórek nieźle im szło wiosłowanie, chociaż zawody się jeszcze nie zaczęły. Sędzia dał gwizdkiem znak, by wszyscy zawodnicy ustawili się w jednej linii, toteż po kilku sekundach tak zrobili. Kiedy sędzia machnął flagą w dół, zawodnicy ruszyli. Jedni szybciej wiosłowali, a inni wiosłowali powoli. Do tych drugich należały dwoje kajaków: jedna z Alvinem, Szymonem, Teodorem i Kędziorem, a druga z Justinem i Charlene. Zawody polegały na przepłynięciu w jak najkrótszym czasie całego jeziora dookoła.
Jezioro było wielkie, a dookoła dlatego, że na środku była duża wyspa, porośnięta lasem. Oznaczało to co najmniej godzinę pływania w dobrym tempie, a jak wolniej, to może półtorej godziny. Wiewiórkom to wcale nie przeszkadzało, a zwłaszcza Justinowi, który normalnie wolałby wygrać, ale obiecał Charlene, że nie będzie się z nimi ścigał. Po namyśle, postanowił nieco przyśpieszyć, by zyskać na czasie. A nasza czwórka płynęła kajakiem powoli, bez pośpiechu. Teraz wiosłował Szymon, który zaczynał się męczyć.
 - Ufff... - sapał Szymon.
 - Chłopie, nie fucz mi tu! - zaśmiał się Kędzior, klepiąc Szymona w plecy - Jakby jakaś dziewczyna się dowiedziała, od razu by Cię rzuciła!
Szymon posłał Kędziorowi mordercze spojrzenie, po namyśle wcisnął mu wiosła i rzucił:
 - Zobaczymy, co ty potrafisz, tłuściochu! Dalej, wiosłuj, podobno wygrałeś z Justinem, więc jedziesz!
Kędzior nic już nie powiedział, tylko wiosłował.
Rozglądał się czasami, czy ktoś nie zostaje w tyle, ale wyglądało na to, że są oni jedyni na końcu. Alvinowi było trochę nie w smak, bo wolałby jednak wygrać.
 - Nie możesz trochę szybciej? - zapytał.
 - A po co? - odpowiedział pytaniem Kędzior - Spieszy ci się?
 - No nieee... - zakończył kulawie Alvin, cały zachmurzony, jak chmura deszczowa - Ale fajnie by było tak, bo ja wiem, nie zostawać w tyle?
Kędzior chwilę myślał nad odpowiedzią. Szymon go wyręczył, mówiąc:
 - Dobra, płyńmy tak, jak teraz i tak jest dość nudno.
 - A tak w ogóle, ile będziemy w tym tempie płynąć? - zapytał Teodor. Szymon już liczył w głowie czas przepłynięcia w tym tempie, po chwili odparł:
 - Tak z godzinę.
 - Dużo - odparł Teodor i zajął się oglądaniem pozostałych przed nimi zawodników. Od razu zauważył kajak, którym płynęli Justin i Charlene. Justin chyba nie wyglądał na zadowolonego, bo co chwila sapał, omało nie opluwając siedzącej na przeciwko niego Charlene. Pomyślał sobie, że już więcej nie da się namówić na sporty, gdzie się trzeba wysilać. Był taki sam, jak Alvin - lenistwo do potęgi n-tej.
 - Ufff... - sapał ze złością Justin - Już nigdy nie dam się namówić na podobne sporty! W życiu!
 - To po coś mnie ze sobą zabierał? - zapytała obrażona nieco Charlene - Mogłeś mnie zabrać na spacer, wtedy moglibyśmy leżeć pod drzewem.
 - Leżeć... - Justin coraz bardziej rozkręcał się z wiosłowaniem, aż nie zauważył, że kajak zaczyna się bujać.
 - Justin! Zwolnij! - krzyczała Charlene, lecz to nie poskutkowało. Justin w pewnym momencie zasłabł i wpadł z impetem do wody, robiąc wielki plusk.
 - Justin! - krzyknęła zrozpaczona Charlene. Nie wiedziała, co robić.
Tą całą sytuację zauważyli Alvin, Szymon, Teodor, aż wreszcie Kędzior nic nie mówiąc, wskoczył do wody, by wyciągnąć stamtąd Justina. Nie potrzebnie spieszył się z wiosłowaniem, bo oprócz tego świeciło mocno słońce. Podpłynął do kajaku Charlene, a zaraz po tym zanurzył się.
Chłopcy podpłynęli do roztrzęsionej wiewióretki.
 - Może źle zrobiłam, krzycząc po nim...
 - Nic mu nie będzie - uspokajał Alvin - Kędzior zaraz się z nim wynurzy.
Rzeczywiście, po minucie od zanurzenia, wynurzył się Kędzior z Justinem na jego plecach. Położył go na kajaku obok Charlene, potem pomógł mu odzyskać funkcje życiowe. Na szczęście się obudził, ale cały czas był blady, jak ściana.
 - Czy ja jestem w niebie?... - wychrypiał Justin. Charlene uśmiechnęła się serdecznie do Justina, a potem dała mu całusa w policzek.
 - Cieszę się, że nic ci nie jest - przytuliła Justina wiewióretka - ale już więcej mi tego nie rób.
Pozostali patrzyli na nich, już nieco spokojniejsi. Justin odwzajemnił uścisk i powoli usiadł na kajaku. Alvin powiedział:
 - Masz szczęście, że byliśmy w pobliżu.
 - No - odparł Justin - Wracajmy, mam ochotę na małą lemoniadę i tak nie ma sensu płynąć.
Reszta przyjęła propozycję i zawrócili na najbliższy brzeg.Powrót trwał dobre dwadzieścia minut, a kiedy tam dotarli, ujrzeli tam zwycięzców. Wśród nich był wiewiór Figar - drugi obok Szymona geniusz naukowy - trzymający swój złoty medal. Zobaczył całą szóstkę i podszedł do nich z uśmiechem.
 - No, no, nie wiedziałem, że też lubicie kajaki - zagaił pierwszy Figar.
 - A ja nie wiedziałem, że lubisz medale - odparł Kędzior.
Figar przyjrzał się mu chwilę. To przecież jego kuzyn!
 - A ty co tutaj robisz? - zapytał - Nie było cię tu od czasów, kiedy ulepszałem pierwsze kalkulatory.
Kędzior wdrapał się na wielki kamień, usiadł na nim i patrząc po pozostałych, odparł:
 - Jak wiesz, drogi kuzynie, miałem pewne porachunki z tym cukiernikowym oszustem, Waynem. Obiecał mi zostawić tę cukiernię, abym sam mógł ją prowadzić. A ja, jak głupek mu uwierzyłem. Kiedy tydzień później przybyłem pod cukiernię, to już dawno leżała w gruzach... - zawiesił głos Kędzior.
 - Zaraz! Czy była cukiernia, to nie czasem "Jedz, ile chcesz"? - upewnił się Figar.
Kędzior pokiwał swoją rozczochraną główką.
 - Tak, ale co było, to było. Nie odkopujmy starych ran - machnął ręką Kędzior, dając do zrozumienia, że temat zakończony - A co tam u ciebie?
Figar poprawił okulary na nosie i wolno powiedział:
 - No nic, konstruuję sobie mechanizmy, komputery i takie tam.
 - Haha! - zaśmiał się Kędzior - Mój jedyny kuzynek z niedocenioną ambicją Einsteina wykształcił sobie kalkulator i tablice z wartościami funkcji trygonometrycznych, zamiast mózgu!
Szymon popatrzył się krzywo na Kędziora. Tak w szkole się mniej więcej traktuje geniuszy - nikt ich nie docenia ani nie traktuje poważnie.
 - A nie myślałeś czasem ugryźć się w język, zanim coś powiesz? - zapytał z lekką pretensją Szymon - Ciekawe, co ty wykształciłeś? Chyba kontener na napoje.
Kędzior przestał się śmiać, za to uważnie przyjrzał się Szymonowi.
 - Widzę, że lubimy żarciki - trącił łokciem okularnika - możesz mówić o mnie, co chcesz. Mnie to wisi, co ludzie o mnie myślą.
- Ha, i za to cię lubię! - Alvin klepnął Kędziora w ramię - Chodź, idziemy na lody!
 - Super - uśmiechnął się Kędzior i tak szedł z Alvinem w stronę małej lodziarni, położonej niedaleko przystani na kajaki. Szymon, Teodor i Figar spojrzeli po sobie i powiedzieli jednocześnie:
 - Na lody.
Natomiast Charlene była już wykończona po tym kajakowaniu, choć wcale nie wiosłowała. Justin zgodził się ją zaprowadzić do domu, toteż tak zrobił. Przede wszystkim, to on miał tego dość. Nie dość, że chwilowo stracił przytomność, to jeszcze go ramiona bolały, od tego wiosłowania. Po chwili już ich nie było.
A tymczasem Szymon, Teodor i Figar kupili sobie po gałce lodów i przyłączyli się do Alvina i Kędziora. Od tej chwili byli wesoli, śmiali się i opowiadali sobie, co się działo od ich ostatniego spotkania. Cieszyli się, że będą mogli spędzić ten czas ze sobą, dopóki się znowu nie rozejdą.
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz