niedziela, 31 maja 2015

Alvin i wieiórki oraz niebezpieczna gra - rozdział 1

Witajcie.Oto rozdział I mini książki Pablo.Życzę miłego czytania.  :-)


ROZDZIAŁ I: DECYZJA
Treść tej kartki brzmiała tak:
"Jeżeli otwarliście tę kopertę, to wiedzcie, że już podlegliście moim zadaniom. A więc macie pierwsze zadanie: skosić szkolny trawnik. To nie żarty. Jeżeli tego nie zrobicie, może komuś stać się krzywda. A jaka? Domyślicie się sami. Czarny Deszcz."
Cała szóstka patrzyła na tę kartkę z niedowierzaniem. Komuś ma się stać krzywda za nieskoszenie trawnika? To chyba są jakieś żarty! Alvin prawie zgniótł tę kartkę, aż nagle ta kartka zamieniła się w pył. Szymon nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
 - Ale to przecież niezgodne z prawami przyrody! Kartka rozkłada się przecież w kilkanaście lat, to...
 - Nie interesuje mnie to, Szymek! - warknął Alvin, cały czerwony ze złości - Jakiś przebrany dureń daje nam liścik w humorystycznym czarnym kolorze i każe nam trawniki kosić?! O nie, nie piszę się na to!
- A jeżeli faktycznie ta trawa może komuś zaszkodzić? - zaniepokoiła się ostrożna, jak zwykle Żaneta - To największe siedlisko bakterii i drobnych organizmów. Myślę, że lepiej byłoby jednak skosić ten szkolny podwórek, co się wam stanie?
Alvin popatrzył na małą geniuszkę z ukosa.
 - A wy co będziecie robić? To zadanie również WAS dotyczy!
 - Ale to wy jesteście faceci, co nie? - zapytała z przekąsem Brittany - My pomożemy wam jedynie wysypać trawę do kontenera. Będzie wtedy sprawiedliwie.
Alvin miał już się odgryźć, gdy między nimi stanęła Eleonora.
 - Dobra, po prostu to zróbmy - zadecydowała mała wiewióretka, pociągnęła swoje siostry i wyszły z pokoju chłopaków. Wiewiórki popatrzyły na chwilę po sobie, aż Szymon westchnął i powiedział:
 - Zróbmy to - i nie czekając na odpowiedź braci, poszedł do piwnicy. Alvin popatrzył na Teodora, Teodor na Alvina i powiedzieli sobie:
 - Zrobimy to jutro.
 - Jutro - przytaknął Teodor. Od tej chwili każdy, aż do kolacji zajął się sobą.
A po kolacji już nie mogło być mowy o siedzeniu do późna, gdyż na następny dzień mieli na ósmą do szkoły, więc cała trójka wygodnie usadowiła się w swoich łóżkach i zasnęła.
***
Następnego dnia rano, Alvin, Szymon i Teodor po śniadaniu czekali na wiewióretki przed swoim domem. Bardzo lubili razem chodzić do szkoły, ponieważ mogli sobie swobodnie rozmawiać niemal o wszystkim. Kiedy wiewióretki wyszły z domu, od razu podeszły do chłopaków. Wyściskali się po kolei i Brittany zapytała:
 - I co, wchodzicie w to?
 - No, zobaczmy, co z tego wyniknie - westchnął Alvin.
 - Wyniknie co najwyżej wiele dobrego - dodał Szymon - nikt się nie zarazi tym, co pochodzi z ziemi.
Brittany i Eleonora skrzywiły się z niesmakiem, ale nic nie powiedziały. Po prostu ruszyły przed siebie. Chłopaki nic już nie mówiąc, ruszyli za nimi. Dotarli do szkoły za dwadzieścia ósma. Przed wejściem czekał na nich Gilbert i Justin. Przywitali się uściskami z Gilbertem, ponieważ był bardziej lubiany, niż Justin.
Wiewiór skrzywił się kwaśno, ale przywiał się z wiewiórkami podaniem łapki. Gilbert rzucił:
 - Jak tam?
 - A nic - wzruszył ramionami Alvin.
 - Czyli nic nowego - westchnął Gilbert. Był kawalarzem w klasie, ale dzisiaj nie potrafił rozśmieszać, bo nie miał żadnego kawału na poczekaniu. Zamiast tego zapytał:
 - Wiecie, że ten stażysta, Carl Heinsen, znowu zastąpi chwilowo Hampcioka?
 - Skąd wiesz? - zapytała pełna nadziei Żaneta. Nie znosiła pana Henry'ego Hamptona, podobnie jak reszta uczniów tej szkoły, z wyjątkiem jednej osoby - wiewióra Maurycego Frosta, największego pupila nie tylko Hamptona, ale większości nauczycieli. Wszyscy nim gardzili, a w najlepszym wypadku urządzali mu niezbyt miłe "zabawy". W każdym bądź razie, wszyscy starali się go unikać.
 - Dla mnie, to w tej chwili najlepsza wiadomość dnia - powiedział Alvin - Przestanie się wreszcie wymądrzać.
 - Ale to i tak na chwilę - Gilbert skrzyżował ramiona i oparł się o poręcz na schodach.
- Przynajmniej Carl jest spoko - dodała z ulgą Eleonora. Carl Heinsen rzeczywiście był stażystą w jednej z najlepszych firm informatycznych w Los Angeles. Był bardzo zdolnym człowiekiem, ale że znał Hamptona i jego obsesję na punkcie wyższości nad innymi, starał się nie wychylać. Carl opowiadał wiewiórkom, że tych, co się wymądrzają, to Hampton podobno nazywa "Sevillowcami".
Okrutniejszej nazwy nie było.
 - O tak - przytaknęła Żaneta, po czym spojrzała na zegar przed szkołą i powiedziała - Chodźmy już, bo za chwilę lekcje.
 - Dobra, ale po szkole szybko kosimy trawnik i migiem do domu - szepnął do nich Alvin, by Gilbert i Justin nie słyszeli. Na szczęście jeszcze gadali i nie zauważyli, że wiewiórki idą na lekcje. Po dzwonku do nich dołączyli.
***
Na dużej przerwie Alvin szedł korytarzem do sali gimnastycznej, by się wyszaleć. Kiedy wszedł do niej, to zauważył z oddali czarną postać. To on! Alvin pobiegł szybciej, by go nie stracić z oczu, ale za chwilę ktoś na niego wołał:
- Ej, wynocha stąd, my tu przyszliśmy ćwiczyć!
Alvin ze sromotną miną opuścił salę, przy okzaji zauważając, że czarna postać zniknęła. Znowu pech. Powiedziałby mu zaraz, co sądzi o koszeniu trawników przed szkołą. Z braku lepszych pomysłów, Alvin udał się na szkolne podwórko, gdzie miał nadzieję zastać braci i wiewióretki. I zastał. Podszedł do nich.
 - Widziałem czarnego mena na sali gimnastycznej - zaczął bez wstępów - ale znowu mi zwiał sprzed oczu.
Pozostałe wiewiórki milczały, ponieważ mu wierzyły. Szymon zauważył woźnego, pana Sylwestra Collinsa, który wchodził akurat do szkolnej piwnicy od tyłu.
 - Trzeba mu o tym powiedzieć - powiedział Szymon, ale widząc pytające spojrzenie wiewiórek, dodał - to znaczy, panu Sylwestrowi o tym, że mamy kosić. Właśnie wszedł do piwnicy.
 - Dobra, ja to załatwię - Brittany już szła w kierunku woźnego, gdy nagle Alvin złapał ją za łapkę.
 - Alvin, co ty robisz? - zapytała zdziwiona Brittany. Alvin wreszcie się zreflektował i puścił jej łapkę.
- Yyyy... wybacz - wydukał - po prostu pomyślałem, że mógłbym dotrzymać ci towarzystwa.
Brittany mimo wszystko uśmiechnęła się.
 - Naprawdę? To chodź - tym razem Brittany pociągnęła zdezorientowanego całkowicie Alvina za łapkę i pognali razem do woźnego. Mieli szczęście, bo akurat wychodził z piwnicy. Zauważył, że uczniowie chcą go o coś poprosić.
 - Co tam, dzieciaki?
Brittany zaczęła najuprzejmiej, jak potrafiła:
 - Chcielibyśmy po szkole szkosić szkolny trawnik. I to najlepiej dziś.
Pan Sylwester popatrzył na nich z szeroko otwartymi oczami. Nie pomyślał, by kiedykolwiek jacyś uczniowie mogli prosić o wykonywanie tego typu rzeczy.
 - Na pewno?
 - Realizujemy pewien projekt - wtrącił Alvin - ma on na celu wskazanie potencjalnego problemu zarażania się bakteriami, pochodzącymi z ziemi, a tym bardziej z traw. Jeżeli uda nam się skosić ten trawnik, to uczniowie będą mogli już swododniej poruszać się po trawie, a przy okzaji nie przewrócą się, jakby było mokro. Woźny przetrawił tę informację, natomiast Brittany była wpatrzona w Alvina, jak w obrazek. Jak on to umiał pięknie powiedzieć, nie zahaczając nawet o ironię. Pan Sylwester odpowiedział po namyśle:
 - Wiecie, gdzie sprzęt, jakby co?
Wiewiórki przytaknęły głowami. Wożny w końcu podziękował, machnął im ręką na pożegnanie i poszedł w stronę szkoły. Brittany zwróciła się do Alvina:
 - Jestem pod wrażeniem, naprawdę.
Alvin uśmiechnął się.
 - To nic takiego, wystarczy nie zahaczać o ironię.
Tymrazem oboje zaśmiali się. Dołączyli do reszty, która rozmawiała przed wejściem do szkoły, a do dzwonka pozostało mało czasu, więc Brittany powiedziała tylko tyle:
 - Po szkole kosimy.
 - Aha, czyli luz - przytaknął Teodor i w tym momencie zadzwonił dzwonek na matematykę. Z nieco ponurymi minami weszli do szkoły i dotarli do właściwej sali.
***
Po lekcjach, kiedy szkoła nieco ospustoszała, przyjaciele postanowili od razu wziąć się do pracy.Na szczęście kosiarki były spalinowe, więc problem kabli był zażegnany. Pozostało jedynie uzupełnić zbiorniki paliwa, ale tym akurat zajął się Szymon. Po kilku minutach wszyscy byli gotowi, by zacząć. Jedną kosiarkę wziął Szymon, drugą Alvin, natomiast worki, gdzie dziewczyny i Teodor będą ładowali trawę z koszy, wzięli właśnie oni.
 - Gotowi? - zapytał Alvin.
 - Gotowi - odparła chórem pozostała piątka. Szymon i Alvin urouchomili swoje maszyny i zaczęli objazd szkolnego ogródka. Dziewczyny z Teodorem w tym czasie przyglądali się pracy chłopaków.
 - Ach, jaki Alvin jest pracowity, widziałyście kiedyś coś podobnego? - Brittany już się rozmarzyła.
 - A widzicie, jak Szymon kosi równo? - odpowiedziała pytaniem również rozmarzona Żaneta. Eleonora pokręciła tylko głową.
 - A my z Teosiem będziemy pomagać przy ładowaniu trawy do worka i się tym nie będziemy chwalić, prawda Teo?
 - Tak - odpowiedział uśmiechnięty Teodor.
Eleonora ściągnęła mu z czuprynki listek, który mu tam wpadł, nie wiadomo kiedy. Siostry na ich widok, już zaczynały wyć:
 - Awwwwwww...
Teodor zaś zarumienił się. Eleonora uśmiechnęła się.
 - Nie ma za co.
 - Jest, jest - odparł Teodor. Akurat w tym momencie Alvin i Szymon stanęli z kosiarkami niedaleko nich. Alvin zawołał:
 - Heeej, no pomóżcie, a nie plotkujcie!
Wiewióretki i Teodor rzucili się im na pomoc. Wyciągnęli kosze i przeładowali całą zawartość do worka. Kiedy skończyli, Alvin wypuścił głośno powietrze:
 - Uch, oby tylko żaden z klasy nie podglądał, ale byłby wtedy temat.
 - No - przytaknął Szymon - Jedźmy dalej.
Założyli z powrotem kosze do kosiarek i tak w ciągu dwóch godzin objeżdżania wszystkiego, co się dało i przeładowywania trawy do worków, padnęli na trawę wykończeni. Teraz przydałaby się szklanka porządnej, zimnej lemoniady.
- Dobra, wyczyśćmy te maszyny i chodźmy do nas, napić się lemoniady - powiedział Szymon. Po kilku minutach wszystko było na swoich miejscach i ruszyła cała szóstka do domu Sevillów. W domu na nich czekał Dave.
 - Gdzie się podziewaliście? - zapytał.
 - A pomogliśmy woźnemu - odparł Szymon w taki sposób, by nie wdawać się w tłumaczenia. Postanowił zmienić temat - A jak ci minął dzień?
 - Dobrze - odpowiedział Dave - A teraz wybaczcie, ale muszę na chwilę wyjść. Wrócę wieczorem.
 - OK - przytaknęły chórem wiewiórki, a Dave machając im ręką na pożegnanie, wyszedł. Całą grupa od razu przeniosła się do salonu, by usadowić się na kanapie, albo na fotelach. Szymon chwilę potem nalał każdemu po szklance lemoniady, jednak nie czuli nógi i mieli sucho w gardłach.
 - Ta lemoniada to cudo - pochwaliła Brittany.
- Super, ale musicie mi odpowiedzieć szczerze - Alvin zwrócił się do swoich braci i wiewióretek - to zadanie to jakiś żart niezłomny, robimy dalej te głupie zadania, czy to olewamy, bo jak będzie następne zadanie typu: "Umyjcie podłogę, bo ktoś może zaliczyć glebę", to na mnie nie liczcie - Alvin skrzyżował ramiona, by pokazać wiewiórkom, żeby oni sami podjęli decyzję. Teodor zapytał:
 - A może nie będzie takiego zadania?
 - Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że takie zadanie może istnieć - wtrącił Szymon, podcierając brodę.
 - To w takim razie, co tu jest? - Teodor zamaszystym ruchem łapki wyjął z kieszeni bluzy czarną kopertę. Wszyscy wytrzeszczyli na to oczy.
 - Skąd to masz? - zapytała Żaneta - przecież nigdzie to nie leżało.
Teodor nie odpowiedział, tylko podał Alvinowi kopertę. Alvin otworzył ją sprawnie i znów wyjął katrkę. Rozłożył ją na ziemi, by wszyscy mogli ją poczytać i na tej kartce pisało:
"Spisaliście się, świetnie skosiliście trawnik, może kiedyś zostaniecie trawnikarzami.To było za proste, co? To teraz będzie trudniej. Drugim waszym zadaniem jest znalezienie legendarnego skrzydła Ikara, na obrzeżach Kalifornii i wysłanie go kurierem pod ten adres: Bacon Street Avenue 7, 07-493 Miami. Pośpieszcie się, macie tydzień czasu. Z pozdrowieniami: Czarny Deszcz."
 - Że co?! - oburzył się Szymon - Legendarne skrzydło Ikara do Miami?! Przecież to drogocenne znalezisko! Cały sztab naukowców go poszukuje, a my znajdując go przed nimi, mamy temu gościowi tak po prostu wysłać? Coś mi tu śmierdzi.
Pozostała gromadka milczała, bowiem Szymon miał rację.
 - Ale dlaczego akurat w Kalifornii? - zapytała Eleonora. Żaneta klepnęła się w czoło.
 - No jasne! Dowiedziałam się od takiej znajomej w szkole, że podobno kilka dni od rozpoczęcia roku, nauczyciele mieli zrobić z klasami wycieczki.
 - Ale skąd ten cały Czarny Płaszcz, czy Deszcz wie, że pojedziemy do Kalifornii? - zapytał ironicznie Alvin. Na to nikt już nie znalazł odpowiedzi.
Tego wszystkiego dowiecie się w następnych rozdziałach :)

środa, 27 maja 2015

Fanfick - Kędzior

Nie mam zbytnio czasu na długi wstęp ponieważ muszę jeszcze odrobić chemię.Także zapraszam do czytania.

Tytuł : Kędzior


Alvin, Szymon i Teodor siedzieli pod drzewem w parku i zastanawiali się, co robić. Jedno było pewne: wszystko, byle się nie uczyć (może poza Szymonem, który i tak wszystko wiedział).
 - Chodźmy na te kajaki, co otwarli niedawno - zaproponował Teodor.
 - To dobry pomysł - przytaknął Szymon. Alvin zaś pokręcił głową.
 - Nieee, bo to trzeba tymi wiosłami machać, a mi się nie chce.
No tak, Alvin mógłby robić wszystko, byle pewnych rzeczy nie musiał wykonywać sam. Należał do osób raczej leniwych, z luzackim podejściem do życia. Szymon pufnął z niezadowoleniem:
 - Słuchaj, bo jeżeli chcesz coś robić i jednocześnie nie robić, to ja w takim razie idę do domu, bo nie będę marnował bez sensu czasu na twoje lenistwo!
Alvin spojrzał na Szymona z ukosa.
 - To idź, ja się tu trochę zdrzemnę... - i nie dokończył wypowiedzi, bo nagle przy chłopakach stanął wysoki, pulchny nieco wiewiór ze sterczącym futrem, ubrany w żółtą bluzę z czerwoną literą K. Od razu rozpoznali przybysza.
- Kędzior! - krzyknęli jednocześnie bracia. Zrobili z nim misia oklepywacza.
 - Siemanko, ziomeczki moje! - uśmiechnął się Kędzior - Jak tam życie?
 - A leci! - odparł wesoło Alvin, ale zaraz zmarszczył czoło - A ty co tu robisz?
 - Właśnie - podchwycili Szymon i Teodor. Kędzior chwilę popatrzył na nich i powiedział:
 - A postanowiłem trochę wyjść, że tak powiem z dziupli i się rozejrzeć po mieście. Dawno was nie widziałem, więc myślałem, że się z wami spotkam. I oto spotkanie!
Rzeczywiście, można wyczytać z min Alvina, Szymona i Teodora, że nie widzieli swojego kolegi już od zeszłych wakacji. Trzeba to nadrobić. Alvinowi wpadł do głowy pomysł:
 - Słuchaj, skoro już tu jesteśmy, to weźmy coś róbmy, to trzeba uczcić.
 - Koniecznie - przytaknął Kędzior i wyjął z kieszeni bluzy jakąś kartkę, rozwinął ją i pokazał przyjaciołom - Co wy na to?
Kędzior pokazał braciom plakat, na którym widniała informacja o zawodach w kajakarstwie.
Bardzo lubiał ten sport, miał więc nadzieję, że uda się mu namówić chłopaków. Ucieszyli się z tego.
 - Super - pokiwał głową Teodor - wreszcie coś ruchliwego.
 - Tak! - podchwycił Alvin, ale Szymon i Teodor popatrzyli na niego znacząco. Alvin to zauważył.
 - No co? - zapytał.
 - Przecież Ci się nie chce machać wiosłami - przypomniał Szymon. Alvin machnął łapką.
 - Ale, co było, to było. A teraz idziemy na kajaki.
I tak cała czwórka ruszyła w stronę nowo otwartej kajakarni, by się zapisać na zawody. Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że przy okienku rejestracji stali Justin i Charlene. Chłopcy skrzywili się nieco, bo liczyli na to, że będą konkurować z jakimiś lamerami, a nie z tymi wiewiórkami. Justin na ich widok uśmiechnął się:
 - Jak tam chłopaki? Macie ochotę na mały zakład?
 - Z takim kanciarzem, jak ty? - prychnął Alvin - Wolne żarty!
 - A kto powiedział, że kantuję? - wyszczerzył zęby wiewiór w uśmiechu - No chyba, że się boicie przegrać, czy coś...
- Justin, daj spokój - przerwała mu Charlene - on żartuje.
 - Nie wątpię - wtrącił Kędzior - bo dlatego, że raz przegrał zakład.
Ta wiadomość wywołała u pozostałych wielkie wrażenie.
 - Zakładałeś się z Justinem? - nie mógł uwierzyć Teodor.
 - Tak - przytaknął Kędzior, po czym odwrócił się do skwaszonego Justina - to było w lipcu rok temu, prawda?
 - Mhm - mruknął Justin, który całkowicie stracił humor - I wygrałeś, tak tak, wiem.
 - Stare czasy - machnął łapką Kędzior - A teraz lećmy z tym koksem.
Alvin, Szymon i Teodor podążyli za Kędziorem, zostawiając zachwyconą Charlene i czerwonego ze złości Justina samych. Wiewiór w końcu się uspokoił, wziął Charlene pod ramię, uśmiechnął się do niej i zapytał:
 - Masz małą ochotę na kajakowanie? - Justin odebrał swoje bilety z kasy.
 - Ale pod warunkiem, że nie będziesz z nimi konkurował - zastrzegła szybko wiewióretka.
- To są zawody, a nie wolny spływ po rzece - zauważył Justin, ale widząc karcące spojrzenie Charlene, zreflektował się - Ale dla Ciebie mała, mogę przegrać. I tak nie ma nic wartościowego do wygrania.
 - I oto mi chodziło - Charlene musnęła policzek Justina, aż się zaczerwienił - Chodźmy powiosłować.
Justin cały uradowany, wziął wiewióretkę za łapkę, podeszli do swojego kajaku, weszli do niego, Justin wziął wiosła i zaczął oddalać się na środek jeziora.
Tymczasem u wiewiórek nieźle im szło wiosłowanie, chociaż zawody się jeszcze nie zaczęły. Sędzia dał gwizdkiem znak, by wszyscy zawodnicy ustawili się w jednej linii, toteż po kilku sekundach tak zrobili. Kiedy sędzia machnął flagą w dół, zawodnicy ruszyli. Jedni szybciej wiosłowali, a inni wiosłowali powoli. Do tych drugich należały dwoje kajaków: jedna z Alvinem, Szymonem, Teodorem i Kędziorem, a druga z Justinem i Charlene. Zawody polegały na przepłynięciu w jak najkrótszym czasie całego jeziora dookoła.
Jezioro było wielkie, a dookoła dlatego, że na środku była duża wyspa, porośnięta lasem. Oznaczało to co najmniej godzinę pływania w dobrym tempie, a jak wolniej, to może półtorej godziny. Wiewiórkom to wcale nie przeszkadzało, a zwłaszcza Justinowi, który normalnie wolałby wygrać, ale obiecał Charlene, że nie będzie się z nimi ścigał. Po namyśle, postanowił nieco przyśpieszyć, by zyskać na czasie. A nasza czwórka płynęła kajakiem powoli, bez pośpiechu. Teraz wiosłował Szymon, który zaczynał się męczyć.
 - Ufff... - sapał Szymon.
 - Chłopie, nie fucz mi tu! - zaśmiał się Kędzior, klepiąc Szymona w plecy - Jakby jakaś dziewczyna się dowiedziała, od razu by Cię rzuciła!
Szymon posłał Kędziorowi mordercze spojrzenie, po namyśle wcisnął mu wiosła i rzucił:
 - Zobaczymy, co ty potrafisz, tłuściochu! Dalej, wiosłuj, podobno wygrałeś z Justinem, więc jedziesz!
Kędzior nic już nie powiedział, tylko wiosłował.
Rozglądał się czasami, czy ktoś nie zostaje w tyle, ale wyglądało na to, że są oni jedyni na końcu. Alvinowi było trochę nie w smak, bo wolałby jednak wygrać.
 - Nie możesz trochę szybciej? - zapytał.
 - A po co? - odpowiedział pytaniem Kędzior - Spieszy ci się?
 - No nieee... - zakończył kulawie Alvin, cały zachmurzony, jak chmura deszczowa - Ale fajnie by było tak, bo ja wiem, nie zostawać w tyle?
Kędzior chwilę myślał nad odpowiedzią. Szymon go wyręczył, mówiąc:
 - Dobra, płyńmy tak, jak teraz i tak jest dość nudno.
 - A tak w ogóle, ile będziemy w tym tempie płynąć? - zapytał Teodor. Szymon już liczył w głowie czas przepłynięcia w tym tempie, po chwili odparł:
 - Tak z godzinę.
 - Dużo - odparł Teodor i zajął się oglądaniem pozostałych przed nimi zawodników. Od razu zauważył kajak, którym płynęli Justin i Charlene. Justin chyba nie wyglądał na zadowolonego, bo co chwila sapał, omało nie opluwając siedzącej na przeciwko niego Charlene. Pomyślał sobie, że już więcej nie da się namówić na sporty, gdzie się trzeba wysilać. Był taki sam, jak Alvin - lenistwo do potęgi n-tej.
 - Ufff... - sapał ze złością Justin - Już nigdy nie dam się namówić na podobne sporty! W życiu!
 - To po coś mnie ze sobą zabierał? - zapytała obrażona nieco Charlene - Mogłeś mnie zabrać na spacer, wtedy moglibyśmy leżeć pod drzewem.
 - Leżeć... - Justin coraz bardziej rozkręcał się z wiosłowaniem, aż nie zauważył, że kajak zaczyna się bujać.
 - Justin! Zwolnij! - krzyczała Charlene, lecz to nie poskutkowało. Justin w pewnym momencie zasłabł i wpadł z impetem do wody, robiąc wielki plusk.
 - Justin! - krzyknęła zrozpaczona Charlene. Nie wiedziała, co robić.
Tą całą sytuację zauważyli Alvin, Szymon, Teodor, aż wreszcie Kędzior nic nie mówiąc, wskoczył do wody, by wyciągnąć stamtąd Justina. Nie potrzebnie spieszył się z wiosłowaniem, bo oprócz tego świeciło mocno słońce. Podpłynął do kajaku Charlene, a zaraz po tym zanurzył się.
Chłopcy podpłynęli do roztrzęsionej wiewióretki.
 - Może źle zrobiłam, krzycząc po nim...
 - Nic mu nie będzie - uspokajał Alvin - Kędzior zaraz się z nim wynurzy.
Rzeczywiście, po minucie od zanurzenia, wynurzył się Kędzior z Justinem na jego plecach. Położył go na kajaku obok Charlene, potem pomógł mu odzyskać funkcje życiowe. Na szczęście się obudził, ale cały czas był blady, jak ściana.
 - Czy ja jestem w niebie?... - wychrypiał Justin. Charlene uśmiechnęła się serdecznie do Justina, a potem dała mu całusa w policzek.
 - Cieszę się, że nic ci nie jest - przytuliła Justina wiewióretka - ale już więcej mi tego nie rób.
Pozostali patrzyli na nich, już nieco spokojniejsi. Justin odwzajemnił uścisk i powoli usiadł na kajaku. Alvin powiedział:
 - Masz szczęście, że byliśmy w pobliżu.
 - No - odparł Justin - Wracajmy, mam ochotę na małą lemoniadę i tak nie ma sensu płynąć.
Reszta przyjęła propozycję i zawrócili na najbliższy brzeg.Powrót trwał dobre dwadzieścia minut, a kiedy tam dotarli, ujrzeli tam zwycięzców. Wśród nich był wiewiór Figar - drugi obok Szymona geniusz naukowy - trzymający swój złoty medal. Zobaczył całą szóstkę i podszedł do nich z uśmiechem.
 - No, no, nie wiedziałem, że też lubicie kajaki - zagaił pierwszy Figar.
 - A ja nie wiedziałem, że lubisz medale - odparł Kędzior.
Figar przyjrzał się mu chwilę. To przecież jego kuzyn!
 - A ty co tutaj robisz? - zapytał - Nie było cię tu od czasów, kiedy ulepszałem pierwsze kalkulatory.
Kędzior wdrapał się na wielki kamień, usiadł na nim i patrząc po pozostałych, odparł:
 - Jak wiesz, drogi kuzynie, miałem pewne porachunki z tym cukiernikowym oszustem, Waynem. Obiecał mi zostawić tę cukiernię, abym sam mógł ją prowadzić. A ja, jak głupek mu uwierzyłem. Kiedy tydzień później przybyłem pod cukiernię, to już dawno leżała w gruzach... - zawiesił głos Kędzior.
 - Zaraz! Czy była cukiernia, to nie czasem "Jedz, ile chcesz"? - upewnił się Figar.
Kędzior pokiwał swoją rozczochraną główką.
 - Tak, ale co było, to było. Nie odkopujmy starych ran - machnął ręką Kędzior, dając do zrozumienia, że temat zakończony - A co tam u ciebie?
Figar poprawił okulary na nosie i wolno powiedział:
 - No nic, konstruuję sobie mechanizmy, komputery i takie tam.
 - Haha! - zaśmiał się Kędzior - Mój jedyny kuzynek z niedocenioną ambicją Einsteina wykształcił sobie kalkulator i tablice z wartościami funkcji trygonometrycznych, zamiast mózgu!
Szymon popatrzył się krzywo na Kędziora. Tak w szkole się mniej więcej traktuje geniuszy - nikt ich nie docenia ani nie traktuje poważnie.
 - A nie myślałeś czasem ugryźć się w język, zanim coś powiesz? - zapytał z lekką pretensją Szymon - Ciekawe, co ty wykształciłeś? Chyba kontener na napoje.
Kędzior przestał się śmiać, za to uważnie przyjrzał się Szymonowi.
 - Widzę, że lubimy żarciki - trącił łokciem okularnika - możesz mówić o mnie, co chcesz. Mnie to wisi, co ludzie o mnie myślą.
- Ha, i za to cię lubię! - Alvin klepnął Kędziora w ramię - Chodź, idziemy na lody!
 - Super - uśmiechnął się Kędzior i tak szedł z Alvinem w stronę małej lodziarni, położonej niedaleko przystani na kajaki. Szymon, Teodor i Figar spojrzeli po sobie i powiedzieli jednocześnie:
 - Na lody.
Natomiast Charlene była już wykończona po tym kajakowaniu, choć wcale nie wiosłowała. Justin zgodził się ją zaprowadzić do domu, toteż tak zrobił. Przede wszystkim, to on miał tego dość. Nie dość, że chwilowo stracił przytomność, to jeszcze go ramiona bolały, od tego wiosłowania. Po chwili już ich nie było.
A tymczasem Szymon, Teodor i Figar kupili sobie po gałce lodów i przyłączyli się do Alvina i Kędziora. Od tej chwili byli wesoli, śmiali się i opowiadali sobie, co się działo od ich ostatniego spotkania. Cieszyli się, że będą mogli spędzić ten czas ze sobą, dopóki się znowu nie rozejdą.
KONIEC

poniedziałek, 25 maja 2015

Wyzwanie / zadanie Brittany

Mam do was pytanie :
Czy chcecie żeby teraz w kolejce był ASK z Charlene czy z Szymonem ? Napiszcie w komentarzach.A teraz zapraszam do
czytania.  :-)





Wyzwania od Kasii Tasi :


1. Pocałuj Alvina w policzek :D
- Zaprosiłam go do nas.Zaraz to zrobię bo właśnie idzie.Cześć Alvin.  :-D 
- Cześć Brittany.To co robimy ?
- Obejżymy film jak tylko skończę robić wyzwania.I muszę jedno zrobić teraz. < całuje Alviego w policzek > 
- Wow.Dzięki ...  
2. Przez cały dzień kiedy ktoś powie twoje imię zakręć sie :D
- Ok.Nie ma problemu.  B-) 
3. Wylej sobie na głowę wiadro zimnej wody :D Ice Bucket Challenge :3
- Alvin , przyniósł byś mi zimną wodę w wiadrze ?
- Jak chcesz.Zaraz będę... proszę.
- Dzięki < wylewa sobie wodę na głowę >  
- Bardzo zimna ?
- Tak.
- Czekaj.Zaraz przyniosę ci ręcznik.
- Dobrze.
- Proszę.
- Dzięki.  :-) 
4. Zabierz jakiemuś chłopakowi bluzę ( powiedz jakiemu ) i przemaluj na różowo i ozdób jakimiś błyskotkami. Opisz rekcję XD :D
- Alvin , mogę pożyczyć twoją bluzę ? < słodkie oczka >
- Jeszcze ci zimno ?
- Tak.  :-) 
- Trzymaj.
- Dzięki.Zaraz wrócę.Idę się przebrać.
- Poczekam w salonie.
- Jak chcesz. < idzie się przebrać oraz ozdobić Alvinowi bluzę i przemalować na różowo.Po 10 minutach wraca >
- Britt , czemu moja bluza jest różowa i dodatkowo cała w cekinach i brokacie ?
- Miałam takie wyzwanie.Nie gniewaj się.   :-) 
< bierze bluzę i wychodzi > 
- Ech ...   :-( 
5. Zakradnij się z dziewczynami ( Ela, Żan ) do chłopaków i namalujcie im wąsy i ozdóbcie jakoś twarz. Napisz co zrobili jak się obudzili :D
- Może nie dzisiaj.I tak Alvin musi doprowadzić
bluzę do normalnego stanu.
6.Wypij szklanke soku z cytryn
- Już sobie przygotowałam. < bierze szklankę i wypija zawartość >  - Nigdy więcej tego nie wypiję.Strasznie kwaśne. :-P 
7. Przebierz się za Alvina, Żan za Szymka, a Ela z Teo i zróbcie sobie tak sweet focie xd. (Potem możecie pokazać to chłopakom)
- To jak one wrócą.Poszły z chłopakami na lody. ♥  :-) 
8. Przez cały dzień wkurzaj jakoś Justina
- Jak chcesz.Zrobię to jak go w szkole spotkam.
9. Jak tam samopoczucie?
- Niezbyt dobrze ...
10. Wejdź do szatni męskiej XD
- Zapomnij !   :-( 



Wyzwania od Pablo :


1. Powiedz coś miłego Alvinowi :)
- Teraz wolę nie iść do niego ...
2. Upiecz ciasto, jakie chcesz
- To zrobiłam już wcześniej.Proszę.





3. Zaśpiewaj z siostrami waszą ulubioną piosenkę :)
- Ulubioną mogę zaśpiewać.Tylko jeszcze ich nie ma.Są na zakupach.
- Brittany , jesteśmy !
- Mam wyzwanie żeby zaśpiewać w wami naszą ulubioną piosenkę.
- No to śpiewamy !   :-) 

Święta , święty czas już tuż
Więc się baw a czasem wzrusz
Grzecznyn teraz musisz być
By najszybciej mogły przyjść 
Marzę by raz przeżyć lot
Ja poproszę hula - hoop
Nie możemy czekać dłużej 
Święta , bądźcie już !

4. Zrób dowcip Justinowi :D
- Zrobię mu dowcip jutro w szkole.Nie wiem gdzie mieszka i nie mam numeru telefonu do niego.
5. Wypij lemoniadę z mlekiem :)
- To również sobie przygotowałam.  :-) 
< pije >   - To jest jeszcze gorsze od soku z cytryny.  :-) 
6. Wypowiedz najdłuższe słowo, jakie znasz
- Konstantynopolitańczykowianeczka
7. Powiedz coś w obcym języku (Masz do wyboru: angielski, francuski, hiszpański, włoski i niemiecki - tylko w jednym języku :) )
- Death penalty 
8. Przeczytaj książkę, którą lubisz w ciągu tygodnia :)
- Właśnie dzisiaj skończyłam czytać
 ,, Zmierzch '' a zaczęłam w niedzielę zeszłego tygodnia.Także chyba można to zaliczyć.
9. Spróbuj udawać Alvina na jeden dzień i opisz jego reakcję :)
- Spróbuje.A jeśli chodzi o Justina to zrobił wszystkie wyzwania , które miał zrobić.
10. Namów swoje siostry, aby wyciągnęły Szymona i Teodora na spacer i lody :)
- Żaneta , Ela , przyjdziecie na moment ?
- A co się stało ?
- Pójdziecie z Szymkiem i Teo na spacer i na lody ?
- Dwa razy nie musisz powtarzać.
- No i załatwione.
11. Przejdź najtrudniejszą grę, jaką znasz w ciągu miesiąca :)
- Najtrudniejszą ? Hmmm ... wiem ! Final Fantasy VIII.Alvin to przeszedł w tydzień.Nie będę gorsza.   ;-) 

12. Podobały Ci się wyzwania/zadania ode mnie?
- Tak , podobały mi się.Lubię cię.Tylko , że napisałeś 12 wyzwań.Ale 2 dodatkowe niczegonie zmienią , bo i tak je zrobiłam.

Alvin i wiewiórki oraz niebezpieczna gra - prolog

To co za chwilę będziecie miały okazję przeczytać napisał Pablo i jest tu jeszcze informacja od niego :

Witajcie drogie czytelniczki bloga "Alvin and the chipmunks inna historia". Po ostatnich fanfickach postanowiłem zrealizować nieco większy projekt - mianowicie chodzi o taką "miniksiążkę", w którym każdy zaczynałby się rozdziałem, tak jak jest na blogu AATC.pl. Myślę, że się Wam spodoba. Taki pomysł wpadł mi dzisiaj do głowy, więc postanowiłem od razu się za to zabrać. Więc wraz z zapowiedzią macie tutaj oto Prolog, wprowadzający do tego, co się będzie działo. A więc do dzieła! :)


PROLOG


Początek roku szkolnego ciągnął się niemiłosiernie. Niektórzy by powiedzieli, że aż za długo. Siedzący w sali gimnastycznej uczniowie szkoły muzycznej Studio 21 sapali, wiercili się lub zasypiali na krzesłach, lecz za chwilę byli trąceni przez swoich kolegów, by nie spali. No cóż, nikogo nie dziwiły monotonne opowiadania o szkole, czy o patronach tej szkoły przez dyrektora Jonathana Levy'ego, który z tej okazji ubrał się w czarny garnitur, żółtą koszulę i zielony krawat.
Wyglądał dość osobliwie, bo nie wiadomo, czy ten krawat rzeczywiście pasował do reszty ubioru. Mimo wszystko, nie rzucał się zbytnio w oczy.
W szóstym rzędzie od dołu siedzieli Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta i Eleonora, czyli znane wszystkim bardzo dobrze śpiewające wiewiórki. Ich też już nudziło to siedzenie i słuchanie.
 - O rany, no ile jeszcze?! - marudził Alvin, cały czerwony z gniewu - Ja chyba zaraz zrobię przyspieszenie razy szesnaście!
 - Cicho, Alvin! - syknęła Brittany - Bo zobaczą nas nauczyciele i wywalą z sali, a ja nie chcę mieć uwagi na początku roku.
 - Pfff... - pufnął Alvin, kręcąc głową. Jakby mógł, to by chętnie odfrunął z tej sali gimnastycznej, nawet w trybie ekspresowym. Jednak szybko się uspokoił i szykował do wyjścia, ponieważ dało się poznać głos dyrektora, zapowiadającego opuszczenie sali.
 - A więc droga młodzieży - zakończył uroczystym tonem dyrektor - możecie się rozejść po salach.
Ostatniego słowa uczniowie już nie słyszeli, bowiem w bardzo szybkim tempie opuszczali salę. Powstał co prawda niemały hałas, ale po pięciu minutach nikogo już nie było na sali gimnastycznej, oprócz samego dyrektora, przyglądającego się śmieciom na trybunach. Westchnął przeciągle i również opuścił salę. Od tej chwili, wszystkich czeka kolejne dziesięć miesięcy trud i znojów.
***
W klasie wiewiórek panowała luźna atmosfera. Wszyscy ze sobą rozmawiali, śmiali się, a nawet niektórzy już rzucali papierowymi samolocikami po klasie. Kiedy do klasy weszła wychowawczyni, pani Julia Ortega, wszyscy się uspokoili.
 - Witam was wszystkich, w tym samym składzie na początku roku - uśmiechnęła się pani Ortega - mam nadzieję, że się w tym roku bardziej przyłożycie do nauki?
Klasa niemrawie pokiwała głowami. Nauczycielka spodziewała się takiej reakcji.
 - Zmusić was do nauki jest ciężko - pani Ortega wzięła z blatu przygotowane wydruki - Teodorze, rozdaj proszę wszystkim plan lekcji.
Teodor odebrał plany lekcji i zaczął wszystkim rozdawać. Po chwili usiadł na swoim miejscu, obok Eleonory, która cały czas się do niego uśmiechała. Pani wychowawczyni powiedziała jeszcze o podręcznikach, o najbliższych konkursach muzycznych i temu podobnych. W pewnym momencie Alvin uniósł łapkę do góry.
 - Tak, Alvin?
 - Mogę iść do toalety?
 - Tak - przytaknęła pani Ortega i dalej kontynuowała przemowę do klasy. Alvin wyszedł z sali. Szedł przez niemal pusty i cichy korytarz, gdy ktoś go puknął w ramię. Odwrócił się i ujrzał wysoką postać, ubraną w czarny płaszcz do ziemi, twarz miał niewidoczną (być może dlatego, że miał maskę) i nałożony kaptur. Alvin omało nie zaczął wrzeszczeć, ale widok tego tajemniczego ktosia na chwilę zabrał mu głos. Czarna postać podała mu czarną kopertę i powiedział tylko tyle:
 - Wszystkiego dowiecie się w środku, powodzenia.
Alvin przyjrzał się kopercie. Była cała czarna, a co najważniejsze - nie było na niej nic napisane.Postanowił otworzyć ją przy braciach i dziewczynach. Chciał się o coś zapytać, ale kiedy podniósł głowę znad koperty, to tajemniczego gościa już nie było. "To dziwne" - pomyślał Alvin, schował kopertę do kieszeni bluzy, poszedł do toalety, a potem wrócił do klasy. Do końca zajęć nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, kiedy pani wychowawczyni spojrzała na zegar szkolny, oznajmiła:
 - A teraz możecie iść do domów, by pomóc rodzicom.
Cała klasa równie szybko i sprawnie opuściła salę. Gdy wiewiórki i wiewióretki wyszły ze szkoły, Alvin zaczął:
 - Chodźmy do mnie do domu, muszę wam coś pokazać.
 - No dobra - odparł Szymon, po czym zwrócił się do wiewióretek - Idziecie z nami?
 - No jasne - odparła uśmiechnięta Brittany - ciekawa jestem, co zaś Alvin wymyślił.
I tak zaciekawieni poszli do domu chłopaków. Zanim jednak zakonspirowali się w swoim pokoju, z góry schodził Dave.
 - I jak tam w szkole? - zapytał.
 - W porządku - odparła Żaneta - na razie nie mamy lekcji.
- Wiem, wiem - przytaknął Dave - Dobra, chyba chcecie sobie pogadać, już wam nie przeszkadzam.
 - Wcale nam nie przeszkadzasz - odparł uradowany Teodor. Dave tylko uśmiechnął się do Teodora i poszedł do kuchni. Alvin dał znak, by pozostali poszli na górę. Zamknęli pokój, Alvin wziął głęboki wdech i wyjął z bluzy to, co chciał pokazać - czarną kopertę. Reszta popatrzyła na Alvina z szeroko otwartymi oczami.
 - Skąd to masz? - zapytała Eleonora.
 - Taki gościu, ubrany cały na czarno, dał mi to i powiedział, że wszystkiego dowiemy się w środku - Alvin obracał w rękach kopertę.
 - Ciekawe... - powiedział Szymon, obserwując kopertę - Otwieramy?
 - A co mi tam, jedziemy! - Alvin całkiem sprawnie rozerwał wierzch koperty i wyjął stamtąd białą, złożoną na pół kartkę i rozprostował ją. Gromadka przusunęła się, by każdy mógł widzieć, co jest napisane. A treść tej kartki brzmiała tak...



Pewnie jesteście ciekawi:
1. Co jest napisane na tej kartce?
2. Kim jest ten tajemniczy gość?
3. Jak wiewiórki zareagują na wiadomość?
4. Jaką podejmą decyzję?
5. Co się w konsekwencji będzie działo?
Odpowiedzi na te i inne pytania, które się Wam nasuną, będą się stopniowo pojawiały w następnych rozdziałach. A więc witajcie w powieści: "Alvin i Wiewiórki oraz Niebezpieczna Gra" :)

sobota, 23 maja 2015

Mini konkurs nr. 2

Tym razem pytania napisała zwyciężczyni poprzedniego mini konkursu czyli Kasia Tasia.Kto wygra tym razem ? Mam nadzieję , że dowiemy się już niedługo.A oto pytania :


1. Jak wiewiórki dostały się na wyspę?
2. Jak nazywała się kobieta, która mieszkała na wyspie?
3. Co chciała zdobyć?
4. W kim Tobby był zakochany?
5. Z jakiego powodu ( fillm 2 ) Alvin i Szymon mocno się pokłócili?
6. Czego bał się Teodor
7.  Za co był przebrany Ian ( 3 część)?
8. Dlaczego Szymon ,, zmienił '' osobowość?
9. Kto zrobił stroje dla wiewióretek ( stroje kąpielowe ) ?
10. O czym było przedstawienie?
11. Co zrobili uczniowie, aby przedstawienie było ciekawsze i jak się to skończyło?
12. Co sprawiło odrętwienie Szymona, Brittany i Alvina kiedy łowili?
13. Jak się skończyła ta przygoda?


Tak jak w poprzednim konkursie proszę was abyście nie sprawdzali odpowiedzi w fanfickach czy też oglądając filmy.Teraz nagroda będzie częściowo inna.Częściowo , ponieważ tak jak wcześniej zwycięzca będzie mógł napisać pytania na następny konkurs.A ta nowa część nagrody jest taka , iż ktoś z was będzie mógł wybrać jak dalej potoczy się historia Alvina i spółki.Ale jeśli nie będzie chciał to będzie mógł sam zdecydować jaka mam być druga część nagrody.Odpowiedzi wysyłajcie na mojego maila :

Alvittany11@gmail.com

Lub jeśli wolicie np. na spanchacie albo czymś podobnym to piszcie w komemtarzach.Termin do którego można wysyłać odpowiedzi jest nieokreślony.Wiem , że nie macie dużo czasu dla siebie dlatego tak jest.Powodzenia !

Fanfick - Szkolny sąd

Na wstępie chciałam powiedzieć , że dziękuję Pablo za te wszystkie fanficki i za jego pracę.A teraz zapraszam do czytania.

Tytuł : Szkolny sąd


Od nowego roku szkolnego w szkole muzycznej Studio 21 zmieniło się wiele rzeczy. Przede wszystkim dyrektor Jonathan Levy zatrudnił nową sekretarkę szkolną, zlikwidował stołówkę (z powodu rzucania jedzeniem), a nawet pozwolił samorządowi szkolnemu na założenie sądu uczniowskiego.
W tym momencie odbywała się rozprawa w sali chemicznej przeciwko Teodorowi, który podobno naklejał przy napisach szkolnego sklepiku: "tanio", "smacznie", "zdrowo" słowo "nie". A to po części była prawda, ponieważ szkolny sklepikarz, pan Konstanty Corbel żerował na uczniach, podnosząc ceny najlepszych smakołyków, a sprzedając tanio produkty prawie przeterminowane. Uczniowie co prawda buntowali się przeciwko temu, ale panu Konstantemu to nie przeszkadzało. Po prostu zrobił to, co uważał za słuszne. Co do Teodora, to on rzeczywiście nakleił słowo "nie" przy każdym wyrazie, ponieważ nie mógł znieść tego, że jego ulubione smakołyki cenowo poszły w górę. I za to teraz jest przesłuchiwany. Co za niesprawiedliwość!
Sędzia uczniowski, Lucy Mendel, po raz kolejny trzasnęła młotkiem o biurko, aż w uszach dudniło.
 - Cisza! - krzyknęła - Teraz zajmiemy się sprawą szkolnego sklepiku, ale zanim to nastąpi, pozwolę przedstawić sobie podwykonawców - Lucy wskazała ręką siedzących po lewej Gilberta i Julię, jako obrońców, a po prawej stronie - Samanthę i Cho jako adwokatów - Oto Julia i Gilbert, moi obrońcy, a tu adwokaci: Samantha i Cho.
W sali chemicznej siedzieli Alvin, Szymon, Brittany, Żaneta, Eleonora, Ed, Oliver i Adrian, którzy smutno patrzyli na stojącego przed sędzią Teodora. Miał taką minę, jaką mają skazańcy przed wyrokiem. Lucy kontynuowała:
 - Oskarżony Teodor Seville jest oskarżony o... - nie dokończyła, bo Gilbert już przerwał:
 - Czemu dwa razy oskarżony? Ja tu widzę tylko jedno oskarżenie.
Sala mimo powagi sytuacji zaśmiała się. Przy Gilbercie możnabyło się rozluźnić i pokonać w ten sposób przeciwności losu. Lucy spojrzała na Gilberta groźnym wzrokiem.
- Gilbert McClinton zamyka paszczę i się nie odzywa niepytany!
 - Mam to napisać? - zapytała Cho, niezadowolona, że musi pisać na klawiaturze, nie dość że szybko, to jeszcze z błędami.
 - Oczywiście, że nie, kretynko! - krzyknęła Lucy, waląc młotkiem. Pozostali zatkali uszy - Pisz to, co dotyczy sprawy, bo inaczej pójdziesz na fizykę!
To poskutkowało. Zaczęła pisać to, co Lucy zaczęła od początku. Lucy westchnęła teatralnie i dalej mówiła:
 - A więc Teodor Seville jest oskarżony o dewastowanie sklepiku szkolnego napisami "nie". Co oskarżony na to?
Teodor dalej patrzył na Lucy smutno i powiedział:
 - Uważam, że ten sąd to jakaś głupota.
Gilbert omało się nie zakrztusił wodą, którą akurat pił. Po prostu wypluł wszystko na ziemię i zaśmiał się głośno. Przez salę przeszedł cichy śmiech. Lucy cała czerwona z gniewu bezskutecznie waliła młotkiem. Kiedy sala się trochę uspokoiła, to Gilbert dalej się śmiał.
 - A ciebie co tak bawi?! - warknęła w jego stonę Lucy.
- A to, że to rzeczywiście głupota, haha!
- Zamknij się, bo zaraz każę cię zamknąć w szkolnej piwnicy! A tam ponoć straszyyy...
To podziałało. Gilbert w momencie się uspokoił i próbował na wszelki wypadek się nie odzywać, ale to tak nie działa. Kawalarze już tak mają.
 - To nie jest odpowiedź - odparła sucho Lucy - Proszę o inną odpowiedź.
 - No zrobiłem to i co z tego? - Teodorowi napływały łzy do oczu, ale powstrzymał się od płaczu.
 - A z tego, że za taki czyn możesz siedzieć w szkolnym więzieniu! Nie zdajesz sobie z tego sprawy?! - Lucy już się nakręcała. Ta rola sędziego do niej pasowała. Teodorowi zaczeło szybciej bić serce. Był cały podenerwowany tym odpowiadaniem.
 - Nie słuchaj jej, Teo! Nie ma żadnego szkolnego więzienia! - Eleonora próbowała stanąć w obronie Teodorowi, rzucając wściekłe spojrzenie Lucy.
 - Cisza! - Lucy walnęła donośnie młotkiem - Ci, co nie są świadkami, nie odzywają się!
 - Phi! - prychnęła Eleonora.
- A w sumie jakby było, to i tak tam nie pójdę! - odparł Teodor, krzyżując ramiona. Lucy była prawie na granicy załamania nerwowego. Wszyscy patrzyli na Teodora z podziwem. Nikt by nie powiedział, że taki słodki, niewinny Teodor mógłby w ten sposób odpowiadać.
 - Dobra, wystarczy już tych żarcików! - Lucy klepała tym młotkiem coraz mocniej, aż zęby bolały - Teraz oddaję głos obrońcom!
Julia chrząknęła i powiedziała:
 - Wysoki sądzie, uważam, że Teodor powinien zostać uniewinniony, przecież niczego złego nie zrobił. Wszyscy wiemy, że pan Konstanty podnosi ceny najlepszych produktów, a starych obniża, więc te kartki jak najbardziej pasują - Julia uśmiechnęła się do Teodora, by mu dodać odwagi. Lucy wytrzeszczyła na nią oczy.
- Że jak?! Uniewinniony?
- Jesteśmy obrońcami, hello śpiąca królewno! - Gilbert zrobił taką minę, aż się wszyscy zaśmiali. Walenie młotkiem ucichły śmiechy.
- Dobra, wystarczy tego, Gilbert! A teraz niech adwokaci się wypowiedzą... A ty co tam tak klikasz?! - Lucy zwróciła uwagę na Cho, która coraz szybciej pisała na klawiaturze. Cho podniosła głowę.
 - No piszę protokół - wydukała. Lucy zacisnęła pięści.
 - A to, co Teodor mówił, napisałaś?
 - Tak - mruknęła Cho, która już wolała być na fizyce, niż słuchać wrzasków Lucy. Lucy przewróciła oczami.
 - Dobra, mówcie, bo czuję, że mnie coś trafi. Do licha z wami! - rzuciła sędzia, cała purpurowa z gniewu.
 - A więc - zaczęła Samantha, wstając, chociaż nie było takiej potrzeby - Ja myślę, żeby skazać tego pulchnego wiewióra na więzienie.
Teodor spuścił głowę. Eleonora poczerwieniła na twarzy z gniewu tak bardzo, że nie wytrzymała, wstała i skierowała się do Samanthy. Wszyscy patrzyli na małą, zdenerwowaną wiewióretkę.
- O nie, nikt nie będzie traktował Teosia w ten sposób!
Podeszła do Samanthy i spuściła jej z liścia tak mocno, że aż dźwięk klasnięcia był dwa razy głośniejszy, od walenia młotkiem. Ofiara zajęczała z bólu. Wszyscy patrzyli na to z szeroko otwartymi oczami.
 - Zapamiętaj sobie jedno! - zaczęła Eleonora cała naładowana - Jeżeli tylko ktoś coś złego powie o Teodorze, ten niech sobie już szykuje bandaż, bo lico może tego nie wytrzymać! - Lucy cały czas waliła młotkiem, aż Eleonora po prostu go wzięła z rąk Lucy, otworzyła najbliższe okno i... wyrzuciła go! To się nazywa komuś grać na nerwach! A Eleonora należała do dziewczyn najtwardszych, nikomu nie daje sobą pomiatać! Gilbert wstanął.
 - Brawo Eleonoro! Dzięki tobie sprawa zakończona! Idziemy na lody!
 - Na żadne lody, leniuchu! - Eleonora już się przykładała, by mu spuścić w policzek, ale Gilbert ją powstrzymał.
 - Dobra, żartowałem. Idziemy na fizykę.
Eleonora już nie zwracając na nic uwagi, wzięła omniemiałego Teodora za łapkę i poszli razem do sali fizycznej.
Lucy od zabrania młotka stała z otwartymi ustami, nie mogąc wydobyć słowa. Samantha poszła z Cho do toalety, by opłukać policzek wodą.
 - Ta mała koza zapłaci za to! Auuuu... - stękała Samantha.
Tymczasem pozostali wyszli z sali, zostawiając osłupiałą Lucy samą.
 - Macie bardzo energiczną siostrę - powiedział Szymon.
 - Oj tak... - przyznała Żaneta - Lepiej jej nie wchodzić w drogę.
 - O rany, to ona jest bardziej wścieknięta od ciebie, Britt - zauważył Alvin, ale zaraz napotkał groźne spojrzenie Brittany.
 - A chcesz się przekonać, jak ja się potrafię wściec?! - wycedziła zła Brittany.
 - Nie, nie, no co ty! - uspokajał Alvin - Tylko wiesz, co miałem na myśli...
 - Oh, zamknij się lepiej! - Brittany w złym nastroju już podążała do sali fizycznej. Alvinowi zrobiło się głupio.
 - Jak ja się potrafię wydurnić, no ja nie wierzę po prostu... Ech... - westchnął teatralnie Alvin. Weszli wszyscy do sali fizycznej i czekała ich przykra niespodzianka: test.
***
Po teście wszyscy opuścili salę fizyczną w markotnych nastrojach. A jeszcze miała być rozprawa przeciwko Żanecie! A za co? Za pomaganie kolegom na informatyce. To się nazywa mieć tupet, żeby nauczyciel poskarżył Lucy i to uczennicy w dodatku, żeby wymierzyła jej sprawiedliwość. Żaneta powiedziała sobie, że już nikomu nie pomoże.
Znów w przygnębiających nastrojach skierowali się pod salę chemiczną, bez Eda, Olivera, Adriana, Julii i Olivii, ponieważ nie chcą Żanety stresować. Weszli do sali i od razu każdy zajął stanowisko. Żaneta stanęła w tym miejscu, gdzie Teodor, Gilbert na miejsce obrońcy, a reszta na poprzednich miejscach. Lucy wreszcie oznajmiła:
 - Z przyczyn oczywistych nie mogę używać młotka i nie mogę powoływać adwokatów, więc od razu przejdę do sprawy - Lucy przewertowała jakieś kartki i kontynuowała: - Żaneta Miller została oskarżona za pomoc kolegom podczas testu z informatyki. Czy to prawda?
 - Tak - westchnęła smutna Żaneta
- Ale tylko powiedziałam jedną rzecz, a mianowicie, gdzie mają znaleźć dane narzędzie, więc nie uważam tego za pomoc na teście. Zresztą pomoc nie dotyczyła pytań na teście.
 - Nieważne - ucięła Lucy - Pomoc została udzielona, więc to traktowane jest jako podpowiedź.
Tym razem Szymon się zdenerwował.
 - Chwila moment! Nie uważam, że zdanie: "Uruchomcie Panel Sterowania" było jakąkolwiek podpowiedzią na teście. Na teście nie było pytania, jak dostać się do panelu sterowania!
 - Szymon Seville nie odzywa się niepytany! - krzyknęła Lucy. Czuła, jak się poci z nerwów.
 - Phi! - prychnął Szymon, siadając.
 - Tu obowiązują pewne procedury postępowania, jakby ktoś nie wiedział - Lucy znowu przeglądała kartki, potem przeniosła wzrok na Żanetę i powiedziała:
 - Oddaję głos obrońcy, bo adwokatów nie mam.
Gilbert popatrzył na Żanetę i powiedział:
 - Jestem za uniewinnieniem. Tak w ogóle, to ten sąd faktycznie jest nudny...
- Dziękuję mojemu obrońcy za zdanie - przerwała Lucy - A teraz czas na wyrok.
Wszyscy oczekiwali na wyrok, jaki miał zapaść. Żaneta była bardzo podenerwowana, bowiem wiadomo było, że nie zrobiła niczego niedozwolonego. Lucy coś kreśliła na kartce, w końcu wstała i powiedziała protektonalnym tonem:
 - Skazuję Żanetę Miller na karę pracowniczą w pracowni komputerowej przez trzy dni. Koniec rozprawy - Lucy wyszła z sali. Żaneta miała taką minę, jakby kazano jej zjeść przeterminowany jogurt. Wszyscy popatrzyli na wiewióretkę smutno.
 - Sorki Żan, robiłem, co mogłem - Gilbert rozłożył ręce.
 - Nie musisz przepraszać, to nie twoja wina - odparła Żaneta i wyszła z sali. Szymonowi zrobiło się żal Żanety. Wolałby, żeby to on wykonywał karę, byle nie Żaneta. Obwiniał się tym, że Hampton się na niego zemścił i oskarżył okularnicę za pomoc na teście. Już miał za nią iść, gdy Brittany zatrzymała go łapką.
- Szymon, Żaneta musi być na razie sama, albo najlepiej my z nią pogadamy - powiedziała łagodnie Brittany - Spróbujemy ją uspokoić - wzięła Eleonorę i podążyły do sali informatycznej. Szymon cały smutny powędrował do sali historycznej. Alvin, Teodor i Gilbert również byli w ponurych nastrojach.
 - Co za hebel - stwierdził Gibert - Żaneta musi odbębnić karę tylko dlatego, że Szymon zepsuł humor Hamptonowi swoją wiedzą i wynikami olimpiady.
 - No - przytaknął Alvin - Chodźmy na tą historię.
Gilbert i Teodor podążyli za Alvinem. I tak nie mieli wyjścia, bo po historii mieli jescze dwie lekcje.
Tymczasem w sali komputerowej Żaneta powiedziała panu Hamptonowi, że otrzymała karę. Hampton popatrzył na wiewióretkę spod przymrużonych powiek i powiedział:
 - A więc masz za zadanie doprowadzić te komputery do porządku.
 - A co mam konkretnie zrobić? - zapytała smutno Żaneta.
- Sformatuj komputery, tylko nie wpuszczaj tu tego oszusta Seville'a, bo każę ci przedłużyć karę i będziesz wykonywała masę innych rzeczy! - nauczyciel pogroził palcem - A teraz muszę wyjść, klucze będą w drzwiach, możesz się zamknąć na wszelki wypadek - Hampton wyszedł z sali. Żaneta usiadła na krześle i się rozpłakała. Do sali weszły Brittany i Eleonora. Od razu, bez słowa przytuliły siostrę.
 - Za co ja muszę cierpieć? Przecież tylko powiedziałam, gdzie ci gamonie mają wejść - mówiła między łzami Żaneta.
 - Już dobrze siostra, jesteśmy przy tobie - uspokajała Brittany - pomożemy ci, oczywiście.
 - Nie znacie się na tym, muszę sama to zrobić.
 - A Szymek nie może tu przyjść i ci pomóc to zrobić? - zapytała Eleonora. Żaneta popatrzyła na nią smutno.
 - Ten "Pan informatyk" zakazał mi wpuszczania Szymona, bo inaczej da mi większą karę - odparła Żaneta, chowając pyszczek w dłoniach.
 - Nie no, on nie może tak sprawy stawiać jasno! - oburzyła się Eleonora - Trzeba coś z tym zrobić!
- Nic nie mów - uspokajał ją Szymon - Ja wiem, jak to zrobię - Szymon wyjął z plecaka minikomputer, włączył go i zaczął w przyśpieszonym tempie pisać na klawiaturze. Brittany i Eleonora patrzyły na niego z podziwem. Po chwili Szymon powiedział:
 - Włączcie wszystkie komputery.
Wiewióretki spełniły prośbę Szymona. Zaczekał, aż wszystkie komputery się odświeżą po starcie, poklikał chwilę w swój komputer, spojrzał po kolei na siostry i zapytał?
 - Gotowe na odbębnienie kary?
 - Tak! - przytaknęły szybko wiewióretki. Szymon kliknął w klawisz i po chwili wszystkie komputery zaczęły proces formatowania dysków i instalacji systemu po nim. Wyłączył swój minikomputer, objął ramieniem Żanetę, która się rumieniła i powiedział już weselej:
 - Kara zakończona. Kiedy dyski się sformatują, to zainstalują system i będą śmigać, jak po zakupie.
Brittany i Eleonora uściskały Szymona, były mu wdzięczne, że jednak nie zostawił Żanety samej z problemem. Ten się tylko uśmiechnął.
- To teraz możemy iść na angielski, i tak po dwóch godzinach będą gotowe - Szymon wyszedł pierwszy, by sprawdzić, czy Hampton nie idzie. Korytarz był pusty. Wyszedł i na wszelki wypadek poszedł w stronę sali do języka angielskiego. Dobrze, że to zrobił, bo z zakrętu korytarza wyszedł Hampton i zauważył wiewióretki zamykające salę na klucz. Czyżby tak szybko Żaneta skończyła formatować komputery? Niemożliwe. Podszedł do nich i zapytał:
 - Komputery sformatowane?
 - Formatują się, a po nim zainstalują się systemy - odparła Żaneta, próbując zachowywać się normalnie. Nauczyciel zmrużuł oczy.
 - A ty coś taka czerwona, jak burak?
 - To... od promieniowania pochodzącego z monitora - odparła szybko Żaneta, byleby nie wyjawić prawdy - czasem tak mam, ale to za chwilę minie.
 - Hmmm... - Hampton podrapał się w brodę - skoro tak, to możesz iść.
 - To dowidzenia! - powiedziała Eleonora, wzięła Żanetę i Brittany pod rękę i szybko skierowały się do sali językowej.
Hampton popatzył na nie chwilę, wszedł do sali i na widok formatujących się komputerów sapnął ze złością:
 - Ta mała okularnica myśli, że się dałem nabrać na jej sztuczkę z promieniowaniem! W życiu nie słyszałem takich bzdur! To był ten cały Seville, a mówiłem jej, by go tu nie wpuszczała! No cóż, kara będzie większa! - zatarł ręce - zero ocen dobrych, od dziś będzie miała tróje na koniec, a jak to nie poskutkuje, to będą dwóje, aż do zagrożenia! Jaki ja jestem genialny, hahahahahaaaa... - zaśmiał się złowrogo, aż prowadzący lekcje piętro wyżej mogli go wyraźnie usłyszeć. Po chwili jednak się uspokoił i pozostał, by przypilnować komputery. Właśnie! Zaczeka tu na Żanetę, a jak wejdzie Szymon, to będzie go miał w garści. To się nazywa zły typ nauczyciela. Z cwaniacką miną usiadł za ścianą działową, gdzie znajdował się szkolny serwer i postanowił zaczekać.
***
Po dwóch godzinach wiewióretki w towarzystwie Szymona szli w kierunku sali informatycznej, by sprawdzić postęp prac.
Nie wiedzieli jednak, co się święci. Byli przekonani, że plan pomagania i krycia Żanety odbył się zgodnie z planem. Lecz zanim dotarli do pracowni komputerowej, na ich drodze stanęły te szkolne landryny: Amanda, Samantha z lodem na policzku i Cho, które miały porachunki z Eleonorą, która spoliczkowała Samanthę za obrażanie Teodora. Amanda bez wstępów popchnęła Eleonorę, aż prawie upadła. Na szczęście Brittany i Żaneta złapały ją.
 - Myślisz, mała blondyno, że możesz tak nami rządzić?! - ryknęła Amanda - To cię nauczymy smarkulo, że się z nami nie zadziera!
 - Milcz! - prychnęła Eleonora.
 - Amanda, zabierz swoje koleżanki i wynocha stąd - powiedział groźnie Szymon - mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z wami.
 - Spadaj okularniku, bo ci szkiełka rozwalę! - Tym razem Cho popchnęła Szymona, aż się przewrócił. Żaneta i Brittany poczerwieniały z gniewu. Już miały się im odpłacić, gdy znikąd pojawił się Alvin w towarzystwie Teodora i Gilberta.
Gilbert i Alvin popatrzyli się na konkurencyjną trójkę morderczym wręcz spojrzeniem i Alvin zaczął:
 - Posłuchajcie mnie panienki, albo dacie Eleonorze i nam spokój, albo inaczej to załatwimy! Podobno potrzebują kogoś do sprzątania sal po lekcjach, a pani sprzątaczka sama nie da rady, więc co, zgłosić was?
 - Zapomnij! Phi! - prychnęła Amanda z pogardą, wzięła swoje koleżanki i odeszły. Gilbert popatrzył na Alvina podejrzliwie.
 - Wymyśliłeś to, prawda?
 - Jasne, że tak! - Alvin klepnął Gilberta w plecy, po czym zwrócił się do poszkodowanych: Szymona i Eleonory: - Nic wam nie jest?
 - Nic - odparł Szymon, poprawiając okulary.
 - Jest OK - powiedziała Eleonora, która rozpaczliwie szukała plecaka. Podniosła wzrok i zobaczyła uśmiechniętego Teodora z jej plecakiem. Podał Eleonorze, a ona go uściskała.
 - Dzięki, Teo.
 - Nie ma za co - odparł Teodor.
 - Hej, a gdzie wy tak szliście, jeśli można wiedzieć? - zapytał Gilbert.
- Do sali informatycznej - odparła smutno Żaneta - miałam formatować komputery, ale coś czuję, że Hampton się nie nabrał na tą sztuczkę.
 - Jaką sztuczkę? - zainteresował się Szymon.
 - Zapytał mnie, czemu jestem czerwona jak burak - ciągnęła Żaneta - a ja mu powiedziałam, że to od promieniowania z monitorów.
 - Tak, na pewno nie dał się nabrać - westchnął Szymon, ale widząc smutne spojrzenie okularnicy dodał: - No ale nie mogłaś o tym wiedzieć. Niech tylko coś powie, to pożałuje, zresztą wie, jaką nauczkę dostał od dyrektora.
 - Donosicielstwo niczego nie rozwiąże - stwierdziła poważnie Brittany - raz podziałało, ale już nie na naszą korzyść, tym bardziej na waszą. Trzeba z nim jakoś przeżyć.
Wszyscy popatrzyli na Brittany uważnie. Miała rację, nie można na niego cały czas donosić. W końcu w ponurych nastrojach dotarli do sali, weszli i zamknęli drzwi. Rozejrzeli się po sali, po czym Szymon oznajmił:
 - Kompy są w porządku, więc kara zaliczona.

Niestety w tym momencie z zaplecza wyszedł Hampton z groźną miną. Wszyscy spojrzeli na niego i poczuli, jak im serce staje w gardle. Hampton zaczął:
 - Nie Seville, kara nie została zaliczona! Kara teraz będzie większa!
 - Jak to? - zapytał Alvin.
 - Wasza koleżanka - nauczyciel wskazał trzęsącą się ze strachu Żanetę - nie wykonała swoich obowiązków, związanych z wyrokiem sądowniczym, ponieważ zrobił to niejaki Szymon Seville!
Szymon poczuł, jak się pali z gniewu. Co za skandal!
 - A nawet jakby, to i co?! Obniży pan jej oceny na koniec roku?! - rzucił oschle Szymon. Alvin i Gilbert położyli rękę na ramieniu, by w razie czego nie narobił głupstwa. Na szczęście nie miał takiego zamiaru.
 - Właśnie, że tak zrobię do momentu, kiedy zacznie wykonywać rzetelnie swoje obowiązki! A rubryki na jedynki są wciąż wolne, więc mogę je w każdym momencie wpisać. A jak będziesz mi wchodził w drogę, to Żaneta szybciej będzie zagrożona! I poprawka w sierpniu murowana, a to tylko będzie twoja wina, hahahahaaa... - zaśmiał się szyderczo Hampton. Szymon z gniewu wyszedł z sali, trzaskając drzwiami. Żaneta po chwili z płaczem również opuściła salę. Pozostali z braku lepszych pomysłów pożegnali się z nauczycielem i również wyszli z sali. Ponieważ był to koniec zajęć, to każdy rozszedł się do swojego domu w całkowitym milczeniu.
***
Wieczorem przed domem wiewiórek na schodach siedział Alvin i obejmował Brittany ramieniem. Było mu jej żal dlatego, że z kolei wiewióretce było żal Żanety, która całe popołudnie płakała. Ten wredny Hampton, nigdy sobie nie odpuści, ale doczeka się jeszcze świeczka wieczora! Brittany po chwili wtuliła się mocno w Alvina. Alvin głaskał Brittany po głowie, mówił do niej ciepłymi słowami, próbował ją pocieszać. Lecz jak tu kogoś pocieszyć, skoro panowała taka atmosfera, jakby ktoś wyrządził komuś bolesną krzywdę. Siedzieli tak i nie odzywali się do siebie, bowiem byli zamyśleni.Teodor zaś siedział z wtuloną do niego Eleonorą, bowiem również byli smutni. To wszystko przez ten sąd szkolny. Trzeba go zlikwidować!
Szymon natomiast siedział w piwnicy i czytał pewnien podręcznik, ale myśli o smutnej Żanecie nie dawały mu spokoju.
 - Przecież nie mogłem pozwolić, aby sama odrabiała karę tylko i wyłącznie z powodu mojej olimpiady, to jakiś żart! - mówił Szymon sam do siebie - Hampton wymaga chyba niedorozwiniętych uczniów, skoro Ci, co wiedzą lepiej są traktowani jak śmieci. A to wszystko przez Lucy i jej cholerny sąd uczniowski! Cóż za niedorzeczny pomysł! - walnął pięścią w stół, zły i na Lucy i na siebie. Nagle doznał olśnienia.
- Wiem, co zrobię! Najpierw doprowadzę do upadku ten sąd, a potem po raz pierwszy w życiu ukorzę się przed tą amebą informatyczną, prosząc go o to, by mnie wstawił tróję na koniec roku, a żeby w zamian dał Żanecie szóstkę! Tak właśnie zrobię! - okularnik wybiegł z piwnicy z prędkością światła, wymijając idących w jego stronę Alvina, Brittany, Teodora i Eleonorę. Zatrzymali się i popatrzyli na idącego do pokoju chłopaków Szymona.
 - Powiecie mi, co to było? - zapytała Brittany.
 - Nie wiem, ale się tego dowiemy - odparł Alvin - Chyba znowu ma jakieś genialne rozwiązanie wszystkich problemów.
Cała czwórka postanowiła sprawdzić, co tak ożywiło małego geniusza. Weszli do pokoju i Alvin zaczął:
 - Szymek, powiesz nam o co chodzi?
Szymon odwrócił się do reszty wiewiórek i powiedział:
 - Zrobię dwie rzeczy: pierwsza - pomożecie mi pozbyć się tego sądu, bo to on tak źle wpływa na Hamptona, a dwa, to ukorzę się przed nim, prosząc o słabą ocenę dla siebie, a o szóstkę dla Żanety. Genialne?

Wiewiórki popatrzyły na Szymona z szeroko otwartymi oczami.
 - Jesteś w stanie to zrobić? - zapytała Brittany, wciąż nie dowierzając.
 - Dla Żanety jestem w stanie nawet w ogień skoczyć - odparł odważnie okularnik i poszedł się przewietrzyć. Chwilę później wiewióretki pożegnały się z Alvinem i Teodorem i poszły do domu, by odpocząć. Nie chciały na razie nic mówić Żanecie, będzie to dla niej niespodzianka. To był ciężki dzień, ale kto wie, czy jutro nie będzie lepszy?
***
Nasptępnego dnia w sali informatycznej Hampton klikał na klawiaturze laptopa i na nikogo nie zwracał uwagi. Klasa miała luźną lekcję przed wystawianiem ocen, więc to była idealna okazja dla Szymona, by podnieść oceny Żanecie. W pewnym momencie chrząknął głośno, po czym uniósł dłoń. Hampton popatrzył na niego znad laptopa.
 - Słucham Seville, o co chodzi? - spytał nie całkiem miło nauczyciel.
 - Chciałbym, aby mi pan wstawił tróję na koniec roku - powiedział jednym tchem Szymon.
Klasa i nauczyciel spojrzeli na niego niedowierzając w to, co przed chwilą wypowiedział. Hampton potrząsnął głową, by się upewnić, że się nie przesłyszał.
 - Czy mógłbyś to powtórzyć? - zapytał wolno nauczyciel, omało nie przewracając kubka.
 - Poproszę o tróję na koniec roku z informatyki dla pańskiej satysfakcji, ale mam tylko jeden warunek.
 - Jaki? Ja chyba śnię - wydukał Hampton czując, że gdzieś w środku tańczy jego cały organizm ze szczęścia.
 - Chciałbym, aby Żaneta Miller otrzymała ocenę celującą na koniec roku, ponieważ się jej należy - odparł głośno Szymon, krzyżując ramiona. Żaneta patrzyła na Szymona szeroko otwartymi ustami. To chyba sen.
 - Seville, czy ty czegoś nie brałeś ostatnio? - zapytał wciąż zdziwiony nauczyciel. Nie wierzył, że kiedykolwiek mogłoby dojść do takiej sytuacji.
 - Mówię poważnie! - rzucił Szymon - Dla mnie trója, a dla Żanety szóstka.

Hampton przetrawił to, co usłyszał. Wprawdzie, tylko Maurycemu przysługiwała szóstka (za podlizywanie tak naprawdę, a nie za wiedzę), ale skoro jego największy rywal upada na kolana przed nim... to raczej będzie w stanie zrobić. Po chwili wpisał w dzienniku na koniec semestru przy Szymonie: "dostateczny", a przy Żanecie: "celujący". Tak, to wystarczy, by mógł się okazać wyższym od tych dwóch małych geniuszy. Zamknął dziennik, popatrzył na Szymona z uśmiechem i powiedział:
 - Twoje życzenie spełnione Seville.
Do końca lekcji nikt nie grał w głupie gry.
***
Po lekcji, zaraz po wyjściu z pracowni komputerowej, Żaneta z niepohamowanej radości, wskoczyła Szymonowi na ręce i wycałowała go w policzki. Pozostali przyglądali się temu z uśmiechem. Wiewióretki cieszyły się, że Żaneta znów żyje pełnią życia. Po chwili wiewióretka zeszła z ramion osłupiałego i całego czerwonego, jak buraczek Szymona i ze łzami pełnymi radości powiedziała:
- Dziękuję Szymon, jesteś cudowny.
- Nie ma za co, to jest forma przeprosin za to, że miałaś karę i...
 - Nic już nie mów, jesteś moim najlepszym przyjacielem na świecie - Żaneta wtuliła się w Szymona. Czerwieńszym raczej nie będzie. Odwzajemnił uścisk. Teraz poczuł spełnienie obowiązku. Pozostali zaczęli AWWWWować. Parka wcale się tym nie przejęła, oboje odczuli ulgę. Teodor poszedł w ślady brata i objął nieśmiało Eleonorę ramieniem. Alvin zrobił to samo z Brittany, na co wiewióretka przyjęła z uśmiechem i również go objęła. Oczywiście po przyjacielsku. Kiedy skończyli, na twarzy Szymona malował się uśmiech i bez wstępów oznajmił:
 - Dobra, a teraz czas dać wyrok temu sądowi - wziął Żanetę za łapkę i podążali w stronę sali chemicznej. Żaneta wcale nie protestowała, była tak zarumieniona, że słowa nie mogła wydobyć. Reszta wiewiórek ruszyła za nimi. Gdy dotarli pod drzwi pracowni chemicznej, Alvin zatarł ręce.
- No, skopmy ten sąd Lucy tam, gdzie boli, a gdzie boli, to już mnie mało interesuje - i pierwszy wszedł do środka, reszta gromady weszła za nim. Nie zdziwili się, gdy zobaczyli Lucy, urzędującą przy biurku. Coś pisała na papierze. Podniosła głowę znad papieru i ujrzała Alvina, Szymona, Teodora, Żanetę, Brittany i Eleonorę. Natychmiast przerwała pracę, popatrzyła na nich chwilę i powiedziała:
 - Wiem, że przyszliście mnie dobić, ale lepiej sobie darujcie. Od dzisiaj sąd szkolny zostanie zlikwidowany.
Zanim Alvin zaczął mówić, to wszyscy stanęli w osłupieniu. Ta wiadomość wywołała na nich wielkie wrażenie. Lucy sama decyduje się zlikwidować szkolny sąd? To chyba najszczęśliwszy dzień w życiu wiewiórek.
 - Ale tak na serio? - zapytał Teodor. Lucy pokiwała głową.
 - Tak, a teraz już idźcie, dokończę tylko raport, przekażę go dyrektorowi i idę do domu, muszę odpocząć - mówiąc to, Lucy kiwnęła im ręką na pożegnanie i powróciła do pisania. Wiewiórki opuściły tę salę w kompletnym zdumieniu.
Nie spodziewali się tego, ale to dla nich nawet lepiej. Nie czekając ani chwili dłużej, wybiegli ze szkoły z taką radością, jakby im udowodniono, że Święty Mikołaj istnieje i że faktycznie rozdaje prezenty. Alvin po chwili klasnął w ręce i zapytał:
 - No, to kto ma ochotę na lody? Ja stawiam!
 - Ja! - krzykneła uradowana Brittany, całując Alvina w policzek - Truskawkowe poproszę!
 - Ja z Eleonorą miętowe! - dodał radośnie Teodor, Eleonora natomiast pokiwała szybko głową.
 - A my z Żanetą weźniemy malagę - powiedział Szymon, a Żaneta również pokiwała głową, wciąż nie mogąc uwierzyć, że jej najlepszy przyjaciel zrezygnował z oceny dla niej. To był piękny gest ze strony Szymona. Oby było takich więcej na świecie.
Alvin pokiwał głową, że zapamiętał i ruszyli zadowoleni w stronę lodziarni, bo takie chwile należy uczcić. Kupili po lodzie (Alvin oczywiście zapłacił), rozsiedli się wygodnie w parku niedaleko szkoły i zaczęli opowiadać, śmiać się, a potem bawić.
To było dla naszych wiewiórek prawdziwe święto - brak szkolnego sądu równa się brak kłopotów.

KONIEC

piątek, 22 maja 2015

Pytanie ?

Zaczełam się zastanawiać czy nie znudziły wam się ASK-i i wyzwania / zadania , ponieważ na ASK z Brittany pytania napisał tylko Pablo.
A teraz na Wyzwanie / zadanie Brittany - zapowiedź wyzwania napisała tylko Kasia Tasia.Więc pytanie brzmi : Chcecie dalej ASK-i  i Wyzwania / zadania czy też nie ?

poniedziałek, 18 maja 2015

Ulubieniec :-D

Pod poprzednim postem wasze zdania były różne.Mam nadzieję że ty , Pablo i ty Krwawa Mary nie obrazicie się za to że zgadzam się z Brittany Miller - Seville i wybieram numer 25.



- A ty co robisz o tej porze przed komputerem ?
Chyba widzisz że zajmuje się blogiem ?
- To ja zajmę się nim za ciebie.A ty idź do łóżka i ucz się na sprawdzian z historii 
Skąd wiesz , że jutro mam sprawdzian ?
- Bo widziałem , że ostatni temat to było powtórzenie działu I wojna światowa.Także idź do łóżka i się ucz.
Ale ja muszę ...
- Nic nie musisz.W tej chwili do łóżka.I weź książkę do historii.
Dobra , już idę.
- No w końcu poszła.A więc przejdźmy do ulubieńca.Piszcie w komentarzach kto tym razem ma odpaść.





Przygoda na rybach

Pablo w ten weekend przysłał mi dwa fanficki za co bardzo mu dziękuję.Zapraszam do czytania drugiego.

Tytuł : Przygoda na rybach


Żaneta leżała na łóżku i czytała książkę. Była jedną z niewielu (oprócz Szymona), co lubią w ten sposób spędzać czas. Książki wegług nich nie tylko odstresowują, ale pozwalają przenieść się w świat bohaterów oraz udoskonalają umiejętność szybkiego czytania i zapamiętywania. Warunkiem do tego musi być cisza i spokój. Niestety, nie obyło się bez tego. Do pokoju wparowała Brittany, jakby ogłoszono alarm, podeszła do wielkiej skrzyni i zaczęła w niej grzebać, tworząc przy okazji hałas. Żaneta odłożyła książkę, ponieważ jej spokój został zakłócony.
 - Co tak wleciałaś? - zapytała Żaneta - O mało mnie nie wystraszyłaś.
 - Jest! - wstała uśmiechnięta Brittany z wędką w ręku, po czym zwróciła się do siostry: - Dość tego leżakowania, Żan! Idziemy na ryby!
 - Co? - zdziwiła się Żaneta - A od kiedy my to na ryby chodzimy?
Brittany zamiast odpowiedzieć, pociągnęła zdezorientowaną wiewióretkę za łapkę, omało jej nie wywalając z łóżka.
Żaneta szybko odzyskała równowagę i podążyła za Brittany. "Co się jej tak na ryby wspomniało?" - pomyślała Żaneta, ale zaraz się domyśliła odpowiedzi - "Aha, jest Alvin, jest impreza. Ech" - westchnęła w myślach. To po co ją ze sobą zabiera, przecież nie będzie im potrzebna przy łowieniu, by mogli sam na sam spędzać czas. A może będzie tam też Szymon? Żanecie zaczęło bić mocniej serce. Kiedy serce tak robiło, to oznaczało, że dana osoba się zakochała. Brittany po wyjściu z domu zauważyła lekki rumieniec u okularnicy. Zachichotała.
 - Z czego się tak śmiejesz? - zapytała pełna złych przeczuć Żaneta.
 - Z tego, że wyglądasz, jakbyś się zakochałaaa - Brittany się już rozmarzyła o uczuciach Żanety do Szymona - ale pytanie jest: w kim? Niech no pomyślę... - Brittany nie dawała za wygraną. Żaneta tylko westchnęła przeciągle.
 - Weź przestań, to nie jest zabawne.
- Jeszcze nie skończyłam! No więc, jest to osoba lubiąca naukę, tak jak ty, nosi okulary, pewnie niebieską bluzę, jest trochę niezdarny, miły i przy tobie baaardzo nieśmiały - Brittany była cała rozbawiona wstydliwością i nieśmiałością siostry - Więc, o kim mowa? - tu zrobiła efektowną pauzę, aż Żaneta przewróciła oczami - O Szymku, rzecz jasna!
 - Nieprawda, nie zakochałam się w nim! - zaprotestowała gwałtownie Żaneta - To mój najlepszy przyjaciel i tyle!
 - Czy aby na pewno? - Brittany poruszyła porozumiewawczo brwiami - Nie musisz niczego ukrywać, wiem to, że jesteście sobie pisani - puściła oczko siostrze. Żaneta jeszcze bardziej się rumieniła.
 - Prawdę mówiąc...to... - jąkała się już Żaneta. Ta sytuacja stała się już bardzo niekomfortowa.
 - Widzisz Żan, nie oszukasz mnie, ale ja Szymonowi tego nie powiem, obiecuję! - Brittany klepnęła Żanetę w ramię, a wiewióretkę zaraz olśniło:
 - A ty kiedy powiesz swojemu Romeo, że go kochasz?
- Że co?! - krzyknęła Brittany, tracąc już humor - Chyba sobie w tym momencie żarty stroisz!
 - Widzisz, tak będę robiła za każdym razem, jak będziesz mnie napastowała zakochaniami! Nie jestem zakochana, koniec i basta! I chodźmy już na te twoje upragnione ryby! - Żaneta cała wściekła zaczęła iść na przód, zostawiając zdezorientowaną siostrę na chwilę. Brittany się szybko ocknęła, dogoniła Żanetę i razem poszły nad jezioro, położone za miastem, całkowicie nie odzywając się do siebie.
***
Na miejscu siostry zastały Alvina, siedzącego na wielkim głazie, Szymona poprawiającego wędki i Teodora z Eleonorą, którzy siedzieli razem przy drzewie w cieniu i rozmawiali. Jezioro było duże, otoczone drzewami, gdzie panowała natura, a zarazem spokój. Możnabyło tu zamieszkać, gdyż było tu naprawdę cudownie. Nic dodać, nic ująć, było w sam raz.
Kiedy Brittany chrząknęła znacząco, Żaneta mruknęła coś niewyraźnie.
 - Mówiłaś coś? - spytała Brittany.
- Nie, nic - odparła wciąż obrażona Żaneta, ale na widok Szymona, nakładającego przynęty na haki, od razu poprawił jej humor. Nieco nieśmiałymi krokami podeszła do okularnika, który odłożył wędki, spojrzał w Żanetę i jakby na chwilę czas stanął w miejcu. Szymon przyglądał się Żanecie z nieskrywanym zauroczeniem. "Jak Żaneta pięknie wygląda w tej lekko falującej na wietrze fioletowej sukni" - pomyślał. Zaraz się ocknął i zaczął mówić:
 - H-hej Żaneta! J-jak się ciesz-szę, że cię w-widzę - Szymon oprócz tego, że się jąkał, był cały czerwony jak słój z burakami. Żaneta zarumieniła się, a Brittany z oddali zaczęła się śmiać. Na szczęście cicho.
 - Hej Szymon - uśmiechnęła się Żaneta - Co robisz?
 - Yyy... ja właśnie skończyłem nakładać przynęty na h-haki - Szymonowi już lepiej szła wypowiedź - Będziesz z nami łowić?
 - Raczej nie, jeszcze bym wpadła do wody, a jestem niezdara.
 - Nie mów tak! To bym wskoczył do wody i cię wyciągnął - zapewnił szybko Szymon.
Szymon byłby akurat w stanie to zrobić, już nie raz pomógł Żanecie.
 - Wiem - odparła Żaneta, zasłaniając uśmiech. Szymon również się uśmiechał. I kto powie, że nie wyglądają słodko razem?
Tymczasem Alvin zdążył uściskać Brittany. W kwestii uczuć był odważniejszy, niż Szymon.
 - Widzisz Szymona i Żanetę? - Brittany wskazała parę, majstrującą przy wędkach - Jacy oni są słodcy. Awwwww.
 - Też tak uważam - odparł Alvin ze śmiechem - To co, idziemy łowić?
 - Tak! - przytaknęła Brittany i jej wzrok padł na niecałkiem starą łódkę - A w ile osób będziemy łowić?
 - No ja, ty i Szymek! Teodor nie chce, bo boi się wody, a jakby mu się coś stało, to Eleonora by mnie żywcem zatłukła! - zaśmiał się Alvin. Brittany również się uśmiechnęła - A Żan?
 - A moja niewinna jak zawsze siostrzyczka nie będzie łowić - odparła Brittany.
 - Czemu? - zapytał Alvin.
 - Bo boi się, że wpadnie do wody, a wiesz, że czasami jest niezdarna.
 - Przecież Szymek by ją wyciągnął z wody - zauważył Alvin.
- Wiem, ale co zrobisz? Nie będziemy jej zmuszali, jak nie chce - westchnęła Brittany i poszła już wsiąść do łódki. Za chwilę dołączyli Alvin i Szymon, rozdając im po wędce.
 - Wiecie, jak łowić? - zapytał Szymon. Alvin przewrócił oczami.
 - Wiemy, płyńmy wreszcie! - uciął Alvin. Nie lubiał zbędnych pouczań, nawet jeżeli pochodzą one od brata. Szymon tylko prychnął, po czym chwycił wiosła i zaczęli się oddalać na sam środek jeziora. Szymon wiosłował, ile sił w tak małych łapkach, ale po paru metrach już nie mógł.
 - Alvin, teraz ty wiosłujesz.
 - Że jak?! W życiu! - Alvin złożył łapki na ramię i zrobił groźną minę. Szymon nie dyskutował, tylko wcisnął mu wiosła w ramiona i popatrzył wyczekująco na Brittany. Ta westchnęła i powiedziała:
 - Wiosłuj Alvin, podobno chciałeś być silny.
To ożywiło Alvina. Zaczął wiosłować całkiem sprawnie, przecież należał do drużyny footballowej. Po kilku minutach cała trójka była na środku jeziora.
Brittany popatrzyła się na brzeg, gdzie Żaneta, a dalej Teodor i Eleonora wyglądali jak małe mrówki. Uśmiechnęła się mimowolnie.
 - No teraz Żaneta by panikowała - skomentowała.
 - Dobra, a teraz zarzućcie wędki i bądźcie cicho - polecił Szymon i pierwszy zarzucił wędkę. Po nim zrobili to samo Alvin i Brittany. Od tego momentu siedzieli cicho, jak makiem zasiał, oczekując co najmniej złapania jakiejś dobrej ryby.
***
W tym czasie Żaneta dołączyła do Eleonory i Teodora, bo co sama będzie robić przy brzegu jeziora? Teodor i Eleonora uśmiechnęli się na widok Żanety.
 - Cześć, Żan - przywitała siostrę Eleonora - Chcesz z nami zagrać?
 - A w co gracie? - zapytała Żaneta. - Wzięłam UNO, bo to najlepsza gra karciana świata! - zachwalała Eleonora.
 - Super - uśmiechnęła się Żaneta, ponieważ uwielbiała grać w UNO - ciekawa jestem, kto wygra?
 - Zobaczymy - uśmiechnął się Teodor - wszystko jest możliwe.
Eleonora i Żaneta parsknęły śmiechem, po czym cała trójka zaczęła grać.
***
Po godzinie siedzenia i oczekiwania na zdobycz Alvina zaczynało już irytować. Co chwila sapał, mruczał jakieś uwagi i poruszał lekko łodzią. Szymon zaś cierpliwie czekał, aż rybka podpłynie, ale szturchanie łodzią przez Alvina tylko je płoszy. Nie wytrzymał już i syknął:
 - Przestań się wiercić, co masz owsiki?!
Alvin prychnął.
 - Nie widzisz, że ryb nie ma?
 - Są - odparł oschle Szymon - ale przez to bujanie je płoszysz, więc się nie ruszaj przez moment!
 - Proszę, pan spokojny się znalazł - mruknął Alvin.
 - Brittany, czy mogłabyś jakoś wpłynąć na kolegę, bo za chwilę siłą go wyrzucę za burtę! - Szymon odwrócił się do Brittany.
 - Ale z ciebie brat! - obruszył się Alvin.
 - Taki, jak z ciebie: pyskaty, nieposłuszny i nieodpowiedzialny! - Szymon powrócił do wędki, odwracając się od Alvina. Brittany rzuciła:
 - Jeżeli natychmiast się nie pogodzicie, to obu wyrzucę za burtę! - spojrzała groźnym wzrokiem na Alvina i Szymona.
 - Zaraz! - obruszył się Szymon - A mnie za co?
- Za jajco! - Brittany trzasnęła w prawy policzek Szymona, aż klasnęło. Ten tylko się skulił i masował policzek. Po namyśle Brittany spuściła Alvinowi w lewy policzek. Zajęczał z bólu.
 - Brittany, ja... - Alvin próbował się tłumaczyć, ale Brittany powstrzymała go gestem uniesionej łapki:
 - Nie będę tolerowała za każdym razem waszej kłótni, bo ona tylko do nerwicy doprowadza! - Brittany uniosła głos - Więc, albo jesteście dla siebie mili, albo nigdzie już z wami nie idę!
Ten argument spowodował, że Szymon podał Alvinowi łapkę na zgodę, a on chętnie ją uściskał.
 - Sorki - powiedział Alvin.
 - Nie gniewam się - odparł Szymon.
 - No proszę! Wystarczy dać z liścia i już jest zgoda! - uśmiechnęła się Brittany.
 - Ale nie mów tego Żanecie, OK? - poprosił Szymon - Bo, bo nie chciałbym, żeby mnie miała za awanturnika, czy coś... czasem po prostu daję się ponieść emocjom... - zamilkł.
 - Nie powiem, nie bój się tak! - Brittany klepnęła Szymona w ramię. Szymonowi ulżyło.
- To co, wracamy? - zapytał okularnik - I tak już niczego nie złowimy.
 - Jasne - przytaknął już miło Alvin. Cieszył się jednak, że oberwał i pogodził się z Szymonem. Teraz by pewnie siedział cały oburzony na brata, a wybaczyłby mu chyba po tygodniu.
Kiedy wracali to działo się coś niespodziewanego. Łódka lekko bujała się, chociaż Alvin, Szymon i Brittany siedzieli spokojnie, a woda trochę falowała. Alvin zerknął w bok. Niczego nie widział.
 - Nie wiecie, co tak rusza łodzią?
 - Coś pod nami płynie - oznajmił nagle Szymon.
 - Skąd wiesz? - zapytali jednocześnie Alvin i Brittany.
 - Nie czujecie tego jakby prądu? - zapytał Szymon, poprawiając okulary - Płynie pod nami jakaś wielka sztuka.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Brittany już przesuwała się w stronę Alvina, by w razie czego się go chwycić. Alvin objął wiewióretkę ramieniem. Szymon kątem oka zerknął w taflę wody i zamarł. W wodzie płynął wielki szczupak! Falował swoim ciałem, jak wstążka w powietrzu. Szymon patrzył na to z niedowierzaniem.
- Nie wierzę - wydukał Szymon, wciąż spięty.
 - Co tam jest? - zapytał trochę zaniepokojony Alvin.
 - Wielki szczupak - powiedział powoli Szymon. Alvin i Brittany wytrzeszczyli na niego oczy.
 - Mówię serio - mówił przez zaciśnięte usta okularnik - popatrzcie w bok, ale lekko.
Alvin i Brittany zrobili tak, jak powiedział Szymon. Oboje spojrzeli, tak samo zamarli i tak samo odskoczyli od brzegu łódki.
 - Aaaaaa! Miałeś rację! - mówiła szybko Brittany - Szybko, uciekajmy stąd!
Alvin przejął wiosła i zaczął mocno przewierać ramionami, lecz szczupak był szybszy i co chwila trącił ogonem łódkę, powodując podskok. Przyjaciele skulili się, ale nie mogli tak bezczynnie siedzieć. W końcu Szymon wpadł na pomysł:
 - Słuchajcie, ten szczupak mógłby nas poprowadzić do brzegu, wystarczy go schwytać wędkami - Szymon pokazał, jak to powinno wyglądać, po czym Alvin i Brittany przytaknęli.
 - Dobra, do roboty - westchnął Alvin i cała trójka przystąpiła do działania.
Zaczekali na moment, aż szczupak zbliży się do łodzi, po czym troje wiewiórek zarzuciło wędkę. Zaczepiła się o szczupaka i teraz musieli się mocno trzymać, bo szczupak szarpnął łodzią i zaczęła płynąć ze zdwojoną prędkością. Alvin, Szymon i Brittany trzymali wędki tak mocno, jak mogli. Za to szybciej zbliżali się do brzegu, gdzie siedzieli Żaneta, Teodor i Eleonora.
 - Uwaga, zbliżamy się - powiedział Szymon.
W tym momencie szczupak zakręcił tak ostro, że wiewiórki wypuściły wędki, a łódka płynęła po torze krzywoliniowym, w dodatku się obracając.
 - AAAAAAAAA! - krzyczała cała trójka tak głośno, że usłyszeli to Teodor, Żaneta i Eleonora.
 - To chłopaki i Brittany! - zawołała Eleonora - Zostawmy to i chodźmy im pomóc!
Rzucili wszystko i pobiegli do brzegu, gdzie zaraz miała się rozbić łódź z Alvinem, Szymonem i Brittany. Od twardego parkowania dzieliły ich sekundy. Cała trójka w łodzi zdążyła zobaczyć dziewczyny i Teodora, ale Szymon zdążył tylko krzyknąć:
- Uawgaaaaaaaaaaa... - i po tym łódka wjechała na kamień i lecąc nad omniemiałymi wiewiórkami, trafiła w pobliskie krzaki. Alvin, Szymon i Brittany wylądowali przy drzewach, ale na szczęście nic im się nie stało. Alvin ocknął się pierwszy:
 - Nikomu nic nie jest?
 - OK - odparł Szymon, wstając. Alvin pomógł wstać Brittany, oczyścił jej bluzkę z małych gałęzi i liści.
 - Dziękuję Alvin - Brittany pocałowała omniemiałego Alvina w policzek.
 - Dzięki... - odparł Alvin z uśmiechem.
 - Chodźmy do reszty - polecił Szymon i cała trójka wygramoliła się z krzaków i ruszyli wprost na Żanetę, Eleonorę i Teodora.
Miny mieli nietęgie.
 - Co się stało i jak? - zapytał zmartwiony Teodor.
 - Szczupak nas dorwał, ale Szymon był dzielny! - Brittany pochwaliła okularnika. Ten lekko się zmieszał.
 - Ale mi pomogliście przecież... - próbował być skromny Szymon, ale wzrok Żanety mu to uniemożliwiał. Była pod wrazeniem tych słów, zresztą była pewna, że coś wymyśli.
Podeszła do niego, próbując ukryć zarumienie, ale się to nie udało. Szymon również się rumienił.
 - Ja naprawdę... - Szymon nie dokończył, bowiem Żaneta pocałowała go w policzek. Zatkało go totalnie. Alvin tylko buczał radośnie, a Brittany się uśmiechała.
 - Pomogłeś mojej dokuczliwej, ale kochanej siostrze i swojemu bratu uniknąć nieszczęścia, stąd ta nagroda - odparła śmiało Żaneta, nie zwracając uwagi na chichot sióstr i chłopaków. Szymon uśmiechnął się szeroko:
 - Alvin to mój brat, a Brittany to twoja siostra, więc czułem się za nich odpowiedzialny.
Tym razem wszyscy się zaśmiali. Co prawda, połów się nie udał, ale przeżyli ciekawą przygodę. Pod wieczór zrobili sobie ognisko i opowiadali, co się dzisiaj działo. Śmiali się, śpiewali, atmosfera była rozluźniona do czasu, kiedy przyjechał po nich Dave. A było grubo po dwudziestej drugiej, jak przyjechał. Kiedy Dave zawiózł wiewióretki do domu, to chłopcy musieli pomóc je przenieść do ich łóżek, bo podczas powrotu zasnęły twardym snem.
Kiedy wiewiórki odstawiły swoje koleżanki do łóżek, to wrócili do swojego domu z Davem i jedyne, co zapamiętali tej nocy, to moment, w którym padnęli zmęczeni na łóżko. To pewnie będą spali do południa!
KONIEC

Wyzwanie / zadanie Brittany - zapowiedź






Kolejne wyzwanie / zadanie.Brittany cieszysz się że teraz twoja kolej ?
- Tak.Nawet bardzo.

A więc zasady :

1.Max 10 wyzwań / zadań , min. 5.
2.Macie 5 dni.
3.Wyzwania nie mogą być zbyt hardkorowe ani również doprowadzić do śmierci , kalectwa i dużych ran fizycznych oraz psychicznych.
4.Nie mogą również być na całowanie w usta.
Czekam na wyzwania :-)

Sztuka, czy nie sztuka

Przepraszam za kilkudniowe opóźnienie.Nie było mnie w weekend w domu.Ale mam nadzieję że wybaczycie.A oto fanfick.

Tytuł : Sztuka, czy nie sztuka


Na lekcji muzyki nie obyło się bez wrzasków. Pan Georgio Clifford musiał co chwila uspokajać bandę rozchichranych dzieciaków.
 - Cisza! - krzyknął głośno nauczyciel - Kto powie choćby słowo, to po dwie jedynki i za drzwi!
To skutecznie uciszyło każdego. Georgio był nauczycielem muzyki i nie nawidził ani tej pracy, ani uczniów. Zawsze chodził wiecznie niezadowolony, bo tu krzywo, tu alt za chichy, tam tenor zbyt wysoki, wszystkiego się czepiał.
Tym razem czepiał się nawet szczegółów dotyczącego szkolnego przedstawienia o legendzie Bazyliszka - potwora zamieniającego ludzi w kamień swoim wzrokiem. Wszystkiego było pełno, a przedstawienie miało się odbyć za tydzień. Oszaleć można!
 - Dobra, a teraz mnie słuchać uważnie! - dalej krzykliwym tonem kontynuował Georgio - Trzeba nam tych dwoje, co tam zeszli do podziemi, kolesia, który miał ich ostrzec, alchemika całego i oczywiście kogoś do roli Bazyliszka! Kto chętny?!
Nikt nie odpowiedział.
Georgio zmierzył uczniów nienawistnym wzrokiem, pufnął z niezadowoleniem i powiedział przez zaciśnięte usta:
 - Nikt? Dobrze! Będzie poborowo i nie przyjmuję odmowy! - nauczyciel wlanął pięścią w stół, aż echo uderzenia przeszło po całej sali - Bazyliszkiem będzie gruby klocek, czyli wasz kolega Tom, Jasiem i Małgosią będą Brittany i Szymon, ich rodzicami Alvin i Żaneta, alchemikiem Teodor, znakiem ostrzegawczym będzie Gilbert, a Eleonora z Julią, Mają, Olivią robią za chórek i to tyle! Ktoś ma jakieś nieuzasadnione uwagi?!
Gilbert podniósł rękę.
 - Słucham - rzucił oschle Georgio.
 - Dlaczego mam być znakiem ostrzegawczym? Nie lepiej, żebym ich kontrolował jak na granicy celnej? Wtedy wydałbym stosowne pozwolenie.
Przez klasę przeszedł szmer rozbawienia. Pan Georgio poczerwieniał z gniewu na twarzy jeszcze bardziej.
 - Gilbert McClinton opuszcza tę salę z dwiema jedynkami i to w podskokach, już!
- Ale dlaczego? - zapytał szczerze zdziwiony Gilbert - Przecież pan się pytał, czy ma ktoś nieuzasadnione... - nie dokończył wypowiedzi, bo Georgio już rzucał w niego zeszytem do nut, którego lubi używać w charakterze broni.
 - Wynocha!
Po chwili Gilberta już nie było. Nauczyciel sapał ze złości i szybko wpisał to, co planował, czyli dwie jedynki do rubryki przy Gilbercie. Potem tym samym wzrokiem, co poprzednio, popatrzył po pozostałych i zapytał groźnie:
 - Ktoś jeszcze chce zarobić jedynki?
Odpowiedzią była cisza. W końcu Georgio uspokoił się i powiedział:
 - Weźcie sobie role i zacznijcie się uczyć, bo przedstawienie tuż tuż - i w tym momencie zadzwonił upragniony dzwonek. Część klasy udała się szybkimi krokami na korytarz, a wybrani do przedstawienia wzięli swoje role (Teodor wziął rolę dla Gilberta) i również opuścili salę. Gilbert stał przy parapecie na przeciwko sali do lekcji muzyki, a przyjaciele widząc go, podeszli do niego. Brittany zapytała całkiem poważnie:
- Nie możesz sobie czasem darować tych żartów? Widzisz, jaki on jest.
 - Jakbym mu powiedział, że jest panem muzyki, to dopiero wtedy byłby żart - zaczął niemrawie Gilbert - a poza tym, to on ze mnie robił jaja mówiąc, że będę robił za znak ostrzegawczy. Dzięki Teo - wziął swoją rolę od Teodora i pobieżnie ją przejrzał. Niczego ciekawego nie widział w swojej roli, jedynie tekst był długi. Chłopak skrzywił się.
 - Nie ma za co - odparł Teodor.
 - Ja tu widzę pewną trudność tekstową - ciągnął Gilbert - O! W tej roli mam mówić: "Kochani, nie zbliżajcie się do podziemi. Najlepiej idźcie do domu". Phi! Ja bym powiedział tak: "Halt! Tu jest przejście dla bardziej ogarniętej ekipy, idźcie lepiej nazbierać grzybów na zupkę. Gleba wtedy zazna spokoju, a w waszych żołądkach będą trawiły się resztki pięknej leśniczówki w Kanadzie. Chyba, że macie pięćset euro i paczkę gum Orbit, to wtedy będziecie mogli wejść. Bazyliszki nie nawidzą smrodu z jamy ustnej, więc zaopatrzcie się w miętówki".
Wiewiórki i wiewióretki parsknęły śmiechem.
 - Hahaha, to by było dobre! - pochwalił Alvin - Jaja na przedstawieniu, a Georgio pali się z gniewu tak bardzo, aż by kurtyna spłonęła!
 - Hahaha, widzę że tryskasz humorem! - zaśmiał się Gilbert.
 - Wiecie, że to przedstawienie z elementami humoru nie byłby takim złym pomysłem? - podchwyciła Żaneta, cała spłakana ze śmiechu. Szymon podał Żanecie chusteczkę, wiewióretka przetarła oczy, potem włożyła okulary na nos.
 - Ale Georgio w życiu się nie zgodzi - ostudził entuzjazm Teodor. Wszyscy popatrzyli na niego.
 - Coś w tym jest... - przytaknął zamyślony Szymon - Ale zapomnieliście wszyscy o ważniejszej rzeczy: testy.
W tym momencie wszystkim dobry nastrój gdzieś zniknął, bowiem Szymon miał rację.
 - Musiałeś przypominać? - Eleonora popatrzyła z wyrzutem na okularnika.
 - Tak, czy tak Żaneta by wam przypomniała, jak nie ja - odparł poważnie Szymon. Żaneta się lekko zarumieniła.
- Szymon ma rację - przyznał Gilbert, po czym zadzwonił dzwonek na matematykę - O nie, język liczb teraz jest.
Wszyscy narzucili plecaki na sobie i powędrowali do sali matematycznej w ponurych nastrojach, bo miał być test. Poprawka: Szymon i Żaneta byli przygotowani, reszta będzie musiała sobie jakoś poradzić. Niemniej miejmy nadzieję, że test wyjdzie im w miarę pozytywnie.
***
Po lekcjach wszyscy (Brittany, Żaneta, Eleonora i Gilbert) postanowili spotkać się u Alvina i chłopaków, żeby obgadać temat przedstawienia. Zgromadzili się w pokoju chłopaków i Alvin zaczął:
 - Musimy zrobić to przedstawienie w wersji humorystycznej, bo inaczej nikt się nie zainteresuje. To, co nam dał Georgio, to jakieś nudy. Jakieś pomysły?
 - Możemy go zapytać - zaproponował Teodor, lecz wszyscy pokręcili głowami.
 - Lepiej mu tego nie mówić, bo się wkurzy i da nam górę jedynek i nie wybrniemy z tego - powiedziała smutno Eleonora.
- Ale skoro przedstawienie ma być śmieszne, to się nie odbędzie, bo Georgio każe nam grać te kwestie, które są nam przydzielone - zauważył Teodor. Szymon z Żanetą popatrzyli na niego z podziwem w kwestii logiki. Miał rację.
 - To prawda, ale kto powiedział, że nie możemy improwizować? - zapytał Szymon z błyskiem w oku. Tego nikt nie wziął pod uwagę.
 - To ma sens... - przytaknęła Brittany - Możemy udać, że się nauczyliśmy, a potem sami będziemy wymyślać dialogi na bieżąco, bo i tak Georgio nie będzie mógł nam na scenie nic zrobić.
 - Ale po przedstawieniu zrobi nam dym - mruknęła Żaneta.
 - Nie cykajcie się tym tańczącym patykiem - machnął ręką Gilbert - On jedynie może uczyć krowy równego muczenia, a nie przedstawienia. Równie dobrze mogłaby to robić pani Ortega. Właśnie, ona by się na humor zgodziła...
 - No... - przytaknęły smutno wiewiórki. Potem Alvin wstał i zwrócił się do reszty:
 - To co, olewany naukę ról i improwizujemy, czy jedziemy standardowo?
- Chłopie, jak chcesz, to możesz za mnie wkuwać, ale ja na pewno będę improwizował, jestem w tym najlepszy! - Gilbert uniósł dumnie pierś. Wiewiórki się uśmiechnęły.
 - No to załatwione! - Alvin zatarł ręce - To jak, runda w WoW-a?*
 - Jasne! - przytaknęła reszta towarzystwa i zaczęli grać. Potem Gilbert z wiewióretkami rozeszli się do swoich domów i jedyne, na co się przygotowali przez następne dni, to testy. Dlaczego ten maj się tak musi przedłużać? Niech już jest czerwiec!
***
Nastał nareszcie upragniony dzień przedstawienia. W szkolnej gablotce widniała informacja, że będą tylko pierwsze cztery lekcje, a po nich nastąpi przedstawienie klasy muzycznej o Bazyliszku. A po przedstawieniu do domu. Uczniom było to na rękę, bo wcześniej pójdą do domów, lecz nie wiedzieli, co ich na przedstawieniu czeka. A czekała na nich niespodzianka.
Cztery godziny później. Za kurtyną Georgio nerwowo krążył po kulisie i przypatrywał się przygotowującym się do wyjścia na scenę.
Wkońcu zajrzał za kutrynę i zobaczył schodzących się uczniów całej szkoły do sali gimnastycznej, gdzie miało właśnie odbyć się przedstawienie.
 - Już się schodzą - powiedział sucho - Wiecie, co macie robić.
 - Jasne, psze pana - przytaknął Tom, najpulchniejszy z klasy - Ale mam mały problem.
 - Jaki?! - Georgio o mało nie szarpnął kurtyną, którą trzymał.
 - Ta głowa nie chce mi wejść - Tom próbował założyć głowę Bazyliszka, ale widać było, że wszystko zmierza do nieuchronnej katastrofy i komizmu. Akurat Georgiemu nie było do śmiechu. Czuł, że za chwilę go szlag trafi.
 - Do licha z wami! Trzeba było tyle hamburgerów nie żreć, żarłoku! - krzyczał Georgio w stronę Toma - Załóż sobie wiadro na głowę i powiedz na scenie: "Jestem grubą niezdarą bez głowy!".
Gilbert zachichotał, ale gdy Georgio przeniósł groźny wzrok na niego, od razu zamilkł. Błagał w myślach, żeby to przedstawienie jak najszybciej się skończyło. Wiewiórkom zrobiło się żal Toma, gdyż to po części nie jego wina.
Wiewiórki popatrzyły się na Żanetę w nadziei, że coś wymyśli, lecz Żaneta pod wpływem stresu niczego nie potrafiła wymyślić. Żaneta z kolei popatrzyła błagalnie na Szymona. On był jedyną nadzieją. W końcu wstał, podszedł do Toma.
 - Masz scyzoryk albo multitool?** - zapytał.
 - Zaczekaj chwilę... - Tom przeszukiwał stolik z różnymi rzeczami - Jest! - przyniósł Szymonowi scyzoryk. Szymon przeciął pionową kreską policzek Bazyliszka z jednej strony, a potem zrobił to samo z drugiej. Odłożył narzędzie, podał Tomowi głowę i powiedział:
 - Przymierz.
Tym razem Tomowi udało się włożyć głowę. Dał znak uniesionego kciuka, że wszystko gra. Nastała ta godzina przedstawienia.
 - Dobra dziewczyny, wchodzić! - ponaglił Georgio pewny, że całość przedstawienia pójdzie po jego myśli. Czy aby na pewno? Eleonora, Olivia, Julia i Maja weszły na scenę i od razu rozległy się głośne brawa. To był dopiero początek zabawy. Dziewczyny przez parę minut zaśpiewały cztery piosenki, mające wprowadzić do przedstawienia.
Kiedy skończyły, Georgio syknął:
 - Teraz wy, ruchy, ruchy, ruchyyyy! I pamiętać o swoich kwestiach!
Alvin, Szymon, Teodor, Gilbert, Brittany i Żaneta weszli na scenę w określonym porządku. Teraz miała być scena, w której dzieci (Brittany i Szymon) miały wejść do podziemi, ale zatrzymał ich strażnik (Gilbert). Puścił do nich oko i zaczął najnormalniej w świecie mówić:
 - A dokąd to małe ratlerki się wybierają? Jeżeli na grzyby, to do pobliskiego lasu, bo w podziemiach prawdziwki nie rosną. A poza tym nie rosną, bo skończyły się waurunki do ich hodowli. Teraz hoduje się duże jak chałupa bazyliszki. Słyszeliście o nich?
Georgio wytrzeszczył oczy i otworzył usta z niedowierzania. "Przecież tak tam nie pisało! Co za nicponie!" - pomyślał ze złością nauczyciel, lecz zanim dokonał jakiegokolwiek kroku, to Szymon powiedział:
 - Nie, ale z przyjemnością je zobaczymy, tak siostrzyczko? - zapytał Szymon Brittany.
 - Jasne, przecież nie będę tu stała jak osioł! - odparła Brittany, udając powagę.
Georgio pobladł, usiadł i postanowił się nie ruszać. Reszta uczniów była mocno zainteresowana przedstawieniem i rozwojem akcji. Sala zaśmiała się po tej wypowiedzi.
 - Dobrze, ale najpierw Ausweis bitte*** - powiedział strażnik Gilbert, wyciągając rękę w ich stronę. Alvin zatkał sobie pyszczek łapką, by się nie zaśmiać, ale widownia to zauważyła i zaczęła chichotać. Szymon przetrząsnął kieszenie i podał Gilbertowi paczkę gum Orbit. Ten otworzył usta z wrażenia.
 - Hej, skąd wiedziałeś? - przez salę przeszła fala śmiechu.
 - Moi rodzice - Szymon wskazał Alvina i Żanetę stojących na scenie niedaleko - wykazali u mnie obecność przejrzenia innych.
 - A to wiele wyjaśnia - Gilbert zamaszystym ruchem odebrał paczkę gum i powiedzia: - Możecie wbijać do podziemi, chyba impreza się już rozkręciła! - strażnik Gilbert zszedł za kulisy. Po chwili na scenie słychać były jęki i warczenie. Siostra Brittany zapytała:
 - Co to takiego?
- Nie wiem - odparł brat Szymon - Chyba komuś żołądek fermentuje z tych bazyliszków.
Sala była co raz bardziej rozbawiona. Za chwilę na scenę chwiejnym krokiem wszedł Tom Bazyliszek. Kiedy przystanął obok Szymona i Brittany, zapytał donośnym głosem:
 - Lubicie placki?
Sala znowu się roześmiała. To przedstawienie naprawdę stało się interesujące.
 - Aaaaa! - krzyknęła Brittany - Na pomoc! To ten zwyrodnialec z zatrutymi grzybkami! Przysłać tu alchemika!
Teodor podszedł do wiewiórek i Toma i zapytał:
 - W czym mogę państwu pomóc?
 - Pozbądź się gooo - zachęcił Szymon, wskazując Bazyliszka.
 - Ale jak? - zapytał alchemik Teodor.
 - Nie wiem, to ty tu jesteś od alchemii, a nie ja! - protestował Szymon.
 - Ale kiedy ja nie umiem... - Teodor usiadł na scenie i zapatrzył się w widownię, która już płakała ze śmiechu. W końcu Żaneta się zlitowała i podała Teodorowi małe lusterko. Ten wziął, przyglądał się temu lusterku chwilę, potem wstał i powiedział do Bazyliszka:
- Niech no ja wezmę to lustro z plastiku i trzepnę ci tym po głowie, aż zaboli! - Teodor rzucił lusterkiem w Bazyliszka i zszedł ze sceny. Widownia zaśmiała się tak głośno, aż się szyby zatrzęsły. Reszta patrzyła na to z szeroko otwartymi ustami, ale Tom sobie przypomniał za późno, że się miał przewrócić i jedyne, co zrobił, to łupnął sobą na scenę, aż podłoga zaskrzypiała. Spłakani już byli wszyscy ze śmiechu. Dzieci ucieszyły się z uwolnienia od Bazyliszka, który starał się leżeć na scenie nieruchomo, ale co chwila się po nodze drapał. Rodzice (Alvin i Żaneta) przytuliły uwolnione dzieci. Ojciec wyraźnie faworyzował córkę, a matka syna. Potem weszli wszyscy grający na scenę, zaśpiewali piosenkę końcową i ukłonili się. Eleonora na scenie podeszła do Teodora i przy wszystkich pocałowała go mocno w oba policzki, aż się zarumienił. Sala zaczęła klaskać i wyć z radości.
 - Skąd ty znasz takie teksty? - zapytała roześmiana Eleonora.
 - A tak, jakoś wyszło - odparł onieśmielony Teodor.
- Nieźle Teodorze! - Gilbert klepnął po przyjacielsku Teodora - Najlepszy tekst, jaki usłyszałem.
 - Dzięki - odparł Teodor i wszyscy zeszli za kulisy.
Zaś reszta towarzystwa szkolnego, zgodnie z obietnicą mogli udać się do domów, toteż tak uczynili. Za kulisami Georgio cały pobladły powiedział tylko tyle:
 - Muszę udać się na tygodniowy urlop.
I to by było na tyle z konsekwencji. Jedyną konsekwencją mógł być udany występ, który został przyjęty przez całą szkołę jako kabaret roku.

***

Po tygodniu nie było żadnych nieprzyjemności. Georgio nie proponował klasie żadnych udziałów w przedstawieniach, dał im spokój. Zaś inni nauczyciele nie robili lekcji, ponieważ omawiali to, co się działo na scenie. Czy można sobie wyobrazić lepsze lekcje, niż omawianie przedstawienia?
Po lekcjach wiewiórki postanowiły uczcić udany występ i udali się do pobliskiej lodziarni, która podobno jest najlepszą lodziarnią w mieście. Byli naprawdę szczęśliwi, że sztuka się udała. Kupili sobie po lodzie, każdy swój ulubiony smak i zaczęli dyskutować na temat tego, co będą robić przez najbliższe wakacje, choć do wakacji zostało jeszcze trochę czasu.
KONIEC
*WoW (World of Warcraft) - popularna gra komputerowa, która przenosi gracza w świat fantasy.
**Multitool - multinarzędzie, składające się z różnych przyrządów: noża, wytrycha, śrubokrętu, a może służyć też jako nożyce.
***Ausweis bitte (niem.) - Poproszę paszport.