Zapraszam do czytania kolejnego ciejawego rozdziału miniksiążki , której autorem jest Pablo.
ROZDZIAŁ VII: HAKERSKIE ZAGRYWKI
Dwóch mężczyzn, z którymi Pablo z wiewiórkami jechali w windzie, odbiło w stronę serwera na ostatnim piętrze. Uznali, że nikt im już nie przeszkodzi i weszli do pomieszczenia. Ten w zielonej muszcze zajął się wartą, a drugi zajął się transferem plików, uprzednio podpinając dysk twardy. Cała ta procedura potrwała znacznie szybciej, i ci panowie w try miga uwinęli się z tym zadaniem. Złożyli na końcu cały serwer do kupy i jak najszybciej opuścili pomieszczenie. Przemieszczali się szybko korytarzem, upewnili się, że jest pusto i podeszli do znajomej windy. Mężczyzna w zielonej muszce wcisnął guzik na panelu sterowania windą i po chwili drzwi się otworzyły. Wsiedli do niej i wciskając przycisk "0", zjechali na dół. Kiedy wyszli z windy, przeszli całkiem naturalnie obok blatu recepcji firmy i wyszli na zewnątrz. Bez słowa skierowali się do pojazdu, czekającego naprzeciwko. Był cały czarny, a kierowca przez przyciemnione szyby był całkowicie niewidoczny. Wsiedli do niego i po chwili już ich nie było. Widocznie nie tylko Czarny Deszcz miał wobec tych planów niecne zamiary.
***
Carl Heinsen odebrał przychodzące połączenie. Był akurat sam w gabinecie, a ponieważ urządzenia na podsłuch zostały wyłączone, nie było ryzyka, że ktoś go podsłucha, ale stażysta o tym jeszcze nie wiedział.
- Szymon? - zapytał Carl - Wszystko w porządku?
- Będzie nam pan musiał pomóc - dobiegł ze słuchawki zrozpaczony głos wiewiórka - Nasi przyjaciele są w tej firmie i zostali złapani.
- Jak to? - zaniepokoił się technik - Ale co oni tam robią?
- To długa historia, ale obiecuję, że wszystko wyjaśnimy. A teraz proszę o pomoc, ja pana błagam.
- Dobrze, spróbuję ich odnaleźć, ale przyjdźcie, przydacie mi się. Do zobaczenia - i nie czekając na odpowiedź, Carl rozłączył się, zostawił swoje rzeczy, co miał do zrobienia i wyszedł ze swojego gabinetu.Poszedł w stronę salki, gdzie znajdował się komputer, rejestrujący nagrania z kamer. Już o nic nie dbając, wszedł do środka i odpalił komputer. Po kilku klikaniach oglądał podgląd ze wszystkich kamer. Niestety Victor zapomniał, że kamera na ostatnim piętrze była cały czas rejestrowana przez właśnie ten komputer. Całe szczęście, bo inaczej Carl nie zobaczyłby przebranego Pablo z wiewiórkami i jakiegoś gościa w kominiarce. Zaraz! Stop! Jaki gościu w kominiarce?! Carl zatrzymał nagranie w momencie, gdy Pablo i wiewiórki zostali prowadzeni przez tego gościa na poziomie minus jeden.
- Tu się dzieje coś dziwnego... - mruknął do siebie Carl - To nie może tak wyglądać. Zaraz... - pomyślał chwilę młody stażysta, aż wreszcie doznał olśnienia - Victor...
Aż nie mógł w to uwierzyć, że jego szef mógłby w ten sposób działać. Puścił film dalej, by się upewnić, że to rzeczywiście prawda.Po minucie oglądania, wszystko zostało ujawnione: na nagraniu był ukazany sam Victor i jacyś dwóch ludzi, stojących za nim. A więc Victor to jakiś gangster. A to oznacza, że przyjaciele Szymona są w poważnym niebezpieczeństwie. Trzeba działać! Wyłączył wszystko i z prędkością światła opuścił pomieszczenie. W pewnym momencie się zatrzymał. Trzeba mieć jakiś plan. "Najpierw zaczekam na Szymona i Żanetę" - pomyślał młody technik. Nie był aż tak młody, miał może z dwadzieścia trzy lata. Postanowił więc poczekać na wiewiórki na zewnątrz, by obmyślić plan odbicia Pablo i reszty wiewiórek z rąk tego niegodziwca Victora.
***
Tymczasem Pablo i wiewiórki przyglądali się temu gościowi. Nie wyobrażali sobie nikogo gorszego, niż sam Victor. On zaś patrzył na nich krytycznym wzrokiem. Milczenie nie mogło się przedłużać w nieskończoność, wreszcie Victor zaczął:
- Myśleliście, że jestem taki głupi i niczego nie zauważę?! To grubo się mylicie! Jestem Victor i mnie nikt nie da rady przewidzieć, rozumiecie to?! JESTEM NIEPRZEWIDYWALNY!
Ostatnie słowo wypowiedział takim tonem, aż Brittany i Teodor zaczęli lekko szlochać. Alvin przytulał Brittany przez cały czas, a potem lekko głaskał ją po głowie, a Eleonora objęła Teodora i patrzyła nienawistnie na Vicotra. Pablo zaś kucnął przy wiewiórkach. Victor dalej prowadził swój dialog:
- Ten cały satelita doprowadzi do tego, że dzięki pozyskanym wynikom badań, będę bogaty! Nieziemsko bogaty, hahahahahahaaaa... - zaśmiał się szyderczo - O, a może przejmę jeszcze władzę nad światem? Tak, to by mi odpowiadało!
- Nigdy! - warknął Alvin. Victor tylko się zaśmiał.
- I co mi zrobisz gryzoniu?! Zrobisz z mojego brzucha dziuplę na orzechy?! Prędzej ja wsadzę was do wielkiej komory i spalę żywcem, niż wy mi coś zrobicie! Jesteście bezbronni, maluchy! Żałosne!
- Prędzej ty będziesz siedział w pace, niż nam coś zrobisz! - odparł stanowczo Pablo. Victor już poczerwieniał na twarzy ze zdenerwowania i zwrócił się do mężczyzny z kominiarką, który cały czas stał za naszymi przyjaciółmi:
- Obezwładnić i zabrać im cały sprzęt! A potem go rozwalić na drobniusieńkie kawałki! Mikroskopijne kawałeczki!
- Robi się! - odparł sługa i jednym pociągnięciem otrworzył plecak, skąd drugą ręką złapał laptop Pablo. Chłopak skulił się chwilę, ale próbował odebrać swoje urządzenie, lecz mężczyzna szybko przyłożył pistolet ze strzałkami usypiającymi do jego czoła. Pablo momentalnie stanął w bezruchu, zezując w stronę czubka strzałki. Victor patrzył na tą scenę z uśmiechem na twarzy. Zwrócił się do swoich ochroniarzy za sobą:
- Zamknąć ich w chłodni, a potem zobaczę, co z nimi zrobię.
Tamci tylko przytaknęli głowami i wzięli Pablo i wiewiórki i zaprowadzili ich do chłodni. Jeden z nich otworzył kopniakiem drzwi i wepchnął wystraszoną gromadkę do środka.
Po chwili ci dwaj zamnkęli drzwi do chłodni i odeszli. W tym pomieszczeniu rzeczywiście było chłodno i to bardzo. Wiewiórki trząsły się bardzo, Pablo to zauważył i mimo tego, że też się trząsł, zdjął swój płaszcz i okrył nim wiewiórki.
- Nie za wiele to da, ale już ja wolę zmarznąć, niż wy. Spróbuję jakoś nas stąd wydostać.
Przyjaciele nie byli do tego przekonani i jedynie na co mogli liczyć, to na uwolnienie przez Szymona i Żanetę. Tak bardzo im teraz ich brakowało. Pablo również, ale nie stał bezczynnie - wyjął ze swojego zniszczonego już plecaka klucz uniwersalny i zaczął majstrować przy drzwiach. Robiło się coraz chłodniej i trzeba było działać. I to szybko, zanim utkną w bryłach lodu.
***
Szymon z Żanetą dotarli do biura Fortknox bardzo szybko, aż im tchu brakło. Od razu zauważyli Carla stojącego przy drzwiach. Podbiegli, ile jeszcze mieli sił w nogach do niego.
- Musimy działać szybko - rzucił Szymon, zamiast się przywitać - nie wiadomo, co oni im zrobili.
- To Victor, mój szef jest odpowiedzialny za przetrzymywanie waszych przyjaciół - odparł Carl, otwierając drzwi - Jeżeli tylko ich uwolnimy, to zwalniam się z tej pracy. Nie mogę znieść, że pracuję z takimi potworami...
- Przepraszam, że przerwię, ale mieliśmy znaleźć Pablo i resztę - wtrąciła Żaneta.
- Racja - przytaknął Carl - Chodźmy.
Szymon wziął Żanetę za rękę i razem z Carlem doszli do windy. Wsiedli do niej i młody stażysta wcisnął przycisk minus jeden. Winda od razu ruszyła w dół. Szymon zapytał:
- Nie wie pan, gdzie oni są przetrzymywani?
- Prawdopodobnie w chłodni, bo to jedyne pomieszczenie na tym poziomie. Sprawdzimy.
- O nie - pisnęła Żaneta - Oni tam zmarzną!
- Nie bój się, Żaneto - uspokajał wiewióretkę Szymon, choć sam był niespokojny - Znajdziemy ich.
Po kilku sekundach winda zatrzymała się i cała trójka wyszła na korytarz, który tak śmierdział ściekami, że trudno to opisać. Podbiegli szybko do drzwi chłodni i Carl rozpoczął demontować zamek.
***
Pablo próbował z całych sił podważyć zamek, ale za nic zamek nie chciał ustąpić. Walił nawet pięściami, aż go kostki zabolały. W końcu oznajmił:
- Trzebałoby mieć jakiś buldożer, żeby te drzwi wyłamać.
Alvin skinął tylko głową. Cała czwórka była szczelnie okryta płaszczem, ale to nic nie dawało, bo trzęśli się, jak galaretki. Alvin był gotowy ściągnąć swoją bluzę, by okryć nią Brittany, ale zaraz sam by zmarzł. Pablo był nawet gotowy kopnąć z całej siły w te drzwi. Nie zrobił tego. Zaczął rozglądać się za czymś, co by pomogło wyłamać drzwi. Myślał nawet o miotaczu płomieni, ale skąd go wziąć z chłodni? Krążył nerwowo po pomieszczeniu i zastanawiał się, jak ich stąd wydostać. Po kilku sekundach usiadł obok wiewiórek i oznajmił smutno:
- Wygląda na to, że zmarzniemy. Już niedługo - i ukrył twarz w kolanach. Wiewiórki przysunęły się do chłopaka i Alvin zaczął:
- Słuchaj, na pewno Szymek z Żanetą już za nami chodzą i szukają.
- Mhm - odparł Pablo - To moja wina. Mogłem was nie narażać.
- Daj spokój! - Eleonora klepnęła informatyka w plecy - To nie twoja wina. To my zdecydowaliśmy się na tę wyprawę, a i tak nie poradzilibyśmy sobie bez ciebie!
- Właśnie! - dodała Brittany - Pomagasz nam i dbasz o nas, jak prawdziwy kumpel! Jesteśmy z tobą, choćby nie wiem co!
- Mimo, że się dopiero poznaliśmy - wtrącił Teodor. Pablo od tego czasu uśmiechnął się szczerze.
- Dzięki - odparł Pablo i wszyscy nadstawili uszu. Drzwi zaczęły się szarpać, aż wreszcie zostały otwarte na oścież i przy wejściu stali... Szymon, Żaneta i stażysta Carl. Wiewiórki od razu pobiegły do Szymona i Żanety i cała szóstka zaczęła się ściskać. Kiedy skończyli, Carl ocenił ich stan. Wyglądało na to, że nie doznali uszczerbku na zdrowiu, jedynie byli tylko przemarznięci. Szybko opuścili pomieszczenie i przy windzie Carl zapytał gromadkę:
- A teraz mi powiedzcie wszystko od początku.
Szymon podczas jazdy windą opowiedział wszystko zgodnie z prawdą. Kiedy skończył, Carl powiedział:
- Niezła jazda. No nic, skoro już tak się stało, to dostarczcie temu gościowi plany.
Pablo w tym momencie klepnął się w głowę. Przecież nie dostarczą tych planów bez laptopa!
- Nie dostarczymy. Gościu w kominiarce zarekwirował mi sprzęt.
- Odzyskamy go - odparł Carl - Victor pewnie siedzi w swojej kanciapie na trzynastym piętrze. Właśnie, już wysiadamy.
Rzeczywiście winda stanęła na trzynastym piętrze, otworzyły się drzwi, ukazując zabieganych pracowników. Weszli w tłum i Carl co chwilę krzyczał:
- Przejście! Zróbcie przejście!
Ludzie im ustępowali, jak mogli i po chwili Carl stanął przed drzwiami. Odwrócił się do reszty i rzucił:
- Czekajcie, ja zabiorę laptopa i wychodzimy z budynku.
- OK - przytaknęła reszta i zaczekała przy parapecie na przeciwko drzwi. Carl pewny wszedł do środka i nie zaskoczył się, jak zobaczył Victora rozdawającego pieniądze swoim podwładnym. Kiedy przeniósł wzrok na Carla, odezwał się wściekłym głosem:
- Co tu robisz?! Do roboty, bo inaczej...
- Co inaczej?! - warknął Carl, cały czerwony z gniewu - Takiś pan dobry, że robi pan nielegalne interesy i wszyscy musimy w tym uczestniczyć?! Nie mogę w to uwierzyć, że pan jest zdrajcą! Podłym zdrajcą! Przyszedłem tu po własność pewnego chłopca...
- To sobie ją pan weź! - Victor rzucił w stażystę książką, która leciała jak frezbee. Ten na szczęście zrobił unik, ale za chwilę został podniesiony za kołnierz przez jednego z oprychów. Położył go na ziemi i go obezwładnił. Victor zaśmiał się:
- Carl Heinsen! Tyle razy to powtarzałem: mnie się nie da niczego udowodnić i zrobię sobie ze satelitą to, co chcę! Zabrać go stąd! A potem wykończyć!
Oprych, co dostał pensję od szefa, wziął Carla i już miał iść z nim do drzwi, ale za chwilę dostał nimi prosto w twarz. Puścił Carla i zaczynał się zwijać z bólu. To był Pablo, który wszedł i krzyknął:
- Gdzie mój laptop, łachudro?!
- Podejdź tu chłopczyku, to Ci pokażę! - warknął Victor, wyciągając granat. Wszyscy w tym momencie stanęli w bezruchu. Jeśli tylko otworzy zawleczkę i nim rzuci, to wszyscy zginą od eksplozji. Victor znów zaśmiał się szyderczo.
- Hahahaha, nic mi już nie zrobicie! - mówiąc to, Victor otworzył okno - Ja udaję się na wycieczkę i nie róbcie żadnych sztuczek, bo inaczej zginiecie!
- Pan też zginie! - mruknął Pablo. Carl w tym czasie zamknął napastnika w szafie i podszedł do Pablo.
- Zostawmy tego szaleńca, ja i tak poddaję się do dymisji!
- Arievederchi, frajerzy! - krzyknął Victor i wyskoczył przez okno. Pablo podbiegł do okna zobaczyć, gdzie wyląduje, ale okazało się, że w locie złapał go jeden z pracowników, co pilotował mały dwupłatowiec. Odlecieli szybko i po chwili już ich nie było. Carl w międzyczasie zdążył powiadomić policję o próbie przejęcia kontroli nad nieorbitującą jeszcze satelitą. Wiewiórki cały czas siedziały na parapecie i patrzyły na dwóch techników.Oni wyszli z pomieszczenia i podeszli do gromadki. Carl westchnął.
- Teraz, kiedy nie będę miał gdzie pracować, to zastanawiam się, co będę robił.
- Może popracuje pan u nas w szkole? - zaproponowała Żaneta - Mamy bardzo niekompetentnego informatyka, co o tym przedmiocie wie tyle, co raper o fizyce kwantowej.
- Tak zrobię. Nie można robić uczniom z mózgu wody sodowej - uśmiechnął się technik. Po kilku minutach przyjechały dwa pojazdy i jeden radiowóz policyjny i stróże weszli do budynku. Za chwilę znaleźli się przy naszych poszkodowanych.
- Jednego zamknąłem w szafie, żeby nie uciekł - powiedział od razu Carl policjantowi. Był nawet całkiem przyjemnym gościem.
- Zaraz go weźmiemy na przesłuchanie, tymczasem proszę zabrać swoich podopiecznych z budynku, bo musimy przeprowadzić tu śledztwo.
- Oczywiście, chodźcie - zwrócił się Carl do przyjaciół i wszyscy razem zeszli w dół. Pablo znowu przypomniał sobie o swoim sprzęcie.
- O nie, mój laptop. Przepadł.
- Niezupełnie - powiedział pewnien mężczyzna w czarnym płaszczu i białym kapeluszu, który podał chłopakowi laptopa - Znaleźliśmy to w biurze kontrolnym, gdzie jacyś ludzie chcieli zrobić z niego mielonkę. Od razu wkroczyliśmy do akcji.
- Czy pan jest... - chciał zapytać Carl o to, czy jest hakerem, ale tamten szybko odparł:
- Tak, ale proszę o tym nikomu nie mówić. I tak jesteśmy na bakier z prawem, a skoro policjanci już tu są, to lepiej, żeby o nas nie wiedzieli.
- Dobrze - przytaknął Pablo - Dziękuję za odzyskanie mojego laptopa.
- Nie ma za co. To na razie - mężczyzna w białym kapeluszu machnął im ręką i zniknął za prawym zakrętem korytarza. Carl powiedział:
- Skoro już wszystko gra, to chodźmy na lody. Ja stawiam.
- Jeeee - piszczały uradowane wiewiórki i wszyscy w ósemkę poszli na lody. Jeszcze raz opowiedzieli młodemu stażyście od początku, co się działo, a Carl obiecał im, że nikomu nie wyjawi ich działalności.Wyglądało na to, że projekt wysłania rakiety poczeka sobie trochę. Wiewiórki czekała jednak jeszcze jedna rzecz do zrobienia: przekazać dane Czarnemu Deszczowi wieczorem.
***
Wieczorem Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta, Eleonora i Pablo czekali w parku tylko na jednego gościa: Czarnego Deszcza. Nie musieli zbyt długo czekać, gdyż przybył do nich, jakby wyrósł spod ziemi. Zapytał:
- Macie te dane?
- Proszę - Pablo podał zleceniodawcy pendrive, gdzie wgrane były plany tej satelity. Jegomość w czerni pokiwał głową z uznaniem.
- Spisaliście się. Teraz dam wam spokój, ale jutro dostaniecie następne zadanie. Do jutra - i zniknął, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Pablo westchnął.
- Tak, do jutra.
- Dobra, my już lecimy, widzimy się jutro - powiedział Alvin i wszyscy zaczęli się żegnać z Pablo. Pablo również się z nimi pożegnał i udał się do swojego domu. Wiewiórki również udały się do swoich domów. To, co dzisiaj przeżyli, mieli całkowicie dość.Teraz marzyli tylko o ciepłym łóżeczku przed jutrzejszą szkolną codziennością. A może i nie? Ciekawe, co zaś Czarny Deszcz im wymyślił za zadanie? Tego dowiemy się następnego dnia.
Mam nadzieję, że się podobało :-) Do zobaczenia w ósmym rozdziale :-)
Świetna historia! Naprawdę nie można się doczekać dalszej części. Irytuje mnie tylko czasem trochę dziwna konstrukcja zdań, ale wszystko da się zrozumieć i to jest najważniejsze. Gratuluję pomysłu! Świetnie budujesz napięcie! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Simon S.
CUDOWNY! Nie mogę się doczekać następnego! No cóż, co ja się będę powtarzać, rozdział świetny, jak zawsze ;) trszkę mało Alvittany ale ty wiesz że mi zawsze mało Alvittany więc się nie przejmuj :D Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuń