czwartek, 25 czerwca 2015

Alvin i wiewiórki oraz niebezpieczna gra - rozdział 5

Ten rozdział Pablo przesłał mi jeszcze w zeszłym tygodniu.Miałam go dodać we wtorek ale wtedy moje myśli krążyły wokół jednego tematu.A tym tematem był wczorajszy bal gimnazjalny.Był naprawdę udany i jeszcze teraz o nim myślę.Szybko go nie zapomnę.Nie będę się rozpisywać na temat balu.Zapraszam do czytania.



ROZDZIAŁ V: WIELKI INFORMATYK
Nazajutrz przy wejściu do szkoły Alvin, Szymon i Teodor przywitali się z wiewióretkami całusami w policzki.
 - Ale mi się nie chce - narzekał Alvin, jak zwykle.
 - Nie narzekaj - Brittany trąciła go łokciem - Będzie dobrze.
 - Będzie dobrze, jak już wakacje będą.
 - Dopiero zaczął się rok szkolny, a ty już o wakacjach myślisz - wtrącił Szymon - to nie jest motywacja do pracy nad ocenami.
 - A cicho, panie Chodząca Encyklopedio - mruknął Alvin - bo ci się szkiełka zniekształcą.
 - Phi! - prychnął Szymon.
 - Przestańcie! - przerwała im Żaneta - W ten sposób nie pomagacie sobie nawzajem.
 - Dobra, dobra - machnął Alvin łapką na te słowa - lepiej chciałbym wiedzieć, kiedy poznamy tego gościa.
 - Tak jakoś teraz na matmie - odparła Eleonora.
 - Super, matłajzy* nie będzie, hurra! - piszczał uradowany Alvin, a reszta tylko pokręciła głowami, albo wzdychała. Brittany spojrzała na zegar przed szkołą. Dochodziła ósma, a to oznaczało, że trzeba było już się zbierać.
 - Dobra, chodźmy pod klasę, bo będzie kaszanka - oznajmiła Brittany i pierwsza ruszyła pod salę. Reszta wiewiórek również podążyła za Brittany. Dotarli do klasy dokładnie o ósmej. Pani Helena Skidrow, matematyczka, była jedną z wymagających nauczycieli, jeśli chodzi o punktualność. Jeśli zaś chodzi o ocenianie uczniów, jest bardzo skąpa. Mimo, że są uczniowie, co na szóstkę z matematyki zasługują, to tylko otrzymują piątki. Przynajmniej tyle. Kiedy pani Skidrow doprowadziła klasę muzyczną do jakiego takiego porządku, podeszła pod drzwi i powiedziała:
 - Teraz siedźcie cicho, idę po nowego ucznia. Jak wrócę, to chcę widzieć przepisane definicje ze strony piątej - i wyszła.
Klasa zaczęła przepisywać z podręczników. Pani Skidrow podeszła do chłopaka.
Był wysoki, miał czarne włosy, okulary, ubrany w niebieską koszulkę i krótkie, białe spodenki. Przywitał się z nauczycielką.
 - Chodź do klasy, będzie dobrze - powiedziała miło do chłopaka, ale ten najwyraźniej się trochę przejmował. Pani Skidrow otworzyła drzwi i gestem zachęciła chłopaka do wejścia. Ten wziął głęboki wdech i wszedł do klasy. Cała klasa zamilkła na jego widok. W końcu matematyczka zaczęła:
 - Witaj w naszej klasie, yyy... - zaczęła przeglądać jakąś kartkę, a chłopak dokończył:
 - Pablo. Jestem Pablo.
 - Nie masz imienia i nazwiska? - zdziwiła się matematyczka, wprawiając połowę klasy w lekki śmiech.
 - Tak naprawdę mam na imię Paweł, ale nazwiska nie zdradzę, bo przez to klasa się ze mnie śmiała. Ale nauczyciele przyjęli "Pablo" jako nazwisko. Więc prosiłbym, aby tak zostało.
 - No dobrze... - zgodziła się nauczycielka - A teraz usiądź z tyłu, bo jak widzisz...
Nie dokończyła, bo Pablo powlókł się do ławki z tyłu za Alvinem i Brittany.
Wiewiórki zauważyły wystającą z jego plecaka antenkę, która migała na czerwono. Odwróciły się do niego, ale szybko powróciły do poprzedniej pozycji, bo matematyczka już sprawdzała zeszyty. Pablo zdążył tylko wiewiórkom posłać nieśmiały uśmiech i w ciągu kilku sekund przepisał z pamięci definicję, bo akurat znał. Szymon popatrzył na niego z podziwem, ale nie skomentował. Przetrwali tak wszyscy lekcję, aż do dzwonka, gdzie nic ciekawego, oprócz liczenia nie robili.
***
Po lekcjach Pablo siedział samotnie w szatni i klikał zapamiętale w klawiaturę swojego zmodernizowanego laptopa. Co chwila uśmiechał się pod nosem pod adresem szkolnego informatyka.
 - Hahaha, zabezpieczenia tu takie, że nawet największy lamer by się włamał.
Wiewiórki i wiewióretki akurat były w szatni i usłyszały to. Postanowiły sprawdzić, do kogo należały te słowa. I właśnie zobaczyli Pablo, klikającego na laptopie. Alvin wzruszył ramionami, ale podeszli do niego. Pablo uniósł wzrok znad ekranu. Alvin zaczął:
 - Cześć, ehm... Mówią na ciebie Pablo, zgadza się?
 - Tak, to ja - odparł Pablo - A wy to zapewne Alvin i wiewiórki.
 - Skąd wiesz? - zapytała zdziwiona Brittany, ale zaraz klepnęła się w czoło. No tak, wszyscy ich znają.
 - Hahaha, nic się nie stało - machnął ręką Pablo - Akurat nie wszyscy mogą o was wiedzieć.
 - Racja - przytaknął Szymon - Dlaczego siedzisz tu sam w szatni?
Pablo wziął głęboki wdech i zaczał mówić:
 - Ech, to trochę dziwne, ale jestem samotnikiem. Niektórzy mówią na mnie dziwak, frajer, komputerowy koks a nawet Wielki Informatyk, bo specjalizuję się w komputerach, elektronice i matematyce. Nie miałem żadnych przyjaciół - tu Pablo zrobił smutną minę - dlatego było mi wszystko jedno. Ale jak chcecie, możemy się zaprzyjaźnić. Jestem na to gotów. Jestem Pablo - wyciągnął rękę w stronę wiewiórek. Od razu ją uścisnęły - Wy się nie przedstawiajcie, znam wasze imiona.
 - Przeszedłbyś się z nami na spacer? - zapytał Szymon - Mamy pewnien problem, ale nie możemy tu o tym mówić.
 - Jasne, no to chodźmy - Pablo uśmiechnął się, wyłączył sprzęt, schował do plecaka i w towarzystwie nowych przyjaciół, opuścił budynek szkolny.
Szli wszyscy ładną alejką, gdzie znaleźli drewnianą ławkę. Usiedli na niej i Pablo powiedział:
 - Możecie mówić. Z czym macie problem?
 - Pewnie nam nie uwierzysz - zaczęła niepewnie Żaneta - ale jest taki gość, ubrany w czarny płaszcz, który dał nam ważne zadanie i zawarta była informacja, że nam pomożesz.
Pablo zastanowił się chwilę.
 - Gość w czarnym płaszczu? Nie był to czasem Czarny Deszcz?
Wiewiórki zaskoczyły się pytaniem kolegi.
 - Skąd go znasz? - zapytał Teodor.
 - Radzę wam go nie lekceważyć, bo naprawdę może komuś w życiu namieszać. Mi już tak zrobił.
 - A co on ci zrobił? - zapytała Eleonora.
 - Jak wam już mówiłem, zostałem samotnikiem. Nie wiem za bardzo jak oddalił ode mnie ludzi, ale z punktu widzenia nauki musiał mną manipulować. On za nieposłuszeństwo mógłby was na przykład rozdzielić albo skłócić, więc musicie uważać na to, co robicie. A jakie zadanie wam dał?
Alvin westchnął i powiedział:
 - Masz nam pomóc wykraść plany tej satelity, która poleci na Marsa, tylko nie wiem po co.
Pablo otworzył usta z niedowierzania. Nie przypuszczałby, że ktoś mógłby się na ten wyczyn odważyć.
 - I dlatego wybrał mnie - Pablo bardziej stwierdził, niż zapytał - Rozumiem. Lecz to nie będzie taka oczywista sprawa. Serwer, na którym trzymają to wszystko jest lepiej strzeżony, niż serwer Google'a. Niczego nie obiecuję, ale spróbuję nad tym popracować.
 - A wiesz chociaż, na co mu są te plany? - zapytała Brittany.
 - Prawdopodobnie albo chce opóźnić ekspedycję, albo załatwi sobie stanowisko i będzie mógł samowolnie wysłać tego satelitę.
 - Może ci pomożemy? - zaoferowała się Żaneta - Ja, Szymek i jeszcze jest jeden kolega, też wiewiór i nazywa się Figar - on nam też mógłby pomóc dokonać włamu. Jest świetnym technikiem.
 - Wspaniały pomysł, Żaneto - ucieszył się Pablo - Co cztery głowy, to nie jedna.
 - Ale musicie się pospieszyć - wtrącił Alvin - końcem października ta satelita ma dryfować dookoła Marsa.
Teodor spojrzał na zegarek. Dochodziła szesnasta i przypomniał sobie o czymś.
 - Wybaczcie, nie chcę przeszkadzać, ale Dave nam mówił, żebyśmy byli w domu o szesnastej.
Alvin i Szymon popatrzyli na siebie. Całkiem o tym zapomnieli. Pożegnali się z wiewióretkami, z Pablo również i pobiegli w stronę swojego domu.
 - My też już musimy iść do domu. Do zobaczenia jutro - Brittany pożegnała Pablo.
 - Cześć - zawołały Żaneta i Eleonora.
 - Żaneto, a kiedy zaczynamy pracę? Nie mam jak się z wami umówić.
Brittany wyjęła notes i zapisała numery telefonu ich i chłopaków. Podała młodemu technikowi.
 - Chłopaki na pewno nie będą mieli nic przeciwko, że dałyśmy tobie numery - uśmiechnęła się Brittany i razem z siostrami, żegnając Pablo, odbiegły w stronę swojego domu. Pablo schował kartkę z numerami i również poszedł do domu.
***
W domu wiewiórek Dave czekał na chłopców w salonie. Dlaczego kazał im tak wcześniej wrócić do domu? Zaraz się przekonamy.
Alvin, Szymon i Teodor wrócili do domu w ostatniej sekundzie. Zegar w salonie wybijał już godzinę czwartą po południu. Chcieli pójść na górę, ale usłyszeli znajome wołanie:
 - Alvin, Szymon i Teodor!
Chłopcy popatrzyli się na siebie, ale poszli do salonu, gdzie na kanapie siedział Dave i patrzył na nich groźnym wzrokiem. O co chodziło?
 - Czy możecie mi wytłumaczyć, co to miało być?! - wskazał ekran telewizora, na którym był kadr z wiadomości o odkryciu skrzydła Ikara przez Alvina, Szymona, Teodora oraz Brittany, Żanetę i Eleonorę. Chłopcy spuścili głowy. Pierwszy odezwał się Szymon:
 - Przepraszamy Dave, ale właśnie dokonaliśmy odkrycia w dziedzinie nauki i...
 - I sami na własną rękę poszukiwaliście artefaktu?! - zapytał Dave ostro.
 - To nie tak - zaprzeczył Teodor, aż nagle zamilkł.
 - A więc jak? - ponowił pytanie Dave - Zachciało się wam bawić w Indiana Jonesa?!
 - Dave, to trochę skomplikowane... - dodał nieśmiało Alvin.
 - Ciekawe od kiedy to takie skomplikowane?! W twoich pomysłach na rozruszanie towarzystwa nic nie było skomplikowanego! Wiecie, jaka to odpowiedzialność przebywać nad tym jeziorem? Wystarczyłoby, by Teodor akurat się poślizgnął i wpadł do wody i co wtedy?!
 - Dave, my naprawdę przepraszamy za nieodpowiedzialne podejście, ale mieliśmy pewien powód, dla którego wyłowiliśmy ten skarb - próbował wytłumaczyć Szymon, ale nagle urwał. Dave spojrzał na niego.
 - Jaki to był powód?
 - Boimy się, że nam nie uwierzysz - mówił coraz ciszej Teodor, który się lekko trząsł. Dawno nie widział tak rozgniewanego Dave'a.
 - Dobra, zniosę wszystko - machnął ręką Dave - już przeżyłem z wami tyle sytuacji, że nic już mnie nie zdziwi. Mówcie.
Alvin trącił Szymona, by ten mówił. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić:
 - Pewnien facet w czarnym płaszczu daje nam zadania do wykonania. I takim jednym zadaniem było właśnie wydobycie tego artefaktu i wysłanie go do Miami, ale my zdecydowaliśmy się dla naszego dobra go wysłać do muzeum. I dostaliśmy zatem ostrzeżenie, by go nie lekceważyć.
 - I co teraz macie zrobić?
 - Włamać się na serwer firmy Fortknox, by wykraść dla tego błazna dane o tym satelicie, który ma za chwilę orbitować na Marsie.
Dave chwycił się za głowę. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Przecież włam jest niemożliwy. Spojrzał na chłopców i chwilę na nich patrzył. Teodor nie wytrzymał i zaczął płakać.
 - Daaaave, my naprawdę nie chcieliśmy, przepraszamy. Teraz nie możemy się już wycofać.
 - Mogliście mi o tym powiedzieć od początku - zauważył Dave, ale jakoś żal się mu zrobiło Teodora, wstał i go przytulił mocno. Potem przytulił również Szymona i Alvina. Kiedy skończył, westchnął i powiedział:
 - Dokończcie tę misję, tylko uważajcie na siebie. Jak coś, biorę na siebie pełną odpowiedzialność.
 - Dziękujemy i przepraszamy Dave - wiewiórki ponownie przytuliły swojego opiekuna.
 - Dobrze, już dobrze, a teraz idźcie odrobić lekcje.
 - Tak jest! - przytaknęły wiewiórki i pędem poszły na górę do swojego pokoju. Kiedy Alvin zatrzasnął drzwi, powiedział:
 - Nie mogę uwierzyć, że Dave pozwolił nam wykonywać te zadania.
 - Ja też - przytaknął Szymon - A teraz odróbmy lekcje.
 - Jasne - dodał Teodor i wszyscy wspólnie odrabiali lekcje, aż do wieczora. Później zjedli kolację, umyli się i poszli spać, żeby wypocząć następnego dnia. Pozostała tylko kwestia wykonania tego zadania, ale to trochę potem.


***
Następnego dnia w szkole wiewiórki dołączyły do Pablo i wiewióretek, którzy żywo o czymś dyskutowali.
 - Jesteście wreszcie - Brittany przywitała się z Alvinem całusem w policzek - Co tak długo?
 - Ach, zaspaliśmy trochę - machnął łapką Alvin.
 - Dobra, posłuchajcie - zaczął Pablo - udało mi się trochę zapoznać z tym serwerem tu i ówdzie. Jest piekielnie zabezpieczony, postarali się widzę. Ale przechwyciłem trochę kluczy dostępu do tego serwera. Najważniejsze jest wejść na serwer o odpowiedniej porze.
 - Skąd masz te klucze? - zainteresował się Szymon.
 - Komputer jakiegoś lamerskiego admina ma tyle luk w systemie i w zabezpieczeniach, że ja cię kręce, a są tam, bo nie mogą być na serwerze - ludzie w przeciwieństwie do komputerów nie mają takiej pamięci do przechowywania skomplikowanych haseł - wyjaśnił Pablo - dlatego muszą być na byle jakim komputerze.
 - Dobra robota - pochwalił Alvin - a teraz chodźmy na angielski.
I tak wiewiórki, wiewióretki i Pablo musieli przetrwać angielski, na którym odbył się test. Po teście miała być informatyka - przedmiot znienawidzony przez całą szkołę przez najbardziej niekompentnego nauczyciela informatyki - pana Henry'ego Hamptona. Tym razem jednak klasa muzyczna miała szczęście - pan Hampton musiał wyjechać na tygodniowe szkolenie, a w jego zastępstwo sprawował miły i uzdolniony młody stażysta firmy Fortknox - Carl Heinsen. Po wejściu do klasy powiedział tylko tyle:
 - Dziś macie luźne zajęcia. Róbcie sobie, co chcecie, ale po cichu, a ja wpiszę temat.
Klasa podziękowała i zajęła się sobą. Wiewiórki i wiewióretki zaraz dosiadły się do Pablo zaraz przy ściance, za którym znajdował się szkolny serwer. Pablo zaczął:
 - Oczywiście ważna jest pora wejścia na serwer - zaczął klikać w klawiaturę laptopa - według moich danych, tylko zaufani pracownicy mogą korzystać z zasobów tego serwera w godzinach od dziewiętnastej do dwudziestej. Niestety mamy pewien problem:
cały ten projekt waży z dwadzieścia gigabajtów, a ściągnąć mogą tylko zaufani agenci branży hakerskiej.
 - To co mogą pracownicy? - zapytała Eleonora.
 - Pracownicy mogą tylko aktualizować projekt i powiadamiać głównego szefa projektu, jeżeli coś będzie nie tak.
 - A hakerzy? - zapytała Żaneta - Mają na to wszystko uprawnienia i dlatego im wolno?
 - W zasadzie pracownicy też mają uprawnienia, ale niższe i podstawowe - wtrącił Szymon.
 - Racja - przytaknął Pablo - ale ci pracownicy to nasze najmniejsze zmartwienie. Musimy jakoś udowodnić, że jesteśmy zaufanymi hakerami, bo inaczej nie ściągniemy danych i będzie lipa.
 - Siemka, o czym rozmawiacie? - zapytał Gilbert, pojawiając się obok. Alvin zainterweniował:
 - Gilbert, proszę cię, nie teraz. Mamy pewne sprawy do umówienia.
 - Z nim? - Gilbert wskazał Pablo - ostatnio nas unikacie, Alvin. Powiecie mi, o co chodzi?
 - Nie jestem pewny, czy chcesz to wiedzieć - odparł Szymon, kręcąc głową.
 - Wybacz Gilbert, ale musimy pewną rzecz zrobić, ale tylko my tu jesteśmy wtajemniczeni - powiedziała łagodnie Brittany.
 - Jak chcecie - Gilbert wzruszył ramionami - to na razie.
Gilbert dołączył z powrotem do Eda, Olivera, Julii, Mai i Olivii. Żaneta westchnęła.
 - Ma rację, opuszczamy ich. Musimy z nimi przebywać, to nasi przyjaciele.
 - Ja wiem - odparł Alvin, lekko niezadowolony - ale co będzie, jak nie wykonamy tego zadania, już zapomniałaś?
Żaneta spuściła głowę. Nie umiała nic powiedzieć. Pablo westchnął i powiedział:
 - Myślę, że możecie do nich dołączyć. Spróbuję tu popracować - i Pablo nic więcej nie mówiąc, zaczął klikać. Wiewiórki i wiewióretki dołączyły do chłopaków i dziewczyn. Ich obecność nie zrobiła na nich wrażenia. W ogóle panowała niewesoła atmosfera.
 - Cześć - zaczął Alvin, przerywając ciszę - Co tam?
 - A nic - odparł Ed oschle - Fajny nowy kumpel?
 - Ale o co wam chodzi? - zdziwiła się Brittany - Pablo jest bardzo miły, więc nie rozumiem waszego zachowania.
 - A ja waszego - wtrącił Oliver - Od wycieczki nas zaczęliście jakoś unikać. Może jest coś, o czym nie wiemy?
Cała szóstka popatrzyła po sobie. Szymon westchnął.
 - To nie jest takie proste. Nie możemy wam powiedzieć, co robimy, bo to może mieć długofalowe konsekwencje.
 - A co miałoby was uziemić? - tym razem zdziwił się Gilbert - te trzy lafiryndy, co się ubierają w Croppie? A może działacie jako gang, albo coś? To wydobycie tego artefaktu, to nie jest żadna przypadkowa wiedza. Ktoś wam to kazał wydobyć, zgadłem?
Te błyskotliwe słowa Gilberta spowodowały, że czas jakby na chwilę stanął. Co prawda, było pięć minut do końca lekcji, a dłużyło się, jakby to trwało od godziny. Wiewiórki spojrzały po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. Miał rację. Dłuższe ukrywanie prawdy tylko będzie potęgować podejrzenia. Alvin wypuścił głośno powietrze i przyciszonym głosem zaczął mówić:
- Tak, zgadłeś. Pewien gościu każe nam robić jakieś zadania, by mógł sobie spełniać jakieś cele. Kiedy raz się z nim spotkasz, to będziesz robił to, co on chce i się z tego nie wycofasz.
 - Kiedy się nie dostosujesz - dodała Eleonora - może się dla ciebie to źle skończyć.
 - A on - Brittany wskazała zapracowanego przed ekranem Pablo - doświadczył już konsekwencje lekceważenia. Za karę nie miał przez tyle lat przyjaciół, aż do wczoraj. Zaprzyjaźniliśmy się z nim. Chcemy mu pomóc, ale on teraz musi pomóc nam, bo między innymi nasze zadanie nakazuje skorzystania z pomocy od Pablo.
Cała szóstka przyjaciół wiewiórek zastanowiła się chwilę nad tym, co usłyszeli.
 - Aha i nie może to wyjść poza ten krąg - przypomniał Teodor.
 - Dobrze - odparł Gilbert - jak coś, to możemy wam pomóc.
 - Dzięki, ale nie chcemy was narażać - powiedziała miło Żaneta.
 - Dla nas to nie problem - odezwała się Julia.
 - Dobrze, jakby było coś nie tak, to poprosimy was o pomoc - przytaknął Szymon i zadzwonił dzwonek na przerwę. Już nieco pogodzeni wytrwali do końca dnia.
***
Alvin po wyjściu ze szkoły podbiegł do Pablo, aby umówić się na akcję. Dogonił go jeszcze przed wejściem na dziedziniec szkolny. Pablo uniósł brwi i się uśmiechnął.
 - Spokojnie Alvin, bo tchu ci zabraknie.
 - Wiem, wiem - odparł Alvin, lekko dysząc - powiedz mi, kiedy zaczynamy akcję?
 - A mamy coś jutro? - zapytał Pablo.
 - Test z angola znowu, test ze śpiewu, test z historii i z chemii.
 - Możemy nawet jutro zacząć - zaproponował Pablo.
 - Super - ucieszył się Alvin, zwolniony z przykrego obowiązku napisania testu - usprawiedliwienie sobie jakoś załatwię. A będziesz na jutro gotowy?
 - Mam popracować z Szymonem i Żanetą u tego Figara po południu - powiedział młody informatyk - więc damy radę.
 - OK, to do zobaczenia - pożegnał Alvin i pobiegł w stronę swojego domu.
 - Na razie - odpowiedział Pablo i również skierował się do domu, a potem poszedł popracować nad zabezpieczeniami z Szymonem, Żanetą i Figarem aż do późnego wieczora. Później każdy skierował się do swojego domu, by czegoś się napić i udać się do łóżek, by następnego dnia rozpocząć misję.
Co sądzicie o moim wystąpieniu w opowiadaniu? Do zobaczenia w szóstym rozdziale :)

2 komentarze:

  1. Rozdział świetny jak zawsze, co tu dużo mówić? :D Fajny pomysł, że dodałeś siebie w opowiadaniu, tak jak opisałeś sb w opowiadaniu tak wyglądasz? B| Też bym chciałą wystąpić w twoim opowiadaniu... eh cóż marzenia... :) Ale rozdzialik fajny czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cu - do! Mówiłam, nie mam już poprostu słów ^.^ Ey, ja też chcę tam wystąpić! Weź mnie jakoś wkręć, nwm, jakaś nieważna postać trzecio planowa ^.^ czekam na nxt! ;*

    OdpowiedzUsuń