czwartek, 30 lipca 2015

Alvin i wiewiórki oraz Niebezpieczna Gra - Rozdział 13


ROZDZIAŁ XIII: GOŚCIE CZ.2
Szymonowi i chłopakom udało się wkońcu ugotować zupę pomidorową. Zawołali Alvina i Teodora, którzy zawzięcie grali na konsoli w Harry'ego Pottera i wszyscy wspólnie zaczęli jeść. Kuba się odezwał:
- Pyszności. Lepsza, niż u nas.
- Taka naturalna, nie z puszki - dodał Emil.
- Cieszę się, że wam smakuje - uśmiechnął się Szymon. Dochodziła już godzina dwudziesta, czyli powinni spodziewać się już Dave'a w domu. I właśnie usłyszeli dzwonek do drzwi. Teodor poszedł otworzyć i po chwili wszedł z Davem do kuchni. Dave przywitał się z chłopakami.
- O, zrobiliście pomidorówkę - ucieszył się kompozytor. Nalał sobie do talerza, usiadł przy stole i zaczął jeść. Bardzo mu smakowała.
- Przepyszne - zachwalał.
- Nie ma za co, Dave - uśmiechnął się skromnie Szymon.
- Jak tam na spotkaniu? - zapytał Teodor.
- Niedobrze. Dyrektor studia nie może pozyskać żadnej innej wytwórni do współpracy. A to oznacza niehybny upadek wytwórni, a szkoda - Dave zrobił efektywną pauzę - A jak tam w szkole? Podoba się wam? - zwrócił się do Emila i Kuby.
- Podoba się nam - odpowiedział Kuba, nalewając sobie kolejną porcję zupy - A tak formalnie, to szkoła, jak szkoła.
- No tak - przyznał Dave.
- Dave, my na chwilę wyjdziemy przed dom - powiedział Alvin, zabierając ze sobą Emila. Szymon i Teodor poszli do swojego pokoju.
- Idźcie - odparł Dave i również dolał sobie zupy. Alvin z Emilem stali przed domem i zapatrzyli się w wieczór nad Los Angeles. A konkretnie patrzyli na oświetloną ulicę i domy naprzeciwko. Alvin zapytał:
- Pochodzisz z Warszawy?
Emil przytaknął głową.
- Warszawa jest pięknym miastem - zaczął - Może nie jest jakąś wybitnością, jak Paryż, czy Nowy Jork. Jest jedyny w swoim rodzaju. Tam się urodziłem i spędzam najpiękniejsze chwile życia.
- To super - przyznał Alvin - Myślisz, że też będziemy mogli do was wpaść?
- Jasne, że tak - ożywił się kolega - A jak myślisz, po co są rewizyty?
- Faktycznie - zaśmiał się Alvin. Emil również.
- Mam w Warszawie dziewczynę, która szaleje za wami i chciałaby was poznać - powiedział Emil - Ale na razie nic jej nie powiem - to będzie niespodzianka.
- Serio? Ona nawet nie wie, że u nas jesteś?
Emil znowu przytaknął głową.
- Wszystko w swoim czasie.
- Do naszej szkoły chodzi kolega, który też jest z Polski - powiedział po minucie Alvin.
- To macie kolejnego nauczyciela do języków - uśmiechnął się chłopak - To fajnie.
Znowu milczeli. Po chwili weszli do domu - było trochę chłodno, jak na październik. Później pograli sobie wszyscy w Monopoly, a po grze położyli się do łóżek, bo jak wiadomo, test z fizyki. *** Następnego dnia zagraniczni uczniowie mieli umówione spotkanie z paroma nauczycielami, by mogli pozwiedzać Los Angeles. A to oznaczało, że niektórych lekcji nie będzie. Szkoda, że wśród tych przedmiotów nie znalazła się fizyka - uczniowie szczerze ją nienawidzili. Tylko Pablo, Szymon, Żaneta i Wiktoria uwielbiają ten przedmiot. A właśnie - Alvin, Szymon i Teodor dogonili zamyślonego Pabla przy wejściu do szkoły. Alvin klepnął go w ramię.
- Siemka, panie wszechwiedzący! Jak tam randka?
Pablo wytrzeszczył na niego oczy.
- Jaka randka? My się tylko przyjaźnimy.
- Żartuję przecież! - zbagatelizował Alvin. Napotkał groźny wzrok Szymona i nic już nie powiedział.
- Umiesz coś na fizę? - zapytał Teodor.
- Umiem i nie będę się tym chwalił - Pablo wzruszył ramionami - spisać wam nie dam, to wiecie.
- No, bo jeszcze fizyk zobaczy i będzie źle - przyznał Alvin - Szkoda, że nie da się z tym nic zrobić.
- Musiał by nosić całkiem czarne okulary - dodał Szymon. Pablo przytaknął głową i znowu przybrał minę zamyślenia.
- Pablo, stało się coś? - zapytał Szymon - Wydajesz się nieobecny.
- Sorki, ale dzisiaj wypuszczają tego satelitę w kosmos, kojarzycie?
- To jednak będzie na orbicie? - zdziwił się Teodor - Myślałem, że te plany...
- Nici z tych planów - przerwał Pablo - Pewien japoński dyrektor kupił tego satelitę wczoraj za dwa miliardy dolarów i od razu kazał wypuścić w kosmos. Obiecał, że przyśle Ameryce wyniki, jak tylko coś odkryją.
- Ciekawe... - pokiwał głową Szymon z uznaniem.
- Właśnie - przyznał Pablo - Dzisiaj będzie transmisja na żywo. Zaproszę Wiktorię, na pewno się ucieszy. Wy też możecie do mnie wpaść, jeśli chcecie.
- Wybacz, ale mamy gości - Alvin rozłożył ręce i zaraz skojarzył fakty - Ta mądra lady nazywa się Wiktoria?
Pablo przytaknął.
- Dobra, jedziemy na fizę! - zatarł ręce Alvin i dorzucił: - No co, miejmy to już za sobą.
I poszli. Jak im poszło, dowiemy się później. *** Po fizyce Pablo spotkał Wiktorię pod drzewem. Tym drzewem, na którym zawsze siedział, rzecz jasna. Podszedł do niej i przywitał ją... całusem w policzek. Zaraz się zrobił czerwony.
- Hahah, nie masz się czego wstydzić - uspokajała go dziewczyna - Ludzie się tak witają. To nic złego przecież.
- Racja, ale wiesz, trochę nieśmiały jestem... - Pablo próbował się tłumaczyć, ale Wiktoria położyła palec na jego ustach. Momentalnie zamilkł.
- Wiem - uśmiechnęła się - A teraz zapomnij o nieśmiałości i opowiedz mi, co dzisiaj robisz.
Informatyk również się uśmiechnął i odpowiedział:
- Właściwie chciałem cię zaprosić na transmisję tego satelity na Marsa o osiemnastej, jeśli masz czas.
Uśmiech, który malował się na ustach Wiktorii, możnałoby zaliczyć do ósmego cuda świata.
- Oczywiście, że przyjdę! - odparła uradowana, jakby czekała na to zaproszenie od dawna - Bardzo chciałabym zobaczyć tę transmisję, bo akurat moja mama okupuje telewizor.
- To... o osiemnastej u mnie? - upewnił się Pablo.
- Tak - Wiktoria uściskała chłopaka i odeszła w stronę sali historycznej. Pablo cały czas stał, jakby był w transie. Dopiero dźwięk dzwonka go obudził i pobiegł do reszty klasy do sali matematycznej. *** Po lekcjach Alvin złapał Brittany, siedzącą samotnie na trawie przy szkole.
- Nadal jesteś na mnie zła? - zapytał bez wstępów.
Wiewióretka uniosła na niego wzrok.
- Nie, przeszło mi już - odparła.
- Czekasz na siostry i te Włoszki?
- Tak. Potrzebujesz czegoś? - zapytała nieswoim głosem Brittany. Alvin już żałował, że zadał to pytanie.
- Właściwie, to niczego... to, do jutra - odszedł Alvin ze smutną miną. Niby mu wybaczyła, ale jakoś go ignoruje. Brittany chwilę odprowadzała go wzrokiem, ale zaraz odzyskała radość, gdy zobaczyła swoje siostry i Włoszki. Wyglądało na to, że wycieczka po Los Angeles zakończyła się wcześniej i możnało się rozejść do odpowiednich opiekunów. Żaneta zauważyła Alvina, idącego ze spuszczoną głową w stronę braci i dwóch Polaków.
- Co mu zrobiłaś? - zapytała.
- Nic - Brittany wzruszyła ramionami - Po prostu nie mam ochoty z nim gadać.
- Aha - odparła Żaneta i już nie dociekała. Cała piątka dziewczyn kierowała się do swojego domu. Kiedy Alvin podszedł do reszty chłopaków, powiedział tylko tyle:
- O nic nie pytajcie. Samo minie.
Poszli do swojego domu w całkowitym milczeniu. *** Pablo szedł samotnie drogą. Czuł się dziwnie, kiedy nie mógł pogadać z Alvinem czy z wiewióretkami. Ta wymiana spowodowała kilka rozwojów wydarzeń. Po pierwsze, poznał nową koleżankę (co się akurat cieszył). Po drugie, wiewiórki i wiewióretki przestały się do siebie odzywać. Ciekawe, czy to długo będzie trwać. Na razie niewiadomo. Dopiero z zamyślenia wywarła go Iga, która szła akurat naprzeciwko niego.
- Cześć Pablo! - zawołała, a on ocknął się po sekundzie.
- Cześć... Iga - odpowiedział i zaraz się uśmiechnął - Co ty tutaj robisz?
- Właśnie wybierałam się do centrum, a tą ulicą jest bliżej.
- Rzeczywiście... - odparł matematyk już bez takiej radości, niż zwykle. Iga przyjrzała się mu badawczo.
- Słyszałam, że przyjmujecie gości z zagranicy. Czy Alvin cię upokorzył przed nimi? Bo jak tak, to albo ja, albo Brittany spuścimy mu takie lanie, że...
- Nie trzeba - przerwał szybko Pablo - Chodzi o to, że oni się już nie odzywają do siebie i ja z nimi nie gadam, odkąd przyjechali ci uczniowie...
- Aaaa - pokiwała głową wiewióretka - Więc to tak wygląda...
- Ale za to przed ich przyjazdem poznałem fajną koleżankę. Tak samo inteligentna, jak ja, nie chwaląc się.
- Daj spokój - machnęłą ręką Iga - Wiem, że się nie chwalisz, ale to super, że masz nową koleżankę. Wybacz, ale muszę lecieć. Na razie.
- Cześć - odpowiedział Pablo i z tą samą miną, co przed chwilą skierował się do swojego domu. *** Wiktoria przyszła do Pabla o osiemnastej, zgodnie z umową. Pablo ucieszył się na jej widok. Przywitali się całusami w policzki.
- Chodź, zaraz się zaczyna.
Wiktoria uśmiechnięta bez słowa weszła do domu. Panował w nim mały bałagan, ale dziewczynie to wcale nie przeszkadzało. Cały dom, to typ bungalowu, czyli domku parterowego, w którym mieszkał Pablo. Na ścianach, co kilka centymetrów wisiały plakaty z jednostkami, układem okresowym pierwiastków, czy tablicom matematycznym. Bardzo się jej podobało - wszędzie królowały tu schematy, obliczenia i części komputerowe. Zauważyła w salonie drzewko zrobione z drewna i przyczepione do niego kościami pamięci RAM.
- To moja ozdoba. Sam ją wykonałem - odparł Pablo, wchodząc do salonu z sokami pomarańczowymi.
- Bardzo ładna - przyznała Wiktoria - Ja też zrobie sobie taką ozdobę. Przynajmniej nie trzeba podlewać.
- Ale chronić przed słońcem, to już trzeba - odparł Pablo i włączył kompuer. Szybko zalogował się na serwer, na co Wiktoria patrzyła zafascynowana. Potem kliknął na pewien odnośnik i wyświetlił się obraz z kamery, rejestrującej całe zaplecze astronomiczne. Puścił film.
- No, możemy oglądać - oznajmił informatyk z dumą.
- Sam tu mieszkasz? - zapytała Wiktoria.
- Tak. Niedaleko mnie mieszka mój wujek, który od czasu do czasu sprawdza, czy wszystko gra. Sam płacę podatki i takie tam.
Wiktoria wytrzeszczyła na niego oczy.
- Skąd bierzesz kasę? Jak nie chcesz mówić, to nie musisz...
- Wolałbym nie mówić - odparł Pablo ze smutną miną. Wiktoria położyła dłoń na jego ramieniu.
- Zamknijmy ten temat. To jest nieistotne. Obejrzyjmy sobie tę transmiję.
Pablo przytaknął głową. Usadowili się wygodnie na kanapie i oglądali. Pablo podczas transmisji zauważył, że Wiktoria oparła się głową o jego ramię. Chciał ją objąć, ale uznał, że to jeszcze nie czas na to. Lekko oparł głowę o jej głowę i oglądał. Wiktoria nie dawała tego po sobie poznać, że go poczuła, ale uśmiechała się. Transmisja pokazywała start satelity, która już wznosiła się poza atmosferę. Dopiero Pablo przełączył na satelitę i wtedy już mogli zobaczyć dryfującego satelitę w stronę Marsa. Trochę to zajmie, zanim tam dotrze. Oto malował się piękny obraz: dwoje naukowców siedziało sobie na kanapie i oglądało sobie na żywo obraz z satelity, co nie każdy doświadczony ekspert komputerowy może sobie na to pozwolić. Pablo wiedział, co robić i jak. Skończyli oglądać tak po godzinie, ponieważ stwierdzili, że już niczego nie zobaczą. Wyniki najwcześniej przyjdą za miesiąc.
- Trzeba czekać - podsumował Pablo, wyłączając komputer. Potem usiadł na kanapie i podparł się rękami.
- O czym myślisz? - zapytała Wiktoria.
- Właśnie przelatują mi przed oczami schematy układów scalonych, indukcji magnetycznych, kodów do serwerów i tego typu rzeczy - odparł Pablo - Wybacz, chyba cię zanudzam...
- No coś ty! - zaprzeczyła Wiktoria - Dlaczego miałbyś mnie zanudzać, skoro się tym wszystkim interesuję?
Pablo popatrzył na nią.
- Bo wiesz, zawsze zaczynam rozmowę od schematów, wzorów i rozwiązań konstrukcyjnych oraz wyjaśniam szczegółowo, dlaczego smartfon jest lepszy od zwykłego telefonu komórkowego*... i tym sposobem odpycham od siebie ludzi, bo nikt nie chce tego słuchać.
Wiktoria posłała mu pobłażliwy wzrok i powiedziała:
- Mnie możesz o każdym rozwiązaniu opowiedzieć, nie odsunę się od ciebie... ja też chętnie ci opowiem, co nowego w świecie technologii.
Pablo zarumienił się. Czyżby się zakochał?
- Miło z twojej strony... - i nic więcej nie powiedział, bo znowu poczuł pustkę w głowie. O czym tu powiedzieć. Może o technologii? Fakt, może chce słuchać, ale na dzisiaj chyba wystarczy... Trzeba coś wymyślić. Niestety, nie wymyślił niczego, więc spuścił głowę. Dziewczyna westchnęła, podniosła jego głowę i zaczęła mówić:
- Widzę, że się wahasz, czy pomówić o tranzystorach, czy lepiej nic nie mówić. Tak, jak powiedziałam, możesz ze mną mówić o technice dowolnie długo, ja też nie znam innego tematu, lecz nie zamykaj się w sobie. Wiem, że może przeżyłeś wiele nieprzyjemnych sytuacji, ale nie wiń siebie za to. Każdy popełnia jakieś błędy. Najważniejsze, to mieć obok zaufanych przyjaciół. Myśle, że choć cię tylko trochę znam, to jestem dla ciebie tą przyjaciółką.
Pablo cały czas na nią patrzył. Cieszył się, że ją poznał. Wiedział, że z jakiegoś powodu Wiktoria wie o nim więcej, niż on sam, ale mu to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Westchnął i odparł:
- Masz rację. Najważniejsze, to mieć przyjaciół. I ty do nich należysz.
Dziewczyna uśmiechnęła się skromnie i również spojrzała na zegar. Wstała i już miała się żegnać z Pablo, kiedy ten zapytał:
- Odprowadzić cię?
- Możesz - odparła Wiktoria i po chwili oboje wędrowali wzdłuż ulicą, która była trochę mokra, zapewne od lekkiego deszczu. ***
*Autor ma rację. Telefon i smartfon łączy np. funkcja wykonywania połączeń, czy pisanie SMS-ów, ale różnią się technicznie i np. smartfon posiada system operacyjny podczas, gdy zwykły telefon posiada proste oprogramowanie.
*** Chłopaki dotarli do domu. Alvin bez słowa skierował się do pokoju. Szymon, Teodor, Kuba i Emil popatrzyli po sobie i westchnęli. Emil zapytał:
- Co się mu stało?
- Pewnie Brittany znów mu nie wybaczyła - odparł Szymon ze smutną miną.
- Może z nim pogadam? - zaoferował się Kuba, ale okularnik pokręcił głową.
- Skoro ma smutną minę, to lepiej dać mu spokój. Przejdzie mu.
Przywitali się z Davem i od razu zaszyli się w piwnicy, gdyż Szymon obiecał Polakom, że pokaże im swoje eksperymenty. Chłopaki byli pod wrażeniem zawartości piwnicy. Wszędzie było pełno sprzętów laboratoryjnych, narzędzi, odczynników i tablic. A w rogu piwnicy widniał stos jakichś części, znane tylko maniakom i majsterkowiczom. A właściwie, to Szymon chciał pokazać im trochę chemii w wersji domowej. Na podłużnym stole ustawił kilka probówek i nalewał trochę płynów. Potem dolewał do nich kilka swoich roztworów i mieszał. Kiedy skończył, to podgrzewał wszystkie probówki. Z każdej z nich nagle zaczął wydobywać się dym w... kolorach tęczy! Chłopaki i Teodor patrzyli na to zafascynowani.
- WOW - powiedzieli jednocześnie - Ale bajer. Skąd umiesz takie rzeczy?
Szymon się uśmiechnął.
- Nauka w służbie wiewiórki.
Po tym wszyscy zaczęli się śmiać. To był jeden z przyjemniejszych wieczorów tego tygodnia. *** Tymczasem u wiewióretek Amadea z Sabiną rozmawiały z Żanetą o modzie, chłopakach i innych kobiecych sprawach. Brittany siedziała na balkonie i patrzyła w przestrzeń. Z rozmyśleń wyrwała ją Eleonora.
- Co robisz?
Wiewióretka popatrzyła na nią i odparła:
- A nic takiego... myślę.
- Widzę przecież - powiedziała z przekąsem Eleonora.
- Uważasz, że Alvin zasłużył sobie na to, abym mu wybaczyła? - zaczęła Brittany bez wstępów.
- No wiesz przecież, że najpierw on mówi, a potem myśli! - krzyknęła prawie Eleonora - Daj spokój. Widziałam przecież, jaki smutny szedł do domu.
- Wiem - westchnęła Brittany, po czym się ożywiła - Porozmawiam z nim.
- Doskonały pomysł - Eleonora pokiwała głową i odeszła do reszty dziewczyn. Brittany wyjęła telefon i napisała do Alvina: "Wyjdziesz? Musimy pogadać." Po czym czekała na odpowiedź jakieś pięć minut. Kiedy miała już zrezygnować, otrzymała wiadomość zwrotną: "Przyjdź. Czekam na zewnątrz." Brittany bez słowa wyszła z domu i pobiegła do Alvina, siedzącego przed swoim domem na schodach. Od razu uściskała go mocno, na co Alvin się zaskoczył. Potem również ją objął. Brittany powiedziała:
- Wybacz, ale wkurzyłeś mnie z tą dziewczyną. To sprawa Pabla.
- Przepraszam, wiesz, że ja... - zaczął Alvin, ale Brittany przerwała.
- Najpierw mówisz, potem myślisz, tak wiem, wiem.
- To co, wybaczysz mi? - zapytał Alvin, ale zaraz nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewał. Brittany dosłownie pocałowała mocno Alvina w usta. Wiewiór uśmiechnął się i jeszcze przez dłuższy czas ją przytulał. Wyglądało na to, że gniew Brittany został zażegnany, a Alvin obiecał sobie samokontrolę na przyszłość. Całą scenę obserwował Justin, nie wiadomo nawet skąd się biorąc. Prychnął i odszedł w kierunku centrum. I dobrze, bo nie będzie tym wiewiórkom psuł takiej chwili. *** To już był ten ostatni dzień, kiedy trzeba było zawieźć zagranicznych gości na lotnisko. Dave zawiózł Polaków na lotnisko samochodem, przybierając przy okazji Sabinę i Amadeę. Obiecali sobie z wiewiórkami, że będą ze sobą pisać. Niestety, był to piątek i wiewiórki musiały iść do szkoły. Przeżyły wszystkie lekcje, zwłaszcza, że dwie ostatnie lekcje im odpadły. Z testu z fizyki mieli całkiem niezłe wyniki (najlepsze Szymon i Żaneta). Po szkole każdy rozszedł się do domów i tak oto zaczęły się przygotowania do imprezy halloweenowej, która miała się odbyć w szkole. Wiewiórki nie zdawały sobie jednak sprawy, że zbliżał się również moment, w którym Czarny Deszcz da im zadanie, które... no cóż, zobaczymy później, co z niego wyniknie. Podobało się?

wtorek, 28 lipca 2015

Alvin i wiewiórki oraz Niebezpieczna Gra - Rozdział 12

Miłego czytania :-)


ROZDZIAŁ XII: GOŚCIE CZ.1 Po wczorajszej wizycie u Igi, Julii i Kasi, chłopaki poczuli się nieco lepiej. Postanowili, że cokolwiek by się działo, postarają się nie zwracać na nic uwagi. I tak też zrobili. Następnego dnia w szkole zaczęła się lekcja wychowawcza z panią Julią Ortegą, więc wiewiórki mogły liczyć na chwilę luzu. Zanim uczniowie zaczęli swoje rozmowy, nauczycielka uniosła dłonie, by się nie odzywali, a skupili się na niej. Kiedy rozmowy ucichły, pani Ortega zaczęła mówić:
- Posłuchajcie, jest pewna sprawa. Za dwa tygodnie mamy Halloween, ale przez nasze roztargnienie zapomniałam wam powiedzieć, że nasza szkoła będzie gościła zagranicznych uczniów w ramach wymiany.
Uczniowie słuchali zainteresowani. Nareszcie się coś dzieje!
- A więc - kontynuowała nauczycielka - będą to uczniowie z Niemiec, Włoch i Polski. Czy ktoś z was zechciałby przyjąć do siebie jakiegoś gościa?
Zapadło chwilowe milczenie, po czym uniosły się tylko dłonie wiewiórek. Pani Ortega uśmiechnęła się, jakby się tego właśnie spodziewała.
- No dobrze, a z jakiego kraju chcecie?
- Ja z braćmi przyjmiemy jakiegoś Polaka, albo Polkę - odparł uradowany Alvin - Polska to fajny kraj.
- A my z siostrami przyjmiemy kogoś z Włoch - dodała Brittany, a siostry przytakiwały energicznie głowami.
- Doskonale! - zawołała pani wychowawczyni - zaraz was wpisuję na listę.
Do końca lekcji trwały ożywione dyskusje na temat zagranicznych gości. *** Po wyjściu z klasy wiewiórki cały czas rozmawiały o tym, kogo i co będą robić z zagranicznymi rówieśnikami. Jedynie Pablo przysłuchiwał się wymianom zdań, ale nic nie mówił.
- Polacy są super! - zachwalał Alvin - zwłaszcza młodzi, bo działają aktywnie i są na ogół uśmiechnięci.
- Nie zawsze, ale to po części prawda - przyznał Szymon.
- Ale - Brittany machnęła łapką - My za to będziemy mieli prawdziwych Włochów! I będziemy nawet mówiły po włosku!
- A my co? - zapytał zdziwiony Alvin - My też się nauczymy nowego języka!
- A właśnie. Pablo, a ty czemu nikogo nie chcesz przyjąć? - zapytała Żaneta. Wszyscy skupili na nim wzrok. Matematyk westchnął i odpowiedział:
- Nie mam warunków do przyjęcia, a poza tym jestem zajęty całymi dniami.
- Aha - przytaknęły wiewióretki.
- Zaraz! - Alvina nagle olśniło - Przecież nie powiedziałeś nam, skąd pochodzisz!
- Właśnie, skąd przybyłeś do naszej szkoły? - podchwyciła Brittany.
Pablo chwilę patrzył na wiewiórki, po czym odparł:
- Z Polski.
Alvin, Szymon i Teodor otwarli pyszczki z niedowierzania. Wiewióretki natomiast były pod wrażeniem.
- I nic nam nie powiedziałeś?! - rzucił Alvin z pretensją.
- Nie zapytaliście o to - Pablo wzruszył ramionami.
- Nieważne - ucięła Brittany - Cieszymy się, że znasz płynnie angielski. Nauczysz nas później polskiego?
- Jasne - odparł Pablo, po czym odszedł w stronę sali informatycznej. Wiewiórki odprowadzały go wzrokiem, po czym wróciły do rozmowy. Pablo podszedł akurat do gablotki informacyjnej, która była wywieszona obok drzwi do pracowni komputerowej. W gablotce wisiała kartka o zgłoszeniu do najbliższej olimpiady przedmiotowej z matematyki. Możnało się jeszcze zapisać. Pablo pomyślał, że to i tak w ramach ćwiczeń, więc bez chwili namysłu, wpisał się na listę uczestników. Potem cofnął się i jeszcze raz przyjrzał się kartce - wszystko było, jak należy. Zadowolony, wszedł do sali komputerowej. Matematyka to jego specjalność. Nie zauważył natomiast, że naszego informatyka obserwowała pewna blondwłosa, z warkoczem dziewczyna, ubrana w krótkie dżinsowe spodenki i z białą koszulką, na której na środku miała ułożone z czerwonego, błyszczącego materiału serce. Podeszła do gabloty i przeczytała imię z ostatniej pozycji listy. "Pablo. A więc tak się nazywa" - pomyślała nieznajoma i odeszła w stronę swojej sali. Do sali informatycznej wiewiórki dołączyły po dzwonku, ale wiedziały, że nowy nauczyciel, Carl Heinsen, nie zrobi im za to burzy, bo bardzo je lubił. Po sprawdzeniu oboecności zrobili kilka ćwiczeń w Excelu, a potem Carl pozwolił uczniom do końca lekcji buszować po internecie. *** Na długiej przerwie Pablo podszedł do gablotki zobaczyć, czy nie przybyło jakieś nazwisko na liście. Kiedy miał już odchodzić, prawie wpadł na dziewczynę, która go obserwowała przed informatyką. A właściwie - nieznajoma sama wykombinowała taką sytuację, by go poznać. Wydawał się jej godny zainteresowania.
- Oj, sorki - zaczął Pablo - Nie zauważyłem.
- Nic nie szkodzi, to ja przepraszam - uśmiechnęła się dziewczyna - Straszna niezdara ze mnie. Jestem Wiktoria - wyciągnęła rękę w jego stronę. Chłopak od razu ją uścisnął.
- Jestem Pablo, miło mi.
Oboje stali i uśmiechali się do siebie. Pablo był tak podekscytowany tym spotkaniem, że nie wiedział, co powiedzieć. Zauważył, że Wiktoria miała ten sam problem.
- Ja cię trochę znam - zaczęła Wiktoria - podobno jesteś najlepszym matematykiem w szkole.
- Nie przesadzaj... - próbował zaprzeczyć Pablo, ale koleżanka uniosła dłoń i uśmiechnęła się.
- Zaraz się przekonamy, czy przesadzam. Ile wynosi liczba pi?
- Trzy przecinek czternaście piętnaście dziewięćdziesiąt dwa sześćdziesiąt pięć... - odpowiadał Pablo, bez zająkania, ale Wiktoria znowu mu przerwała.
- Tangens z dwudziestu trzech?
- Zero przecinek cztery dwa cztery cztery siedem...
- A pochodna funkcji iks do potęgi m-tej?
- M razy iks do potęgi m minus jeden - odparł Pablo z uśmiechem. Wiktoria już go nie pytała dalej. Te trzy odpowiedzi jej wystarczyły. Teraz odezwał się Pablo:
- A właściwie to jak długo interesujesz się matematyką? Myślałem, że dziewczyny wolą rozmawiać o modzie, o chłopakach i takie tam.
- Jak widać, należę do takich, jak ty. Tak od małego - odparła Wiktoria - Ja wręcz uwielbiam matmę. Do tego lubię też fizykę i informatykę...
- To tak, jak ja! - ucieszył się okularnik i znów się jej przyglądał, ale szybko przestał, bo uznał, że to idiotycznie wygląda z jego strony. Zamiast tego, zapytał:
- Masz numer?
- Jasne! - uradowana dziewczyna podała informatykowi numer telefonu, a on podał jej swój. Po chwili zadzwonił dzwonek na W-F, ale Pablo nie przejął się tym wcale. Pożegnał się z Wiktorią machając ręką, a potem ruszył w stronę sali gimnastycznej. I znowu nie zauważył, że wiewiórki przyglądały się całej tej scenie. Ruszyły więc za nim. Kiedy do dogoniły, Alvin się odezwał:
- Widzę, że znalazłeś sobie jakąś fankę.
Pablo popatrzył na Alvina ze spokojem.
- Właściwie, to ona pierwsza zaczęła. Wpadła na mnie niechcący i tak się zapoznaliśmy.
- Niezła jest - Alvin trącił Pabla łokciem - Całkiem do wzięcia.
- Jeśli chodzi ci o walory fizyczne - zaczął poważnie Pablo - to sobie lepiej daruj. Ja w dziedzinie dziewczynoznawstwa jestem totalnym lamerem*.
- A chcesz mieć heyah na policzku?! - krzyknęła niespodziewanie Brittany. Alvin i Pablo odwrócili się w jej stronę, ale wiewióretka rzuciła:
- Ty nie Pablo, ale Alvin!
- A za co zaś? - mruknął Alvin, chowając ręce do kieszeni bluzy - Za to, że mówię, że ona mogłaby być jego dziewczyną?
- Ty i tak się nie znasz, więc już nic nie mów! - krzyknęła oburzona Brittany i pomaszerowała szybkim tempem do szatni przed salą gimnastyczną. Żaneta i Eleonora zdążyły posłać Alvinowi groźne spojrzenie i również powędrowały do szatni. Alvin westchnął i przypomniał sobie o gościach, których przyjmą. Przynajmniej będzie o czym gadać. ***
*Lamer - osoba niekompetentna w danej dziedzinie; tym mianem zazwyczaj określa się osoby, które nie posługują się biegle komputerami, internetem i technologią.
*** Następnego dnia po szkole Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta i Eleonora pojechali z Davem na lotnisko, by odebrać zagranicznych gości. Byli tak podekscytowani, że omało Alvin nie wyleciał przez opuszczoną szybę w oknie samochodu. Na szczęście Szymon złapał go za bluzę w ostatniej chwili.
- Zachowuj się - syknął na brata.
- Spoko luz, nie bądź taki drętwy! - odpalił Alvin i stracił już nim zainteresowanie. Szymon tylko pokręcił głową i usiadł na swoim miejscu.
- Chodzące bezkulturewie - mruknął cicho Szymon, a Żaneta obok zachichotała. Po półgodzinie dojechali na miejsce. Dotarli do hali, skąd pasażerowie wychodzili z odprawy i unieśli przygotowane wcześniej kartki z imionami do góry (otrzymali poprzedniego dnia po szkole). Właściwie dużo osób z ich szkoły będzie gościło zagranicznych rówieśników. Alvin zdążył dostrzec tylko Gilberta, który też trzymał kartkę z imieniem. Po chwili do Alvina i jego braci przyszło dwóch chłopaków. Jeden był wzrostu Pabla z ciemnymi włosami, ułożonymi starannie na głowie, z zieloną koszulką i krótkimi czarnymi spodenkami. Niósł małą walizkę. Drugi zaś był trochę niższym blondynem o chudej sylwetce i ubrany podobnie, jak kolega, tyle że koszulka miała kolor czerwony i czarne spodenki. Oboje byli uśmiechnięci.
- Cześć - zaczął ciemnowłosy - Jestem Kuba, a to mój kolega Emil. Będziemy wam przeszkadzać do Halloweenu*.
- Cześć, ja jestem Alvin - wiewiór wyciągnął w ich stronę rękę, po czym wskazał na braci - A to moi bracia: Szymon w okularach i Teodor.
Podali sobie ręce.
- Znamy was, bo u nas w Polsce się dużo o was mówi - powiedział Emil.
- To super! - przyznał Teodor.
- Chodźcie, poznacie naszego tatę, a zarazem kompozytora naszych piosenek - powiedział Szymon.
- Nie mów! - zachwycił się Kuba - Czy to Dave Seville?
Wiewiórki przytaknęły głowami. Szymon zauważył, że wiewióretki witały się z dwiema reprezentantkami Włoch. Kuba i Emil nie mogli w to uwierzyć - będą mieszkali tydzień u boku najsławniejszych gwiazd muzyki. Doszli do opiekuna, a Kuba z Emilem dalej byli w szoku.
- D-dzień dobry - wydukali jednocześnie.
- Witajcie - przywitał ich Dave przez podanie ręki - Miło nam was gościć.
- A nam jeszcze milej - przyznał Kuba, ale zaraz powiódł wzrokiem po wiewióretkach, które już śmiały się z Włoszkami - Czy to wiewióretki?
- Tak - odparł Alvin, nawet nie zaglądając w ich stronę. Trochę się obraził na Brittany, ale w głębi duszy wiedział, że źle postąpił.
- Chodźcie do samochodu. Do naszego domu jest kawałek drogi.
- Super - przytaknęli Kuba z Emilem i niosąc swoje walizki, doszli do samochodu. Schowali do bagażnika i usadowili się z tyłu. Wiewiórki wiedziały, że ich koleżanki z nimi nie pojadą. Po chwili Dave wsiadł do samochodu i wyjechali z lotniska. ***
*Normalnie wiewiórki i inni bohaterowie mówią po angielsku, ale w powieści jest to nieistotne. Przyjmijmy, że przybyli goście będą konserwowali w języku angielskim.
*** Dojechali do domu po czterdziestu minutach, gdyż po drodze były nie małe korki. Chłopcy wysiedli z samochodu i otworzyli usta z podziwu - właśnie znajdowali się przed domem Seville'ów, który był naprawdę piękny, mimo, że był położony na przedmieściach. Był pomalowany na biało, miał kilka okien i nieduży, ale ładny ogród. Zaraz przy domu znajdował się garaż, z którego Dave właśnie wyszedł.
- I co, podoba się wam? - zapytał chłopaków, a oni szybko pokiwali głowami. Weszli do środka i już nie próbowali pokazywać szoku - wszystko im się bardzo podobało, łącznie z garażem. Przenieśli swoje walizki do pokoju obok pokoju wiewiórek. Kiedy skończyli rozpakowywać zawartość, Emil oznajmił:
- Ten dom jest mega fajny. Koledzy mi nie uwierzą, jak im opowiem.
- Olej ich - machnął ręką Kuba, leżąc na swoim łóżku - Alvin i ferajna będą fajniejszymi kumplami, niż te marudzące brzeszczoty.
- Masz rację - przytaknął Emil i również się położył. Po kilku sekundach już drzemali. Ta podróż naprawdę ich wykończyła. Dopiero wieczorem zjedli kolację z Davem i wiewiórkami, a po tym to na serio chciało się im spać. To dobrze, bo następnego dnia zagraniczni uczniowie mieli przyjść do szkoły. *** Następnego dnia Alvin, Szymon i Teodor rozmawiali i śmiali się z żartów Emila i Kuby. Widać, że się bardzo polubili. Brittany, Żaneta i Eleonora zaś rozmawiały z dwiema Włoszkami i widać było, że im tego bardzo brakowało. Nie zaglądały nawet na chłopaków. Gilbert rozmawiał zaś z Niemką, która nawet była ładna, o filmach. Jedynie Pablo siedział pod drzewem na przeciwko wejścia do szkoły i ich obserwował. Nie był obrażony, ani zły, po prostu uznał, że nie będzie im przeszkadzał. Po chwili, jak spod ziemi wyrosła Wiktoria i uśmiechnęła się do niego. Pablo odwzajemnił uśmiech.
- Co tu tak sam siedzisz? - zapytała, choć już znała odpowiedź.
- A tak sobie tu przesiaduję... - informatyk próbował ukryć zarumienienie, ale to nic z tego. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Pablo chciał coś powiedzieć, ale poczuł w tym momencie pustkę w głowie. Nie wiedział, o co ją zapytać. Fakt, była ładna, ale Pablo mógł tylko na nią patrzeć. Zrozumiał zaraz, że takie gapienie się oznacza frajerstwo. Wiktoria wyręczyła go i zapytała:
- Co robisz po szkole?
- Eee... - zaczął niezgrabnie Pablo, po czym się zreflektował - Szukam słabości w zabezpieczeniach sieci i konstruuję różne urządzenia elektroniczne. To mnie odstresowuje i pozwala uporządkować wiedzę. I oczywiście matematyka. A ty?
- To samo - pokiwała z uznaniem głową.
- Wybacz, że zapytam... - zaczął niepewnie Pablo - Ale czy jesteś odludkiem?
Pablo spodziewał się, że Wiktoria zmieni wyraz twarzy i zacznie po nim wrzeszczeć, lecz ku jemu zaskoczeniu, nic się takiego nie wydarzyło. Dziewczyna cały czas uśmiechała się.
- Można to tak nazwać. W tej szkole kujoni są traktowani, jak zło konieczne. A przecież jestem człowiekiem, jak każdy inny, tyle że mam swoje poglądy na pewne sprawy. To, że lubię naukę, to nie znaczy, że mam być z tego powodu ocięta od innych ludzi. Ale niestety tak jest...
- Miałem tak samo, dopóki nie spotkałem wiewiórek - odparł Pablo - I ciebie.
- Naprawdę? - zapytała Wiktoria, siadając obok niego - Kiedy pojawiłeś się w naszej szkole, to od razu wiedziałam, że muszę się z tobą zaznajomić. Ty jesteś inny, niż nawet najbardziej prześladowani kujoni. Ty załatwiasz wszystko mózgiem.
Pablo patrzył na Wiktorię zaskoczony.
- Skąd to wiesz? - zapytał.
- Potrafię określić charakter ludzi - wyjaśniła Wiktoria - I wtedy wiem, komu mogę zaufać, a od kogo lepiej trzymać się z daleka.
Pablo pokiwał głową ze szczerym uznaniem.
- Muszę iść, bo za chwilę jest dzwonek - oznajmiła, wstając. Pablo też wstał - Będziemy siedzieć w klasie cały czas, bo mamy jakieś testy.
- To powodzenia - powiedział Pablo i zapytał: - Aha, nie masz może ochoty wpaść dzisiaj do mnie? Może zbudowalibyśmy coś razem?
- Jasne. To do zobaczenia po ósmej lekcji przy wejściu do szkoły - odparła Wiktoria, pocałowała Pabla w policzek i pobiegła do szkoły. Ten stanął jak wryty. Dotknął lekko policzka i po raz pierwszy, odkąd się tu przeprowadził, uśmiechnął się szczerze. Bez pośpiechu wszedł do szkoły i poszedł do sali językowej. *** Gdzieś po trzeciej lekcji dyrektor Jonathan Levy zorganizował apel szkolny z okazji przyjęcia zagranicznych uczniów. Szkolne korytarze były udekorowane różnymi serpentynami, jakimiś anglojęzycznymi powitaniami i innymi rzeczami. Tylko trzy klasy przyjmowały uczniów, więc to był również dla nich apel. Przeszli wszyscy do sali gimnastycznej. Kiedy wszyscy usadowili się na trybunach, dyrektor donośnie zaczął mówić:
- Witam najmocniej naszych zagranicznych gości, którzy się starali, aby tu dotrzeć. Jestem dyrektor Jonathan Levy i mam zaszczyt zarządzać tą placówką oświatową...
- On będzie nawijał o tej szkole przez parę minut - wyjaśnił kolegom Alvin - Więc, jak nie rozumiecie jakiegoś słowa, to się nie przejmujcie. On taki jest i tyle.
- Spoko - przytaknęli Kuba z Emilem. Monotonna wypowiedź dyrektora trwała jakieś dwadzieścia minut, po czym oznajmił:
- A teraz zapraszam na środek wszystkich zagranicznych gości - i odsunął się od mikrofonu. W sali trwało małe zamieszanie, ale wywołani goście zaczęli podchodzić na sam środek sali. W sumie zebrało się ich aż dwunastu. Dyrektor podszedł do pierwszego ucznia, który pochodził ze Szwecji i zaczął mu tłumaczyć, co mają robić. A chodziło o to, by opowiedzieli zebranym klasom o sobie. Szwed pokiwał głową, po czym zaczął przekazywać innym na ucho płynnie po angielsku:
- Opowiadajcie o sobie. Byle nie dużo, bo nie chce mi się tu stać.
Rówieśnicy pokiwali głowami. Ich miny również świadczyły o tym, że chcieliby jak najszybciej opuścić salę gimnastyczną, albo i w ogóle szkołę. Każdy z nich opowiadał po krótce o sobie i trwało to ponad dziesięć minut. Dyrektor i zebrani nauczyciele (nie wszyscy, bo niektórzy byli na testach) kiwali głowami, że rozumieją. Kiedy skończyli, dyrektor podszedł do nich i powiedział:
- Dziękuję wam, możecie z klasami wracać na lekcję.
Wyjście ze sali gimnastycznej okazało się sprawniejsze i szybsze, niż wchodzenie do niej. Dyrektor znowu westchnął z zawodu, kiedy został sam.
- Kiedy ja zacznę nie przynudzać... - i ze sromotną miną opuścił salę. *** Na geografii pani Boston wykorzystała okazję, by zaprosić zagranicznych uczniów, żeby opowiedzieli o swoim kraju. Emil i Kuba wskazywały na dziewczyny (a te Włoszki to Sabina i Amadea), by poszły pierwsze. Niechętnie wstały, ale podeszły do tablicy, na której wisiała mapa Europy. Wyższa brunetka, Sabina, pokazała na mapie Włochy i zaczęła opowiadać:
- Włochy to kraj, z którego przybyłyśmy. Stolicą jest oczywiście Rzym - wskazała stolicę i mówiła dalej - W naszym kraju jest naprawdę cudownie, posiadamy jedną z najlepszych restauracji w Europie. Poza tym, warto zwiedzić kilka zabytków, jak Krzywa Wieża, albo Koloseum. Pogoda jest cały czas ładna, więc to by było chyba tyle...
Amadea tylko przytakiwała głową. Widocznie nie miała ochoty mówić. Albo się wstydziła.
- Dziękujemy Sabina - odparła pani Boston - A teraz zapraszam...
Nie musiała dokańczać, bo Polacy już skierowali się do tablicy. Przyjęli miny znanych profesjonalistów, którzy nie przyjechali na wymianę szkolną, a po to, by zaproponować pobyt w Polsce. Kuba uśmiechnął się i zaczął mówić:
- Ja i mój kolega Emil - wskazał kolegę obok - przyjechaliśmy z Polski - popukał trzy razy w narysowaną Polskę - To cudowny kraj. Tam żyje około trzydziestu ośmiu milionów Polaków. Stolicą jest Warszawa i stamtąd pochodzimy. Piękne miasto.
- O tak - przytaknął Emil - Jak będziecie kiedyś w Warszawie, to koniecznie zwiedźcie Pałac Kultury i Nauki - superowy jest stamtąd widok. Pogoda zmienna jest, więc niczego nie powiemy o zawartości cumulusów w ciągu dnia - klasa zachichotała, ale nauczycielka uciszyła ich sykiem - I naprawdę warto przyjechać.
Klasa mimo wszystko była zaciekawiona opowiadaniami rówieśników. To była może jedna z najciekawszych lekcji geografii w ciągu całego miesiąca. Nikt nie gadał, ani nie stroił głupich min w stronę geograficzki. *** Po szkole chłopaki przyszli do domu i od razu zauważyli kartkę. Alvin wziął ją do ręki i pokazał reszcie, by przeczytała. To Dave zostawił im wiadomość. A było na niej napisane: "Wybaczcie, ale mam pilne spotkanie z dyrektorem studia nagrań i wrócę późno. Obiad musicie sobie sami zrobić. Będę w domu prawdopodobnie o dwudziestej. Bądźcie grzeczni i nie wpuszczajcie obcych. Pozdrawiam - Dave." - Czy musi nas traktować, jak dzieci? - zapytał zrezygnowany Alvin.
- Dba o nas - powiedział poważnym tonem Szymon, dając Alvinowi do zrozumienia, że temat zakończony - Chodźcie do kuchni, coś ugotujemy.
- Super! - ucieszyli się chłopcy z Polski - Chętnie wam pomożemy.
- Co trzy pary rąk, to nie jedna! - uśmiechnął się Szymon i wszyscy skierowali się do kuchni.
Kiedy wszyscy znaleźli się w kuchni, Teodor powiedział:
- Ale zostawmy coś Dave'owi. Ucieszy się.
Szymon przytaknął głową. Przynajmniej w Teodorze miał jakąś nadzieję. Alvin natomiast wziął Teodora i poszli grać na konsoli. Szymon przygotował składniki. Odwrócił się do Kuby i Emila i zapytał:
- Pomidorowa?
- Może być - i od tego momentu cała trójka zabrała się za gotowanie pysznej zupy pomidorowej. Przynajmniej zrobią Dave'owi niespodziankę. *** Brittany, Żaneta i Eleonora rozmawiały zawzięcie z Sabiną i Amadeą o ciuchach. No tak, znowu były z nimi w galerii handlowej i właśnie przebywały w modnym sklepie z ciuchami. Wybór był ogromny. Dziewczyny przymierzały wszystko, co się dało. Włoszki były naprawdę zachwycone.
- Mogłabym tu siedzieć godzinami - powiedziała Amadea - Tyle tu markowych ciuchów.
- I nie takie drogie, jak u nas - przyznała Sabina.
- Przebierajcie się - odparła Brittany - ponieważ musicie poznać naszą kuchnię.
- Hamburgerów się już najadłyśmy - Sabina pokręciła głową. Brittany przewróciła oczami, wzięła Sabinę za rękę i poprowadziła ją do wyjścia. Siostry i Amadea dołączyły do nich przed wejściem do sklepu. Wiewióretka wskazała elegancką restaurację po przeciwnej stronie ulicy.
- Tam będziemy jeść. Ale nie hamburgery - przyznała Żaneta i cała piątka zaczęła się śmiać. Pomaszerowały do restauracji, a po dwóch godzinach szły spacerkiem w stronę domu wiewióretek. Były już padniętę tym chodzeniem. A na następny dzień miał być test z fizyki... *** W domu Pabla też trwała przyjemna atmosfera. Właśnie razem z Wiktorią skończyli lutować elektroniczne elementy na płytce drukowanej. Kiedy odłożyli narzędzia, Pablo pokiwał głową z uznaniem.
- Nie wiedziałem, że umiesz lutować.
- Lutowanie jest proste - odparła uśmiechnięta Wiktoria - A co to będzie?
- Płyta główna all-in-one - powiedział dumnie Pablo i oboje się zaśmiali. Pablo był pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. Potrafiła posługiwać się elektroniką, matematyką i fizyką. Z informatyki tylko umie wykonywać pewne rzeczy na komputerze, zaś w dziedzinie internetu i programowania prym wiódł Pablo. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, po czym dziewczyna spojrzała na zegarek - dochodziła dziewiętnasta i trzeba było się zbierać.
- Muszę iść. Rodzice będą się o mnie martwić.
- Odprowadzić cię? - zapytał informatyk.
- Nie trzeba. To do jutra - Wiktoria pożegnała kolegę całusem w policzek, po czym powędrowała alejką w stronę centrum. Pablo chwilę odprowadzał ją wzrokiem, potem uśmiechnął się i powiedział:
- Ależ ja mam szczęście...
I wszedł do domu, by posprzątać stanowisko pracy i iść do łóżka. Dalsza część przygód wiewiórek i ich zagranicznych gości już za niedługo. Bądźcie cierpliwi :)

wtorek, 21 lipca 2015

Alvin i wiewiórki oraz Niebezpieczna Gra - Rozdział 11

Cześć wszystkim :-) Mam nadzieję, że nie mogliście się doczekać następnego rozdziału. A oto i on. Miłego czytania :-)

ROZDZIAŁ XI: TO TYLKO KWESTIA CZASU
Następnego dnia wiewióretki (Brittany, Żaneta i Eleonora) dołączyły do chłopaków czekających przed wejściem do szkoły i widać było, że nad czymś rozmyślali. Przywitały się z Alvinem, Szymonem i Teodorem całusami w policzki i Brittany od razu pocałowała Alvina w usta. Ten stał osłupiały, jak słup telegraficzny.
- Ale za co... - zaczął Alvin, ale Brittany wtuliła się do niego i odparła:
- Za uratowanie mnie od tego bagna.
- A, nie ma za co, przecież od tego są przyjaciele - odparł Alvin z uśmiechem. Widać było, że mówił to całkiem serio, bez żadnych uśmieszków, czy żartów. Szymon z Teodorem popatrzyli na Alvina z ukosa, ale nic nie powiedzieli. Wiedzieli, że jak Alvin chce, to można w każdej sytuacji zachować powagę i postąpić jak dżentelmen. Do grupki dołączył Gilbert z Edem i Oliverem, którzy akurat szli w ich stronę.
- Co robiliście przez weekend? - zapytał Ed - Nie widzieliśmy was w ogóle.
- Byliśmy w lesie - odparł zgodnie z prawdą Szymon, ale nie wiedział, czy lepiej mówić o tym, że byli świadkami znalezienia skrzyni z monetami. Popatrzył po reszcie wiewiórek wzrokiem, na co oni kiwnęli lekko głowami.
- Aha - odparł Gilbert - A wiecie, że dzisiaj jest test z matmy?
- Wiemy - odparła Eleonora, obejmując Teodora. Teodor również ją objął.
- Co z wami? - zapytał podejrzliwie Oliver - Wyglądacie, jakbyście mieli iść na gilotynę.
- Bo to poniekąd prawda - odparła Żaneta - Musimy dzisiaj zaliczyć zaległości z ostatniego tygodnia.
- Dostaliście jakieś nowe zadanie? - spytał całkiem poważnie Gilbert.
Alvin wyzwolił się z objęć Brittany i bez słowa podał Gilbertowi czarną kartkę. Ten ją wziął i uniósł brwi. Na kartce było napisane tylko tyle: "???" Gilbert oddał Alvinowi kartkę z powrotem i pokręcił głową.
- Wena się mu skończyła - mruknął.
- I właśnie po to nam dał tę kartkę, buc jeden - odparł Alvin, wziął Brittany za łapkę i powędrowali do sali matematycznej. Reszta wzruszyła ramionami i również za nimi podązyli. Gromadka nie miała dzisiaj ochoty na jakiekolwiek żarty, tym bardziej, że mieli dość tego całego Czarnego Deszcza i jego głupich zadań, od których o mało nie zginęli. Pragnęli tylko ciszy i spokoju. Niestety, cisza i spokój będą musiały na chwilę poczekać, gdyż matematyczka, pani Helena Skidrow, wparowała do klasy krokami tak szybkimi, jak ludzie śpieszą się do pracy. Wyjęła z torby plik kartek, które były sprawdzianami i oznajmiła:
- Plecaki pod ławkę i na stole tylko długopis. Wszelakie ściągi do śmietnika. Kogo zobaczę ze ściągą, od razu wstawiam dwie jedynki. Jakieś pytania?
Mina klasy muzycznej wskazywała na to, że nie mieli ochoty o nic zapytać.
- Wobec tego - nauczycielka już rozdawała testy, również szybkim tempem - macie czterdzieści minut. Powodzenia.
Kiedy matematyczka rozdawała ostatnim uczniom kartki, do klasy wparował spóźniony Pablo. Szybko zamknął drzwi, chwycił się za pierś i wyrzucił jednym tchem:
- Przepraszam za spóźnienie.
Pani Helena popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale wskazała mu wolne miejsce pod ścianą.
- Siadaj, wyjmij długopis i piszemy.
Pablo bez słowa zajął wskazane miejsce. Pomachał ręką wiewiórkom, ale od razu zauważył ich miny - zrezygnowany wyjął długopis i gdy kartka była na jego stole, zaczął niesamowicie szybko pisać. Dla Pabla nie miało znaczenia, ile się spóźnił - po dziesięciu minutach był pierwszym, który oddał nauczycielce sprawdzian, ponieważ żadne zadanie nie stanowiło dla niego problemu. Na matematyce znał się doskonale. Pani Skidrow pobieżnie przejrzała jego pracę i jęknęła z zawodu chyba już po raz milionowy - na teście nie było żadnego błędu. Z ociąganiem wpisała Pablowi ocenę bardzo dobrą, bo jak sama sądziła - nie ma lepszych od niej samej. Czyste samolubstwo.
Wiewiórki i pozostali rówieśnicy nie mogli nadal w to uwierzyć, że nowy kolega po prostu napisał test i oddał. I to pierwszy. Jedynie Szymon i Żaneta radzili sobie bardzo dobrze z matematyką, ale nie tak dobrze, jak Pablo. Pablo zaś przez wrodzoną skromność nie chwali się tak wielkim darem - woli pomóć innym w zrozumieniu tego przedmiotu, niż być chodzącą samochwałą i egoistą. I za to jest uwielbiany przez wiewiórki. W razie czego, mogą na Pablo liczyć.
Po lekcji Pablo podszedł do wiewiórek i zapytał:
- Co macie takie miny? Co się stało?
- Masz - Alvin podał mu kartkę. Pablo zmarszczył brwi.
- Pytajniki? Za kogo on nas ma? Za wariatów? Jak przyjdzie kolejne zadanie od niego, to nie wiem co mu zrobię. Nie pozwolę się mu traktować, jak chłopiec hotelowy.
- On właśnie chce, żebyśmy tak myśleli - wtrąciła nieśmiało Żaneta - Bo w końcu i tak zrobimy, co nam każe. To czysta gra.
Informatykowi zrzędła mina.
- Masz rację - przyznał - Cokolwiek byśmy nie zrobili, to on to wykorzysta przeciwko nam - Pablo usiadł na ławce obok i schował twarz w dłoniach. Również miał dość tego chodzącego samoluba w czarnym płaszczu. Do Brittany dotarło wreszcie, że Pablo również ją uratował. Przysiadła obok niego i obejmując go przyjacielsko ramieniem, odparła:
- Po pierwsze, dziękuję za uratowanie mi życia. Po drugie, nie możemy się tak łatwo poddawać. Wreszcie znajdziemy jego słaby punkt, zobaczysz.
- O, ruda wtula się do kolejnego chłopaka! - parsknęła Samantha, przechodząc obok. Wiewiórki i Pablo popatrzyli na nią groźnym wzrokiem - Ty to masz branie!
Alvin nie wytrzymał i po prostu popchał ją, aż się przewróciła. Okazało się, że podczas upadku Samantha złamała sobie obcas w lewym bucie. Wstała, rzuciła wściekłe spojrzenie całej siódemce i rzuciła:
- Jesteście żałośni! Jeszcze tego pożałujecie, zobaczycie! - i popędziła w stronę łazienki, bez buta. Szymon pokręcił głową.
- Żałosne jest to, że musimy z nimi siedzieć w jednej klasie.
- Musimy wytrzymać - powiedziała Eleonora. Zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcję i wszyscy udali się do swojej klasy. A dzień nie zapowiadał się tak przyjemnie, jak miało to wyglądać. *** Po lekcjach nasi przyjaciele byli w przygnębiających nastrojach, mimo że udało się im pozaliczać brakujące przedmioty. Żarty Gilberta również na nich nie podziałały. Ostatnia przygoda pozbawiła ich humoru totalnie. Siedzieli akurat w parku niedaleko szkoły i rozmyślali. Alvin obejmował Brittany, Żaneta opierała głowę o ramię Szymona, Eleonora trzymała Teodora za łapkę. Obok nich Pablo podparł głowę ręką i był zapatrzony w przestrzeń. Czuli, że Czarny Deszcz nigdy już nie da im spokoju, a pytajniki mogły oznaczać tyle, co: "przygotujcie się na przygodę życia". Nagle zadzwonił telefon Alvina. Wyjął go z kieszeni i na tryb głośnomówiący odebrał połączenie. Dzwoniła Iga.
- Cześć Alvin. Co tam?
- Jest źle - odparł Alvin - Nie przysłał nam zadania, tylko jakąś zagadkę.
- Jaką zagadkę? - zapytała Iga po drugiej stronie telefonu.
- Trzy pytajniki - wtrącił Szymon.
Zapadło chwilowe milczenie. Potem Iga się odezwała:
- Hmmm... to może oznaczać, że szykuje dla was coś okropnego.
- A konkretnie? - zapytała Eleonora.
- Zadanie, które może wystawić was na próbę. Takie mega trudne zadanie.
- No coż, zobaczymy - odparł Pablo utrzymując tą samą pozycję.
- To trzymajcie się. Dzwońcie w razie czego - Iga, nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się. Alvin schował urządzenie do kieszeni. Popatrzył po pozostałych i powiedział:
- Nie wiem, jak wy, ale ja idę do domu trochę wypocząć. Muszę się zdrzemnąć - i nie czekając na reakcję braci, odszedł alejką w stronę domu. Reszta pożegnała się ze sobą i każdy poszedł w swoją stronę. *** Tego dnia było wyjątkowo deszczowno, jakby ktoś z nieba przelewał wodę z wiadra przez ogromne sito. Deszcz bębnił o szyby domów dość głośno, a na ulicach ludzie gonili z parasolami najprawdopodobniej do swoich domów, by nie przemoknąć. W ogóle panowała ponura atmosfera. Alvin, Szymon i Teodor byli zajęci swoimi sprawami. Alvin drzemał, Szymon odrabiał prace domowe, a Teodor jadł ciastka, które kupił w pobliskim sklepie. Brittany, Żaneta i Eleonora przeglądały swoje strony na internecie i starały się nie przejmować Czarnym Deszczem. Iga z Kasią i Julią przyglądały się swoim monetom, a potem robiły cokolwiek, by nie myśleć o swojej szkole i problemach, natomiast Pablo u siebie konstruował kolejne urządzenia, albo badał zawartość związków chemicznych w oranżadzie, lub też sprawdzał luki w zabezpieczeniach systemu. Jednym słowem: ciężko.
Czarny Deszcz postanowił dać im na chwilę spokój, ale już szykował dla nich coś specjalnego. To tylko kwestia czasu. Da im takie zadanie, że nie zapomną go na bardzo długo... *** Następny dzień był zwykłym, nudnym dniem szkolnym. Nasi przyjaciele przekonali się o tym, kiedy przekroczyli próg szkoły. Na przeciwko nich szły te trzy klasowe niby-piękności - Amanda, Samantha i Cho, które wyglądały, jakby kosmetyczka nieodpowiednio dobrała kosmetyki do ich cery, albo fryzjer, który źle dopasował ułożenie włosów i kolory. Ogólnie oceniając - wyglądały, jakby wyszły z imprezy halloweenowej. A do Halloweenu było jeszcze dużo czasu. Zmierzyły Alvina, Szymona, Teodora i Pablo nienawistnym wzrokiem. Amanda rzuciła:
- Lepiej złaźcie nam z dorgi, bo tego obcasa was nie podaruję!
- Skończy się wam dzień dziecka, leszcze! - dodała Samantha, pokazując chłopcom język.
- Idźcie do mamusi, ha ha haa... - Cho pogroziła im palcem i odeszły wybuchając głośnym śmiechem. Chłopcy pokręcili dezaprobato głowami.
- Im starsze, tym głupsze i dziecinniejsze - mruknął Alvin, kopiąc w pobliski kamyk - to Teo umie się lepiej zachować.
Do wiewiórek i Pablo dołączyły Brittany, Żaneta i Eleonora już w nieco lepszych nastrojach. Zdążyły tylko przywitać się z chłopakami całusami w policzki, bo po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Z markotnymi minami weszli do środka. Już mieli wejść do klasy matematycznej, gdy Alvin szturchnął Szymona.
- Zaraz wracam. Idę do wuceta.
- Idź, przecież cię nie trzymam.
Alvin odbiegł w stronę toalety. Kiedy tam wszedł, zastał tam... samego Czarnego Deszcza stojącego przy umywalce. Ten najwyraźniej wiedział, że małemu wiewiórkowi zachce się iść do toalety, więc postanowił na niego zaczekać. I proszę, oto spotkanie. Alvin stał, jak wryty i nie wiedział, co zrobić. Ten go wyręczył, więc odchrząknął i zaczął mówić:
- Zapomnijcie o tamtych monetach, przeszło mi. I tak zarobiłem więcej, niż mi było trzeba. Ale nie cieszcie się - to jeszcze nie koniec - Czarny Deszcz podał Alvinowi kopertę. Kiedy ją odebrał, facet w czarnym płaszczu wychodząc, rzucił:
- Bądźcie czujni. Wszystko się może zdarzyć.
Alvin chwilę stał z kopertą nie wiedząc za bardzo, co powinien zrobić. Postanowił, że otworzy ją przy braciach i przyjaciołach po matematyce. I przypomniał sobie, po co tu przyszedł - po chwili nie było go już w toalecie. Kiedy doszedł do drzwi sali matematycznej, zdążył usłyszeć jedynie:
- Bądźcie czujni.
Wiewiór w czerwonej bluzie wzruszył ramionami, wszedł do klasy i od razu powiedział:
- Przepraszam, ale byłem w kiblu.
- W toalecie się mówi, Alvin - odparła matematyczka, pisząc coś w dzienniku - siadaj.
Alvin usiadł obok Brittany i rozpakował swoją torbę. Już go kręciło, by zajrzeć do tej koperty, ale obiecał sobie, że wytrzyma. Teraz lepiej się skupić na lekcji. Pani Skidrow zdążyła w tym czasie wpisać oceny ze sprawdzianów, wstała i powiedziała do klasy:
- Czas przejść do waszych wyników. Powiem wam, że mnie wasze oceny ani trochę nie zdziwiły. Najlepszą ocenę, czyli bardzo dobrą otrzymał Pablo - nauczycielka powiedziała jego imię koślawo - a plus czwórki otrzymali Szymon i Żaneta. Reszta miała tróje, dwóje i jedynki. Jak jest ktoś zainteresowany swoją oceną, to zapraszam do dziennika.
Tymi słowami uczniowie do końca lekcji nie byli już zainteresowani. *** Po lekcjach Alvin przypomniał sobie, że nie pokazał reszcie koperty. Kiedy gromadka miała się żegnać, Alvin przerwał:
- Stop! Zapomniałem wam coś pokazać! - od razu wyjął z kieszeni bluzy czarną kopertę. Wszyscy popatrzyli na nią z niesmakiem.
- Teraz pewnie będą wykrzykniki - mruknęła Brittany - wyrzuć to.
- Nie mogę tego zrobić! - zaprotestował Alvin - Kiedy przed matmą byłem w toalecie, to przy umywalce stał Czarny Deszcz. Podał mi kopertę i powiedział, żebyśmy byli czujni. Czuję, że w środku jest jakaś wiadomość.
- Otwórz, zobaczymy - polecił Pablo. Brittany popatrzyła na niego zaskoczona, ale nic nie powiedziała. Alvin rozerwał kopertę i pokazał ją gromadce: "Po pierwsze: bądźcie czujni. Po drugie, przygotujcie się do zadania, które pokaże wam, na co was stać. Otrzymacie je dopiero w Halloween. Strasznej zabawy, Czarny Deszcz." - Mało poważne - wtrącił Szymon.
- Po Halloween? - zapytał zawiedziony Teodor - Już się boję...
- Nie ma czego - uspokoił go Alvin - Ale teraz nie myślmy o tym. Zobaczymy później, co to będzie.
- Tak, to tylko kwestia czasu - przytaknął Pablo i cała siódemka postanowiła odwiedzić wiewióretki - Igę, Julię i Kasię. Alvin nie zauważył kiedy kartka rozsypała się w pył. Może to dziwne, ale Alvin jako jedyny czuł, że coś wisi w powietrzu. Postanowił nie dzielić się z resztą swoimi przeczuciami - na razie chciał się dobrze przygotować do Halloweenu, który miał nadejść dopiero za dwa tygodnie. Czyli dużo czasu.
Bądźcie cierpliwi do następnego rozdziału :-)

niedziela, 19 lipca 2015

10 000 wyświetleń :-D




Dziękuje wam bardzo za wszystko.Za te 10 000 wyświetleń.Dziękuje wszystkim czytelnikom , komentatorom.Szczególnie dziękuję Pablo i Brittany Miller - Seville za pomoc w prowadzeniu bloga.Pablo za napisane fanficki , ukazane do tej pory rozdziały mini - książki i za te , które się pojawią na blogu.
Brittany Miller - Seville za wszystkie cytaty tygodnia , piosenki tygodnia , obrazkowo , które ( mam nadzieję ) jeszcze się kiedyś pojawią na blogu i za pomoc w rozdziałach.Jeszcze raz dziękuję komentatorom i czytelnikom za wielką pomoc.:-) :-)

Wyzwanie / zadanie Charlene






Na początku chciałam przeprosić za kilkudniowe opóźnienie z wstawieniem Wyzwanie / zadanie Charlene.Dziękuje Brittany Miller - Seville i Kasi Tasi za napisanie wyzwań.A więc , Charlene , jesteś gotowa ?
- Tak myślę.
No to zaczynamy !  :-)



Wyzwania od Brittany Miller - Seville

1. Zjedz robaka.. glizdę PROSTO Z ZIEMI.
- Akurat mam jedną.Chciałam zrobić komuś żart ale zjem ją.
< zjada glizdę >
- Już nigdy więcej ...
2. Pocałuj Justina w policzek (jesteście siebie warci - takie same żmije z was. )
- Żmiją to możesz nazywać kogoś innego ale nie mnie i Justina.Foch. :-( Nie mogę tego zrobić , ponieważ rozmawia teraz z Alvinem.Jak do mnie przyjdzie to to zrobię. ;-) 
3. Nie odzywaj się do Alvina przez calutki tydzień. 0 KONTAKTU!
- Chyba śnisz !
4. Daj spokój Brittany.
- Po moim trupie.
5. Wypij sok z ketchupu, musztardy, pieprzu, soli, gorczycy i majonezu zalanego octem.
- Przygotowałam się do tego wcześniej , żeby nie robić go teraz. < pije substancję >
- Zaraz wrócę ...
6. Wyjdź na ulicę w przebraniu czarownicy (chociaż.. to powinien być twój strój codzienny) i taplaj się w błocie.
- Nie ma błota.Ostatnio nie padało.Użyję czekolady.W końcu ma podobny kolor. :-)
7. Idź taka brudna do centrum handlowego i zacznij się wydzierać na środku sklepu "DAWAĆ MI NIMBUSA 2000!" (Wymiękasz? Boisz się? ;> )
-Nie wymiękam.Idę. < Idzie do centrum handlowego i zaczyna krzyczeć >
- Dawać mi Nimbusa 2000 ! 
- Proszę bardzo.
- ... Dziękuję  :-) :-D
8. Idź do domu swojej wychowawczyni i obsmaruj go jajkami. (Nie wiesz gdzie mieszka? O, jak przykro, o tym też pomyślałam. ZDOBĄDŹ ADRES. )
-Jak chcesz.Ale narazie nie mogę.Jesteśmy w Sopocie.  :-P 
9. Idź do psychiatryka i zapytaj o wolne miejsce, bo chcesz się tam zgłosić.
- Mogę zadzwonić i się zapytać. :-) < dzwoni >
- Halo , dzień dobry.Czy dodzwoniłam się do psychiatryka ? 
- Tak.Potrzebujesz czegoś ?
- Chciałam zapytać czy macie wolne miejsca ?
- Nie.Nie mamy.Proszę zadzwonić za kilka lat.
- Dziękuję.Do usłyszenia.
< rozłącza się >
10. Przesiedź cały najpiękniejszy dzień lata w DOMU. SAMA.
- Jakbyś nie zauwarzyła to przypomnę Ci , że jesteśmy na wycieczce. :-) 


Wyzwania od Kasi Tasi

1. Udawaj żebrającego biedaka na ulicy :3
- Jakbyś nie wiedziała to jak to zrobię to wyjdę na głupka.Nigdy ! 
2. Złap rękami rybe XD
- Jak tylko pójdę nad jezioro ... 
- Charlene , chcesz iść nad jezioro ?
-Tak , chętnie.
< poszli nad jezioro i Charlie próbowała złapać rybę. >
- Nie mogę.One są za śliskie.
3. Zachowuj się przy Alvinie najgorzej/najobrzydliwiej jak umiesz
- Czyli mam jeść jak jakieś niewychowane zwierzę ? Co Ty sobie myślisz ?! Ja nie będę się tak zachowywać.
4. Papuguj Justina cały dzień
- Spoko :-) 
5. Zrób reklame podpasek i pokaż Justinowi, Brit, Alvinowi... :D
- Tymczasowo to niewykonalne.
6. Zatańcz w supermarkecie do piosenki ,, majo, majo ''
- Zasmucę Cię , gdyż nie znam tej piosenki.
7. Pocałuj Justina w drugi policzek :3
- Cześć Charlie , co robisz ?
- Zadania od komentatorek.A skoro już tu jesteś to ... < całuje Justina w oba policzki >  
:-* :-* 
- Jej ... Dzięki.
8. Zatańcz przed Justinem i Szymkiem jakiś em.. seksy taniec XD
- Yyy ... bez komentarza ...
9. Wypij sok z cytryn i zmieszaj z papryczką chili
- Już go zrobiłam Już go zrobiłam < pije sok >
- W życiu nie piłam czegoś gorszego ...
10. Skocz na bangee. :)
- Ok.No to.idę.Jus , idziesz ze mną ?
- Oczywiście. :-) 
- To idziemy ! 
< przeszli się po okolicy ale nic nie znaleźli >
- Ech , szkoda , że nic nie znaleźliśmy.Chciałam spróbować.
- Jeszcze będziesz miała okazję.


No więc to by było na tyle.
- Nareszcie. 
Jeśli wam się podobało to piszcie w komentarzach a jeśli nie to też piszcie.Nie obrażę się. :-)

sobota, 18 lipca 2015

Alvin i wiewiórki oraz niebezpieczna gra - Rozdział 10

Witam, mam nadzieję, że się doczekaliście :) Miłego czytania :)


ROZDZIAŁ X: SKRZYNIA, MONETY I KŁOPOTY

Mężczyzna w drucianych okularach przeglądał plany dotyczące lasu National Woods z niesmakiem. Nawet komputer nie był w stanie wyświetlić dokładnie całego obszaru, nie wspominając już o zawartości. Wściekły postanowił zaczekać na moment, kiedy w tym lesie pojawią się wiewiórki i zdradzą miejsce znaleziska, żeby bezceremonialnie im to odebrać. Uśmiechnął się do swoich myśli i postanowił sobie zrobić czas relaksu - wyjął piwo z lodówki, usiadł przed komputerem i zaczął grać w głupie strzelanki.

***

Sobota popołudniu. Iga, Kasia i Julia przyszły do domu Alvina, Szymona i Teodora. Bardzo im się w domu podobało i przy okazji poznały opiekuna chłopców - kompozytora Dave'a. Siedziały akurat w królestwie chłopaków i śmiały się z ich opowiadań.
 - Hahaha, to naprawdę było dobre - odparła Iga, śmiejąc się - Nigdy na to bym nie wpadła.
 - My też byśmy na to nie wpadli, gdyby nie Teodor - powiedział Alvin, wskazując Teodora - Od początku miał dziwne przeczucia.
 - Nie przesadzajcie chłopaki... - wtrącił zawstydzony wiewiórek - Chciałem pomóc i pomogłem.
Cała szóstka była rozbawiona. Atmosfera była całkiem przyjemna, dopóki nie przypomnieli sobie o jutrzejszej wyprawie.
 - To do jakiej szkoły chodzicie? - zapytał Szymon, przerywając kilkusekundowe milczenie.
 - My chodzimy do szkoły na St. Patrick Street - odpowiedziała Julia - To szkoła z internatem, ale nas na to nie stać, więc jedynie uczęszczamy do szkoły, bo nauka jest bezpłatna. A wy gdzie chodzicie?
 - My do szkoły muzycznej Studio 21 - oznajmił dumnie Alvin. Dziewczyny zachichotały.
 - Fajnie macie - przyznała Kasia.
 - Już wiecie, na co wydacie te pieniądze za monetę? - zapytała Julia.
 - Hmm... nie zastanawialiśmy się nad tym - odparł Szymon, pocierając brodę - pewnie na studia, czy coś...
Znowu zapadło milczenie. Kasia spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła szósta po południu.
 - Ech, będziemy musiały się zbierać - oznajmiła wiewióretka - musimy przygotować się na tą jutrzejszą wyprawę.
 - Racja - przytaknęła Iga i wstała.
 - To co, do jutra chłopaki? - zapytała Julia, ściskając już Alvina.
 - Jasne, że tak! - odparł Alvin, ściskając Julię. Potem reszta wyściskała się z dziewczynami, potem wiewióretki podziękowały Dave'owi za gościnę i udały się do swojego domu. Alvin, Szymon i Teodor patrzyli chwilę na oddalające się koleżanki, po czym wrócili do domu. Do wieczora nie działo się nic nadzwyczajnego, a po jedenastej w nocy cała trójka smacznie spała.

***
NIEDZIELA, GODZINA 15:30 - LAS NATIONAL WOODS
***

Całe towarzystwo spotkało się w lesie National Woods przy zawalonych pniach. A konkretnie to byli: Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta, Eleonora, Pablo, Julia, Iga i Kasia, czyli spora, dziesięcioosobowa, zgrana grupka. Kiedy każdy przywitał się ze sobą uściskami, Alvin zwrócił się do Igi:
 - Wiecie, gdzie jest ta skrzynia?
 - Mniej więcej - odparła wiewióretka, która dziś była ubrana była w białą bluzeczkę i dżinsowe, krótkie spodenki - niedawno padało i zmiękczona gleba mogła trochę głębiej wciągnąć skrzynię. Nie kazałyśmy wam przynosić łopat, bo te narzędzia ukryłyśmy sprytnie w lesie.
 - Świetnie - Pablo pokiwał głową z uznaniem - Ja zaś mam wykrywacz metalu, w razie czego.
 - O, przyda się - pochwaliła Kasia - A teraz chodźmy, chciałabym to mieć za sobą.
 - Ja też - odparł Teodor i cała dziesiątka zaczęła przechadzać się po lesie w kierunku, w którym podążały Julia, Iga i Kasia. Jakieś piętnaście metrów za nimi patrzył na nich, ukryty za krzakami, facet w drucianych okularach, korzystając z termowizjera. Po paru sekundach zdjął przyrząd z wysokości oczu, schował do płaszcza i zaczął po cichu iść za nimi.
 - Dalej, dalej, idźcie... - wyszeptał mężczyzna, który już był pewny swojego zwycięstwa. Zobaczymy, czy się nie pomylił.
Tymczasem cała grupka szła w całkowitym milczeniu. Mieli wrażenie, że ziemia, po której chodzą, zaraz się rozerwie na pół, a drzewa, że wyciągną z ziemi swoje korzenie i zaplątają przechadzających się intruzów, lecz nic takiego nie nastąpiło, ponieważ nie było czego się bać w tym lesie. To tylko bujna wyobraźnia naszych bohaterów stwarzała takie obrazy. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że kilka kroków za nimi szedł pewien mężczyzna, który będzie chciał ich związać (a kto wie, co będzie chciał im zrobić?) i zabrać cały łup. Miejmy tylko nadzieję, że nie zrobi im poważnej krzywdy.
Ciekawa sprawa miała się co do samej osoby Czarnego Deszczu. Dlaczego oczekuje od swoich, nazwijmy to poddanych, że przyniosą dla niego całą skrzynię, wraz ze zawartością, skoro tak jak ten mężczyzna w drucianych okularach, mógłby sam ich śledzić i dotrzeć do skarbu? A wtedy miałby pewność, że nic z tej skrzyni nie zostanie zabrane? Może jest totalnym leniem i potrzebuje chłopców na posyłki? Nie, z pewnością nie jest to lenistwo...
W pewnym momencie Kasia, Julia i Iga przystanęły i gestem nakazały, by reszta się kawałek cofnęła. Julia zaczęła tupać nogą w ziemię, po czym Kasia i Iga zrobiły to samo. Po chwili natrafiły na coś twardego, ale to na pewno nie był kamień. Kasia podeszła do najbliższego krzaku i wyjeła zza niego... 3 łopaty. Podała obu dziewczynom i zaczęły kopać. Cała siódemka przyglądała się im w milczeniu i w wyczekiwaniu na odnalezienie skrzyni. Pablo wyjął ze swojego plecaka wykrywacz metalu, rozwinął rurkę na długość i włączył urządzenie. Przyłożył do miejsca, gdzie wiewióretki tupały nóżkami i od razu wykrywacz zaczął piszczeć. Mężczyzna w drucianych szkłach przyglądał się ich poczynaniom zza krzaka, jakieś dwadzieścia metrów od nich. Był bardzo ciekawy, czy to koniec poszukiwań. Pablo wyłączył urządzenie, wziął łopaty i zwrócił się do Alvina i Szymona:
 - Pomóżcie mi.
I cała trójka kopała w ziemi. Odsuwali gródki ziemi na bok i tą operację powtórzyli może z dziesięć razy, gdy Szymon trafił w twardą powierzchnię. Zaraz zaczęli przesuwać ziemię i dostrzegli zarys drewna. Dziewczyny rzuciły się na pomoc, mimo prostestów chłopaków i po dwudziestu minutach kopania, odgarniania ziemi i wyciągania, mieli przed sobą niedużą, ale sporej wagi skrzynię. Szymon obejrzał ją ze wszystkich stron, opukał ją kilka razy i pokiwał głową z uznaniem.
 - No, to drewno wytrzymałoby jeszcze ze sto lat.
 - Naprawdę? - zapytała Iga.
 - Oczywiście - Szymon oparł ręką o skrzynię - To stare, dobre drewno dębowe. Używa się go do dziś w produkcji beczek do przechowywania piwa.
Iga pokiwała głową z niemym podziwem.
 - A jak ją otworzymy? - zapytał Teodor, otrzepując ręce.
 - Czekajcie, zaraz coś znajdę - odparł Pablo i zaczął przeglądać zawartość swojego plecaka. Z pewnością znajdowały się narzędzia, których nie nosi zwykły uczeń. Było w nim: multitool, kilka płytek drukowanych, kable, klucz uniwersalny, przejściówki, laptop, śrubokręty i jakieś metalowe blaszki. Wszyscy patrzyli na tą zawartość ze zdziwieniem.
 - No co? Nigdy nie wiadomo, kiedy co się przyda - odparł Pablo, wyciągając jedną z tych blaszek i zamknął plecak na zamek błyskawiczny. Przyłożył pod wieczko skrzyni i zaczął powoli w nią napierać.
 - Chodzi o to - wyjaśniał informatyk, podważając wierzch skrzyni - żeby nie zdeformować ani nie zgiąć blaszki zbyt dużą siłą.
 - Może ci pomóc? - zaoferował się Szymon.
 - Dzięki, zaraz będzie po wszystkim.
Alvin i pozostali trzymali kciuki za otwarcie skrzyni, gdzie znajdowały się cenne monety z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Mężczyzna zza krzaka nie spuszczał z gromadki oczu, czekał na moment, kiedy skrzynia zostanie otwarta, by się wreszcie ujawnić i zabrać całą zawartość. Po pięciu minutach podważania, Pablo otworzył skrzynię. Wszyscy wskoczyli na nią, by zobaczyć błyszczące monety. Cała dziesiątka stała z otwartymi ustami, nie potrafili wydobyć z siebie słowa.
 - Jakie lśniące... - odezwał się Szymon.
 - Ile ich tu jest... - Alvinowi aż świeciły się oczka i pomyślał w tej chwili, że wygrał na loterii.
 - Aż się wierzyć nie chce... - dodała Eleonora.
Mężczyzna w drucianych okularach już nie dbając o nic podszedł do grupy, ci jednak na jego widok szybko odskoczyli i cofnęli się kawałek. Iga pomyślała, że to już koniec marzeń o prawdziwych studiach i normalnym życiu. Facet wyglądał, jakby był wynajęty przez jakiegoś specjalnego agenta. Przybrał groźną minę i powiedział:
 - A teraz sobie stąd grzecznie pójdziecie i nikomu nic nie powiecie, zrozumiano? - wycelował w nich małym pistoletem, co w rzeczywistości był paralizatorem, jakiego używają policjanci do ubezwładniania przestępców. Szybko ładował pieniądze do worka, wykonanego z materiału i co chwila spoglądał na wystraszoną gromadkę, czy nie planują jakichś sztuczek. Szymon postanowił to wykorzystać do negocjacji i chrząknął.
 - A może się jakoś dogadamy? - zaczął, a reszta patrzyła na okularnika wielkimi oczami - Nie trzeba panu całego worka tych monet. Za jedną dostanie pan co najwyżej miliard.
Mężczyzna w tym momencie przestał ładować monety do worka i popatrzył na Szymona z zainteresowaniem.
 - Miliard, mówisz?...
 - Tak - przytaknął pewnie Szymon, choć sam nie był do końca pewny, czy to prawda - Przecież każde muzeum i instytucje badawcze dałyby ogromne sumy, choćby za jedną z tych monet...
Mężczyzna zastanowił się chwilę. Schował do kieszeni trzy monety i rzucił worek z monetami do skrzyni i odbiegając, rzucił:
 - Bierzcie sobie te monety. Mnie już i tak tu nie ma.
Cała gromadka patrzyła jeszcze chwilę na biegnącego w las postać, która za chwilę zniknęła za drzewami. Potem wszyscy rzucili się na Szymona, by go wyściskać i wycałować za uratowanie życia. Najwięcej razy wycałowała go Żaneta, której nieśmiałość gdzieś chwilowo zniknęła. Szymon był już czerwony, jak kompot truskawkowy.
 - Nie trzeba było - odpowiedział.
 - W sumie, niewiele się pomyliłeś - odparł Pablo, przeglądając internet w swoim smartfonie - Uniwersytet Kalifornijski już dałby nawet dwa miliardy dolarów za te monety.
 - Skąd masz internet w środku lasu? - zapytała Julia, unosząc brwi.
 - Mam kupiony pakiet internetowy - uśmiechnął się Pablo i schował urządzenie do kieszeni w spodenkach. Reszta płci żeńskiej patrzyła na Pabla pytająco, a Alvin z Szymonem przewracali oczami i kręcili głowami. Pablo powiedział:
 - No operator, u którego macie numer, może wam zaproponować usługę włączenia pakietu internetowego w telefonie za odpowiednią cenę. Jeśli już kupicie, to nawet, jak nie ma Wi-Fi w pobliżu, to możecie połączyć się z internetem przez sieć komórkową. A wtedy operator nie będzie wam naliczał opłat za transfer danych, bo będzie je ciągnął z waszego, zakupionego pakietu. Proste?
Teraz dziewczyny pokiwały głowami. Szymon pocierał brodę i powiedział:
 - Ciekawe, jak my to przeniesiemy...
 - Ej, ale weźmy sobie też te monety, zanim je oddamy - przypomniał Teodor, ciągnąc brata za rękaw bluzy. Szymon pokiwał głową i wszyscy wzięli sobie ustalone wcześniej po dwie monety. Potem Pablo zamknął skrzynię i stwierdził:
 - I tak nie wiem, czym mamy to przetransportować.
 - Może zadzwonimy po Gilberta i resztę? - zaproponowała Brittany.
 - Tym razem lepiej nie... - pokręciła przecząco głową Żaneta - jeszcze oni by sobie wzięli po monecie i Czarny Deszcz się zorientuje, że coś ubyło tych monet.
 - Żaneta ma rację - przytaknął Pablo i zaraz wszyscy poczuli jakby mroźmy wiatr, który zaczął wiać. Liście na ziemi zaczęły fruwać po całym lesie, a gałęzie drzew kołysać się i piszczeć, jak nienaoliwione zawiasy do drzwi. Za nimi zmaterializował się, nie wiadomo skąd, Czarny Deszcz. Wszyscy się wystraszyli i już mieli zacząć wrzeszczeć, gdy stwierdzili, że nie potrafią z siebie głosu wydobyć, jakby miał dokładnie w tym momencie się nie ujawniać. Czarna postać patrzyła na nich chwilę, prawdopodobnie krytycznym wzrokiem, potem przeniósł wzrok na monety (chociaż nie wiadomo, jak je widział przy zamkniętej skrzyni) i bez wstępów rzucił:
 - I ZNOWU NIE WYKONALIŚCIE MOJEGO ZADANIA!
Jego głos był tak ostry, jak brzytwa i tak zachrypiała, jak u czarnoksiężnika. Już sama jego obecność mogła przyprawiać o dreszcze. Dziewczyny starały się nie trząść ze strachu, ale to było silniejsze od nich. Chłopaki przytulali wiewióretki i próbowali dodawać im otuchy, ale sami się go bali. Alvin popatrzył na mężczyznę groźnie i odpalił:
 - A właśnie, że wykonaliśmy! Wszystkie monety są na miejscu!
 - Zamknij pyszczek, szczurze lądowy! - ryknął tym razem donośniej Czarny Deszcz - Ostrzegałem was, żebyście wykonali moje zadania w stu procentach, ale wy wolicie iść na łatwiznę!
 - A za co jesteśmy winni? - zapytał Pablo.
 - ZA KRADZIEŻ!
I w tym momencie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Drzewa zdawały się poruszać, z liści zaczęły się formować dziwne kształty, a z nieba waliły pioruny jeden po drugim. Julia, Kasia i Iga już dawno nie widziały swojego zleceniodawcy i szybko pożałowały, że pomogły wiewiórkom w odnalezieniu tej skrzyni, ale co się stało, to się już nie odstanie. Cała dziewiątka wtulała się w Pablo, a ten starał się ich przysłonić od mocnego wiatru, który znienacka zaczął szaleć. Czarny Deszcz miał wyciągnięte ręce w górze i zaczął coś pomrukiwać w nieznanym języku, a potem, jak na komendę zniknął im z oczu, nie mówiąc im już o konsekwencjach nieposłuszeństwa. No cóż, te dziwne zjawiska można chyba zaliczyć do kary. Pablo, jak i pozostali zauważyli, że skrzynia zniknęła. Szybko sprawdzili swoje kieszenie i okazało się, że monety im nie zniknęły. Zaczęli po omacku poruszać się po tym ciemnym i nieprzyjemnym lesie, które nie dawno było spokojne i kolorowe. Wiatr huczał, jakby byli w górach, a gałęzie dosłownie zwalały się na ziemię. Tym razem trzeba było biec.
 - Biegnijmy! - krzyknęła Kasia.
I wszyscy starali się biec jeden za drugim, by się nie zgubić, czy nie oberwać od spadających gałęzi drzew. Pioruny dalej strzelały, niebo się błyskało i jak na złość przyszła momentalnie wielka ulewa, przemaczając wszystkich do suchej nitki. Teraz poczuli, co to znaczy igrać z Czarnym Deszczem, co nazwa akurat pasowała do tej aury, ale wiedzieli, że musi być jakiś sposób na pokonanie go. W pewnym momencie Brittany potknęła się o wystający korzeń drzewa i wpadła do wielkiego błota.
 - POMOCY! JA TONĘ! - zdążyła krzyknąć wiewióretka, kiedy błoto faktycznie ją wciągało na dno. Alvin odwrócił się i czym prędzej pobiegł w jej stronę, a za nim Pablo. Alvin wyłożył się na brzegu, ale złapał Brittany za obie łapki i zaczął ciągnąć.
 - Nie bój się, wyciągnę cię stamtąd! - z wielkim wysiłkiem ciągnął Alvin, ale błoto było silniejsze, po czym zwrócił się do Pabla, który dobiegł do miejsca zdarzenia - Pomóż mi ją wyciągnąć!
Pablo bez słowa wyciągał wiewióretkę z błota. Reszta stała kilka metrów dalej i obserwowała poczynania chłopaków. Wkońcu Pablo wyciągnął Brittany z błota i trzymając ją w rękach, rzucił do Alvina:
 - Biegniemy i to szybko!
Pablo, niosący Brittany na rękach razem z Alvinem dobiegli do reszty i wszyscy biegli, ile mieli sił w nogach. Wreszcie, po kilku minutach męczarni, wydostali się z lasu, gdzie już pogoda była całkiem inna. Usiedli na trawie po drugiej dtronie ulicy i odetchnęli z ulgą. Popatrzyli jeszcze na mroczny las, gdzie już nie było sensu wracać. Misja została zakończona i koniec. Cała grupka wyglądała w fatalnym stanie, byli cali mokrzy i ubrudzeni od błota. Mimo wszystko, wszyscy zaczęli się ściskać i gratulować sobie zwyciestwa. Kiedy skończyli, Alvin powiedział:
 - Ciekawe, jak się wytłumaczymy Dave'owi...
 - Awarią wychodka w lesie - skomentował Szymon i wszyscy zaczęli się śmiać. To była pasjonująca i niebezpieczna przygoda. Każdy doprowadził się do jakiego takiego stanu i cała grupka zmierzała w stronę domu Sevillów.

***

Kiedy dotarli wszyscy do domu, to Dave aż chcwycił się za głowę na ich widok.
 - Co się z wami stało? - spytał przerażony - idźcie do łazienki się wykąpać. I to już!
 - Dobrze Dave - odpowiedzieli wszyscy chórem i każdy zaczął się według ustalonej kolejności kąpać. Najwięcej czasu na kąpanie zajęło dziewczynom, także po dwóch godzinach wszyscy byli czyści i przebrani w nowe ciuchy. Dave popatrzył po wszystkich i oznajmił:
 - No cóż, Iga, Kasia, Julia, Brittany, Żaneta, Eleonora i Pablo mogą tu zostać na noc, jeśli chcą.
 - Dziękujemy! - odpowiedzieli wymienieni i zaraz wszyscy zaczęli opowiadać, jaką przeżyli przygodę. Dave po kilku sekundach milczenia, zapytał?
 - Macie te monety?
 - Jasne! - powiedział Alvin i za chwilę wrócił z monetą, którą zabrał ze skrzyni. Podał Dave'owi, a ten ją obejrzał i oddając powiedział:
 - Farciarze. Tylko pieniądze, które otrzymamy, musimy na coś przeznaczyć.
 - Coś wymyślimy - odparł Szymon i tak wszyscy spędzili miły i przyjemny wieczór. Przyjaciele zaczęli żarotwać z Davem, a Dave z nimi, a po dziesiątej trzeba było położyć się spać. Goście spali w pokojach na górze, więc problem łóżek był zażenany. Sam Dave poszedł do swojego pokoju, położył się i od razu zasnął. Ta przygoda wyczerpała wszystkich totalnie. Ciekawe tylko, co Czarny Deszcz znowu im wymyśli?

piątek, 17 lipca 2015

Wielka przygoda cz.1

Witam.Wiem , że długo nie było rozdziału ale niestety nie mogłam wcześniej dodać.Mam nadzieję , że rozumiecie.I jeszcze przypomnę , że rozdziały będą się teraz nazywać Wielka przygoda.Jednak będzie to kontynuacja poprzednich.Zapraszam do czytania.


Następnego dnia wszyscy byli wypoczęci po podróży.Większość zastanawiała się co będą dzisiaj robić.Trójka wiewiórek siedziała w salonie i rozmawiała.
- Ciekawe co będziemy dzisiaj robić. - zastanawiała się Brittany
- Też się zastanawiam. - powiedziała Żaneta.
- Jak znam Alvina to właśnie próbuje się tego dowiedzieć. - mówił Szymon
Chwilę później do salonu wbiegł Alvin.
- Słuchajcie ! Dziś idziemy na cały dzień na plażę ! - poinformował resztę Alvin
- Super ! Nie mogę się doczekać ! - mówiła z podekscytowaniem Britt
- Wychodzimy po śniadaniu.Ja idę się spakować. - powiedział Alvin i poszedł czym prędzej do swojego pokoju.
- My też - powiedziała równo pozostała trójka i poszli.
Po śniadaniu wszyscy już byli gotowi do drogi.
- Już nie mogę się doczekać kiedy będziemy na miejsu - mówiła z podekscytowaniem Britt
W tym momencie do czwórki naszych bohaterów podeszła Charlene.
- Brittany , możemy chwilę porozmawiać tylko we dwie ? - zapytała Charlene ?
- Tak.Chodźmy.
Kiedy przeszły trochę dalej Charlene zaczeła rozmowę.
- Słuchaj , chciałabym dzisiaj spędzić trochę czasu sam na sam z Alvinem.Ale ty Mi w tym przeszkadzasz.
- To nie jest Moja wina , że woli mnie a nie ciebie.
- Zrozum jedno.Nie widziałam go przez długi czas.I chce z nim spędzić ten dzień.Rozumiemy się ?
- Pewnie , że nie.To On wybierze z kim chce spędzić czas.A Jego wybór można przewidzieć.
- Spędzę z nim ten dzień czy tego chcesz czy nie.I lepiej nic nie mów bo jak powiesz to zapłaci za to ktoś ci bliski. - mówiąc to Charlene myślała o Alvinie.
- Nie waż się mu nic zrobić.
- Jeśli będziesz siedzieć cicho to nic mu się nie stanie. - po czym poszła sobie jakby nigdy nic.
Chwile później wyruszyli na plażę.Kiedy dotarli wszyscy od razu pobiegli do wody.Alvin , Szymon , Brittany i Żaneta pływali razem gdy nagle ktoś wciągnął Alvina pod wodę.Jednak po chwili wynurzył się On i Charlene.
- Alvin , może popłynelibyśmy gdzieś dalej ? - zapytała pewna odpowiedzi Charlene
- No na chwilę możemy ...
- Wiedziałam , że się zgodzisz.
- Tylko się nie utopcie ! - krzyknął za nimi Szymon , ponieważ Charlene i Alvin popłynęli na glęboką wodę.Przynajmniej dla wiewiórek było tam głęboko.Ale ani Charlene , ani Alvin tego nie usłyszeli.Byli już za daleko.
- Szymon , nie martw się.Napewno będą uważać - pocieszała go Żaneta - Nie utopią się.
- No nie wiem.Znając Alvina i jego zdolności mogą mieć niezłe kłopoty.
- Szymon , zaufaj Alvinowi.Nic mu nie będzie.
- Dobrze.
Tę rozmowę przerwała im Brittany
- Kto chce grać w berka wodnego ?
- Mogę zagrać - powiedziała Żan
- Ja też - mówił Szymon , któremu nie specjalnie pasowała ta gra , ale nie miał nic lepszego do roboty.
Po kilku godzinach nauczycielka.zawołała wszystkich na pizzę.Szymon był trochę zaniepokojony , gdyż Alvin i Charlene popłyneli tak daleko , że stracił ich z oczu.Rozmyślenia przerwała mu zdenerwowana Britt.
- Ja nie mogę.Tyle czasu siedzą razem w tej wodzie.Nie wierzę , że Ja jej na to pozwoliłam.
- Ale na co komu pozwoliłaś ? - spytała siostrę Żaneta
- Charlene.Chciała spędzić dzień sam na sam z Alvinem.Właśnie o tym ze mną rozmawiała.
- Zaraz.Czy ty powiedziałaś , że Charlene chce spędzić cały dzień z Alvinem !? - powiedział lekko zdenerwowany Szymon
- Tak ... a czemu się aż tak zdenerwowałeś ?
- Później Ci powiem - Szymon czym prędzej wstał i pobiegł do wody. Jednak po drodze wpadł na Charlene.
- Charlene , wiem wszystko.Masz się nie zbliżać do Alvina i ...
Nagle przerwała mu Charlie
- Szymon , nie denwrwuj się tak.
- Właśnie.Przecież nic się nam nie stało - powiedział Alvin , podchodząc do rozmawiających
- Lepiej chodźmy zjeść pizzę , bo zaraz jej nie będzie - stwierdziła Charlie
Po tej rozmowie Szymon poszedł do Żan i Britt a Charlene i Alvin po kawałek pizzy.Wieczorem po powrocie do hotelu Charlene i Alvin siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Jak myślisz , gdzie pójdziemy jutro ? - zastanawiała się Charlene
- Nie mam pojęcia ale spróbuję się dowiedzieć.- mówił Alvin
- Idziemy teraz ?
- No pewnie ! Chodź ! Zobaczymy czy mnie dogonisz.
W tym momencie Alvin i Charlene wstali z foteli i pobiegli się dowiedzieć co będą robić jutro.Gdy byli na 2 piętrze hotelu wpadli na Szymona.
- Alvin ? Co robicie ?
- Próbujemy się dowiedzieć gdzie jutro pójdziemy.
- Poczekajcie do jutra.I tak się dowiecie.I lepiej nie biegajcie po hotelu bo jeszcze na kogoś wpadniecie tak jak teraz na mnie.
- Szymuś nie przesadzaj.Będziemy ostrożni - zanim Szymon zdążył cokolwiek odpowiedzieć Alvin i Charlene pobiegli dalej.Oczywiście Szymon miał rację a mianowicie wpadli na ...
- Człowieku uważaj jak cho ... - nie dokończył ponieważ osobą na którą wpadli był nie kto inny jak Ian.
- Alvin ? Co ty tu ... zresztą to nieważne.Teraz się nie wywiniesz.
- Charlene , biegnij ! - krzyknął do koleżanki Alvin i również zabrał się do ucieczki.Jednak Ian pobiegł zaraz za nimi.
- Wracajcie.
- Charlene , mam pomysł.Ty pobiegniesz do Szymona i poinformujesz go o obecności Iana a ja odrwócę Jego uwagę. - powiedział Alvin
- Nie złapie Cię ? - zapytała z troską Charlene
- Nie.Biegnij.
Więc Charlene pobiegła powiedzieć o wszystkim Szymonowi a Alvin odwrócił uwagę Iana.
Charlie dosyć szybko znalazła Szymka.
- Charlene , a gdzie Alvin ?
- Odwraca uwagę Iana.
- Co ? On tu jest ?
- Właśnie o tym chciałam Ci powiedzieć.Miałam Cię poinformować podczas gdy Alvin odwróci jego uwagę.
- Słuchaj , powiedz to Żanecie i Brittany.Ja pobiegnę pomóc Alvinowi.
- Dobra.
A więc Szymon pobiegł szukać Alvina i Iana.Miał nadzieję , że szybko ich znajdzie.

Tymczasem u Iana i Alvina

Ian biegł dalej za Alvinem.Znał już ten hotel więc wiedział gdzie zaoędzić małego wiewióra tak , aby nie mógł dalej biec.W końcu mu się udało.
- I co ? Teraz nie uciekniesz.
Alvin cofał się do tyłu aż wpadł na ścianę.
- Może nie ale nie pozwolę się złapać.
- Nie bądź tego taki pewien.
W pewnym momencie Alvin zobaczył Szymona pokazującego ręką gest mówiący ,, przyjdź tu ''.Wiewiór w czerwonej bluzie zrozumiał informację.Gdy Ian podszedł bliżej Alvin skorzystał z okazji i pobiegł pędem w stronę Szymona.Jednak Ian był sprytniejszy i gdy Al (Alvin) przebiegał koło niego , podniósł nogę i stanął wiewiórowi na ogonie.Szymek szybko ale po cichu podszedł do brata i próbował mu pomóc.Udało mu się to dosyć szybko.Potem pędem pobiegli do pokoju starszego brata.Ian zaczął ich gonić lecz oni zdążyli wsiąść do windy.Po chwili byli już w pokoju.
- Spotkałeś Charlene ? - spytał młodszy brat
- Tak.Powiedziała Mi o tym , że On tu jest.
- Ktoś coś o mnie mówił ? - spytała Charlene wchodząc do pokoju
- Powiedziałaś reszcie ? - zapytał wiewiór w niebieskiej bluzie
- Tak. - odpowiedziała mu Charlie
- Wiecie , nie wiem jak wy ale ja jestem zmęczony.Idę się umyć i spać.Wam radzę zrobić to samo. - stwierdził Szymon i poszedł po rzeczy potrzebne do kąpieli.
- To do jutra Szymon. - powiedziała pozostała dwójka i wyszli.
Alvin odprowadził Charlene do jej pokoju po czym udał się do swojego.Jednak tej nocy nikt z głównej czwórki nie mógł zasnąć.Charlene również.Myśleli o Ianie.Następnego dnia rano kiedy Alvin wyszedł z pokoju znalazł pod drzwiami kartkę na której było napisane :
,, Alvin , spotkajmy się w salonie po śniadaniu. ''
Wiewiór w czerwonej bluzie myślał czy nie pokazać tego innym ale jednak tego nie zrobił.Po śniadaniu Alvin poszedł do salonu ale nikogo tam nie spotkał.Jednak po chwili przyszła tam pewna wiewióretka o błękitnych oczach i brązowych włosach.Ubrana była w białą bluzkę z krótkim rękawem , krótką różową spódniczkę i czarne pantofelki.Po chwili podeszła do Alvina.
- Witam.Jestem Rozi.Miło Cię poznać Alvin.
- Mi też miło.Ale z jakiego powodu chciałaś się ze mną spotkać ?
- Ty , Szymon , Brittany i Żaneta jesteście w wielkim niebezpieczeństwie.Pewien tajemniczy człowiek Was szuka.Chce Was porwać i wywieźć za granicę.Uważajcie na niego.
- Ale jak mamy uważać skoro nie wiemy jak wygląda ?
- Ubiera się na czarno.Jest wysoki i szczupły.Pracuje na stacji kolejowej w Sopocie.Właśnie z tamtąd będziecie jechać dzisiaj do Gdyni.
- Będziemy uważać.To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.Jeśli będę miała nowe wieści to Cię poinformuje.
Oboje poszli w swoje strony.Rozi do swojego pokoju a Alvin do Szymka.Spotkał go wychodzącego z pokoju.
- Alvin ? Co Ty tu robisz ? - zapytał zdziwiony Szymon
- Przyszedłem Ci powiedzieć , że spotkałem wiewióretkę o imieniu Rozi.Mówiła żebyśmy uważali na jednego z pracowników stacji kolejowej , z której będziemy dzisiaj jechać. - odpowiedział mu Al
- Dlaczego ?
- Ponieważ on jest przeciwko nam.
- Aha.Choć.Dziewczynom powiemy po drodze.Musimy się zbierać.

Po drodze na stację Alvin i Szymon powiedzieli o wszystkim Brittany i Żanecie.Gdy już tam byli zaczęli wypatrywać tego człowieka.Jednak nigdzie go nie było.W pewnym momencie odwrócili się ponieważ mieli wrażenie , że ktoś za nimi stoi.Przeczucie ich nie myliło.Za nimi stał właśnie ten człowiek.Cała czwórka znieruchomiała gdy go zobaczyła.
- To o Was chodziło ? Mam rację ?
Jednak nikt mu nie odpowiedział.Po chwili odezwał się Szymon :
- Uciekajcie ! - krzyknął i wszyscy pobiegli do przodu.W pewnym momencie oparli się o ścianę.Ku ich zdziwieniu wpadli do niej i znaleźli się na ...


Mam nadzieję , że się podobało.Może nie było bardzo ciekawe ale uwierzcie Mi , że na następny rozdział planuje ciekawe momenty.
Przepraszam , że tak długo nie było rozdziału ale najpierw byłam w szpitalu , potem miałam gości na kilka dni.Później sama wyjechałam.Jak wróciłam to przyjechała do mnie przyjaciółka.Także początek wakacji mogę uznać za prawie udany.A jak tam wasze wakacje ?

piątek, 10 lipca 2015

Alvin i wiewiórki oraz niebezpieczna gra - rozdział 9

Mam nadzieję , że ten rozdział spodoba wam się tak samo jak wcześniejsze.Zapraszam do czytania.


ROZDZIAŁ IX: CORAZ TO NOWE ZNAJOMOŚCI
Piątek po południu. Wiewiórki już powiedziały Dave'owi o nowym zadaniu od swojego zleceniodawcy. Dave powiedział:
 - Dobra, możecie poszukać tę skrzynię, ale wiecie chociaż, gdzie szukać?
 - Nooo... nie do końca - odparł Alvin, drapiąc się po głowie - Ale w liście było napisane, że nam trzy wiewióretki pomogą.
 - Brittany, Żaneta i Eleonora? - zapytał Dave.
 - Nie one - Alvin pokręcił głową - Jakieś inne trzy wiewióretki.
Dave popatrzył na Alvina. Nie sądził, by małemu wiewiórkowi chciało się żartować, ale że są inne trzy wiewióretki? "Ciekawe" - pomyślał opiekun.
 - To weźcie ze sobą dziewczyny i uważajcie na siebie - odparł po namyśle Dave - Tylko bądźcie przed dwudziestą drugą.
 - Nic się nie martw Dave - zapewnił Szymon, poprawiając okulary - Nie będziemy nocować po lesie.
 - Dobrze, to idźcie - rzucił Dave i poszedł do salonu, obejrzeć telewizor. Teodor zapytał braci:
 - Bierzemy Pabla ze sobą?
 - No pewnie! - odparł Alvin - A czemu miałby z nami nie iść? To nasz kumpel.
 - Przyda nam się - poparł brata Szymon - Dzwoń do niego.
 - Już... - Alvin wykręcił numer do kolegi i po chwili odebrał połączenie - Pablo? Idziesz z nami na kolejną misję?
Pablo po chwili odparł:
 - Nie wiem, czy powinienem z wami iść. To wasza misja, a ja nie chcę was znów narażać.
 - Daj spokój! - westchnął teatralnie Alvin - Co ci szkodzi? Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą twoje umiejętności. Chodź z nami, będzie raźniej.
 - No dobrze - odparł chłopak po drugiej stronie słuchawki - Za dziesięć minut będę na Baker Street, niedaleko obserwatorium. Stamtąd do National Woods będzie z półgodziny drogi.
 - OK, to weźmiemy dziewczyny i za chwilę tam będziemy. Narka - Alvin rozłączył się i powiedział do braci:
 - Pablo z nami idzie, bierzemy dziewczyny i... witaj przygodo!
 - Wszysto fajnie, ale wciąż mamy problem - powiedział poważnie Szymon.
 - Jaki? - odparł Alvin, tracąc humor.
 - Nie wiemy, gdzie będą te wiewióretki. Chyba, że chodzą do tego lasu...
Alvin posłał Szymonowi tak groźne spojrzenie, że ten stał się o kilka centymetrów niższy.
 - Skoro mogą przebywać w tym lesie, to po co siejesz panikę?!
 - Nie sieję paniki, tylko ustalam fakty! - warknął okulatnik - Dzwoń po siostry i idziemy!
Alvin pufnął z niezadowoleniem, ale spełnił polecenie brata. Kiedy skończył, cała trójka wyszła z domu w całkowitym milczeniu.
***
Zgodnie z umową, wiewiórki i wiewióretki spotkały się z Pablo na Baker Street niedaleko obserwatorium astronomicznego. Chłopak ubrał się w niebieską koszulkę, granatowe spodenki, a na plecach miał swój wysłużony plecak, z którego wystawała migająca na czerwono antenka. Żaneta nie wytrzymała i zapytała:
 - Po co ci ta antenka?
Pablo uśmiechnął się i odpowiedział:
 - Do odbierania połączeń z sieci bezprzewodowych. Ma duży zasięg, dzięki czemu mój laptop łączy się z każdą niezabezpieczoną siecią i nie przerywa mi połączenia.
 - Super - Żaneta pokiwała głową z podziwem - Praktyczne.
 - Wiecie, co z tymi wiewióretkami? - Pablo zmienił temat.
 - Na pewno znajdziemy je w tym lesie - odparł Szymon - Skoro mają nam pomóc, to znaczy, że one muszą tam przebywać i wiedzieć o tym lesie lepiej, niż leśnicy.
 - Mnie bardziej interesuje, gdzie jest zakopana ta skrzynia - Alvin był już bardziej myślami o skarbie, niż o przygodzie, co zapewniał kilka minut temu. Brittany westchnęła teatralnie.
 - Samolub - mruknęła. Na szczęście Alvin tego nie słyszał. W nieco zachwianych nastrojach, cała siódemka ruszyła pieszo w stronę lasu National Woods. Po paru minutach mijania skrzyżowań i przecznic nasi poszukiwacze przygód znaleźli się przed tabliczką informacyjną o lesie National Woods. Pablo przeczytał pobieżnie zasady obowiązujące w tym lesie, potem wzruszył ramionami i powiedział do wiewiórek:
 - Dobra, idziemy.
 - Ale zaraz! - zaprotestował Alvin - A co z tymi wiewióretkami?
Szymon przewrócił oczami, rozejrzał się dookoła i zapytał:
 - A widzisz tu gdzieś trzy nieznane nam wiewióretki? Bo ja nie.
 - No muszą tu gdzieś być! - Alvin już się nakręcał. Tak bardzo chciał zobaczyć te wiewióretki, że nie zauważył, jak Brittany czerwieni się ze złości.
 - A co ty tak nagle chcesz wiedzieć, gdzie są te wiewióretki?! - burknęła wkońcu Brittany - Już byś chciał podrywać! Jak zwykle!
Alvin zignorował tę uwagę i wytężał wzrok w poszukiwaniu tych trzech obiecanych istot. Wreszcie coś przemknęło jakieś piętnaście metrów między drzewami. Bez zbędnych wyjaśnień, Alvin pobiegł przed siebie.
 - Szybko! - rzucił Alvin - Tam coś przebiegło!
 - Alvin! - krzyczał Szymon - Wracaj tu!
Już chciał pobiec za bratem, lecz Brittany chwyciła go za ramię i powiedziała:
 - Zostaw go, niech leci! Może go tam dziki zjedzą i będzie spokój.
 - Nie ma dzików w tym lesie - odparł Pablo, ale już ruszył w stronę, w którą pobiegł Alvin. Brittany przewróciła oczami i dołączyła do reszty.Kiedy dołączyli do Alvina, stanęli jak wryci. Oto mieli przed sobą trzy wiewióretki. Pierwsza miała długie, kręcone włosy, brązowe oczy, wysoką i szczupłą sylwetkę, ubrana była we fioletową bluzeczkę na ramiona i krótkie jeansowe spodenki, druga była wysoka, sprawiała wrażenie nieśmiałej, wrażliwej, za to była ładna i miała brązowe włosy, ubrana podobnie, co pierwsza wiewióretka, tyle że miała na sobie różową bluzeczkę, a trzecia była również wysoka, szczupła szatynka z rzadkimi, pięknymi zielonymi oczami, ubrana bardziej kolorowo. Cały czas się uśmiechała. Cała siódemka była pod niemym wrażeniem. Wreszcie Eleonora się odezwała:
 - H-hej. K-kim j-jesteście?
Dziewczyny popatrzyły się na siebie i wiewióretka z kręconymi włosami powiedziała:
 - Cześć, ja jestem Kasia, a to są Julia i Iga - Kasia wskazała wiewióretkę w różowym i wiewióretkę z kolorową bluzeczką i balerinkami - Miło nam was poznać. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałyśmy, że istnieją na świecie, oprócz nas, inne wiewiórki...
 - My też nie - odparł Alvin, ale zaraz klepnął się w czoło - Przecież my się nie przedstawiliśmy! Ja jestem Alvin, a to są moi bracia: Szymon i Teodor - wskazał swoich braci - a to są nasze koleżanki - Brittany, Żaneta, Eleonora i nasz kolega Pablo.
Każdy podał wiewióretkom rękę, a Alvin jedyny ucałował je w rękę. Brittany zacisnęła zęby i nic nie powiedziała, żeby nie psuć znajomości z nowo poznałymi koleżankami. Iga zapytała:
 - Co wy tutaj robicie? Zwykle mało ludzi odwiedza ten las.
 - Rzeczywiście, niewiele - odparł Alvin z mądrą miną. Kasia i Julia zachichotały. Pablo przejął inicjatywę.
 - Według legendy w tym lesie ukryta jest skrzynia z pewnymi monetami. Nasz informator twierdzi, że są tu gdzieś pochowane i że wszyscy go szukają.
 - Tak, dużo osób szuka tego skarbu - przytaknęła Julia - lecz nie zdradzamy nikomu lokalizacji.
 - Dlaczego? - zapytała Żaneta, poprawiając okulary.
 - Bo chciałybyśmy sprzedać ten łup, by rozpocząć normalne życie - odparła Kasia.
 - Normalne życie? - powtórzył Teodor, ale zaraz zakrył pyszczek łapką, bo zdał sobie sprawę, że powiedział głupstwo. Kasia uśmiechnęła się do niego i powiedziała:
 - Tak, bo my mieszkamy same na przedmieściach. Te stare monety pozwolą nam lepiej sobie radzić w życiu. Bo widzicie, my w trio chcemy iść na jakieś studia, by potem znaleźć jakąś dobrze płatną pracę.
 - A śpiewacie? - zapytał Szymon.
 - Czasami - odparła Iga - Ale nigdzie nie występujemy, tak sobie śpiewamy dla przyjemności. A wy śpiewacie?
Cała szóstka zdała sobie właśnie sprawę, że te wiewióretki nigdy o nich nie słyszały. Alvin pomyślał, że to trochę dziwne, ale zachował swoje spostrzeżenia dla siebie. I tak już dziś dość podpadł.
 - A wy chcecie tego skarbu, prawda? - zapytała Julia.
 - Właściwie, to my mamy go znaleźć i oddać pewnemu gościowi, co daje nam zadania do wykonania - sprostowała Żaneta.
 - Po co je wykonujecie? - zapytała zdziwiona Kasia.
 - Żeby miał nad nami większą kontrolę przy podejmowaniu decyzji - odparł Szymon, a reszta popatrzyła na niego z niemym podziwem. Jak on do tego doszedł?
 - Skąd to wiesz? - zapytała omniemiała Żaneta, podchodząc do niego. Szymon się zaczerwienił i odparł:
 - To jest raczej logiczne, skoro facet dał nam ostrzeżenie, to nie możemy lekceważyć jego poleceń.
 - To ma sens... - przytaknął zamyślony Alvin - A to szuja!
 - Ale kto? - zapytała zdezorientowana Iga.
 - Facet w czarnym płaszczu, z nałożonym kapturem i maską na twarzy, a mówi o sobie Czarny Deszcz - wyjaśniła Eleonora.
Wiewióretki znieruchomiały. Ta nazwa mogła kojarzyć się jedynie z czymś negatywnym, jeśli nie żartobliwym. Tylko nieliczni mieli z nim styczność, a kto miał z nim jakiś interes, to mógł już być pewny, że jego życie nie będzie już takie same...
 - Czy zdajecie sobie sprawę, w co się właśnie wplątaliście? - zapytała poważnym tonem Kasia - To drań i samolub.
 - Was też ocykał? - zapytał Teodor - Współczucia.
 - Tak, można tak powiedzieć - westchnęła Julia - my również się z nim spotkałyśmy i to był dzień, który zmienił nasze życie...
 - Ale co się stało? - zapytała przejęta Brittany. Reszta zamieniła się w słuch.
 - Pozbawił nas majątku i wylądowałyśmy na bruku, bo po paru zadaniach nie chciałyśmy mu dalej służyć - odparła Julia - Później dowiedziałyśmy się, że w tym lesie jest ukryta skrzynia z mnóstwem monet z ubiegłego wieku, bardzo wartościowe. Muzea od razu dałyby miliard każdemu, kto będzie posiadał choćby jedną monetę.
Wiewiórki i Pablo popatrzyli po sobie. Musieli podjąć decyzję, czy wykonują zadanie swego zleceniodawcy, czy przyjmują na siebie odpowiedzialność za niewykonanie zadania. Pablo odezwał się:
 - Słuchajcie, możemy zrobić to tak: niech każdy weźmie z tej skrzyni, jak ją znajdziemy, po dwie monety dla siebie, a resztę oddamy temu zarozumialcowi. Może być?
 - Hmmm... nieźle kombinujesz - przyznała Kasia - Tak, podoba mi się ten pomysł.
 - Ja również się zgadzam - przytaknęła Julia.
 - To ja też - dodała Iga.
 - To zróbmy to w niedzielę - zaproponował Szymon, a reszta w odpowiedzi przytaknęła - Przecież nie pali się, by to teraz oddawać. Ja to bym chciał oderwać się na chwilę od tych problemów. Może do nas wpadniecie? - Szymon skierował to do Igi, Kasi i Julii.
 - Może jutro, co? Mamy trochę do zrobienia w domu, a też chcemy się uwolnić od tego tematu - powiedziała miło Julia.
 - No to do jutra! - powiedział Alvin i wszyscy się zaczęli żegnać. Potem każdy udał się w swoją stronę. Cały czas nasze zaprzyjaźnione towarzystwo myślało o tych wiewióretkach, o monetach i o samym Czarnym Deszczu, który nie może na chwilę odpuścić. Bardzo chcą pomóc tym wiewióretkom i chcą jak najszybciej pozbyć się tego tajemniczego gościa, lecz czy po wykonaniu tego zadania, Czarny deszcz da im spokój? Wygląda na to, że raczej nic z tego. Niemniej jednak, nasi przyjaciele muszą być silni i wytrwali.
Kiedy cała siódemka wyszła z lasu, to zza drzew obserwował ich pewien jegomość w brązowym płaszczu i w drucianych okularach. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby współpracować z Czarnym Deszczem. Jedno było pewne: on również poszukuje tej skrzyni i zrobi wszystko, by ją zdobyć. Ciekawe, jak nasi poszukiwacze skarbów poradzą sobie z tym zadaniem. Dowiemy się niedługo.
Przepraszam, że krótkie, ale planuję niezłą akcję w następnym rozdziale. Proszę Was o cierpliwość :-)