ROZDZIAŁ XIII: GOŚCIE CZ.2
Szymonowi i chłopakom udało się wkońcu ugotować zupę pomidorową. Zawołali Alvina i Teodora, którzy zawzięcie grali na konsoli w Harry'ego Pottera i wszyscy wspólnie zaczęli jeść. Kuba się odezwał:
- Pyszności. Lepsza, niż u nas.
- Taka naturalna, nie z puszki - dodał Emil.
- Cieszę się, że wam smakuje - uśmiechnął się Szymon. Dochodziła już godzina dwudziesta, czyli powinni spodziewać się już Dave'a w domu. I właśnie usłyszeli dzwonek do drzwi. Teodor poszedł otworzyć i po chwili wszedł z Davem do kuchni. Dave przywitał się z chłopakami.
- O, zrobiliście pomidorówkę - ucieszył się kompozytor. Nalał sobie do talerza, usiadł przy stole i zaczął jeść. Bardzo mu smakowała.
- Przepyszne - zachwalał.
- Nie ma za co, Dave - uśmiechnął się skromnie Szymon.
- Jak tam na spotkaniu? - zapytał Teodor.
- Niedobrze. Dyrektor studia nie może pozyskać żadnej innej wytwórni do współpracy. A to oznacza niehybny upadek wytwórni, a szkoda - Dave zrobił efektywną pauzę - A jak tam w szkole? Podoba się wam? - zwrócił się do Emila i Kuby.
- Podoba się nam - odpowiedział Kuba, nalewając sobie kolejną porcję zupy - A tak formalnie, to szkoła, jak szkoła.
- No tak - przyznał Dave.
- Dave, my na chwilę wyjdziemy przed dom - powiedział Alvin, zabierając ze sobą Emila. Szymon i Teodor poszli do swojego pokoju.
- Idźcie - odparł Dave i również dolał sobie zupy. Alvin z Emilem stali przed domem i zapatrzyli się w wieczór nad Los Angeles. A konkretnie patrzyli na oświetloną ulicę i domy naprzeciwko. Alvin zapytał:
- Pochodzisz z Warszawy?
Emil przytaknął głową.
- Warszawa jest pięknym miastem - zaczął - Może nie jest jakąś wybitnością, jak Paryż, czy Nowy Jork. Jest jedyny w swoim rodzaju. Tam się urodziłem i spędzam najpiękniejsze chwile życia.
- To super - przyznał Alvin - Myślisz, że też będziemy mogli do was wpaść?
- Jasne, że tak - ożywił się kolega - A jak myślisz, po co są rewizyty?
- Faktycznie - zaśmiał się Alvin. Emil również.
- Mam w Warszawie dziewczynę, która szaleje za wami i chciałaby was poznać - powiedział Emil - Ale na razie nic jej nie powiem - to będzie niespodzianka.
- Serio? Ona nawet nie wie, że u nas jesteś?
Emil znowu przytaknął głową.
- Wszystko w swoim czasie.
- Do naszej szkoły chodzi kolega, który też jest z Polski - powiedział po minucie Alvin.
- To macie kolejnego nauczyciela do języków - uśmiechnął się chłopak - To fajnie.
Znowu milczeli. Po chwili weszli do domu - było trochę chłodno, jak na październik. Później pograli sobie wszyscy w Monopoly, a po grze położyli się do łóżek, bo jak wiadomo, test z fizyki. *** Następnego dnia zagraniczni uczniowie mieli umówione spotkanie z paroma nauczycielami, by mogli pozwiedzać Los Angeles. A to oznaczało, że niektórych lekcji nie będzie. Szkoda, że wśród tych przedmiotów nie znalazła się fizyka - uczniowie szczerze ją nienawidzili. Tylko Pablo, Szymon, Żaneta i Wiktoria uwielbiają ten przedmiot. A właśnie - Alvin, Szymon i Teodor dogonili zamyślonego Pabla przy wejściu do szkoły. Alvin klepnął go w ramię.
- Siemka, panie wszechwiedzący! Jak tam randka?
Pablo wytrzeszczył na niego oczy.
- Jaka randka? My się tylko przyjaźnimy.
- Żartuję przecież! - zbagatelizował Alvin. Napotkał groźny wzrok Szymona i nic już nie powiedział.
- Umiesz coś na fizę? - zapytał Teodor.
- Umiem i nie będę się tym chwalił - Pablo wzruszył ramionami - spisać wam nie dam, to wiecie.
- No, bo jeszcze fizyk zobaczy i będzie źle - przyznał Alvin - Szkoda, że nie da się z tym nic zrobić.
- Musiał by nosić całkiem czarne okulary - dodał Szymon. Pablo przytaknął głową i znowu przybrał minę zamyślenia.
- Pablo, stało się coś? - zapytał Szymon - Wydajesz się nieobecny.
- Sorki, ale dzisiaj wypuszczają tego satelitę w kosmos, kojarzycie?
- To jednak będzie na orbicie? - zdziwił się Teodor - Myślałem, że te plany...
- Nici z tych planów - przerwał Pablo - Pewien japoński dyrektor kupił tego satelitę wczoraj za dwa miliardy dolarów i od razu kazał wypuścić w kosmos. Obiecał, że przyśle Ameryce wyniki, jak tylko coś odkryją.
- Ciekawe... - pokiwał głową Szymon z uznaniem.
- Właśnie - przyznał Pablo - Dzisiaj będzie transmisja na żywo. Zaproszę Wiktorię, na pewno się ucieszy. Wy też możecie do mnie wpaść, jeśli chcecie.
- Wybacz, ale mamy gości - Alvin rozłożył ręce i zaraz skojarzył fakty - Ta mądra lady nazywa się Wiktoria?
Pablo przytaknął.
- Dobra, jedziemy na fizę! - zatarł ręce Alvin i dorzucił: - No co, miejmy to już za sobą.
I poszli. Jak im poszło, dowiemy się później. *** Po fizyce Pablo spotkał Wiktorię pod drzewem. Tym drzewem, na którym zawsze siedział, rzecz jasna. Podszedł do niej i przywitał ją... całusem w policzek. Zaraz się zrobił czerwony.
- Hahah, nie masz się czego wstydzić - uspokajała go dziewczyna - Ludzie się tak witają. To nic złego przecież.
- Racja, ale wiesz, trochę nieśmiały jestem... - Pablo próbował się tłumaczyć, ale Wiktoria położyła palec na jego ustach. Momentalnie zamilkł.
- Wiem - uśmiechnęła się - A teraz zapomnij o nieśmiałości i opowiedz mi, co dzisiaj robisz.
Informatyk również się uśmiechnął i odpowiedział:
- Właściwie chciałem cię zaprosić na transmisję tego satelity na Marsa o osiemnastej, jeśli masz czas.
Uśmiech, który malował się na ustach Wiktorii, możnałoby zaliczyć do ósmego cuda świata.
- Oczywiście, że przyjdę! - odparła uradowana, jakby czekała na to zaproszenie od dawna - Bardzo chciałabym zobaczyć tę transmisję, bo akurat moja mama okupuje telewizor.
- To... o osiemnastej u mnie? - upewnił się Pablo.
- Tak - Wiktoria uściskała chłopaka i odeszła w stronę sali historycznej. Pablo cały czas stał, jakby był w transie. Dopiero dźwięk dzwonka go obudził i pobiegł do reszty klasy do sali matematycznej. *** Po lekcjach Alvin złapał Brittany, siedzącą samotnie na trawie przy szkole.
- Nadal jesteś na mnie zła? - zapytał bez wstępów.
Wiewióretka uniosła na niego wzrok.
- Nie, przeszło mi już - odparła.
- Czekasz na siostry i te Włoszki?
- Tak. Potrzebujesz czegoś? - zapytała nieswoim głosem Brittany. Alvin już żałował, że zadał to pytanie.
- Właściwie, to niczego... to, do jutra - odszedł Alvin ze smutną miną. Niby mu wybaczyła, ale jakoś go ignoruje. Brittany chwilę odprowadzała go wzrokiem, ale zaraz odzyskała radość, gdy zobaczyła swoje siostry i Włoszki. Wyglądało na to, że wycieczka po Los Angeles zakończyła się wcześniej i możnało się rozejść do odpowiednich opiekunów. Żaneta zauważyła Alvina, idącego ze spuszczoną głową w stronę braci i dwóch Polaków.
- Co mu zrobiłaś? - zapytała.
- Nic - Brittany wzruszyła ramionami - Po prostu nie mam ochoty z nim gadać.
- Aha - odparła Żaneta i już nie dociekała. Cała piątka dziewczyn kierowała się do swojego domu. Kiedy Alvin podszedł do reszty chłopaków, powiedział tylko tyle:
- O nic nie pytajcie. Samo minie.
Poszli do swojego domu w całkowitym milczeniu. *** Pablo szedł samotnie drogą. Czuł się dziwnie, kiedy nie mógł pogadać z Alvinem czy z wiewióretkami. Ta wymiana spowodowała kilka rozwojów wydarzeń. Po pierwsze, poznał nową koleżankę (co się akurat cieszył). Po drugie, wiewiórki i wiewióretki przestały się do siebie odzywać. Ciekawe, czy to długo będzie trwać. Na razie niewiadomo. Dopiero z zamyślenia wywarła go Iga, która szła akurat naprzeciwko niego.
- Cześć Pablo! - zawołała, a on ocknął się po sekundzie.
- Cześć... Iga - odpowiedział i zaraz się uśmiechnął - Co ty tutaj robisz?
- Właśnie wybierałam się do centrum, a tą ulicą jest bliżej.
- Rzeczywiście... - odparł matematyk już bez takiej radości, niż zwykle. Iga przyjrzała się mu badawczo.
- Słyszałam, że przyjmujecie gości z zagranicy. Czy Alvin cię upokorzył przed nimi? Bo jak tak, to albo ja, albo Brittany spuścimy mu takie lanie, że...
- Nie trzeba - przerwał szybko Pablo - Chodzi o to, że oni się już nie odzywają do siebie i ja z nimi nie gadam, odkąd przyjechali ci uczniowie...
- Aaaa - pokiwała głową wiewióretka - Więc to tak wygląda...
- Ale za to przed ich przyjazdem poznałem fajną koleżankę. Tak samo inteligentna, jak ja, nie chwaląc się.
- Daj spokój - machnęłą ręką Iga - Wiem, że się nie chwalisz, ale to super, że masz nową koleżankę. Wybacz, ale muszę lecieć. Na razie.
- Cześć - odpowiedział Pablo i z tą samą miną, co przed chwilą skierował się do swojego domu. *** Wiktoria przyszła do Pabla o osiemnastej, zgodnie z umową. Pablo ucieszył się na jej widok. Przywitali się całusami w policzki.
- Chodź, zaraz się zaczyna.
Wiktoria uśmiechnięta bez słowa weszła do domu. Panował w nim mały bałagan, ale dziewczynie to wcale nie przeszkadzało. Cały dom, to typ bungalowu, czyli domku parterowego, w którym mieszkał Pablo. Na ścianach, co kilka centymetrów wisiały plakaty z jednostkami, układem okresowym pierwiastków, czy tablicom matematycznym. Bardzo się jej podobało - wszędzie królowały tu schematy, obliczenia i części komputerowe. Zauważyła w salonie drzewko zrobione z drewna i przyczepione do niego kościami pamięci RAM.
- To moja ozdoba. Sam ją wykonałem - odparł Pablo, wchodząc do salonu z sokami pomarańczowymi.
- Bardzo ładna - przyznała Wiktoria - Ja też zrobie sobie taką ozdobę. Przynajmniej nie trzeba podlewać.
- Ale chronić przed słońcem, to już trzeba - odparł Pablo i włączył kompuer. Szybko zalogował się na serwer, na co Wiktoria patrzyła zafascynowana. Potem kliknął na pewien odnośnik i wyświetlił się obraz z kamery, rejestrującej całe zaplecze astronomiczne. Puścił film.
- No, możemy oglądać - oznajmił informatyk z dumą.
- Sam tu mieszkasz? - zapytała Wiktoria.
- Tak. Niedaleko mnie mieszka mój wujek, który od czasu do czasu sprawdza, czy wszystko gra. Sam płacę podatki i takie tam.
Wiktoria wytrzeszczyła na niego oczy.
- Skąd bierzesz kasę? Jak nie chcesz mówić, to nie musisz...
- Wolałbym nie mówić - odparł Pablo ze smutną miną. Wiktoria położyła dłoń na jego ramieniu.
- Zamknijmy ten temat. To jest nieistotne. Obejrzyjmy sobie tę transmiję.
Pablo przytaknął głową. Usadowili się wygodnie na kanapie i oglądali. Pablo podczas transmisji zauważył, że Wiktoria oparła się głową o jego ramię. Chciał ją objąć, ale uznał, że to jeszcze nie czas na to. Lekko oparł głowę o jej głowę i oglądał. Wiktoria nie dawała tego po sobie poznać, że go poczuła, ale uśmiechała się. Transmisja pokazywała start satelity, która już wznosiła się poza atmosferę. Dopiero Pablo przełączył na satelitę i wtedy już mogli zobaczyć dryfującego satelitę w stronę Marsa. Trochę to zajmie, zanim tam dotrze. Oto malował się piękny obraz: dwoje naukowców siedziało sobie na kanapie i oglądało sobie na żywo obraz z satelity, co nie każdy doświadczony ekspert komputerowy może sobie na to pozwolić. Pablo wiedział, co robić i jak. Skończyli oglądać tak po godzinie, ponieważ stwierdzili, że już niczego nie zobaczą. Wyniki najwcześniej przyjdą za miesiąc.
- Trzeba czekać - podsumował Pablo, wyłączając komputer. Potem usiadł na kanapie i podparł się rękami.
- O czym myślisz? - zapytała Wiktoria.
- Właśnie przelatują mi przed oczami schematy układów scalonych, indukcji magnetycznych, kodów do serwerów i tego typu rzeczy - odparł Pablo - Wybacz, chyba cię zanudzam...
- No coś ty! - zaprzeczyła Wiktoria - Dlaczego miałbyś mnie zanudzać, skoro się tym wszystkim interesuję?
Pablo popatrzył na nią.
- Bo wiesz, zawsze zaczynam rozmowę od schematów, wzorów i rozwiązań konstrukcyjnych oraz wyjaśniam szczegółowo, dlaczego smartfon jest lepszy od zwykłego telefonu komórkowego*... i tym sposobem odpycham od siebie ludzi, bo nikt nie chce tego słuchać.
Wiktoria posłała mu pobłażliwy wzrok i powiedziała:
- Mnie możesz o każdym rozwiązaniu opowiedzieć, nie odsunę się od ciebie... ja też chętnie ci opowiem, co nowego w świecie technologii.
Pablo zarumienił się. Czyżby się zakochał?
- Miło z twojej strony... - i nic więcej nie powiedział, bo znowu poczuł pustkę w głowie. O czym tu powiedzieć. Może o technologii? Fakt, może chce słuchać, ale na dzisiaj chyba wystarczy... Trzeba coś wymyślić. Niestety, nie wymyślił niczego, więc spuścił głowę. Dziewczyna westchnęła, podniosła jego głowę i zaczęła mówić:
- Widzę, że się wahasz, czy pomówić o tranzystorach, czy lepiej nic nie mówić. Tak, jak powiedziałam, możesz ze mną mówić o technice dowolnie długo, ja też nie znam innego tematu, lecz nie zamykaj się w sobie. Wiem, że może przeżyłeś wiele nieprzyjemnych sytuacji, ale nie wiń siebie za to. Każdy popełnia jakieś błędy. Najważniejsze, to mieć obok zaufanych przyjaciół. Myśle, że choć cię tylko trochę znam, to jestem dla ciebie tą przyjaciółką.
Pablo cały czas na nią patrzył. Cieszył się, że ją poznał. Wiedział, że z jakiegoś powodu Wiktoria wie o nim więcej, niż on sam, ale mu to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Westchnął i odparł:
- Masz rację. Najważniejsze, to mieć przyjaciół. I ty do nich należysz.
Dziewczyna uśmiechnęła się skromnie i również spojrzała na zegar. Wstała i już miała się żegnać z Pablo, kiedy ten zapytał:
- Odprowadzić cię?
- Możesz - odparła Wiktoria i po chwili oboje wędrowali wzdłuż ulicą, która była trochę mokra, zapewne od lekkiego deszczu. ***
*Autor ma rację. Telefon i smartfon łączy np. funkcja wykonywania połączeń, czy pisanie SMS-ów, ale różnią się technicznie i np. smartfon posiada system operacyjny podczas, gdy zwykły telefon posiada proste oprogramowanie.
*** Chłopaki dotarli do domu. Alvin bez słowa skierował się do pokoju. Szymon, Teodor, Kuba i Emil popatrzyli po sobie i westchnęli. Emil zapytał:
- Co się mu stało?
- Pewnie Brittany znów mu nie wybaczyła - odparł Szymon ze smutną miną.
- Może z nim pogadam? - zaoferował się Kuba, ale okularnik pokręcił głową.
- Skoro ma smutną minę, to lepiej dać mu spokój. Przejdzie mu.
Przywitali się z Davem i od razu zaszyli się w piwnicy, gdyż Szymon obiecał Polakom, że pokaże im swoje eksperymenty. Chłopaki byli pod wrażeniem zawartości piwnicy. Wszędzie było pełno sprzętów laboratoryjnych, narzędzi, odczynników i tablic. A w rogu piwnicy widniał stos jakichś części, znane tylko maniakom i majsterkowiczom. A właściwie, to Szymon chciał pokazać im trochę chemii w wersji domowej. Na podłużnym stole ustawił kilka probówek i nalewał trochę płynów. Potem dolewał do nich kilka swoich roztworów i mieszał. Kiedy skończył, to podgrzewał wszystkie probówki. Z każdej z nich nagle zaczął wydobywać się dym w... kolorach tęczy! Chłopaki i Teodor patrzyli na to zafascynowani.
- WOW - powiedzieli jednocześnie - Ale bajer. Skąd umiesz takie rzeczy?
Szymon się uśmiechnął.
- Nauka w służbie wiewiórki.
Po tym wszyscy zaczęli się śmiać. To był jeden z przyjemniejszych wieczorów tego tygodnia. *** Tymczasem u wiewióretek Amadea z Sabiną rozmawiały z Żanetą o modzie, chłopakach i innych kobiecych sprawach. Brittany siedziała na balkonie i patrzyła w przestrzeń. Z rozmyśleń wyrwała ją Eleonora.
- Co robisz?
Wiewióretka popatrzyła na nią i odparła:
- A nic takiego... myślę.
- Widzę przecież - powiedziała z przekąsem Eleonora.
- Uważasz, że Alvin zasłużył sobie na to, abym mu wybaczyła? - zaczęła Brittany bez wstępów.
- No wiesz przecież, że najpierw on mówi, a potem myśli! - krzyknęła prawie Eleonora - Daj spokój. Widziałam przecież, jaki smutny szedł do domu.
- Wiem - westchnęła Brittany, po czym się ożywiła - Porozmawiam z nim.
- Doskonały pomysł - Eleonora pokiwała głową i odeszła do reszty dziewczyn. Brittany wyjęła telefon i napisała do Alvina: "Wyjdziesz? Musimy pogadać." Po czym czekała na odpowiedź jakieś pięć minut. Kiedy miała już zrezygnować, otrzymała wiadomość zwrotną: "Przyjdź. Czekam na zewnątrz." Brittany bez słowa wyszła z domu i pobiegła do Alvina, siedzącego przed swoim domem na schodach. Od razu uściskała go mocno, na co Alvin się zaskoczył. Potem również ją objął. Brittany powiedziała:
- Wybacz, ale wkurzyłeś mnie z tą dziewczyną. To sprawa Pabla.
- Przepraszam, wiesz, że ja... - zaczął Alvin, ale Brittany przerwała.
- Najpierw mówisz, potem myślisz, tak wiem, wiem.
- To co, wybaczysz mi? - zapytał Alvin, ale zaraz nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewał. Brittany dosłownie pocałowała mocno Alvina w usta. Wiewiór uśmiechnął się i jeszcze przez dłuższy czas ją przytulał. Wyglądało na to, że gniew Brittany został zażegnany, a Alvin obiecał sobie samokontrolę na przyszłość. Całą scenę obserwował Justin, nie wiadomo nawet skąd się biorąc. Prychnął i odszedł w kierunku centrum. I dobrze, bo nie będzie tym wiewiórkom psuł takiej chwili. *** To już był ten ostatni dzień, kiedy trzeba było zawieźć zagranicznych gości na lotnisko. Dave zawiózł Polaków na lotnisko samochodem, przybierając przy okazji Sabinę i Amadeę. Obiecali sobie z wiewiórkami, że będą ze sobą pisać. Niestety, był to piątek i wiewiórki musiały iść do szkoły. Przeżyły wszystkie lekcje, zwłaszcza, że dwie ostatnie lekcje im odpadły. Z testu z fizyki mieli całkiem niezłe wyniki (najlepsze Szymon i Żaneta). Po szkole każdy rozszedł się do domów i tak oto zaczęły się przygotowania do imprezy halloweenowej, która miała się odbyć w szkole. Wiewiórki nie zdawały sobie jednak sprawy, że zbliżał się również moment, w którym Czarny Deszcz da im zadanie, które... no cóż, zobaczymy później, co z niego wyniknie. Podobało się?
- Pyszności. Lepsza, niż u nas.
- Taka naturalna, nie z puszki - dodał Emil.
- Cieszę się, że wam smakuje - uśmiechnął się Szymon. Dochodziła już godzina dwudziesta, czyli powinni spodziewać się już Dave'a w domu. I właśnie usłyszeli dzwonek do drzwi. Teodor poszedł otworzyć i po chwili wszedł z Davem do kuchni. Dave przywitał się z chłopakami.
- O, zrobiliście pomidorówkę - ucieszył się kompozytor. Nalał sobie do talerza, usiadł przy stole i zaczął jeść. Bardzo mu smakowała.
- Przepyszne - zachwalał.
- Nie ma za co, Dave - uśmiechnął się skromnie Szymon.
- Jak tam na spotkaniu? - zapytał Teodor.
- Niedobrze. Dyrektor studia nie może pozyskać żadnej innej wytwórni do współpracy. A to oznacza niehybny upadek wytwórni, a szkoda - Dave zrobił efektywną pauzę - A jak tam w szkole? Podoba się wam? - zwrócił się do Emila i Kuby.
- Podoba się nam - odpowiedział Kuba, nalewając sobie kolejną porcję zupy - A tak formalnie, to szkoła, jak szkoła.
- No tak - przyznał Dave.
- Dave, my na chwilę wyjdziemy przed dom - powiedział Alvin, zabierając ze sobą Emila. Szymon i Teodor poszli do swojego pokoju.
- Idźcie - odparł Dave i również dolał sobie zupy. Alvin z Emilem stali przed domem i zapatrzyli się w wieczór nad Los Angeles. A konkretnie patrzyli na oświetloną ulicę i domy naprzeciwko. Alvin zapytał:
- Pochodzisz z Warszawy?
Emil przytaknął głową.
- Warszawa jest pięknym miastem - zaczął - Może nie jest jakąś wybitnością, jak Paryż, czy Nowy Jork. Jest jedyny w swoim rodzaju. Tam się urodziłem i spędzam najpiękniejsze chwile życia.
- To super - przyznał Alvin - Myślisz, że też będziemy mogli do was wpaść?
- Jasne, że tak - ożywił się kolega - A jak myślisz, po co są rewizyty?
- Faktycznie - zaśmiał się Alvin. Emil również.
- Mam w Warszawie dziewczynę, która szaleje za wami i chciałaby was poznać - powiedział Emil - Ale na razie nic jej nie powiem - to będzie niespodzianka.
- Serio? Ona nawet nie wie, że u nas jesteś?
Emil znowu przytaknął głową.
- Wszystko w swoim czasie.
- Do naszej szkoły chodzi kolega, który też jest z Polski - powiedział po minucie Alvin.
- To macie kolejnego nauczyciela do języków - uśmiechnął się chłopak - To fajnie.
Znowu milczeli. Po chwili weszli do domu - było trochę chłodno, jak na październik. Później pograli sobie wszyscy w Monopoly, a po grze położyli się do łóżek, bo jak wiadomo, test z fizyki. *** Następnego dnia zagraniczni uczniowie mieli umówione spotkanie z paroma nauczycielami, by mogli pozwiedzać Los Angeles. A to oznaczało, że niektórych lekcji nie będzie. Szkoda, że wśród tych przedmiotów nie znalazła się fizyka - uczniowie szczerze ją nienawidzili. Tylko Pablo, Szymon, Żaneta i Wiktoria uwielbiają ten przedmiot. A właśnie - Alvin, Szymon i Teodor dogonili zamyślonego Pabla przy wejściu do szkoły. Alvin klepnął go w ramię.
- Siemka, panie wszechwiedzący! Jak tam randka?
Pablo wytrzeszczył na niego oczy.
- Jaka randka? My się tylko przyjaźnimy.
- Żartuję przecież! - zbagatelizował Alvin. Napotkał groźny wzrok Szymona i nic już nie powiedział.
- Umiesz coś na fizę? - zapytał Teodor.
- Umiem i nie będę się tym chwalił - Pablo wzruszył ramionami - spisać wam nie dam, to wiecie.
- No, bo jeszcze fizyk zobaczy i będzie źle - przyznał Alvin - Szkoda, że nie da się z tym nic zrobić.
- Musiał by nosić całkiem czarne okulary - dodał Szymon. Pablo przytaknął głową i znowu przybrał minę zamyślenia.
- Pablo, stało się coś? - zapytał Szymon - Wydajesz się nieobecny.
- Sorki, ale dzisiaj wypuszczają tego satelitę w kosmos, kojarzycie?
- To jednak będzie na orbicie? - zdziwił się Teodor - Myślałem, że te plany...
- Nici z tych planów - przerwał Pablo - Pewien japoński dyrektor kupił tego satelitę wczoraj za dwa miliardy dolarów i od razu kazał wypuścić w kosmos. Obiecał, że przyśle Ameryce wyniki, jak tylko coś odkryją.
- Ciekawe... - pokiwał głową Szymon z uznaniem.
- Właśnie - przyznał Pablo - Dzisiaj będzie transmisja na żywo. Zaproszę Wiktorię, na pewno się ucieszy. Wy też możecie do mnie wpaść, jeśli chcecie.
- Wybacz, ale mamy gości - Alvin rozłożył ręce i zaraz skojarzył fakty - Ta mądra lady nazywa się Wiktoria?
Pablo przytaknął.
- Dobra, jedziemy na fizę! - zatarł ręce Alvin i dorzucił: - No co, miejmy to już za sobą.
I poszli. Jak im poszło, dowiemy się później. *** Po fizyce Pablo spotkał Wiktorię pod drzewem. Tym drzewem, na którym zawsze siedział, rzecz jasna. Podszedł do niej i przywitał ją... całusem w policzek. Zaraz się zrobił czerwony.
- Hahah, nie masz się czego wstydzić - uspokajała go dziewczyna - Ludzie się tak witają. To nic złego przecież.
- Racja, ale wiesz, trochę nieśmiały jestem... - Pablo próbował się tłumaczyć, ale Wiktoria położyła palec na jego ustach. Momentalnie zamilkł.
- Wiem - uśmiechnęła się - A teraz zapomnij o nieśmiałości i opowiedz mi, co dzisiaj robisz.
Informatyk również się uśmiechnął i odpowiedział:
- Właściwie chciałem cię zaprosić na transmisję tego satelity na Marsa o osiemnastej, jeśli masz czas.
Uśmiech, który malował się na ustach Wiktorii, możnałoby zaliczyć do ósmego cuda świata.
- Oczywiście, że przyjdę! - odparła uradowana, jakby czekała na to zaproszenie od dawna - Bardzo chciałabym zobaczyć tę transmisję, bo akurat moja mama okupuje telewizor.
- To... o osiemnastej u mnie? - upewnił się Pablo.
- Tak - Wiktoria uściskała chłopaka i odeszła w stronę sali historycznej. Pablo cały czas stał, jakby był w transie. Dopiero dźwięk dzwonka go obudził i pobiegł do reszty klasy do sali matematycznej. *** Po lekcjach Alvin złapał Brittany, siedzącą samotnie na trawie przy szkole.
- Nadal jesteś na mnie zła? - zapytał bez wstępów.
Wiewióretka uniosła na niego wzrok.
- Nie, przeszło mi już - odparła.
- Czekasz na siostry i te Włoszki?
- Tak. Potrzebujesz czegoś? - zapytała nieswoim głosem Brittany. Alvin już żałował, że zadał to pytanie.
- Właściwie, to niczego... to, do jutra - odszedł Alvin ze smutną miną. Niby mu wybaczyła, ale jakoś go ignoruje. Brittany chwilę odprowadzała go wzrokiem, ale zaraz odzyskała radość, gdy zobaczyła swoje siostry i Włoszki. Wyglądało na to, że wycieczka po Los Angeles zakończyła się wcześniej i możnało się rozejść do odpowiednich opiekunów. Żaneta zauważyła Alvina, idącego ze spuszczoną głową w stronę braci i dwóch Polaków.
- Co mu zrobiłaś? - zapytała.
- Nic - Brittany wzruszyła ramionami - Po prostu nie mam ochoty z nim gadać.
- Aha - odparła Żaneta i już nie dociekała. Cała piątka dziewczyn kierowała się do swojego domu. Kiedy Alvin podszedł do reszty chłopaków, powiedział tylko tyle:
- O nic nie pytajcie. Samo minie.
Poszli do swojego domu w całkowitym milczeniu. *** Pablo szedł samotnie drogą. Czuł się dziwnie, kiedy nie mógł pogadać z Alvinem czy z wiewióretkami. Ta wymiana spowodowała kilka rozwojów wydarzeń. Po pierwsze, poznał nową koleżankę (co się akurat cieszył). Po drugie, wiewiórki i wiewióretki przestały się do siebie odzywać. Ciekawe, czy to długo będzie trwać. Na razie niewiadomo. Dopiero z zamyślenia wywarła go Iga, która szła akurat naprzeciwko niego.
- Cześć Pablo! - zawołała, a on ocknął się po sekundzie.
- Cześć... Iga - odpowiedział i zaraz się uśmiechnął - Co ty tutaj robisz?
- Właśnie wybierałam się do centrum, a tą ulicą jest bliżej.
- Rzeczywiście... - odparł matematyk już bez takiej radości, niż zwykle. Iga przyjrzała się mu badawczo.
- Słyszałam, że przyjmujecie gości z zagranicy. Czy Alvin cię upokorzył przed nimi? Bo jak tak, to albo ja, albo Brittany spuścimy mu takie lanie, że...
- Nie trzeba - przerwał szybko Pablo - Chodzi o to, że oni się już nie odzywają do siebie i ja z nimi nie gadam, odkąd przyjechali ci uczniowie...
- Aaaa - pokiwała głową wiewióretka - Więc to tak wygląda...
- Ale za to przed ich przyjazdem poznałem fajną koleżankę. Tak samo inteligentna, jak ja, nie chwaląc się.
- Daj spokój - machnęłą ręką Iga - Wiem, że się nie chwalisz, ale to super, że masz nową koleżankę. Wybacz, ale muszę lecieć. Na razie.
- Cześć - odpowiedział Pablo i z tą samą miną, co przed chwilą skierował się do swojego domu. *** Wiktoria przyszła do Pabla o osiemnastej, zgodnie z umową. Pablo ucieszył się na jej widok. Przywitali się całusami w policzki.
- Chodź, zaraz się zaczyna.
Wiktoria uśmiechnięta bez słowa weszła do domu. Panował w nim mały bałagan, ale dziewczynie to wcale nie przeszkadzało. Cały dom, to typ bungalowu, czyli domku parterowego, w którym mieszkał Pablo. Na ścianach, co kilka centymetrów wisiały plakaty z jednostkami, układem okresowym pierwiastków, czy tablicom matematycznym. Bardzo się jej podobało - wszędzie królowały tu schematy, obliczenia i części komputerowe. Zauważyła w salonie drzewko zrobione z drewna i przyczepione do niego kościami pamięci RAM.
- To moja ozdoba. Sam ją wykonałem - odparł Pablo, wchodząc do salonu z sokami pomarańczowymi.
- Bardzo ładna - przyznała Wiktoria - Ja też zrobie sobie taką ozdobę. Przynajmniej nie trzeba podlewać.
- Ale chronić przed słońcem, to już trzeba - odparł Pablo i włączył kompuer. Szybko zalogował się na serwer, na co Wiktoria patrzyła zafascynowana. Potem kliknął na pewien odnośnik i wyświetlił się obraz z kamery, rejestrującej całe zaplecze astronomiczne. Puścił film.
- No, możemy oglądać - oznajmił informatyk z dumą.
- Sam tu mieszkasz? - zapytała Wiktoria.
- Tak. Niedaleko mnie mieszka mój wujek, który od czasu do czasu sprawdza, czy wszystko gra. Sam płacę podatki i takie tam.
Wiktoria wytrzeszczyła na niego oczy.
- Skąd bierzesz kasę? Jak nie chcesz mówić, to nie musisz...
- Wolałbym nie mówić - odparł Pablo ze smutną miną. Wiktoria położyła dłoń na jego ramieniu.
- Zamknijmy ten temat. To jest nieistotne. Obejrzyjmy sobie tę transmiję.
Pablo przytaknął głową. Usadowili się wygodnie na kanapie i oglądali. Pablo podczas transmisji zauważył, że Wiktoria oparła się głową o jego ramię. Chciał ją objąć, ale uznał, że to jeszcze nie czas na to. Lekko oparł głowę o jej głowę i oglądał. Wiktoria nie dawała tego po sobie poznać, że go poczuła, ale uśmiechała się. Transmisja pokazywała start satelity, która już wznosiła się poza atmosferę. Dopiero Pablo przełączył na satelitę i wtedy już mogli zobaczyć dryfującego satelitę w stronę Marsa. Trochę to zajmie, zanim tam dotrze. Oto malował się piękny obraz: dwoje naukowców siedziało sobie na kanapie i oglądało sobie na żywo obraz z satelity, co nie każdy doświadczony ekspert komputerowy może sobie na to pozwolić. Pablo wiedział, co robić i jak. Skończyli oglądać tak po godzinie, ponieważ stwierdzili, że już niczego nie zobaczą. Wyniki najwcześniej przyjdą za miesiąc.
- Trzeba czekać - podsumował Pablo, wyłączając komputer. Potem usiadł na kanapie i podparł się rękami.
- O czym myślisz? - zapytała Wiktoria.
- Właśnie przelatują mi przed oczami schematy układów scalonych, indukcji magnetycznych, kodów do serwerów i tego typu rzeczy - odparł Pablo - Wybacz, chyba cię zanudzam...
- No coś ty! - zaprzeczyła Wiktoria - Dlaczego miałbyś mnie zanudzać, skoro się tym wszystkim interesuję?
Pablo popatrzył na nią.
- Bo wiesz, zawsze zaczynam rozmowę od schematów, wzorów i rozwiązań konstrukcyjnych oraz wyjaśniam szczegółowo, dlaczego smartfon jest lepszy od zwykłego telefonu komórkowego*... i tym sposobem odpycham od siebie ludzi, bo nikt nie chce tego słuchać.
Wiktoria posłała mu pobłażliwy wzrok i powiedziała:
- Mnie możesz o każdym rozwiązaniu opowiedzieć, nie odsunę się od ciebie... ja też chętnie ci opowiem, co nowego w świecie technologii.
Pablo zarumienił się. Czyżby się zakochał?
- Miło z twojej strony... - i nic więcej nie powiedział, bo znowu poczuł pustkę w głowie. O czym tu powiedzieć. Może o technologii? Fakt, może chce słuchać, ale na dzisiaj chyba wystarczy... Trzeba coś wymyślić. Niestety, nie wymyślił niczego, więc spuścił głowę. Dziewczyna westchnęła, podniosła jego głowę i zaczęła mówić:
- Widzę, że się wahasz, czy pomówić o tranzystorach, czy lepiej nic nie mówić. Tak, jak powiedziałam, możesz ze mną mówić o technice dowolnie długo, ja też nie znam innego tematu, lecz nie zamykaj się w sobie. Wiem, że może przeżyłeś wiele nieprzyjemnych sytuacji, ale nie wiń siebie za to. Każdy popełnia jakieś błędy. Najważniejsze, to mieć obok zaufanych przyjaciół. Myśle, że choć cię tylko trochę znam, to jestem dla ciebie tą przyjaciółką.
Pablo cały czas na nią patrzył. Cieszył się, że ją poznał. Wiedział, że z jakiegoś powodu Wiktoria wie o nim więcej, niż on sam, ale mu to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Westchnął i odparł:
- Masz rację. Najważniejsze, to mieć przyjaciół. I ty do nich należysz.
Dziewczyna uśmiechnęła się skromnie i również spojrzała na zegar. Wstała i już miała się żegnać z Pablo, kiedy ten zapytał:
- Odprowadzić cię?
- Możesz - odparła Wiktoria i po chwili oboje wędrowali wzdłuż ulicą, która była trochę mokra, zapewne od lekkiego deszczu. ***
*Autor ma rację. Telefon i smartfon łączy np. funkcja wykonywania połączeń, czy pisanie SMS-ów, ale różnią się technicznie i np. smartfon posiada system operacyjny podczas, gdy zwykły telefon posiada proste oprogramowanie.
*** Chłopaki dotarli do domu. Alvin bez słowa skierował się do pokoju. Szymon, Teodor, Kuba i Emil popatrzyli po sobie i westchnęli. Emil zapytał:
- Co się mu stało?
- Pewnie Brittany znów mu nie wybaczyła - odparł Szymon ze smutną miną.
- Może z nim pogadam? - zaoferował się Kuba, ale okularnik pokręcił głową.
- Skoro ma smutną minę, to lepiej dać mu spokój. Przejdzie mu.
Przywitali się z Davem i od razu zaszyli się w piwnicy, gdyż Szymon obiecał Polakom, że pokaże im swoje eksperymenty. Chłopaki byli pod wrażeniem zawartości piwnicy. Wszędzie było pełno sprzętów laboratoryjnych, narzędzi, odczynników i tablic. A w rogu piwnicy widniał stos jakichś części, znane tylko maniakom i majsterkowiczom. A właściwie, to Szymon chciał pokazać im trochę chemii w wersji domowej. Na podłużnym stole ustawił kilka probówek i nalewał trochę płynów. Potem dolewał do nich kilka swoich roztworów i mieszał. Kiedy skończył, to podgrzewał wszystkie probówki. Z każdej z nich nagle zaczął wydobywać się dym w... kolorach tęczy! Chłopaki i Teodor patrzyli na to zafascynowani.
- WOW - powiedzieli jednocześnie - Ale bajer. Skąd umiesz takie rzeczy?
Szymon się uśmiechnął.
- Nauka w służbie wiewiórki.
Po tym wszyscy zaczęli się śmiać. To był jeden z przyjemniejszych wieczorów tego tygodnia. *** Tymczasem u wiewióretek Amadea z Sabiną rozmawiały z Żanetą o modzie, chłopakach i innych kobiecych sprawach. Brittany siedziała na balkonie i patrzyła w przestrzeń. Z rozmyśleń wyrwała ją Eleonora.
- Co robisz?
Wiewióretka popatrzyła na nią i odparła:
- A nic takiego... myślę.
- Widzę przecież - powiedziała z przekąsem Eleonora.
- Uważasz, że Alvin zasłużył sobie na to, abym mu wybaczyła? - zaczęła Brittany bez wstępów.
- No wiesz przecież, że najpierw on mówi, a potem myśli! - krzyknęła prawie Eleonora - Daj spokój. Widziałam przecież, jaki smutny szedł do domu.
- Wiem - westchnęła Brittany, po czym się ożywiła - Porozmawiam z nim.
- Doskonały pomysł - Eleonora pokiwała głową i odeszła do reszty dziewczyn. Brittany wyjęła telefon i napisała do Alvina: "Wyjdziesz? Musimy pogadać." Po czym czekała na odpowiedź jakieś pięć minut. Kiedy miała już zrezygnować, otrzymała wiadomość zwrotną: "Przyjdź. Czekam na zewnątrz." Brittany bez słowa wyszła z domu i pobiegła do Alvina, siedzącego przed swoim domem na schodach. Od razu uściskała go mocno, na co Alvin się zaskoczył. Potem również ją objął. Brittany powiedziała:
- Wybacz, ale wkurzyłeś mnie z tą dziewczyną. To sprawa Pabla.
- Przepraszam, wiesz, że ja... - zaczął Alvin, ale Brittany przerwała.
- Najpierw mówisz, potem myślisz, tak wiem, wiem.
- To co, wybaczysz mi? - zapytał Alvin, ale zaraz nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewał. Brittany dosłownie pocałowała mocno Alvina w usta. Wiewiór uśmiechnął się i jeszcze przez dłuższy czas ją przytulał. Wyglądało na to, że gniew Brittany został zażegnany, a Alvin obiecał sobie samokontrolę na przyszłość. Całą scenę obserwował Justin, nie wiadomo nawet skąd się biorąc. Prychnął i odszedł w kierunku centrum. I dobrze, bo nie będzie tym wiewiórkom psuł takiej chwili. *** To już był ten ostatni dzień, kiedy trzeba było zawieźć zagranicznych gości na lotnisko. Dave zawiózł Polaków na lotnisko samochodem, przybierając przy okazji Sabinę i Amadeę. Obiecali sobie z wiewiórkami, że będą ze sobą pisać. Niestety, był to piątek i wiewiórki musiały iść do szkoły. Przeżyły wszystkie lekcje, zwłaszcza, że dwie ostatnie lekcje im odpadły. Z testu z fizyki mieli całkiem niezłe wyniki (najlepsze Szymon i Żaneta). Po szkole każdy rozszedł się do domów i tak oto zaczęły się przygotowania do imprezy halloweenowej, która miała się odbyć w szkole. Wiewiórki nie zdawały sobie jednak sprawy, że zbliżał się również moment, w którym Czarny Deszcz da im zadanie, które... no cóż, zobaczymy później, co z niego wyniknie. Podobało się?