A więc dostalam pierwszego fanficka.Jego autorem jest Pablo.Niektórzy pewnie go znają z bloga AATC.pl.Zapraszam do czytania i mam nadzieję ( Pablo na pewno też ) że wam się spodoba.
Tytuł : Przygoda Teodora
- Co by tu dzisiaj zrobić do jedzenia? - zapytał sam siebie Teodor - Może skuszę się na babeczkę?
Siedział samotnie na blacie kuchennym i myślał. A myślał właśnie o tym, jaki przysmak odpowiadałby jego wymaganiom. Teodor był z natury łakomczuchem o niskim wzroście, zielonych oczach, noszącym swoją ulubioną zieloną bluzę. A apetyt to pierwsza rzecz, o jakiej chce pomyśleć. Chociaż nie, nie jest samolubem. Bardzo lubi swoich braci, wiewióretki oraz Dave'a, jest dla nich w stanie zrobić wszystko. Był oddaną wiewiórką, która mimo wielkiego apetytu oraz dziecinności w niektórych sprawach, miała złote serce. To mu należało zostawić.
- Dobra - oznajmił po kilku minutach milczenia - zrobię waniliowe muffinki dla wszystkich! - zeskoczył z blatu, wziął trochę pieniędzy i wyszedł z domu.
Szedł sobie uliczką w stronę znajomego sklepu spożywczego, położonego kilka metrów dalej.
Właściciel tego sklepu, Jeremy Morgan znał Teodora oraz jego kulinarne zmysły, toteż stał się jego stałym klientem. Jako jedynego uwielbiał obsługiwać, ponieważ jego sklep nie obfitował w masę tych, którzy potrzebowali kawałek sera, mięsa czy jajka. Sklep ten nie zarabiał więc zbyt wiele. Teodor cały czas się uśmiechał, kiedy wspominał drogą tego miłego sprzedawcę.
- Ciekawe, czy będę miał rabat - zastanawiał się na głos - Szymek, jakby się dowiedział, że sam robię zakupy, zrobiłby mi wykład na temat wydawania pieniędzy... ech - westchnął, ale zaraz się uśmiechnął na widok tego sklepu. Już do niego dochodził, gdy akurat wyszedł Jeremy. Na jego widok uśmiechnął się szeroko:
- Oho ho, kogo ja tu widzę? Mojego jedynego, stałego klienta! Zapraszam - gestem wskazał, by Teodor wszedł do środka. Ten posłusznie tak zrobił.
Gdy wszedł do środka, stanął jak wryty. Całe pomieszczenie było odnowione, okna wymienione, ściany całe w zieleni, a półki z towarem aż prosiły się o kupno.
Jeremy postanowił wykorzystać swoją szansę, by chociaż nie odstraszać klientów dawnym, starym i przygnębiającym wyglądem. I opłaciło mu się. Przychodziło nieco więcej klientów, ale nie na tyle, by handlarz mógł więcej zarobić. Niemniej jednak był zadowolony z efektu. Teodor widać również.
- Jak tu pięknie... - wydukał Teodor - Aż chce się tu zostać.
- Naprawdę ci się podoba? - zapytał Jeremy - Odnowienie tego sklepu to był czysty interes.
- Tak... - Teodor nie był do końca przekonany, ale nie naciskał. Zamiast tego, zapytał:
- Mógłbym kupić całe opakowanie jajek, mąkę i cukier waniliowy? Chciałbym zrobić dla rodziny waniliowe muffinki.
- Waniliowe muffinki? - zmarszczył brwi Jeremy - A jasne! Nie ma to jak eksperymenty kulinarne. A przyślesz mi jednego?
- Tak! - odparł radośnie Teodor.
- Żeby ludzie byli tacy, jak ty, ech... - westchnął właściciel i przypomniał sobie o składnikach małego wiewiórka - Zaczekaj tu Teodorze, przygotuję ci składniki - i poszedł na zaplecze małego magazynku.
Teodor podążał za nim wzrokiem, ale się nie ruszał. Wyraźnie nie mógł się napatrzeć, jak dawny, szary sklep był nie do odwiedzenia, a teraz? Istne cudo.
Do sklepu wszedła kobieta po trzydziestce z małym, może ośmioletnim dzieckiem o zaciętym wyrazie twarzy. Teodor na jego widok wskoczył szybko na blat, bo widział, jak tamten się do niego przymierza.
- Ej, zaczekaj no! - powiedział poważnym tonem - Dokąd tak uciekasz?
- Z dala od ciebie - powiedział nieśmiało i z przerażeniem Teodor. Nie wiedział, jakie zamiary ma ten mały szkrab.
- Pogadajmy - wyszczerzył łobuzersko zęby malec. Teodor zauważył, że za plecami ukrywa siatkę w postaci pułapki. Zrozumiał sygnał.
- Lepiej nie... - i już wiewiórka odbiegła w stronę przeciwległego blatu. Chłopak ruszył za nim.
Gdy się zatrzymał, zrozumiał, że nie da rady dosięgnąć blatu, bo jest za wysoko. Postanowił się nie poddawać. Zauważył starą skrzynię przy wejściu i miał już gotowy plan, ale...
- Michaś! - zawołała go ta kobieta, czyli to jego mama - Pomóż mi przytrzymać towar! Sama nie dam rady! Ej! - krzyknęła w stronę Michasia, który już chciał wejść na skrzynię - Złaź mi stamtąd!
- Ale mamo! - chłopiec już protestował - Tam jest ta gadająca wiewiórka! Chcę ją mieć!
- No i co z tego?! - mama zaczynała już się denerwować - Zostaw ją w spokoju i chodź tutaj, ty mały niemrawcze!
- Nie! - odparł stanowczo malec i postanowił dokończyć misję schwytania Teodora, ale ten już zdążył wskoczyć na kasę fiskalną, znajdującą się pod ścianą, połączoną z długim, dębowym blatem, który był lakierowany. Chciało mu się płakać, ale wiedział, że okaże w ten sposób tchórzostwo. Z drugiej strony nie chciał robić mu krzywdy. To nie było w jego stylu. Ale postanowił dać mu nauczkę.
- Ej, mały! - zawołał w stronę Michasia - Złap mnie, jeśli potrafisz - i pobiegł wspiąć się na półkę z mąkami. Chłopiec uśmiechnął się i pobiegł w jego stronę. Zatrzymał się, spojrzał w górę i ocenił:
- Już cię mam, nie uciekniesz mi! - i wyciągnął ręcę do Teodora. Ten miał mały problem z równowagą, ale w końcu udało mu się uniknąć złapania i dostał się na wyższą półkę. Popchnął trochę mąkę na brzeg półki i zapytał:
- Dasz mi spokój, bo ja nie zadaję się z takimi niegrzecznymi dziećmi.
- Nie i drałuj mi tu na dół! - krzyknął Michaś.
- Michaś, idziemy! - Michaś usłyszał krzyk matki, ale nie zareagował.
- Nie to nie - skomentował Teodor i kopnął w rozprutą mąkę, która poleciała na Michasia. Uciekł szybko na poprzedni blat, by nie stać się podejrzanym. Chłopiec w tym czasie otrzepywał się z mąki.
- Maaaamooooo! - krzyczał na całe gardło.
- Co tu się dzieje?! - spytał groźnie Jeremy i popatrzył na małego, białego potwora. Jak zwykle same problemy z tymi bachorami.
- To on! - wskazał mały na Teodora, który liczył już pieniądze. Mama nie zrobiła nic innego, jak trzasnęła Michasia mocno w tyłek. Zajęczał z bólu.
- Widzisz, co narobiłeś?! - ryknęła - Same problemy z tobą! Wiesz, ile ta mąka kosztuje?! Od dzisiaj zakaz na komputer, podwórko i zapomnij o Wiedźminie 3!
- Nieee, tylko nie toooo... - mały rozpłakał się na dobre. Teodorowi zrobiło się go trochę szkoda. Postanowił pomóc Michasiowi, mimo tego, że zasłużył i zwrócił się do jego mamy:
- Proszę się nie matrwić, ja zapłacę za mąkę. A tymczasem proszę mu wybaczyć, to jeszcze dziecko. Wiem, co mówię, bo sam jeszcze jestem dzieckiem, ale takim troszkę dojrzałym... - zrobił słodkie oczka. Mama wkońcu odparła:
- Dziękuję, jesteś bardzo miły - powiedziała z uśmiechem. Teodor popatrzył na zapłakanego Michasia.
- Przeproś mamę - powiedział.
Ten kiwnął głową.
- Przepraszam cię mamo za to, że ci ciągle sprawiam kłopoty - i spuścił głowę. Mama nachyliła się do niego, pocałowała w głowę i odparła:
- Wybaczam ci.
- Czyli Wiedźmin 3 jeszcze aktualny? - zrobił minę niewiniątka do mamy.
- Tak. A teraz zapłacę za towary i grzecznie pójdziesz ze mną do domu - powiedziała poważnie.
- Dobrze - przytaknął malec. Mama zapłaciła, Michaś wziął towar od mamy, przeprosił Teodora i odchodząc pomachali mu. Jeremy przyglądał się scenie z nieskrywanym podziwem.
- Jestem z ciebie dumny Teodorze. Naprawdę.
- Dziękuję - odparł z uśmiechem wiewiórek - A ile płacę za wszystko?
Handlarz podał mu paragon fiskalny, na którym widniała następująca informacja: "Suma do zapłaty: 0$". Teodor się uśmiechnął, ale przez wrodzoną dobroć podał mu banknot pięciodolarowy. Jeremy przyjął z uśmiechem.
- To do zobaczenia - pożegał się Teodor, wziął towar i powędrował do domu. Kiedy dotarł, to był pewien, że zdąży w samotności przygotować niespodziankę dla wszystkich. Niestety, w korytarzu stali wszyscy domownicy i patrzyli na niego z wyczekiwaniem.
- Byłeś w sklepie Teodorze - spytał Dave.
- Tak... - zaczął nieśmiało Teodor - A pozwolicie, że zrobię jedną rzecz? To niespodzianka, zajmie mi to godzinkę.
- Może pomogę? - zaoferowała się Eleonora.
- Nie musisz, odpoczywajcie sobie - odparł Teodor, robiąc słodkie oczka. I to najbardziej domownicy w nim lubią. Ma świetny dar do przekonywania.
- No dobrze - zgodził się Dave. - Tylko nas później zawołaj.
- Jasne! - odparł radośnie Teodor i odszedł w tronę kuchni, gdzie przygotowywał swój wypiek.
***
Po godzinie, gdy lekko ochłonęły muffinki, wyszedł na korytarz i oznajmił:
- Gotowe! Przyjdźcie do salonu.
I nie trzeba było czekać na reakcję. Od razu wszyscy znaleźli się w salonie, wciągając zapach aromatycznych muffinek. Ślinki im cieknęły.
- Uwaga, wchodzę - powiedział radośnie Teodor, niosąc wielką blachę z muffinkami. Postawił na stole.
- Wow! - wydusił z siebie Alvin - Nie wierzę, że sam je zrobiłeś!- i wziął muffinka do ust. Wszyscy zajadali się tymi pysznościami Teodora, a sam Teodor był z siebie dumny.
Cieszył się, że reszcie smakują jego przekąski. "Chyba zostanę Gordonem Ramsay'em" - pomyślał w duchu. Kto wie, zobaczymy jak to będzie w przyszłości.
KONIEC
Napiszcie w komentarzach czy wam się podobało.Bo mi bardzo.Jeśli ktoś ma jakiś fanfick i chce to może mi go przysłać.Pisałam adres e - mail wcześniej ale napisze jeszcze raz.
Alvittany11@gmail.com
Łał to było super!
OdpowiedzUsuńNo super fanfic bardzo mi się spodobał częściej pisz :))
OdpowiedzUsuńWenki C:
Świetne! :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Cieszę się, że się Wam podoba :)
Usuń