Witam, mam nadzieję, że się doczekaliście :) Miłego czytania :)
ROZDZIAŁ X: SKRZYNIA, MONETY I KŁOPOTY
Mężczyzna w drucianych okularach przeglądał plany dotyczące lasu National Woods z niesmakiem. Nawet komputer nie był w stanie wyświetlić dokładnie całego obszaru, nie wspominając już o zawartości. Wściekły postanowił zaczekać na moment, kiedy w tym lesie pojawią się wiewiórki i zdradzą miejsce znaleziska, żeby bezceremonialnie im to odebrać. Uśmiechnął się do swoich myśli i postanowił sobie zrobić czas relaksu - wyjął piwo z lodówki, usiadł przed komputerem i zaczął grać w głupie strzelanki.
***
Sobota popołudniu. Iga, Kasia i Julia przyszły do domu Alvina, Szymona i Teodora. Bardzo im się w domu podobało i przy okazji poznały opiekuna chłopców - kompozytora Dave'a. Siedziały akurat w królestwie chłopaków i śmiały się z ich opowiadań.
- Hahaha, to naprawdę było dobre - odparła Iga, śmiejąc się - Nigdy na to bym nie wpadła.
- My też byśmy na to nie wpadli, gdyby nie Teodor - powiedział Alvin, wskazując Teodora - Od początku miał dziwne przeczucia.
- Nie przesadzajcie chłopaki... - wtrącił zawstydzony wiewiórek - Chciałem pomóc i pomogłem.
Cała szóstka była rozbawiona. Atmosfera była całkiem przyjemna, dopóki nie przypomnieli sobie o jutrzejszej wyprawie.
- To do jakiej szkoły chodzicie? - zapytał Szymon, przerywając kilkusekundowe milczenie.
- My chodzimy do szkoły na St. Patrick Street - odpowiedziała Julia - To szkoła z internatem, ale nas na to nie stać, więc jedynie uczęszczamy do szkoły, bo nauka jest bezpłatna. A wy gdzie chodzicie?
- My do szkoły muzycznej Studio 21 - oznajmił dumnie Alvin. Dziewczyny zachichotały.
- Fajnie macie - przyznała Kasia.
- Już wiecie, na co wydacie te pieniądze za monetę? - zapytała Julia.
- Hmm... nie zastanawialiśmy się nad tym - odparł Szymon, pocierając brodę - pewnie na studia, czy coś...
Znowu zapadło milczenie. Kasia spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła szósta po południu.
- Ech, będziemy musiały się zbierać - oznajmiła wiewióretka - musimy przygotować się na tą jutrzejszą wyprawę.
- Racja - przytaknęła Iga i wstała.
- To co, do jutra chłopaki? - zapytała Julia, ściskając już Alvina.
- Jasne, że tak! - odparł Alvin, ściskając Julię. Potem reszta wyściskała się z dziewczynami, potem wiewióretki podziękowały Dave'owi za gościnę i udały się do swojego domu. Alvin, Szymon i Teodor patrzyli chwilę na oddalające się koleżanki, po czym wrócili do domu. Do wieczora nie działo się nic nadzwyczajnego, a po jedenastej w nocy cała trójka smacznie spała.
***
NIEDZIELA, GODZINA 15:30 - LAS NATIONAL WOODS
***
Całe towarzystwo spotkało się w lesie National Woods przy zawalonych pniach. A konkretnie to byli: Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta, Eleonora, Pablo, Julia, Iga i Kasia, czyli spora, dziesięcioosobowa, zgrana grupka. Kiedy każdy przywitał się ze sobą uściskami, Alvin zwrócił się do Igi:
- Wiecie, gdzie jest ta skrzynia?
- Mniej więcej - odparła wiewióretka, która dziś była ubrana była w białą bluzeczkę i dżinsowe, krótkie spodenki - niedawno padało i zmiękczona gleba mogła trochę głębiej wciągnąć skrzynię. Nie kazałyśmy wam przynosić łopat, bo te narzędzia ukryłyśmy sprytnie w lesie.
- Świetnie - Pablo pokiwał głową z uznaniem - Ja zaś mam wykrywacz metalu, w razie czego.
- O, przyda się - pochwaliła Kasia - A teraz chodźmy, chciałabym to mieć za sobą.
- Ja też - odparł Teodor i cała dziesiątka zaczęła przechadzać się po lesie w kierunku, w którym podążały Julia, Iga i Kasia. Jakieś piętnaście metrów za nimi patrzył na nich, ukryty za krzakami, facet w drucianych okularach, korzystając z termowizjera. Po paru sekundach zdjął przyrząd z wysokości oczu, schował do płaszcza i zaczął po cichu iść za nimi.
- Dalej, dalej, idźcie... - wyszeptał mężczyzna, który już był pewny swojego zwycięstwa. Zobaczymy, czy się nie pomylił.
Tymczasem cała grupka szła w całkowitym milczeniu. Mieli wrażenie, że ziemia, po której chodzą, zaraz się rozerwie na pół, a drzewa, że wyciągną z ziemi swoje korzenie i zaplątają przechadzających się intruzów, lecz nic takiego nie nastąpiło, ponieważ nie było czego się bać w tym lesie. To tylko bujna wyobraźnia naszych bohaterów stwarzała takie obrazy. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że kilka kroków za nimi szedł pewien mężczyzna, który będzie chciał ich związać (a kto wie, co będzie chciał im zrobić?) i zabrać cały łup. Miejmy tylko nadzieję, że nie zrobi im poważnej krzywdy.
Ciekawa sprawa miała się co do samej osoby Czarnego Deszczu. Dlaczego oczekuje od swoich, nazwijmy to poddanych, że przyniosą dla niego całą skrzynię, wraz ze zawartością, skoro tak jak ten mężczyzna w drucianych okularach, mógłby sam ich śledzić i dotrzeć do skarbu? A wtedy miałby pewność, że nic z tej skrzyni nie zostanie zabrane? Może jest totalnym leniem i potrzebuje chłopców na posyłki? Nie, z pewnością nie jest to lenistwo...
W pewnym momencie Kasia, Julia i Iga przystanęły i gestem nakazały, by reszta się kawałek cofnęła. Julia zaczęła tupać nogą w ziemię, po czym Kasia i Iga zrobiły to samo. Po chwili natrafiły na coś twardego, ale to na pewno nie był kamień. Kasia podeszła do najbliższego krzaku i wyjeła zza niego... 3 łopaty. Podała obu dziewczynom i zaczęły kopać. Cała siódemka przyglądała się im w milczeniu i w wyczekiwaniu na odnalezienie skrzyni. Pablo wyjął ze swojego plecaka wykrywacz metalu, rozwinął rurkę na długość i włączył urządzenie. Przyłożył do miejsca, gdzie wiewióretki tupały nóżkami i od razu wykrywacz zaczął piszczeć. Mężczyzna w drucianych szkłach przyglądał się ich poczynaniom zza krzaka, jakieś dwadzieścia metrów od nich. Był bardzo ciekawy, czy to koniec poszukiwań. Pablo wyłączył urządzenie, wziął łopaty i zwrócił się do Alvina i Szymona:
- Pomóżcie mi.
I cała trójka kopała w ziemi. Odsuwali gródki ziemi na bok i tą operację powtórzyli może z dziesięć razy, gdy Szymon trafił w twardą powierzchnię. Zaraz zaczęli przesuwać ziemię i dostrzegli zarys drewna. Dziewczyny rzuciły się na pomoc, mimo prostestów chłopaków i po dwudziestu minutach kopania, odgarniania ziemi i wyciągania, mieli przed sobą niedużą, ale sporej wagi skrzynię. Szymon obejrzał ją ze wszystkich stron, opukał ją kilka razy i pokiwał głową z uznaniem.
- No, to drewno wytrzymałoby jeszcze ze sto lat.
- Naprawdę? - zapytała Iga.
- Oczywiście - Szymon oparł ręką o skrzynię - To stare, dobre drewno dębowe. Używa się go do dziś w produkcji beczek do przechowywania piwa.
Iga pokiwała głową z niemym podziwem.
- A jak ją otworzymy? - zapytał Teodor, otrzepując ręce.
- Czekajcie, zaraz coś znajdę - odparł Pablo i zaczął przeglądać zawartość swojego plecaka. Z pewnością znajdowały się narzędzia, których nie nosi zwykły uczeń. Było w nim: multitool, kilka płytek drukowanych, kable, klucz uniwersalny, przejściówki, laptop, śrubokręty i jakieś metalowe blaszki. Wszyscy patrzyli na tą zawartość ze zdziwieniem.
- No co? Nigdy nie wiadomo, kiedy co się przyda - odparł Pablo, wyciągając jedną z tych blaszek i zamknął plecak na zamek błyskawiczny. Przyłożył pod wieczko skrzyni i zaczął powoli w nią napierać.
- Chodzi o to - wyjaśniał informatyk, podważając wierzch skrzyni - żeby nie zdeformować ani nie zgiąć blaszki zbyt dużą siłą.
- Może ci pomóc? - zaoferował się Szymon.
- Dzięki, zaraz będzie po wszystkim.
Alvin i pozostali trzymali kciuki za otwarcie skrzyni, gdzie znajdowały się cenne monety z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Mężczyzna zza krzaka nie spuszczał z gromadki oczu, czekał na moment, kiedy skrzynia zostanie otwarta, by się wreszcie ujawnić i zabrać całą zawartość. Po pięciu minutach podważania, Pablo otworzył skrzynię. Wszyscy wskoczyli na nią, by zobaczyć błyszczące monety. Cała dziesiątka stała z otwartymi ustami, nie potrafili wydobyć z siebie słowa.
- Jakie lśniące... - odezwał się Szymon.
- Ile ich tu jest... - Alvinowi aż świeciły się oczka i pomyślał w tej chwili, że wygrał na loterii.
- Aż się wierzyć nie chce... - dodała Eleonora.
Mężczyzna w drucianych okularach już nie dbając o nic podszedł do grupy, ci jednak na jego widok szybko odskoczyli i cofnęli się kawałek. Iga pomyślała, że to już koniec marzeń o prawdziwych studiach i normalnym życiu. Facet wyglądał, jakby był wynajęty przez jakiegoś specjalnego agenta. Przybrał groźną minę i powiedział:
- A teraz sobie stąd grzecznie pójdziecie i nikomu nic nie powiecie, zrozumiano? - wycelował w nich małym pistoletem, co w rzeczywistości był paralizatorem, jakiego używają policjanci do ubezwładniania przestępców. Szybko ładował pieniądze do worka, wykonanego z materiału i co chwila spoglądał na wystraszoną gromadkę, czy nie planują jakichś sztuczek. Szymon postanowił to wykorzystać do negocjacji i chrząknął.
- A może się jakoś dogadamy? - zaczął, a reszta patrzyła na okularnika wielkimi oczami - Nie trzeba panu całego worka tych monet. Za jedną dostanie pan co najwyżej miliard.
Mężczyzna w tym momencie przestał ładować monety do worka i popatrzył na Szymona z zainteresowaniem.
- Miliard, mówisz?...
- Tak - przytaknął pewnie Szymon, choć sam nie był do końca pewny, czy to prawda - Przecież każde muzeum i instytucje badawcze dałyby ogromne sumy, choćby za jedną z tych monet...
Mężczyzna zastanowił się chwilę. Schował do kieszeni trzy monety i rzucił worek z monetami do skrzyni i odbiegając, rzucił:
- Bierzcie sobie te monety. Mnie już i tak tu nie ma.
Cała gromadka patrzyła jeszcze chwilę na biegnącego w las postać, która za chwilę zniknęła za drzewami. Potem wszyscy rzucili się na Szymona, by go wyściskać i wycałować za uratowanie życia. Najwięcej razy wycałowała go Żaneta, której nieśmiałość gdzieś chwilowo zniknęła. Szymon był już czerwony, jak kompot truskawkowy.
- Nie trzeba było - odpowiedział.
- W sumie, niewiele się pomyliłeś - odparł Pablo, przeglądając internet w swoim smartfonie - Uniwersytet Kalifornijski już dałby nawet dwa miliardy dolarów za te monety.
- Skąd masz internet w środku lasu? - zapytała Julia, unosząc brwi.
- Mam kupiony pakiet internetowy - uśmiechnął się Pablo i schował urządzenie do kieszeni w spodenkach. Reszta płci żeńskiej patrzyła na Pabla pytająco, a Alvin z Szymonem przewracali oczami i kręcili głowami. Pablo powiedział:
- No operator, u którego macie numer, może wam zaproponować usługę włączenia pakietu internetowego w telefonie za odpowiednią cenę. Jeśli już kupicie, to nawet, jak nie ma Wi-Fi w pobliżu, to możecie połączyć się z internetem przez sieć komórkową. A wtedy operator nie będzie wam naliczał opłat za transfer danych, bo będzie je ciągnął z waszego, zakupionego pakietu. Proste?
Teraz dziewczyny pokiwały głowami. Szymon pocierał brodę i powiedział:
- Ciekawe, jak my to przeniesiemy...
- Ej, ale weźmy sobie też te monety, zanim je oddamy - przypomniał Teodor, ciągnąc brata za rękaw bluzy. Szymon pokiwał głową i wszyscy wzięli sobie ustalone wcześniej po dwie monety. Potem Pablo zamknął skrzynię i stwierdził:
- I tak nie wiem, czym mamy to przetransportować.
- Może zadzwonimy po Gilberta i resztę? - zaproponowała Brittany.
- Tym razem lepiej nie... - pokręciła przecząco głową Żaneta - jeszcze oni by sobie wzięli po monecie i Czarny Deszcz się zorientuje, że coś ubyło tych monet.
- Żaneta ma rację - przytaknął Pablo i zaraz wszyscy poczuli jakby mroźmy wiatr, który zaczął wiać. Liście na ziemi zaczęły fruwać po całym lesie, a gałęzie drzew kołysać się i piszczeć, jak nienaoliwione zawiasy do drzwi. Za nimi zmaterializował się, nie wiadomo skąd, Czarny Deszcz. Wszyscy się wystraszyli i już mieli zacząć wrzeszczeć, gdy stwierdzili, że nie potrafią z siebie głosu wydobyć, jakby miał dokładnie w tym momencie się nie ujawniać. Czarna postać patrzyła na nich chwilę, prawdopodobnie krytycznym wzrokiem, potem przeniósł wzrok na monety (chociaż nie wiadomo, jak je widział przy zamkniętej skrzyni) i bez wstępów rzucił:
- I ZNOWU NIE WYKONALIŚCIE MOJEGO ZADANIA!
Jego głos był tak ostry, jak brzytwa i tak zachrypiała, jak u czarnoksiężnika. Już sama jego obecność mogła przyprawiać o dreszcze. Dziewczyny starały się nie trząść ze strachu, ale to było silniejsze od nich. Chłopaki przytulali wiewióretki i próbowali dodawać im otuchy, ale sami się go bali. Alvin popatrzył na mężczyznę groźnie i odpalił:
- A właśnie, że wykonaliśmy! Wszystkie monety są na miejscu!
- Zamknij pyszczek, szczurze lądowy! - ryknął tym razem donośniej Czarny Deszcz - Ostrzegałem was, żebyście wykonali moje zadania w stu procentach, ale wy wolicie iść na łatwiznę!
- A za co jesteśmy winni? - zapytał Pablo.
- ZA KRADZIEŻ!
I w tym momencie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Drzewa zdawały się poruszać, z liści zaczęły się formować dziwne kształty, a z nieba waliły pioruny jeden po drugim. Julia, Kasia i Iga już dawno nie widziały swojego zleceniodawcy i szybko pożałowały, że pomogły wiewiórkom w odnalezieniu tej skrzyni, ale co się stało, to się już nie odstanie. Cała dziewiątka wtulała się w Pablo, a ten starał się ich przysłonić od mocnego wiatru, który znienacka zaczął szaleć. Czarny Deszcz miał wyciągnięte ręce w górze i zaczął coś pomrukiwać w nieznanym języku, a potem, jak na komendę zniknął im z oczu, nie mówiąc im już o konsekwencjach nieposłuszeństwa. No cóż, te dziwne zjawiska można chyba zaliczyć do kary. Pablo, jak i pozostali zauważyli, że skrzynia zniknęła. Szybko sprawdzili swoje kieszenie i okazało się, że monety im nie zniknęły. Zaczęli po omacku poruszać się po tym ciemnym i nieprzyjemnym lesie, które nie dawno było spokojne i kolorowe. Wiatr huczał, jakby byli w górach, a gałęzie dosłownie zwalały się na ziemię. Tym razem trzeba było biec.
- Biegnijmy! - krzyknęła Kasia.
I wszyscy starali się biec jeden za drugim, by się nie zgubić, czy nie oberwać od spadających gałęzi drzew. Pioruny dalej strzelały, niebo się błyskało i jak na złość przyszła momentalnie wielka ulewa, przemaczając wszystkich do suchej nitki. Teraz poczuli, co to znaczy igrać z Czarnym Deszczem, co nazwa akurat pasowała do tej aury, ale wiedzieli, że musi być jakiś sposób na pokonanie go. W pewnym momencie Brittany potknęła się o wystający korzeń drzewa i wpadła do wielkiego błota.
- POMOCY! JA TONĘ! - zdążyła krzyknąć wiewióretka, kiedy błoto faktycznie ją wciągało na dno. Alvin odwrócił się i czym prędzej pobiegł w jej stronę, a za nim Pablo. Alvin wyłożył się na brzegu, ale złapał Brittany za obie łapki i zaczął ciągnąć.
- Nie bój się, wyciągnę cię stamtąd! - z wielkim wysiłkiem ciągnął Alvin, ale błoto było silniejsze, po czym zwrócił się do Pabla, który dobiegł do miejsca zdarzenia - Pomóż mi ją wyciągnąć!
Pablo bez słowa wyciągał wiewióretkę z błota. Reszta stała kilka metrów dalej i obserwowała poczynania chłopaków. Wkońcu Pablo wyciągnął Brittany z błota i trzymając ją w rękach, rzucił do Alvina:
- Biegniemy i to szybko!
Pablo, niosący Brittany na rękach razem z Alvinem dobiegli do reszty i wszyscy biegli, ile mieli sił w nogach. Wreszcie, po kilku minutach męczarni, wydostali się z lasu, gdzie już pogoda była całkiem inna. Usiedli na trawie po drugiej dtronie ulicy i odetchnęli z ulgą. Popatrzyli jeszcze na mroczny las, gdzie już nie było sensu wracać. Misja została zakończona i koniec. Cała grupka wyglądała w fatalnym stanie, byli cali mokrzy i ubrudzeni od błota. Mimo wszystko, wszyscy zaczęli się ściskać i gratulować sobie zwyciestwa. Kiedy skończyli, Alvin powiedział:
- Ciekawe, jak się wytłumaczymy Dave'owi...
- Awarią wychodka w lesie - skomentował Szymon i wszyscy zaczęli się śmiać. To była pasjonująca i niebezpieczna przygoda. Każdy doprowadził się do jakiego takiego stanu i cała grupka zmierzała w stronę domu Sevillów.
***
Kiedy dotarli wszyscy do domu, to Dave aż chcwycił się za głowę na ich widok.
- Co się z wami stało? - spytał przerażony - idźcie do łazienki się wykąpać. I to już!
- Dobrze Dave - odpowiedzieli wszyscy chórem i każdy zaczął się według ustalonej kolejności kąpać. Najwięcej czasu na kąpanie zajęło dziewczynom, także po dwóch godzinach wszyscy byli czyści i przebrani w nowe ciuchy. Dave popatrzył po wszystkich i oznajmił:
- No cóż, Iga, Kasia, Julia, Brittany, Żaneta, Eleonora i Pablo mogą tu zostać na noc, jeśli chcą.
- Dziękujemy! - odpowiedzieli wymienieni i zaraz wszyscy zaczęli opowiadać, jaką przeżyli przygodę. Dave po kilku sekundach milczenia, zapytał?
- Macie te monety?
- Jasne! - powiedział Alvin i za chwilę wrócił z monetą, którą zabrał ze skrzyni. Podał Dave'owi, a ten ją obejrzał i oddając powiedział:
- Farciarze. Tylko pieniądze, które otrzymamy, musimy na coś przeznaczyć.
- Coś wymyślimy - odparł Szymon i tak wszyscy spędzili miły i przyjemny wieczór. Przyjaciele zaczęli żarotwać z Davem, a Dave z nimi, a po dziesiątej trzeba było położyć się spać. Goście spali w pokojach na górze, więc problem łóżek był zażenany. Sam Dave poszedł do swojego pokoju, położył się i od razu zasnął. Ta przygoda wyczerpała wszystkich totalnie. Ciekawe tylko, co Czarny Deszcz znowu im wymyśli?