Miłego czytania :-)
ROZDZIAŁ XII: GOŚCIE CZ.1
Po wczorajszej wizycie u Igi, Julii i Kasi, chłopaki poczuli się nieco lepiej. Postanowili, że cokolwiek by się działo, postarają się nie zwracać na nic uwagi. I tak też zrobili. Następnego dnia w szkole zaczęła się lekcja wychowawcza z panią Julią Ortegą, więc wiewiórki mogły liczyć na chwilę luzu. Zanim uczniowie zaczęli swoje rozmowy, nauczycielka uniosła dłonie, by się nie odzywali, a skupili się na niej. Kiedy rozmowy ucichły, pani Ortega zaczęła mówić:
- Posłuchajcie, jest pewna sprawa. Za dwa tygodnie mamy Halloween, ale przez nasze roztargnienie zapomniałam wam powiedzieć, że nasza szkoła będzie gościła zagranicznych uczniów w ramach wymiany.
Uczniowie słuchali zainteresowani. Nareszcie się coś dzieje!
- A więc - kontynuowała nauczycielka - będą to uczniowie z Niemiec, Włoch i Polski. Czy ktoś z was zechciałby przyjąć do siebie jakiegoś gościa?
Zapadło chwilowe milczenie, po czym uniosły się tylko dłonie wiewiórek. Pani Ortega uśmiechnęła się, jakby się tego właśnie spodziewała.
- No dobrze, a z jakiego kraju chcecie?
- Ja z braćmi przyjmiemy jakiegoś Polaka, albo Polkę - odparł uradowany Alvin - Polska to fajny kraj.
- A my z siostrami przyjmiemy kogoś z Włoch - dodała Brittany, a siostry przytakiwały energicznie głowami.
- Doskonale! - zawołała pani wychowawczyni - zaraz was wpisuję na listę.
Do końca lekcji trwały ożywione dyskusje na temat zagranicznych gości.
***
Po wyjściu z klasy wiewiórki cały czas rozmawiały o tym, kogo i co będą robić z zagranicznymi rówieśnikami. Jedynie Pablo przysłuchiwał się wymianom zdań, ale nic nie mówił.
- Polacy są super! - zachwalał Alvin - zwłaszcza młodzi, bo działają aktywnie i są na ogół uśmiechnięci.
- Nie zawsze, ale to po części prawda - przyznał Szymon.
- Ale - Brittany machnęła łapką - My za to będziemy mieli prawdziwych Włochów! I będziemy nawet mówiły po włosku!
- A my co? - zapytał zdziwiony Alvin - My też się nauczymy nowego języka!
- A właśnie. Pablo, a ty czemu nikogo nie chcesz przyjąć? - zapytała Żaneta. Wszyscy skupili na nim wzrok. Matematyk westchnął i odpowiedział:
- Nie mam warunków do przyjęcia, a poza tym jestem zajęty całymi dniami.
- Aha - przytaknęły wiewióretki.
- Zaraz! - Alvina nagle olśniło - Przecież nie powiedziałeś nam, skąd pochodzisz!
- Właśnie, skąd przybyłeś do naszej szkoły? - podchwyciła Brittany.
Pablo chwilę patrzył na wiewiórki, po czym odparł:
- Z Polski.
Alvin, Szymon i Teodor otwarli pyszczki z niedowierzania. Wiewióretki natomiast były pod wrażeniem.
- I nic nam nie powiedziałeś?! - rzucił Alvin z pretensją.
- Nie zapytaliście o to - Pablo wzruszył ramionami.
- Nieważne - ucięła Brittany - Cieszymy się, że znasz płynnie angielski. Nauczysz nas później polskiego?
- Jasne - odparł Pablo, po czym odszedł w stronę sali informatycznej. Wiewiórki odprowadzały go wzrokiem, po czym wróciły do rozmowy. Pablo podszedł akurat do gablotki informacyjnej, która była wywieszona obok drzwi do pracowni komputerowej. W gablotce wisiała kartka o zgłoszeniu do najbliższej olimpiady przedmiotowej z matematyki. Możnało się jeszcze zapisać. Pablo pomyślał, że to i tak w ramach ćwiczeń, więc bez chwili namysłu, wpisał się na listę uczestników. Potem cofnął się i jeszcze raz przyjrzał się kartce - wszystko było, jak należy. Zadowolony, wszedł do sali komputerowej. Matematyka to jego specjalność. Nie zauważył natomiast, że naszego informatyka obserwowała pewna blondwłosa, z warkoczem dziewczyna, ubrana w krótkie dżinsowe spodenki i z białą koszulką, na której na środku miała ułożone z czerwonego, błyszczącego materiału serce. Podeszła do gabloty i przeczytała imię z ostatniej pozycji listy. "Pablo. A więc tak się nazywa" - pomyślała nieznajoma i odeszła w stronę swojej sali. Do sali informatycznej wiewiórki dołączyły po dzwonku, ale wiedziały, że nowy nauczyciel, Carl Heinsen, nie zrobi im za to burzy, bo bardzo je lubił. Po sprawdzeniu oboecności zrobili kilka ćwiczeń w Excelu, a potem Carl pozwolił uczniom do końca lekcji buszować po internecie.
***
Na długiej przerwie Pablo podszedł do gablotki zobaczyć, czy nie przybyło jakieś nazwisko na liście. Kiedy miał już odchodzić, prawie wpadł na dziewczynę, która go obserwowała przed informatyką. A właściwie - nieznajoma sama wykombinowała taką sytuację, by go poznać. Wydawał się jej godny zainteresowania.
- Oj, sorki - zaczął Pablo - Nie zauważyłem.
- Nic nie szkodzi, to ja przepraszam - uśmiechnęła się dziewczyna - Straszna niezdara ze mnie. Jestem Wiktoria - wyciągnęła rękę w jego stronę. Chłopak od razu ją uścisnął.
- Jestem Pablo, miło mi.
Oboje stali i uśmiechali się do siebie. Pablo był tak podekscytowany tym spotkaniem, że nie wiedział, co powiedzieć. Zauważył, że Wiktoria miała ten sam problem.
- Ja cię trochę znam - zaczęła Wiktoria - podobno jesteś najlepszym matematykiem w szkole.
- Nie przesadzaj... - próbował zaprzeczyć Pablo, ale koleżanka uniosła dłoń i uśmiechnęła się.
- Zaraz się przekonamy, czy przesadzam. Ile wynosi liczba pi?
- Trzy przecinek czternaście piętnaście dziewięćdziesiąt dwa sześćdziesiąt pięć... - odpowiadał Pablo, bez zająkania, ale Wiktoria znowu mu przerwała.
- Tangens z dwudziestu trzech?
- Zero przecinek cztery dwa cztery cztery siedem...
- A pochodna funkcji iks do potęgi m-tej?
- M razy iks do potęgi m minus jeden - odparł Pablo z uśmiechem. Wiktoria już go nie pytała dalej. Te trzy odpowiedzi jej wystarczyły. Teraz odezwał się Pablo:
- A właściwie to jak długo interesujesz się matematyką? Myślałem, że dziewczyny wolą rozmawiać o modzie, o chłopakach i takie tam.
- Jak widać, należę do takich, jak ty. Tak od małego - odparła Wiktoria - Ja wręcz uwielbiam matmę. Do tego lubię też fizykę i informatykę...
- To tak, jak ja! - ucieszył się okularnik i znów się jej przyglądał, ale szybko przestał, bo uznał, że to idiotycznie wygląda z jego strony. Zamiast tego, zapytał:
- Masz numer?
- Jasne! - uradowana dziewczyna podała informatykowi numer telefonu, a on podał jej swój. Po chwili zadzwonił dzwonek na W-F, ale Pablo nie przejął się tym wcale. Pożegnał się z Wiktorią machając ręką, a potem ruszył w stronę sali gimnastycznej. I znowu nie zauważył, że wiewiórki przyglądały się całej tej scenie. Ruszyły więc za nim. Kiedy do dogoniły, Alvin się odezwał:
- Widzę, że znalazłeś sobie jakąś fankę.
Pablo popatrzył na Alvina ze spokojem.
- Właściwie, to ona pierwsza zaczęła. Wpadła na mnie niechcący i tak się zapoznaliśmy.
- Niezła jest - Alvin trącił Pabla łokciem - Całkiem do wzięcia.
- Jeśli chodzi ci o walory fizyczne - zaczął poważnie Pablo - to sobie lepiej daruj. Ja w dziedzinie dziewczynoznawstwa jestem totalnym lamerem*.
- A chcesz mieć heyah na policzku?! - krzyknęła niespodziewanie Brittany. Alvin i Pablo odwrócili się w jej stronę, ale wiewióretka rzuciła:
- Ty nie Pablo, ale Alvin!
- A za co zaś? - mruknął Alvin, chowając ręce do kieszeni bluzy - Za to, że mówię, że ona mogłaby być jego dziewczyną?
- Ty i tak się nie znasz, więc już nic nie mów! - krzyknęła oburzona Brittany i pomaszerowała szybkim tempem do szatni przed salą gimnastyczną. Żaneta i Eleonora zdążyły posłać Alvinowi groźne spojrzenie i również powędrowały do szatni. Alvin westchnął i przypomniał sobie o gościach, których przyjmą. Przynajmniej będzie o czym gadać.
***
*Lamer - osoba niekompetentna w danej dziedzinie; tym mianem zazwyczaj określa się osoby, które nie posługują się biegle komputerami, internetem i technologią.
***
Następnego dnia po szkole Alvin, Szymon, Teodor, Brittany, Żaneta i Eleonora pojechali z Davem na lotnisko, by odebrać zagranicznych gości. Byli tak podekscytowani, że omało Alvin nie wyleciał przez opuszczoną szybę w oknie samochodu. Na szczęście Szymon złapał go za bluzę w ostatniej chwili.
- Zachowuj się - syknął na brata.
- Spoko luz, nie bądź taki drętwy! - odpalił Alvin i stracił już nim zainteresowanie. Szymon tylko pokręcił głową i usiadł na swoim miejscu.
- Chodzące bezkulturewie - mruknął cicho Szymon, a Żaneta obok zachichotała. Po półgodzinie dojechali na miejsce. Dotarli do hali, skąd pasażerowie wychodzili z odprawy i unieśli przygotowane wcześniej kartki z imionami do góry (otrzymali poprzedniego dnia po szkole). Właściwie dużo osób z ich szkoły będzie gościło zagranicznych rówieśników. Alvin zdążył dostrzec tylko Gilberta, który też trzymał kartkę z imieniem. Po chwili do Alvina i jego braci przyszło dwóch chłopaków. Jeden był wzrostu Pabla z ciemnymi włosami, ułożonymi starannie na głowie, z zieloną koszulką i krótkimi czarnymi spodenkami. Niósł małą walizkę. Drugi zaś był trochę niższym blondynem o chudej sylwetce i ubrany podobnie, jak kolega, tyle że koszulka miała kolor czerwony i czarne spodenki. Oboje byli uśmiechnięci.
- Cześć - zaczął ciemnowłosy - Jestem Kuba, a to mój kolega Emil. Będziemy wam przeszkadzać do Halloweenu*.
- Cześć, ja jestem Alvin - wiewiór wyciągnął w ich stronę rękę, po czym wskazał na braci - A to moi bracia: Szymon w okularach i Teodor.
Podali sobie ręce.
- Znamy was, bo u nas w Polsce się dużo o was mówi - powiedział Emil.
- To super! - przyznał Teodor.
- Chodźcie, poznacie naszego tatę, a zarazem kompozytora naszych piosenek - powiedział Szymon.
- Nie mów! - zachwycił się Kuba - Czy to Dave Seville?
Wiewiórki przytaknęły głowami. Szymon zauważył, że wiewióretki witały się z dwiema reprezentantkami Włoch. Kuba i Emil nie mogli w to uwierzyć - będą mieszkali tydzień u boku najsławniejszych gwiazd muzyki. Doszli do opiekuna, a Kuba z Emilem dalej byli w szoku.
- D-dzień dobry - wydukali jednocześnie.
- Witajcie - przywitał ich Dave przez podanie ręki - Miło nam was gościć.
- A nam jeszcze milej - przyznał Kuba, ale zaraz powiódł wzrokiem po wiewióretkach, które już śmiały się z Włoszkami - Czy to wiewióretki?
- Tak - odparł Alvin, nawet nie zaglądając w ich stronę. Trochę się obraził na Brittany, ale w głębi duszy wiedział, że źle postąpił.
- Chodźcie do samochodu. Do naszego domu jest kawałek drogi.
- Super - przytaknęli Kuba z Emilem i niosąc swoje walizki, doszli do samochodu. Schowali do bagażnika i usadowili się z tyłu. Wiewiórki wiedziały, że ich koleżanki z nimi nie pojadą. Po chwili Dave wsiadł do samochodu i wyjechali z lotniska.
***
*Normalnie wiewiórki i inni bohaterowie mówią po angielsku, ale w powieści jest to nieistotne. Przyjmijmy, że przybyli goście będą konserwowali w języku angielskim.
***
Dojechali do domu po czterdziestu minutach, gdyż po drodze były nie małe korki. Chłopcy wysiedli z samochodu i otworzyli usta z podziwu - właśnie znajdowali się przed domem Seville'ów, który był naprawdę piękny, mimo, że był położony na przedmieściach. Był pomalowany na biało, miał kilka okien i nieduży, ale ładny ogród. Zaraz przy domu znajdował się garaż, z którego Dave właśnie wyszedł.
- I co, podoba się wam? - zapytał chłopaków, a oni szybko pokiwali głowami. Weszli do środka i już nie próbowali pokazywać szoku - wszystko im się bardzo podobało, łącznie z garażem. Przenieśli swoje walizki do pokoju obok pokoju wiewiórek. Kiedy skończyli rozpakowywać zawartość, Emil oznajmił:
- Ten dom jest mega fajny. Koledzy mi nie uwierzą, jak im opowiem.
- Olej ich - machnął ręką Kuba, leżąc na swoim łóżku - Alvin i ferajna będą fajniejszymi kumplami, niż te marudzące brzeszczoty.
- Masz rację - przytaknął Emil i również się położył. Po kilku sekundach już drzemali. Ta podróż naprawdę ich wykończyła. Dopiero wieczorem zjedli kolację z Davem i wiewiórkami, a po tym to na serio chciało się im spać. To dobrze, bo następnego dnia zagraniczni uczniowie mieli przyjść do szkoły.
***
Następnego dnia Alvin, Szymon i Teodor rozmawiali i śmiali się z żartów Emila i Kuby. Widać, że się bardzo polubili. Brittany, Żaneta i Eleonora zaś rozmawiały z dwiema Włoszkami i widać było, że im tego bardzo brakowało. Nie zaglądały nawet na chłopaków. Gilbert rozmawiał zaś z Niemką, która nawet była ładna, o filmach. Jedynie Pablo siedział pod drzewem na przeciwko wejścia do szkoły i ich obserwował. Nie był obrażony, ani zły, po prostu uznał, że nie będzie im przeszkadzał. Po chwili, jak spod ziemi wyrosła Wiktoria i uśmiechnęła się do niego. Pablo odwzajemnił uśmiech.
- Co tu tak sam siedzisz? - zapytała, choć już znała odpowiedź.
- A tak sobie tu przesiaduję... - informatyk próbował ukryć zarumienienie, ale to nic z tego. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Pablo chciał coś powiedzieć, ale poczuł w tym momencie pustkę w głowie. Nie wiedział, o co ją zapytać. Fakt, była ładna, ale Pablo mógł tylko na nią patrzeć. Zrozumiał zaraz, że takie gapienie się oznacza frajerstwo. Wiktoria wyręczyła go i zapytała:
- Co robisz po szkole?
- Eee... - zaczął niezgrabnie Pablo, po czym się zreflektował - Szukam słabości w zabezpieczeniach sieci i konstruuję różne urządzenia elektroniczne. To mnie odstresowuje i pozwala uporządkować wiedzę. I oczywiście matematyka. A ty?
- To samo - pokiwała z uznaniem głową.
- Wybacz, że zapytam... - zaczął niepewnie Pablo - Ale czy jesteś odludkiem?
Pablo spodziewał się, że Wiktoria zmieni wyraz twarzy i zacznie po nim wrzeszczeć, lecz ku jemu zaskoczeniu, nic się takiego nie wydarzyło. Dziewczyna cały czas uśmiechała się.
- Można to tak nazwać. W tej szkole kujoni są traktowani, jak zło konieczne. A przecież jestem człowiekiem, jak każdy inny, tyle że mam swoje poglądy na pewne sprawy. To, że lubię naukę, to nie znaczy, że mam być z tego powodu ocięta od innych ludzi. Ale niestety tak jest...
- Miałem tak samo, dopóki nie spotkałem wiewiórek - odparł Pablo - I ciebie.
- Naprawdę? - zapytała Wiktoria, siadając obok niego - Kiedy pojawiłeś się w naszej szkole, to od razu wiedziałam, że muszę się z tobą zaznajomić. Ty jesteś inny, niż nawet najbardziej prześladowani kujoni. Ty załatwiasz wszystko mózgiem.
Pablo patrzył na Wiktorię zaskoczony.
- Skąd to wiesz? - zapytał.
- Potrafię określić charakter ludzi - wyjaśniła Wiktoria - I wtedy wiem, komu mogę zaufać, a od kogo lepiej trzymać się z daleka.
Pablo pokiwał głową ze szczerym uznaniem.
- Muszę iść, bo za chwilę jest dzwonek - oznajmiła, wstając. Pablo też wstał - Będziemy siedzieć w klasie cały czas, bo mamy jakieś testy.
- To powodzenia - powiedział Pablo i zapytał: - Aha, nie masz może ochoty wpaść dzisiaj do mnie? Może zbudowalibyśmy coś razem?
- Jasne. To do zobaczenia po ósmej lekcji przy wejściu do szkoły - odparła Wiktoria, pocałowała Pabla w policzek i pobiegła do szkoły. Ten stanął jak wryty. Dotknął lekko policzka i po raz pierwszy, odkąd się tu przeprowadził, uśmiechnął się szczerze. Bez pośpiechu wszedł do szkoły i poszedł do sali językowej.
***
Gdzieś po trzeciej lekcji dyrektor Jonathan Levy zorganizował apel szkolny z okazji przyjęcia zagranicznych uczniów. Szkolne korytarze były udekorowane różnymi serpentynami, jakimiś anglojęzycznymi powitaniami i innymi rzeczami. Tylko trzy klasy przyjmowały uczniów, więc to był również dla nich apel. Przeszli wszyscy do sali gimnastycznej. Kiedy wszyscy usadowili się na trybunach, dyrektor donośnie zaczął mówić:
- Witam najmocniej naszych zagranicznych gości, którzy się starali, aby tu dotrzeć. Jestem dyrektor Jonathan Levy i mam zaszczyt zarządzać tą placówką oświatową...
- On będzie nawijał o tej szkole przez parę minut - wyjaśnił kolegom Alvin - Więc, jak nie rozumiecie jakiegoś słowa, to się nie przejmujcie. On taki jest i tyle.
- Spoko - przytaknęli Kuba z Emilem. Monotonna wypowiedź dyrektora trwała jakieś dwadzieścia minut, po czym oznajmił:
- A teraz zapraszam na środek wszystkich zagranicznych gości - i odsunął się od mikrofonu. W sali trwało małe zamieszanie, ale wywołani goście zaczęli podchodzić na sam środek sali. W sumie zebrało się ich aż dwunastu. Dyrektor podszedł do pierwszego ucznia, który pochodził ze Szwecji i zaczął mu tłumaczyć, co mają robić. A chodziło o to, by opowiedzieli zebranym klasom o sobie. Szwed pokiwał głową, po czym zaczął przekazywać innym na ucho płynnie po angielsku:
- Opowiadajcie o sobie. Byle nie dużo, bo nie chce mi się tu stać.
Rówieśnicy pokiwali głowami. Ich miny również świadczyły o tym, że chcieliby jak najszybciej opuścić salę gimnastyczną, albo i w ogóle szkołę. Każdy z nich opowiadał po krótce o sobie i trwało to ponad dziesięć minut. Dyrektor i zebrani nauczyciele (nie wszyscy, bo niektórzy byli na testach) kiwali głowami, że rozumieją. Kiedy skończyli, dyrektor podszedł do nich i powiedział:
- Dziękuję wam, możecie z klasami wracać na lekcję.
Wyjście ze sali gimnastycznej okazało się sprawniejsze i szybsze, niż wchodzenie do niej. Dyrektor znowu westchnął z zawodu, kiedy został sam.
- Kiedy ja zacznę nie przynudzać... - i ze sromotną miną opuścił salę.
***
Na geografii pani Boston wykorzystała okazję, by zaprosić zagranicznych uczniów, żeby opowiedzieli o swoim kraju. Emil i Kuba wskazywały na dziewczyny (a te Włoszki to Sabina i Amadea), by poszły pierwsze. Niechętnie wstały, ale podeszły do tablicy, na której wisiała mapa Europy. Wyższa brunetka, Sabina, pokazała na mapie Włochy i zaczęła opowiadać:
- Włochy to kraj, z którego przybyłyśmy. Stolicą jest oczywiście Rzym - wskazała stolicę i mówiła dalej - W naszym kraju jest naprawdę cudownie, posiadamy jedną z najlepszych restauracji w Europie. Poza tym, warto zwiedzić kilka zabytków, jak Krzywa Wieża, albo Koloseum. Pogoda jest cały czas ładna, więc to by było chyba tyle...
Amadea tylko przytakiwała głową. Widocznie nie miała ochoty mówić. Albo się wstydziła.
- Dziękujemy Sabina - odparła pani Boston - A teraz zapraszam...
Nie musiała dokańczać, bo Polacy już skierowali się do tablicy. Przyjęli miny znanych profesjonalistów, którzy nie przyjechali na wymianę szkolną, a po to, by zaproponować pobyt w Polsce. Kuba uśmiechnął się i zaczął mówić:
- Ja i mój kolega Emil - wskazał kolegę obok - przyjechaliśmy z Polski - popukał trzy razy w narysowaną Polskę - To cudowny kraj. Tam żyje około trzydziestu ośmiu milionów Polaków. Stolicą jest Warszawa i stamtąd pochodzimy. Piękne miasto.
- O tak - przytaknął Emil - Jak będziecie kiedyś w Warszawie, to koniecznie zwiedźcie Pałac Kultury i Nauki - superowy jest stamtąd widok. Pogoda zmienna jest, więc niczego nie powiemy o zawartości cumulusów w ciągu dnia - klasa zachichotała, ale nauczycielka uciszyła ich sykiem - I naprawdę warto przyjechać.
Klasa mimo wszystko była zaciekawiona opowiadaniami rówieśników. To była może jedna z najciekawszych lekcji geografii w ciągu całego miesiąca. Nikt nie gadał, ani nie stroił głupich min w stronę geograficzki.
***
Po szkole chłopaki przyszli do domu i od razu zauważyli kartkę. Alvin wziął ją do ręki i pokazał reszcie, by przeczytała. To Dave zostawił im wiadomość. A było na niej napisane:
"Wybaczcie, ale mam pilne spotkanie z dyrektorem studia nagrań i wrócę późno. Obiad musicie sobie sami zrobić. Będę w domu prawdopodobnie o dwudziestej. Bądźcie grzeczni i nie wpuszczajcie obcych. Pozdrawiam - Dave."
- Czy musi nas traktować, jak dzieci? - zapytał zrezygnowany Alvin.
- Dba o nas - powiedział poważnym tonem Szymon, dając Alvinowi do zrozumienia, że temat zakończony - Chodźcie do kuchni, coś ugotujemy.
- Super! - ucieszyli się chłopcy z Polski - Chętnie wam pomożemy.
- Co trzy pary rąk, to nie jedna! - uśmiechnął się Szymon i wszyscy skierowali się do kuchni.
Kiedy wszyscy znaleźli się w kuchni, Teodor powiedział:
- Ale zostawmy coś Dave'owi. Ucieszy się.
Szymon przytaknął głową. Przynajmniej w Teodorze miał jakąś nadzieję. Alvin natomiast wziął Teodora i poszli grać na konsoli. Szymon przygotował składniki. Odwrócił się do Kuby i Emila i zapytał:
- Pomidorowa?
- Może być - i od tego momentu cała trójka zabrała się za gotowanie pysznej zupy pomidorowej. Przynajmniej zrobią Dave'owi niespodziankę.
***
Brittany, Żaneta i Eleonora rozmawiały zawzięcie z Sabiną i Amadeą o ciuchach. No tak, znowu były z nimi w galerii handlowej i właśnie przebywały w modnym sklepie z ciuchami. Wybór był ogromny. Dziewczyny przymierzały wszystko, co się dało. Włoszki były naprawdę zachwycone.
- Mogłabym tu siedzieć godzinami - powiedziała Amadea - Tyle tu markowych ciuchów.
- I nie takie drogie, jak u nas - przyznała Sabina.
- Przebierajcie się - odparła Brittany - ponieważ musicie poznać naszą kuchnię.
- Hamburgerów się już najadłyśmy - Sabina pokręciła głową. Brittany przewróciła oczami, wzięła Sabinę za rękę i poprowadziła ją do wyjścia. Siostry i Amadea dołączyły do nich przed wejściem do sklepu. Wiewióretka wskazała elegancką restaurację po przeciwnej stronie ulicy.
- Tam będziemy jeść. Ale nie hamburgery - przyznała Żaneta i cała piątka zaczęła się śmiać. Pomaszerowały do restauracji, a po dwóch godzinach szły spacerkiem w stronę domu wiewióretek. Były już padniętę tym chodzeniem. A na następny dzień miał być test z fizyki...
***
W domu Pabla też trwała przyjemna atmosfera. Właśnie razem z Wiktorią skończyli lutować elektroniczne elementy na płytce drukowanej. Kiedy odłożyli narzędzia, Pablo pokiwał głową z uznaniem.
- Nie wiedziałem, że umiesz lutować.
- Lutowanie jest proste - odparła uśmiechnięta Wiktoria - A co to będzie?
- Płyta główna all-in-one - powiedział dumnie Pablo i oboje się zaśmiali. Pablo był pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. Potrafiła posługiwać się elektroniką, matematyką i fizyką. Z informatyki tylko umie wykonywać pewne rzeczy na komputerze, zaś w dziedzinie internetu i programowania prym wiódł Pablo. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, po czym dziewczyna spojrzała na zegarek - dochodziła dziewiętnasta i trzeba było się zbierać.
- Muszę iść. Rodzice będą się o mnie martwić.
- Odprowadzić cię? - zapytał informatyk.
- Nie trzeba. To do jutra - Wiktoria pożegnała kolegę całusem w policzek, po czym powędrowała alejką w stronę centrum. Pablo chwilę odprowadzał ją wzrokiem, potem uśmiechnął się i powiedział:
- Ależ ja mam szczęście...
I wszedł do domu, by posprzątać stanowisko pracy i iść do łóżka.
Dalsza część przygód wiewiórek i ich zagranicznych gości już za niedługo. Bądźcie cierpliwi :)